Orbán przejrzał losy świata i jak zawsze jest o krok przed innymi. Zachód popełnia błędy i zmierza ku upadkowi, Rosja i Chiny to najbardziej racjonalni gracze międzynarodowi, a Europie grozi stanie się „skansenem” – twierdzi
Najbardziej zadowolony z sobotniego (27 lipca 2024) wystąpienia premiera Węgier może być jak zwykle prezydent Rosji Władimir Putin i ewentualnie republikański kandydat na prezydenta USA Donald Trump.
“Europejska polityka załamała się. Europa zrezygnowała z ochrony własnych interesów. Dziś nie robi nic innego, tylko bez zastanowienia realizuje założenia polityki zagranicznej amerykańskiej Partii Demokratycznej, bez względu na koszty własne” – powiedział premier Węgier Viktor Orbán do słuchaczy Letniego Uniwersytetu w Băile Tuşnad w Rumunii.
Băile Tuşnad to najmniejsza pod względem liczby ludności miejscowość w Rumunii. Leży we wschodniej Transylwanii. Co roku odbywa się tu zjazd etnicznych Węgrów mieszkających poza granicami Węgier. W tej części Transylwanii etniczni Węgrzy stanowią większość populacji. W sumie w całej Rumunii jest ich ponad 6 procent.
Premier Węgier Viktor Orbán od początku swoich rządów przyjeżdża tu latem i wygłasza najbardziej fundamentalne dla swojej politycznej wizji przemówienia. W 2014 roku ogłosił tu plan wprowadzenia na Węgrzech demokracji nieliberalnej, w 2015 wyraził swoje obawy o „islamizację Europy”, w 2016 poparcie dla Donalda Trumpa, a w 2018 miażdżącą krytykę Unii Europejskiej, która jego zdaniem „odbiera krajom członkowskim suwerenność”.
Te wszystkie elementy na stałe wpisały się w jego polityczną wizję, która jest typową, altprawicową wizją „końca Zachodu”, obwieszczaną m.in. przez amerykańską prawicę spod znaku Donalda Trumpa lub tzw. paleokonserwatystów, czyli krytycznych wobec neokonserwatyzmu polityków pokroju np. Patricka Buchanana (Buchanan napisał książkę o tym, jak to „wymierające populacje i inwazje imigrantów zagrażają naszemu krajowi i naszej cywilizacji”).
W Polsce ta wizja jest podstawą narracji o świecie takich partii jak np. Prawo i Sprawiedliwość czy Suwerenna Polska.
W tych koncepcjach największym zmartwieniem naszej cywilizacji nie jest stan planety, wyczerpywanie się zasobów naturalnych, rosnące nierówności społeczne czy wojny, lecz kryzys demograficzny zachodniego świata, pozaeuropejska migracja do Europy prowadząca do „mieszania się ras” (przed którą Orbán przestrzegał w Băile Tuşnad w 2022 roku), gender, czyli naukowa refleksja nad kulturowymi aspektami płci, oraz rzekomo zupełnie skandaliczna kondycja intelektualna i moralna liberalnych elit.
Wizja świata Orbána od lat jest też zbieżna z wizją świata Kremla, w tym ze spojrzeniem na wojnę w Ukrainie.
W przemówieniu wygłoszonym w sobotę 27 lipca w rumuńskim Băile Tuşnad Orbán powtórzył wygłaszane przy wielu innych okazjach oskarżenia Europy o „upadek moralności”, za którego przejaw uważa ochronę praw mniejszości seksualnych i płciowych w niektórych krajach, czy udział osób LGBT+ w życiu publicznym, napędzanie wojny w Ukrainie, czy rzekomo ślepe realizowanie interesów USA przez Europę.
„W Europie nie ma już publicznej moralności. Widać to było podczas otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu (…) W odróżnieniu od wychudzonych, wysportowanych, pijących latte liberałów, musimy nieść sztandar, pod którym będą mogli gromadzić się młodzi, zorientowani na naród chrześcijanie” – stwierdził.
To bezpośrednie zwrócenie się do „młodych chrześcijan” to zabieg widoczny także w obecnej kampanii Donalda Trumpa, który podczas wieców wyborczych bezpośrednio apeluje do grupy, dla której ta część ich tożsamości jest szczególnie istotna.
Dużą część swojego wystąpienia Orbán poświęcił zażartej krytyce Unii Europejskiej, która idealnie wpisuje się w twierdzenia rosyjskiej propagandy na temat Europy. Rosyjska propaganda od lat usiłuje przedstawiać Europę jako „amerykański podnóżek”, a Unię Europejską jako pozbawioną politycznego przywództwa organizację, która służy realizacji amerykańskich interesów w Europie.
“Europejska polityka załamała się. Europa zrezygnowała z ochrony własnych interesów. Dziś nie robi nic innego, tylko bez zastanowienia realizuje założenia polityki zagranicznej amerykańskiej Partii Demokratycznej, bez względu na koszty własne” – stwierdził premier Węgier.
Dodał, że “sankcje, które wprowadziliśmy, bardzo szkodzą europejskim interesom, napędzają wzrost cen oraz czynią europejską gospodarkę niekonkurencyjną”. Nie wspomniał jednak o tym, że gdyby nie rosyjska wojna w Ukrainie, sankcji nie trzeba byłoby wprowadzać.
Orbán podkreślił też, że Ukraina nigdy nie będzie w stanie wejść do UE czy do NATO, bo „my, Europejczycy, nie mamy na to pieniędzy”.
"Unia Europejska powinna porzucić ideę bycia projektem politycznym i ograniczyć się do bycia projektem gospodarczym” – powiedział, wpisując się od lat w postulowaną przez antydemokratyczne siły ideę ograniczenia europejskiej integracji do wątków gospodarczych, tak by instytucje unijne nie utrudniały życia politykom, którzy chcą zagarniać coraz więcej władzy i demontować w Europie system ochrony praw człowieka.
Z typową dla siebie udawaną przenikliwością polityka, który znacznie lepiej niż inni rozumie wiatry historii, Orbán stwierdził też, że “centrum świata przesuwa się obecnie w stronę Rosji i Azji, a irracjonalny Zachód traci na znaczeniu” na rzecz „hiperracjonalnych graczy”, takich jak „Rosja czy Chiny”.
Orbán stwierdził, że to Zachód jest „irracjonalny i słaby”, a tymczasem „zachowanie Rosji czy Chin w świecie jest racjonalne i przewidywalne”.
“W następnych dekadach, może stuleciach, to Azja będzie dominującym centrum świata” – powiedział. „Wielkimi graczami” staną się jego zdaniem Chiny, Indie, Pakistan czy Indonezja. Dodał, że „Zachód pchnął w stronę tego bloku także Rosję”.
„Pytanie, jak my [Węgry] widzimy nasze miejsce w tym układzie” – stwierdził.
W samej diagnozie wzrostu znaczenia państw azjatyckich oraz przesuwania się głównego punktu ciężkości świata z obszaru euroatlantyckiego na azjatycki nie ma niczego odkrywczego. Zmiana dynamiki relacji międzynarodowych poprzez gospodarczy wzrost Azji to diagnoza, której znawcy stosunków międzynarodowych są świadomi od lat.
Pytanie jest jednak takie, co i dla kogo z tego wynika.
Premier Węgier ustawia się w roli tego, który tylko czeka na realizację owego „zmierzchu Zachodu”, czym jedynie udowadnia fikcyjność swojego zaangażowania w sojusze, których celem jest umacnianie, a nie osłabianie Zachodu – zarówno UE, jak i NATO.
W tym sensie jego przemówienie i postawa są wybitnie antyzachodnie i pokazują – znany już z praktyki na forum międzynarodowym – absolutny brak lojalności względem zachodnich sojuszników.
To Orbán – obok Turcji – w nieskończoność przeciągał ratyfikację umowy o dołączeniu Szwecji i Finlandii do NATO. To Orbán opóźniał wejście w życie kolejnych pakietów sankcji na Rosję. To Orbán wstrzymuje wypłaty środków dla wspierających Ukrainę państw UE z unijnego Instrumentu na Rzecz Pokoju.
Mówiąc o rosyjskiej wojnie w Ukrainie Orbán po raz kolejny oskarżył Unię Europejską o „przedłużanie i intensyfikację” wojny poprzez pomaganie Ukrainie. Stwierdził, że "problem z tą wojną polega na tym, że oba kraje [Ukraina i Rosja] czują, że mogą ją wygrać” oraz że oba „pogrążone są w swojej własnej narracji na temat tej wojny”.
Zdaniem Orbána, ukraińska narracja sprowadza się do tego, że Ukraina „czuje się przez Rosję najechana i zaatakowana”, a Rosja czuje, że „walcząc z Ukrainą, chroni się przed posiadaniem wojsk NATO pod swoimi drzwiami”.
Tym samym Orbán zrównuje dwie narracje na temat wojny w Ukrainie, z których tylko jedna jest zgodna ze stanem faktycznym.
Nawet jeśli uznać, że wojna w Ukrainie została wywołana przez Rosję, która chciała w ten sposób powstrzymać Ukrainę przed wejściem do NATO – argument, który eksperci stosunków międzynarodowych podważają – to zgodnie z prawem międzynarodowym Ukraina, jak każde inne, małe czy duże, suwerenne państwo, ma pełne prawo samodzielnie wybierać swoje sojusze. Bez względu na to, czy się to podoba sąsiadom, czy nie.
Zgodnie z regułami tego samego prawa międzynarodowego skodyfikowanego po II wojnie światowej m.in. w Karcie Narodów Zjednoczonych, to państwo, które w związku z tym najeżdża sąsiada, bo chce go powstrzymać przed ewentualnym dołączeniem do sojuszu (nawet takiego, który uważa za wrogi), drastycznie to prawo łamie. W związku z tym może stać się obiektem szeregu różnego rodzaju sankcji, które do agresji mają zniechęcić.
Państwo – ofiara może też na mocy prawa międzynarodowego zwrócić się do innych krajów o wsparcie w walce z agresorem, a państwa trzecie mogą udzielić takiej pomocy – zarówno militarnej, finansowej, jak i humanitarnej.
Dokładnie to dzieje się w Europie od lutego 2022, gdy Rosja najechała Ukrainę. Tymczasem Orbán relatywizuje ten obraz, stawiając znak równości pomiędzy dwoma narracjami na temat wojny – ukraińską i rosyjską, jakby obie były równoprawme. Taka narracja to elementarz rosyjskiej propagandy na temat wojny w Ukrainie.
Orbán po raz kolejny publicznie poparł też kandydaturę Donalda Trumpa jako jedynego człowieka, który jest w stanie ocalić USA przed owym „zmierzchem Zachodu”. Zdaniem Orbána Trump jako jedyny amerykański polityk rozumie wyzwania współczesnego świata oraz chce doprowadzić do pokoju na Ukrainie i „dlatego Demokraci chcą go zabić”.
Orbán dodał, że jeśli do czasu objęcia władzy przez Trumpa (co zdaniem Orbána na pewno nastąpi), Europa nie zmieni swojego stosunku do „pokoju w Europie” [czyli do rosyjskiej wojny w Ukrainie], po dojściu Trumpa do władzy „będzie musiała to zrobić, jednocześnie uznając swoją porażkę”. Nie wyjaśnił jednak, co dokładnie ma na myśli. Stwierdził jedynie, że „Trump jest u bram” („Trump ante portas”) i że tym samym europejska strategia wspierania Ukrainy jest skazana na porażkę.
W sobotnim wystąpieniu Viktora Orbána pojawiło się więcej zaskakujących twierdzeń.
Nie wiadomo skąd premier Węgier to wie, bo tego nie ujawnił, ale według niego to Stany Zjednoczone stały za zniszczeniem odcinka gazociągu Nord Stream na Morzu Bałtyckim. Zdaniem Orbána był to „kierowany przez Amerykanów akt międzynarodowego terroryzmu”. Europejskim służbom nic takiego nie udało się ustalić.
Oberwało się też Polsce, której Orbán zarzucił, że krytykuje Węgry za stosunki z Rosją, a „sama prowadzi z Rosją interesy przez pośredników”.
„Bądźmy szczerzy, otrzymaliśmy mnóstwo kopniaków w tyłek. Polacy prowadzą obłudną politykę. Krytykują nas za nasze stosunki z Rosją, a prowadzą z Rosją interesy przez pośredników. Takiej hipokryzji ze strony państwa nigdy nie widziałem” – stwierdził.
Ta wypowiedź spotkała się z ostrą reakcją polskiego MSZ. „Nie prowadzimy interesów z Rosją w przeciwieństwie do pana premiera Orbána, który znajduje się na marginesie społeczeństwa międzynarodowego – i w Unii Europejskiej i w NATO” – podkreślił w niedzielę wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski.
Węgry są wciąż w dużym stopniu uzależnione od importu rosyjskich surowców energetycznych. Pomimo odchodzenia UE od kupowania rosyjskich surowców energetycznych, w 2021 roku Budapeszt podpisał kolejny 15-letni kontrakt z Gazpromem na dostawy gazu ziemnego. Ponadto Węgry wciąż sprowadzają rosyjską ropę, a rosyjski państwowy koncern Rosatom rozbudowuje jedyną węgierską elektrownię jądrową w Paksu w środkowej części Węgier.
Orbán oskarżył też Polskę o osłabienie grupy Wyszehradzkiej i realizowanie „dawnego planu Polski” polegającego na „zmianie układu sił w Europie” poprzez „osłabienie osi Berlin-Paryż na rzecz nowej konfiguracji: Londyn, Warszawa, Kijów, kraje bałtyckie i Skandynawia”.
To twierdzenie także okazuje się dość bezsensowne, jeśli wziąć pod uwagę to, że jedną z pierwszych decyzji nowego polskiego ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego, po zmianie władzy zimą 2023 roku była reaktywacja polsko-niemiecko-francuskiej współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego.
Dziennikarz śledczy Panyi Szabolcs podkreśla w swoim komentarzu, że “przemowy Orbána nie są wyrazem jego prawdziwej analizy (…), ich celem jest zapewnienie jego wyborców, że pomimo rosnącej izolacji Węgier w UE i w NATO Orbán wie, co robi i wszystko będzie dobrze. A nawet jeśli dobrze nie jest, to dlatego, że Węgry padają ofiarą międzynarodowego spisku ich wrogów w postaci administracji Joe Bidena, a obecnie także i Polski, która sojusznikiem już nie jest".
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze