0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Morawiecki wypowiadał się w środę 23 lutego na konferencji prasowej poświęconej zniesieniu obostrzeń covidowych. W związku ze spadającą wciąż liczbą zakażeń, hospitalizacji i liczby osób wymagających respiratora rząd ogłosił zniesienie większości restrykcji od 1 marca.

W mocy pozostaje tylko:

  • izolacja osoby zakażonej i kwarantanna dla domowników (skrócone do 7 dni);
  • kwarantanna przy wjeździe do Polski (dla osób nie posiadających Unijnego Certyfikatu COVID albo negatywnego wyniku testu);
  • obowiązek noszenia maseczek w zamkniętych przestrzeniach publicznych, w tym w środkach transportu.

Rzeczywiście 5. fala bardzo wyraźnie opada.

Widać też, że odsetek osób wymagających hospitalizacji jest w tej fali wielokrotnie niższy w stosunku do zakażeń niż w poprzednich.

Zmniejszyła się zwłaszcza liczba osób wymagających wentylacji mechanicznej - to skutek tego, że omikron gorzej radzi sobie z atakowaniem płuc chorego.

Wciąż jednak, choć fala opada, utrzymuje się wysoka liczba śmierci z powodu COVID-19. W środę ministerstwo zdrowia poinformowało o 360 kolejnych zmarłych.

Jak wyliczył społeczny analityk Łukasz Pietrzak, w ciągu pierwszych 7 tygodni 2022 roku odnotowano o 12,8 tys. zgonów powyżej średniej z ostatnich lat.

View post on Twitter

Jeśli zaś spojrzeć na statystyki Eurostatu za cały okres pandemii, to sytuacja Polski przedstawia się bardzo źle - pod względem przyrostu nadmiarowych zgonów gorzej było tylko w Bułgarii.

I właśnie o to, dlaczego w Polsce umiera tak dużo ludzi, został zapytany premier. Najpierw na pytanie odpowiedział jednak minister zdrowia Adam Niedzielski, tłumacząc, że w porównaniu z krajami Europy Zachodniej gorzej dbamy o własne zdrowie. To prawda - jesteśmy też społeczeństwem bardziej schorowanym, o krótszej przewidywanej długości życia.

Przeczytaj także:

Morawiecki tymczasem stwierdził: „W Polsce, w przeciwieństwie do Francji, Hiszpanii, Włoch, Holandii - bardzo bogatych krajów Zachodu – nigdy nie dochodziło do tego, żeby dokonywać selekcji ludzi, triażu." Jego zdaniem w tamtych krajach „dzielono pacjentów na tych, których można położyć na łóżku, i na tych, którym dawano morfinę lub inne środki. Wiemy, co się potem działo z tymi pacjentami."

„Zrobiliśmy wszystko, żeby ilość łóżek była tak duża, żeby człowiek zawsze mógł zostać położony w szpitalu" - zakończył premier.

W Polsce, w przeciwieństwie do Francji, Hiszpanii, Włoch, Holandii - bardzo bogatych krajów Zachodu – nigdy nie dochodziło do tego, żeby dokonywać selekcji ludzi, triażu

konferencja prasowa ,23 lutego 2022

Sprawdziliśmy

Jesienią 2020 zabrakło łóżek i respiratorów, więc lekarze musieli dokonywać takich wyborów. Poza tym tysiącom ludzi nie udało się dotrzeć na czas do szpitala

Morawiecki uderzył w znaną sobie propagandową strunę - portal poufnarozmowa.com opublikował wymianę mailową z maja 2020 roku, w której wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński doradza mu wykorzystanie kontrowersji związanej z zarzutami o podawanie morfiny chorym na COVID-19 w szwedzkich domach opieki zamiast leczenia.

„Wszystko, co jest ofensywne, powinniśmy teraz wykorzystywać. Musimy znajdować tematy i występować ostro z kontrnatarcia" - odpowiada mu premier.

W listopadzie 2020 roku w wywiadzie dla „Gazety Polskiej" Morawiecki mówił o podawaniu morfiny covidowym pacjentom. Gazeta opatrzyła rozmowę okładkowym tytułem „Wolimy ratować, gdy inni potrafili tylko usypiać”.

Rzeczywiście nadmierne podawanie w 1. fali koronawirusa osobom u schyłku życia przebywającym w szwedzkich domach opieki tzw. koktajlu paliatywnego - czyli mieszanki leków umożliwiających odchodzenie bez cierpień - było obiektem kontrowersji. Specjalna inspekcja ustaliła, że tylko w 6 proc. przypadków pacjenci z COVID-19 byli badani przez lekarza, a w jednej piątej przypadków lekarz w ogóle nie opiniował stanu pacjenta.

Częściowo winę za ten stan rzeczy ponosi zbyt optymistyczna strategia szwedzkich władz sanitarnych w 1. fali pandemii. W odróżnieniu od innych krajów Europy Szwecja nie wprowadziła lockdownu, pozwalając wirusowi krążyć. Ofiarami tej strategii padli przede wszystkim pacjenci domów opieki, którzy w 1. fali stanowili połowę zmarłych.

Inspektorzy doszli jednak do wniosku, że mimo panującego chaosu personel powinien bardziej aktywnie starać się leczyć chorych.

Od tej pory Szwecja znacząco poprawiła standardy w domach opieki, a także tak prowadziła dalszą strategię walki z pandemią, żeby uniknąć niepotrzebnych śmierci. I w roku 2021 nadmiarowe zgony były tam minimalne.

Nie było tam jednak mowy o triażu - czyli w rozumieniu Morawieckiego chyba selekcjonowaniu pacjentów z COVID-19 na tych, którym można pomóc, i „spisanych na straty" z powodu tego, że są starzy, a nie dla wszystkich starczy miejsc w szpitalach.

Zarzut dotyczył raczej panującego przekonania, że COVID-19 w przypadku pacjentów domów opieki jest w zasadzie chorobą śmiertelną, w związku z tym należy złagodzić cierpienie chorych zamiast uporczywie ich ratować.

Obawy, że będą pomijani w kolejce do respiratorów, pojawiły się również wśród starszych osób w Holandii - interpelację w tej sprawie złożyła partia seniorów 50+. Minister zdrowia zdementował jednak te pogłoski. Inna sprawa, że holenderscy lekarze wprost pytali pacjentów, czy zgodzą się na intubowanie - w tym pragmatycznym społeczeństwie eutanazja jest legalna już od 20 lat, a w rozważaniach o odchodzeniu bierze się poważnie pod uwagę jakość tych ostatnich dni.

Gdzie naprawdę musiano wybierać?

Podczas 1. fali przed trudnym wyborem - kogo ratować w pierwszej kolejności - stawali jednak lekarze w najbardziej dotkniętych epidemią krajach Zachodniej Europy. Wszyscy pamiętamy dramatyczne sceny z włoskiego Bergamo, czy szpitale tymczasowe w obiektach targowych w Hiszpanii. Tamtejsi lekarze nie mieli wyjścia - brakowało personelu, łóżek, respiratorów.

Przed takim wyborem stawali i polscy lekarze.

Jeśli spojrzą państwo jeszcze raz na wykresy pokazujące hospitalizacje i pacjentów pod respiratorem, to widać, że w 2. fali koronawirusa jesienią 2020 roku, brakuje im szczytu. Zwłaszcza w przypadku respiratorów wygląda to, jakby ktoś odciął wykresowi czubek - przez pewien czas linia idzie poziomo. Nie widać zaś podobnego zjawiska w przypadku zakażeń i zgonów.

Jesienią 2020 roku zabrakło dla chorych na COVID-19 miejsc w szpitalach i na intensywnej terapii. Nie jest więc tak, że rząd zawsze zdołał zadbać o wystarczającą liczbę łóżek i respiratorów - podczas 2. fali obudził się z ręką w nocniku, przewidując jej stosunkowo łagodne przejście.

Media donosiły wtedy o kolejkach karetek czekających na SOR-ach, o pacjentach wożonych nawet kilkadziesiąt kilometrów.

Rozmiary tragedii, która nastąpiła wtedy z powodu załamania się systemu ochrony zdrowia, pokazują dane z Rocznika Demograficznego: w stosunku do 2019 roku w szpitalach zmarło o 20 155 osób więcej. W domach: 42 926 osób więcej.

Część z nich mogła obawiać się szpitala, część nie była chora na COVID-19, ale również nie otrzymała na czas odpowiedniej opieki medycznej podczas lockdownu na wiosnę, ale przede wszystkim właśnie jesienią, w 2. fali - w listopadzie zmarło w Polsce prawie dwa razy tyle ludzi, co zwykle.

Potężne uderzenie wirusa, ale też lekceważące podejście rządu (to akurat miało miejsce także w innych krajach regionu), doprowadziło więc do „triażu", który miał miejsce jeszcze przed SOR-em. Kto miał szczęście lub znajomości, doczekał się karetki i leczenia.

„»Oficjalną« pomoc medyczną próbował uzyskać co najmniej przez dwa dni; nie dodzwonił się" - pisał wtedy „Dwutygodniku" nasz współpracownik Witold Mrozek o śmierci swojego ojca.

Płaska linia na wykresie respiratorów świadczy też o tym, że lekarze musieli wielokrotnie podejmować decyzje, komu ten respirator przydzielić. Niektórzy z nich mówili o tym w wywiadach. Oficjalnie jednak władze nigdy nie przyznały, jakie były rozmiary tamtego kryzysu.

Zamiast morfiny „gen sprzeciwu"

Po doświadczeniu 2. fali rząd rzeczywiście zrobił wszystko, żeby nie zabrakło miejsc dla chorych na COVID-19. Otworzył szpitale tymczasowe, kupił dodatkowe respiratory. Jednak przed 4. falą jesienią 2021 roku wykonał zdumiewającą woltę - zrezygnował z lockdownu, a nawet aktywnego namawiania do szczepień, nie mówiąc o wprowadzeniu paszportów covidowych, które jako łagodny środek przymusu mogłyby również zmniejszyć śmiertelność.

Wskutek tego w 4. fali pandemii zmarło w Polsce ponad 30 tys. osób, a w grudniu 2021 roku mieliśmy najwyższą nadmiarową śmiertelność ze wszystkich krajów UE i Europejskiego Obszaru Gospodarczego.

Rząd tłumaczył się „genem sprzeciwu" u Polaków i obawami przed protestami, które sparaliżowałyby kraj. Trudno jednak wytłumaczyć tę decyzję inaczej niż obawą o utratę kruchej sejmowej większości i części potencjalnego elektoratu. Jak bowiem pokazują sondaże, większość społeczeństwa była za bardziej zdecydowaną walką z pandemią.

W polskich domach opieki nie podawano paliatywnych koktajli zamiast leków na COVID, ale wszystko wskazuje na to, że polskie władze mają na sumieniu o wiele więcej śmierci niż te z „bogatych krajów Zachodu". I to właśnie śmierci osób starszych, schorowanych - bo to one stanowią przeważającą większość ofiar.

Zresztą dotyczy to nie tylko rządu Zjednoczonej Prawicy - do zaniedbań z ostatnich dwóch lat dochodzą te z ostatnich 30 lat. Na jedne z najniższych nakładów na zdrowie wśród krajów OECD, najmniejszą liczbę lekarzy i pielęgniarek na 100 tys. mieszkańców i zaniedbanie profilaktyki zapracowały i poprzednie gabinety.

;
Na zdjęciu Miłada Jędrysik
Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze