Mateusz Morawiecki zareagował z oburzeniem na pytanie dziennikarza, dlaczego przodujemy w UE w liczbie nadmiarowych zgonów. „W odróżnieniu od bogatych krajów Zachodu w Polsce nigdy nie stosowano triażu" - tłumaczył, oskarżając Zachód prawie o eutanazję. A jak było naprawdę?
Morawiecki wypowiadał się w środę 23 lutego na konferencji prasowej poświęconej zniesieniu obostrzeń covidowych. W związku ze spadającą wciąż liczbą zakażeń, hospitalizacji i liczby osób wymagających respiratora rząd ogłosił zniesienie większości restrykcji od 1 marca.
W mocy pozostaje tylko:
Rzeczywiście 5. fala bardzo wyraźnie opada.
Widać też, że odsetek osób wymagających hospitalizacji jest w tej fali wielokrotnie niższy w stosunku do zakażeń niż w poprzednich.
Zmniejszyła się zwłaszcza liczba osób wymagających wentylacji mechanicznej - to skutek tego, że omikron gorzej radzi sobie z atakowaniem płuc chorego.
Wciąż jednak, choć fala opada, utrzymuje się wysoka liczba śmierci z powodu COVID-19. W środę ministerstwo zdrowia poinformowało o 360 kolejnych zmarłych.
Jak wyliczył społeczny analityk Łukasz Pietrzak, w ciągu pierwszych 7 tygodni 2022 roku odnotowano o 12,8 tys. zgonów powyżej średniej z ostatnich lat.
Jeśli zaś spojrzeć na statystyki Eurostatu za cały okres pandemii, to sytuacja Polski przedstawia się bardzo źle - pod względem przyrostu nadmiarowych zgonów gorzej było tylko w Bułgarii.
I właśnie o to, dlaczego w Polsce umiera tak dużo ludzi, został zapytany premier. Najpierw na pytanie odpowiedział jednak minister zdrowia Adam Niedzielski, tłumacząc, że w porównaniu z krajami Europy Zachodniej gorzej dbamy o własne zdrowie. To prawda - jesteśmy też społeczeństwem bardziej schorowanym, o krótszej przewidywanej długości życia.
Morawiecki tymczasem stwierdził: „W Polsce, w przeciwieństwie do Francji, Hiszpanii, Włoch, Holandii - bardzo bogatych krajów Zachodu – nigdy nie dochodziło do tego, żeby dokonywać selekcji ludzi, triażu." Jego zdaniem w tamtych krajach „dzielono pacjentów na tych, których można położyć na łóżku, i na tych, którym dawano morfinę lub inne środki. Wiemy, co się potem działo z tymi pacjentami."
„Zrobiliśmy wszystko, żeby ilość łóżek była tak duża, żeby człowiek zawsze mógł zostać położony w szpitalu" - zakończył premier.
W Polsce, w przeciwieństwie do Francji, Hiszpanii, Włoch, Holandii - bardzo bogatych krajów Zachodu – nigdy nie dochodziło do tego, żeby dokonywać selekcji ludzi, triażu
Morawiecki uderzył w znaną sobie propagandową strunę - portal poufnarozmowa.com opublikował wymianę mailową z maja 2020 roku, w której wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński doradza mu wykorzystanie kontrowersji związanej z zarzutami o podawanie morfiny chorym na COVID-19 w szwedzkich domach opieki zamiast leczenia.
„Wszystko, co jest ofensywne, powinniśmy teraz wykorzystywać. Musimy znajdować tematy i występować ostro z kontrnatarcia" - odpowiada mu premier.
W listopadzie 2020 roku w wywiadzie dla „Gazety Polskiej" Morawiecki mówił o podawaniu morfiny covidowym pacjentom. Gazeta opatrzyła rozmowę okładkowym tytułem „Wolimy ratować, gdy inni potrafili tylko usypiać”.
Rzeczywiście nadmierne podawanie w 1. fali koronawirusa osobom u schyłku życia przebywającym w szwedzkich domach opieki tzw. koktajlu paliatywnego - czyli mieszanki leków umożliwiających odchodzenie bez cierpień - było obiektem kontrowersji. Specjalna inspekcja ustaliła, że tylko w 6 proc. przypadków pacjenci z COVID-19 byli badani przez lekarza, a w jednej piątej przypadków lekarz w ogóle nie opiniował stanu pacjenta.
Częściowo winę za ten stan rzeczy ponosi zbyt optymistyczna strategia szwedzkich władz sanitarnych w 1. fali pandemii. W odróżnieniu od innych krajów Europy Szwecja nie wprowadziła lockdownu, pozwalając wirusowi krążyć. Ofiarami tej strategii padli przede wszystkim pacjenci domów opieki, którzy w 1. fali stanowili połowę zmarłych.
Inspektorzy doszli jednak do wniosku, że mimo panującego chaosu personel powinien bardziej aktywnie starać się leczyć chorych.
Od tej pory Szwecja znacząco poprawiła standardy w domach opieki, a także tak prowadziła dalszą strategię walki z pandemią, żeby uniknąć niepotrzebnych śmierci. I w roku 2021 nadmiarowe zgony były tam minimalne.
Nie było tam jednak mowy o triażu - czyli w rozumieniu Morawieckiego chyba selekcjonowaniu pacjentów z COVID-19 na tych, którym można pomóc, i „spisanych na straty" z powodu tego, że są starzy, a nie dla wszystkich starczy miejsc w szpitalach.
Zarzut dotyczył raczej panującego przekonania, że COVID-19 w przypadku pacjentów domów opieki jest w zasadzie chorobą śmiertelną, w związku z tym należy złagodzić cierpienie chorych zamiast uporczywie ich ratować.
Obawy, że będą pomijani w kolejce do respiratorów, pojawiły się również wśród starszych osób w Holandii - interpelację w tej sprawie złożyła partia seniorów 50+. Minister zdrowia zdementował jednak te pogłoski. Inna sprawa, że holenderscy lekarze wprost pytali pacjentów, czy zgodzą się na intubowanie - w tym pragmatycznym społeczeństwie eutanazja jest legalna już od 20 lat, a w rozważaniach o odchodzeniu bierze się poważnie pod uwagę jakość tych ostatnich dni.
Podczas 1. fali przed trudnym wyborem - kogo ratować w pierwszej kolejności - stawali jednak lekarze w najbardziej dotkniętych epidemią krajach Zachodniej Europy. Wszyscy pamiętamy dramatyczne sceny z włoskiego Bergamo, czy szpitale tymczasowe w obiektach targowych w Hiszpanii. Tamtejsi lekarze nie mieli wyjścia - brakowało personelu, łóżek, respiratorów.
Przed takim wyborem stawali i polscy lekarze.
Jeśli spojrzą państwo jeszcze raz na wykresy pokazujące hospitalizacje i pacjentów pod respiratorem, to widać, że w 2. fali koronawirusa jesienią 2020 roku, brakuje im szczytu. Zwłaszcza w przypadku respiratorów wygląda to, jakby ktoś odciął wykresowi czubek - przez pewien czas linia idzie poziomo. Nie widać zaś podobnego zjawiska w przypadku zakażeń i zgonów.
Jesienią 2020 roku zabrakło dla chorych na COVID-19 miejsc w szpitalach i na intensywnej terapii. Nie jest więc tak, że rząd zawsze zdołał zadbać o wystarczającą liczbę łóżek i respiratorów - podczas 2. fali obudził się z ręką w nocniku, przewidując jej stosunkowo łagodne przejście.
Media donosiły wtedy o kolejkach karetek czekających na SOR-ach, o pacjentach wożonych nawet kilkadziesiąt kilometrów.
Rozmiary tragedii, która nastąpiła wtedy z powodu załamania się systemu ochrony zdrowia, pokazują dane z Rocznika Demograficznego: w stosunku do 2019 roku w szpitalach zmarło o 20 155 osób więcej. W domach: 42 926 osób więcej.
Część z nich mogła obawiać się szpitala, część nie była chora na COVID-19, ale również nie otrzymała na czas odpowiedniej opieki medycznej podczas lockdownu na wiosnę, ale przede wszystkim właśnie jesienią, w 2. fali - w listopadzie zmarło w Polsce prawie dwa razy tyle ludzi, co zwykle.
Potężne uderzenie wirusa, ale też lekceważące podejście rządu (to akurat miało miejsce także w innych krajach regionu), doprowadziło więc do „triażu", który miał miejsce jeszcze przed SOR-em. Kto miał szczęście lub znajomości, doczekał się karetki i leczenia.
„»Oficjalną« pomoc medyczną próbował uzyskać co najmniej przez dwa dni; nie dodzwonił się" - pisał wtedy „Dwutygodniku" nasz współpracownik Witold Mrozek o śmierci swojego ojca.
Płaska linia na wykresie respiratorów świadczy też o tym, że lekarze musieli wielokrotnie podejmować decyzje, komu ten respirator przydzielić. Niektórzy z nich mówili o tym w wywiadach. Oficjalnie jednak władze nigdy nie przyznały, jakie były rozmiary tamtego kryzysu.
Po doświadczeniu 2. fali rząd rzeczywiście zrobił wszystko, żeby nie zabrakło miejsc dla chorych na COVID-19. Otworzył szpitale tymczasowe, kupił dodatkowe respiratory. Jednak przed 4. falą jesienią 2021 roku wykonał zdumiewającą woltę - zrezygnował z lockdownu, a nawet aktywnego namawiania do szczepień, nie mówiąc o wprowadzeniu paszportów covidowych, które jako łagodny środek przymusu mogłyby również zmniejszyć śmiertelność.
Wskutek tego w 4. fali pandemii zmarło w Polsce ponad 30 tys. osób, a w grudniu 2021 roku mieliśmy najwyższą nadmiarową śmiertelność ze wszystkich krajów UE i Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Rząd tłumaczył się „genem sprzeciwu" u Polaków i obawami przed protestami, które sparaliżowałyby kraj. Trudno jednak wytłumaczyć tę decyzję inaczej niż obawą o utratę kruchej sejmowej większości i części potencjalnego elektoratu. Jak bowiem pokazują sondaże, większość społeczeństwa była za bardziej zdecydowaną walką z pandemią.
W polskich domach opieki nie podawano paliatywnych koktajli zamiast leków na COVID, ale wszystko wskazuje na to, że polskie władze mają na sumieniu o wiele więcej śmierci niż te z „bogatych krajów Zachodu". I to właśnie śmierci osób starszych, schorowanych - bo to one stanowią przeważającą większość ofiar.
Zresztą dotyczy to nie tylko rządu Zjednoczonej Prawicy - do zaniedbań z ostatnich dwóch lat dochodzą te z ostatnich 30 lat. Na jedne z najniższych nakładów na zdrowie wśród krajów OECD, najmniejszą liczbę lekarzy i pielęgniarek na 100 tys. mieszkańców i zaniedbanie profilaktyki zapracowały i poprzednie gabinety.
Zdrowie
Mateusz Morawiecki
Adam Niedzielski
Ministerstwo Zdrowia
Rząd Mateusza Morawieckiego
COVID-19
epidemia
koronawirus
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze