0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adrianna Bochenek / Agencja Wyborcza.plAdrianna Bochenek / ...

Cały świat wytwarza w tej chwili tysiące, miliony słów oburzenia wobec agresji Władimira Władimirowicza Putina, wsparcia i solidarności z Ukrainą, bezradnych słów.

Właściwie po co? Czy tylko po to, by zamazywać nasze poczucie bezsilności? By poprawić sobie nastrój? Może także uciszyć poczucie winy, bo przecież Ukraina była po Euromajdanie 2014 (rewolucji godności) osamotniona, świat przełknął zabranie jej Krymu i wojnę w Donbasie. Sami sobie winni - mówiliśmy, duży kraj z wielkim, zmarnowanym potencjałem. I czasem z sympatią, a czasem z perfidią silniejszego korzystaliśmy z ich pracy.

A jednak - jako człowiek w latach - wiem, że nasze słowa i nasze gesty (manifestacje uliczne, apele, media społecznościowe) mają znaczenie.

Dlatego, że słyszą je Ukraińcy i Ukrainki.

Słuchają ich także w samochodowych radiach kijowianie, którzy godzinami czekają na wyjazd z miasta. Wyobrażam sobie ich zdenerwowanie: kiedy uda się przebić przez korki, jak zdobyć paliwo, czy Rosjanie - w ramach niszczenia infrastruktury - nie ostrzelają dwóch głównych dróg na zachód - szosy E373 i drogi przez Żytomir do Lwowa i dalej na granicę z Polską.

Pamiętam, jak w dramatycznych chwilach polskiej historii - choć nie tak strasznych! - w Marcu 1968, Grudniu 1970, Grudniu 1981 (do Października 1956 roku sięgam tylko pamięcią dziecka) - wyłapywaliśmy każde słowo z trzeszczących radioodbiorników. I z jakim przekonaniem pisaliśmy nasze teksty w podziemnym tygodniku "Mazowsze" (1982-1989). Słowa to siła bezsilnych. I pociecha bezsilnych (jak kondolencje na pogrzebie bliskiej osoby).

Teraz też w OKO.press mamy ten komfort dziennikarskiego zawodu, że możemy - od środka nocy - przynajmniej opisywać to, co się dzieje.

Przeczytaj także:

***

Wyjazd z Kijowa mam w oczach. Wielopasmowe jezdnie o dobrej, równej nawierzchni pamiętam specyficzną pamięcią biegacza, bo 21 listopada 2014 roku, w pierwszą rocznicę Euromajdanu, który dał Ukrainie wolność, w ramach gestu solidarności organizowałem Bieg na Majdan* (czytaj tutaj, zobacz relację TVP Info). W piątkowe południe 21 listopada wbiegliśmy grupą 1o dziennikarek i 18 dziennikarzy (w tym słowacki pisarz i dziennikarz Milan M. Simecka) w pełnym słońcu, szerokimi bulwarami, do centrum Kijowa. Wisiały wszędzie narodowe flagi, choć nastrój był daleki od euforii. Trzymał mróz.

80 godzin wcześniej na starcie nocą w Warszawie żegnał nas - a nawet kawałek pobiegł - ambasador Ukrainy, ten sam Andrij Deszczyca, który dzisiaj łamiącym się głosem zapowiada, że "będziemy bronić Ukrainy". I prosi o pomoc, nie oczekując cudów, konkretnie: sankcje, wsparcie humanitarne, przyjmowanie uchodźców.

Mam też w oczach prostą jak strzelił szosę E373 (M07) od granicy w Dorohusku do Kijowa, przecinającą ukraiński step. Nigdzie na świecie nie widziałem tak prostej drogi, dosłownie bez jednego zakrętu. Wybierze ją pewnie wiele kijowianek i kijowian, chcąc się za wszelką cenę wydostać się na Zachód. Niestety, nie jest autostradą, dwa pasy plus szerokie pobocza.

Kiedy biegliśmy było zupełnie cicho i pusto, nawet w nocy jasno od księżyca, szron zamarzał na krzakach. Od czasu do czasu trafiał się betonowy przystanek autobusowy. Jeden z nich zdobiło jakże aktualne hasło "Putin chujło".

Nasi ukraińscy, słowiańscy bracia i siostry uciekają tą drogą w przeciwną stronę, byle dalej od wojny, zerkając na wskaźniki paliwa. Jak ich przyjmiemy? Czy zdamy egzamin?

***

Nie chciało się wierzyć w te ostrzeżenia, zawsze jest nadzieja, że najgorsze się nie wydarzy, zwłaszcza że Biden ostrzegał raz i drugi, i trzeci, siódmy, ósmy - aż się wydawało, że to tylko dyplomatyczna gra, że Putin też się bawi żołnierzykami, ale nie zacznie mordować ludzi.

Aleksander Kwaśniewski w pesymistycznym wywiadzie dla OKO.press, jednocześnie nas pocieszał, że "Putin przedstawia Ukrainę jako nie całkiem kraj, a Ukraińców jako takich młodszych Rosjan. Ale to ma drugą stronę, ewentualna wojna byłaby braterską wojną. Strzelać do Ukraińców? To dla wielu Rosjan coś trudnego do wyobrażenia". Ale propaganda w służbie "wielkiej Rosji" potrafi poradzić sobie z takim brakiem logiki. Propaganda z tego żyje, ona nie zna granic.

Aż strach pomyśleć, że teraz, gdy wojna już wybuchła, nie potrafimy sobie nawet wyobrazić jej rozszerzenia i bezpośredniego zagrożenia dla Polski. Jesteśmy w NATO, wiadomo. Ale może nie starcza nam wyobraźni?

Bo nie sposób wyobrazić sobie, że świat w jakim żyjemy, zostaje zmieciony z powierzchni ziemi i zaczniemy walczyć o życie w ruinach.

***

A przecież już dawno nie żyjemy w bezpiecznym, przyjaznym świecie.

Po wejściu Polski do Unii (1 maja 2004, jakby ktoś zapomniał) pamiętam, jak rozmawialiśmy z żoną o przyszłości z nastoletnimi synami i oni narzekali, że nie będą mieli tak ciekawej biografii jak my. Wydawało się, że historia się wyciszyła i zbanalizowała (a nawet umarła).

Potoczyło się szybko. Atak na Wieże w Nowym Jorku, II wojna w Zatoce, Afganistan... to jeszcze było daleko. Potem odkryliśmy w Polsce, z pewnym opóźnieniem, że stajemy wobec kryzysu globu, który ma dość naszej eksploatacji i zaczyna umierać. Potem przeżyliśmy systematyczny zamach na demokrację , bo polskie władze wybrane w 2015 i 2019 roku dołączyły do czołówki prawicowych autokratów świata. Potem nadeszła pandemia. Ledwie trochę ucichła, mamy Ukrainę i wojnę u polskich granic.

Młodzi już nie mają powodu, by narzekać na historię. Może to nawet ja zdążę jeszcze im pozazdrościć?

***

Mam dyskomfort słuchając kwiecistych oracji proukraińskich prezydenta Dudy, a wkrótce zapewne i premiera Morawieckiego (ile miejsca poświęci winie Tuska?). Podobnie dziwnie się czuję oglądając relacje TVP Info, które nagle zaczęły przypominać telewizję informacyjną.

Ale spokojnie, rzuciłem teraz okiem i widzę: "Szokująca postawa Tuska w obliczu wojny. Żenada. Działanie w interesie Putina”. Czyli wszystko gra, tym samym fałszem co zawsze.

Krytyczna wobec PiS opinia publiczna musi z jednej strony docenić, popierać deklaracje i działania w obronie Ukrainy oraz jej obywateli i obywatelek, ale zachować przy tym krytycyzm zwłaszcza wobec przygotowań do przyjęcia uchodźców. Doświadczenia z polsko-białoruskiej granicy hańby i ośrodków hańby (dla uchodźców i migrantów) są zbyt świeże. To oczywiście inna sytuacja, inna, ale do pewnego stopnia podobna - i tu, i tu ludzie uciekają przed wojną, po bezpieczeństwo, do wolności.

Trzeba mieć nadzieję, że rząd zorganizuje sprawną akcję pomocy uchodźcom, wykorzystując potencjał władz lokalnych i inicjatyw społecznych. To może jednak przekraczać centralistyczną mentalność tej ekipy. Będziemy o tym pisać z zachowaniem stosownego krytycyzmu.

Może kogoś to zirytuje, ale przestrzegam też przed pojednaniem ponad podziałami w obliczu rosyjskiej agresji. Zryw patriotyczny i odruch, by wszyscy razem mości panie i panowie, nie może zacierać politycznych realiów.

Prof. Ewa Łętowska, którą poprosiłem - jak zawsze, gdy dzieje się coś ważnego - o komentarz dla OKO.press, mówi, żeby strzec się zbyt głośnych okrzyków i że w obliczu tego, co dzieje się na naszych oczach 80 lat po wojnie (tak dawno i tak niedawno zarazem) należałoby mówić szeptem.

("Unikać głośnych i napastliwych, są udręką ducha").

***

Trzeba szczególnie uważać na to, co władze mogą dalej zrobić - pod osłoną zgiełku wojennego - z polską demokracją i praworządnością. Wojna zawsze pomaga rządzącym, może poprawić ich spadające notowania, co zachęci do działań jeszcze bardziej bezczelnych. Ostatnie wystąpienia premiera Morawieckiego na temat Polskiego Ładu i epidemii mogą być zwiastunem braku hamulców.

Zwłaszcza, że także Bruksela może teraz obniżyć priorytet dla obrony praworządności w Polsce. Chcielibyśmy, by Europa widząc zagrożenie stojące przed Polską i oczekując stanowczej odpowiedzi władz i społeczeństwa wobec rosyjskiej agresji, a nawet doceniając tu polskie doświadczenie historyczne, nie uznała, że mniejsza teraz o takie szczegóły jak Izba Dyscyplinarna, reforma sądów powszechnych, prawa LGBT, represje wobec społeczeństwa obywatelskiego czy zamach na samodzielność szkół.

Może - oby nie - czas pokaże, że to wszystko faktycznie nie ma znaczenia, ale na razie budynek Polska jeszcze stoi, jeszcze bijemy się o to, jak go urządzić, czy raczej jak go obronić przed dewastacją.

***

Kiedy rozmawiam z moją mamą (rocznik 1932), która we wrześniu 1939 roku ze swoją mamą i rodzeństwem uciekała przez Niemcami na wschód, tylko załamuje ręce.

* pomysł Kamila Dąbrowy, wtedy szefa Jedynki Polskiego Radia, wtedy publicznego.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze