0:00
0:00

0:00

Marian Banaś to nowy szef Najwyższej Izby Kontroli, Sejm zgodził się na jego nominację 30 sierpnia 2019 roku. Wcześniej - od 2015 roku był wiceministrem, a następnie ministrem finasów w rządzie PiS. Podlegający mu wtedy celnicy zainteresowali się jego oświadczeniem majątkowym.

Na swoich forach internetowych przekonywali, że oświadczenia były wypełniane nieprecyzyjnie. Zwrócili uwagę m.in. na kamienicę Banasia w Krakowie, która - jak wynikało z oświadczenia za 2016 rok - miała zostać sprzedana, jednak do sprzedaży wówczas nie doszło.

Jak pisze portal tvn24.pl, nieoficjalnie wiadomo, że to właśnie celnicy powiadomili o sprawie CBA, które zgodnie z prawem kontroluje oświadczenia majątkowe urzędników i polityków. Kontrola wszczęta w listopadzie 2018 roku była przedłużana i trwa nadal. Nie zważając na to, PiS przegłosował kandydaturę Banasia na szefa NIK.

Z oświadczenia majątkowego wynikało, że Banaś ma:

  • dwa domy (o powierzchni 200 m kw. i 50 m kw),
  • trzy mieszkania (76 m kw., 71 m kw. i 40 m kw.)
  • grunty rolne
  • i kamienicę o powierzchni 400 m kw.

Dwa mieszkania i kamienicę wynajmuje. Według oświadczenia, w ciągu roku na wynajmie zarobił 65 tys. zł, czyli średnio nieco ponad 5 tys. zł miesięcznie. Już samo to jest zastanawiające - ceny najmu w Krakowie nie należą bowiem do najniższych.

Przeczytaj także:

Pokoje na godziny

Dziennikarze "Superwizjera" TVN sprawdzili, co dzieje się w kamienicy Banasia, w krakowskiej dzielnicy Podgórze.

Okazało się, że działa tam niewielki pensjonat. Oferuje pokoje na godziny. Klientami takich miejsc są najczęściej niewierni małżonkowie lub klienci korzystający z usług prostytutek.

Dziennikarze odwiedzili pensjonat, udając klientów. Wynajęli pokój na jedną godzinę. Zapłacili 60 zł. Recepcjonistka nie prosiła ich o dokumenty, które potrzebne są zwykle do zameldowania się w hotelu; nie wydała im też paragonu za usługę hotelową.

Niedługo potem reporterzy TVN wrócili do pensjonatu. Na recepcji zastali dobrze zbudowanego mężczyznę. obwieszonego złotą biżuterią. Gdy przyszli, liczył pieniądze. Dziennikarze pytali go o sprzedaż kamienicy, do której miało dojść, a nie doszło.

Mężczyzna na pytania zareagował nerwowo: najpierw kazał reporterowi wyjść, później groził już, że go wyrzuci. W pewnym momencie wpada na pomysł, by zadzwonić - jak twierdził - do samego Mariana Banasia:

"No cześć. Jaki facet przyszedł, upierdliwy, z telewizji. Nie życzysz sobie z nim rozmawiać? Dzwoni i zawraca gitarę. No" - mówi do telefonu.

Po rozmowie żegna dziennikarza i zatrzaskuje drzwi.

Według ustaleń "Superwizjera", łysym recepcjonistą był jeden z braci K. To znani w Krakowie przestępcy zajmujący się prowadzeniem agencji towarzyskich. W 2005 roku brali udział w krwawych porachunkach sutenerów, w których ranny został policjant. Za udział w pobiciu bracia K. zostali prawomocnie skazani przez krakowski sąd.

Jak informuje "Gazeta Wyborcza" gdy obecny szef NIK w 2016 roku zawierał przedwstępną umowę sprzedaży kamienicy, kupującym miał być Dawid O., wtedy 26-latek, prywatnie pasierb brata łysego mężczyzny z recepcji. Do transakcji nie doszło, ale firma pasierba i braci K. prowadzi biznes w kamienicy, z której dochody czerpie (a w każdym razie czerpał do niedawna) Banaś.

Oświadczenie pod lupą

Dziennikarze sprawdzili księgę wieczystą kamienicy. Okazało się, że w 2016 roku stała się ona zabezpieczeniem spłaty kredytu bankowego. Wartość hipoteki to ponad 2,6 mln zł.

Kredytodawcą był kontrolowany przez państwo Bank Ochrony Środowiska. A kredytobiorcą firma, której współwłaścicielem jest syn prezesa NIK - Jakub Banaś. Po dojściu PiS do władzy młody Banaś dostaje kolejne posady w spółkach z udziałem skarbu państwa. Obecnie jest dyrektorem, pełnomocnikiem zarządu w "zrepolonizowanym" za rządów PiS Banku Pekao SA.

Okazuje się, że po biurze firmy Banasia juniora, które miało mieścić się w Krakowie, nie ma nawet śladu. Od przedstawicielki firmy dziennikarze TVN usłyszeli, że przenosi się ona do Warszawy, ale "organizacja biura nie jest priorytetem". Jakub Banaś nie odpowiedział dziennikarzom, na co firma wzięła tak duży kredyt.

Co więcej, jak wskazuje TVN, w oświadczeniu majątkowym obecnego szefa NIK nie ma mowy o zabezpieczeniu na hipotece jego kamienicy. A zgodnie z prawem, powinny w nim zostać wymienione wszystkie zobowiązania finansowe.

Banaś: Manipulacja i szkalowanie

Marian Banaś nie chciał rozmawiać z dziennikarzami TVN. Uciekał przed kamerą reporterów "Superwizjera". Wieczorem, niedługo po emisji materiału, przesłał swoje oświadczenie portalowi Money.pl:

"Łączenie mojej osoby z działalnością przedstawioną w materiale red. Kittela [autora materiału - przyp.] jest oszczerstwem i pomówieniem. Nie zarządzałem pokazanym w materiale hotelem. Byłem właścicielem budynku, który na podstawie umowy zawartej zgodnie z prawem wynająłem innej osobie. Osoba ta prowadziła tam działalność hotelową. Obecnie nie jestem właścicielem tej nieruchomości" - pisze Marian Banaś.

I dodaje: "Materiał odbieram jako próbę manipulacji, szkalowania i podważania dobrego imienia nie tylko mojej osoby, ale również kierowanych przeze mnie instytucji. W związku z nieprawdziwymi informacjami skieruję sprawę na drogę sądową".

Tyle, że autorzy reportażu "Superwizjera" nie zarzucali Banasiowi, że "zarządzał hotelem".

A - jak sprawdziliśmy już po emisji materiału - w elektronicznej księdze wieczystej prezes NIK nadal wpisany jest jako właściciel kamienicy i nadal nie została wykreślona hipoteka związana z kredytem dla firmy jego syna.

W dziale "własność" wpisana została tylko wzmianka z 20 sierpnia 2019 wskazująca na to, że wpis dotyczący właściciela ulegnie zmianie.

"Pancerny Marian" – zaufany człowiek PiS

"To twardziel. Człowiek z Piekielnika koło Nowego Targu. Tacy się nie rozczulają nad sobą, podejmują szybko decyzje i się ich trzymają. Swoją wolę egzekwują z całą mocą i jeśli są do czegoś przekonani, to chcą to zrealizować" - mówił niedawno "Dziennikowi Gazecie Prawnej" wieloletni znajomy Banasia.

W PiS Banaś jest nazywany "pancernym Marianem", bo ma czarny pas w karate, a w PRL siedział dwa lata w więzieniu za działalność w "Solidarności". Jest też członkiem katolickiej organizacji Opus Dei.

Podczas sejmowego głosowania w sprawie powołania szefa NIK, wygrał (bez zaskoczenia) z kandydatem opozycji na to stanowisko, Borysem Budką. Na stanowisku prezesa Najwyższej Izby Kontroli zastąpił Krzysztofa Kwiatkowskiego, którego kadencja upływała 27 sierpnia (Kwiatkowski złożył rezygnację 19 sierpnia, ponieważ postanowił startować w wyborach parlamentarnych).

Banaś już w przeszłości pracował w NIK-u. Został kontrolerem w 1992 roku i był z nią związany do 2015 roku. Z przerwą za pierwszych rządów PiS, w latach 2005-2007, kiedy to został wiceministrem finansów i szefem Służby Celnej.

Kiedy w 2015 roku PiS zdobył władzę po raz drugi, Banasia powołano znów na wiceszefa resortu finansów. W 2016 został pierwszym szefem Krajowej Administracji Skarbowej powstałej po połączeniu służb podatkowych, skarbowych i celnych.

W czerwcu dostał tekę ministra finansów. Zastąpił na tym stanowisku Teresę Czerwińską, która - według nieoficjalnych doniesień - nie chciała podpisywać się pod nowymi obietnicami socjalnymi PiS.

Jak pisał portal Money.pl, powołując się na swoje źródło, po wpadce z tzw. techniczną minister finansów nie można było już eksperymentować. Tekę musiał dostać ktoś zaufany, kto miesiąc przed wyborami nie powie, że może zabraknąć pieniędzy na obietnice PiS.

Banaś to zaufany człowiek Kaczyńskiego, członek "starej gwardii" PiS. W latach 90. doradzał Antoniemu Macierewiczowi, gdy ten był szefem MSW.

;
Na zdjęciu Sebastian Klauziński
Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze