Ryszard Czarnecki w "Sygnałach dnia" dołączył do chóru polityków i sympatyków PiS, którzy twierdzą, że wszystko jest wynikiem działań opozycji. Według wiceprzewodniczącego Parlament Europejskiego nawet za opuszczeniem PiS przez Kazimierza Ujazdowskiego tak naprawdę stoją politycy opozycji. Opozycja przeciwko tej narracji nie protestuje
Kazimierz Ujazdowski opuścił PiS po zniszczeniu przez tę partię Trybunału Konstytucyjnego. Swoją decyzję uzasadnił krytycznym stosunkiem do gwałtownego zaostrzenia kursu przez partię po wyborach - jego zdaniem narastający konflikt polityczny nie służy realizacji programu politycznego prawicy, a on sam nie może legitymizować działań, z którymi się nie zgadza.
Ryszard Czarnecki nigdy nie zapomina języka w ustach. Znany jest z tego, że uparcie polemizuje z każdą tezą, która nie odpowiada jego ugrupowaniu politycznemu. W tym przypadku nie było inaczej - Ryszard Czarnecki w wywiadzie dla Piotra Goćka stanowczo zaprotestował przeciwko twierdzeniu, że prezydent, rząd i większość parlamentarna mają wpływ na rzeczywistość polityczną w Polsce.
Jeżeli europoseł [Kazimierz] Ujazdowski mówi o eskalacji napięcia, to z całą pewnością odpowiada za to opozycja. Bo przenoszenie protestów na ulicę, okupowanie Sejmu, zapowiadana okupacja Senatu - to właśnie prowadzi do eskalacji.
Gdyby poseł Ryszard Czarnecki był jedynym zwolennikiem koncepcji "opozycji wszechmogącej", można by było to potraktować jako nonsensowną strategię argumentacji. Tak nie jest - politycy PiS od pewnego czasu twierdzą, że wszystkie negatywne zdarzenia są wynikiem działań opozycji.
Ostatnią okazją do rozwoju tej doktryny były wydarzenia w Sejmie 16 grudnia. Zdarzenia, które były niemożliwe bez czynnego udziału marszałka Marka Kuchcińskiego - to on podejmował kluczowe decyzje, m.in. o wykluczeniu Michała Szczerby z obrad oraz o przeniesieniu obrad do Sali Kolumnowej - politycy i dziennikarze PiS postanowili przedstawić jako plan opozycji. Skutkiem tego pomysłu było m.in. to, że portal wPolityce dowodził - absurdalnej z punktu widzenia interesów PiS - tezy, że działania Marka Kuchcińskiego były częścią planu opozycji.
W rzeczywistości eskalacja konfliktu politycznego w Polsce jest wynikiem ofensywy politycznej PiS na wielu frontach jednocześnie. Słaba, podzielona, pozbawiona narzędzi skutecznego oddziaływania na życie polityczne opozycja jest przez PiS najczęściej po prostu ignorowana.
Doskonałym przykładem tego ignorowania opozycji jest 16 grudnia, gdy PiS po prostu zabrało laskę marszałkowską i przeniosło obrady Sejmu RP z sali plenarnej do Sali Kolumnowej, gdzie jeszcze chwilę wcześniej trwało spotkanie klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Opozycja została w sali plenarnej - a PiS dobrało sobie dwoje posłów z klubu Pawła Kukiza i przegłosowało wszystko, co miało w planach.
W rzeczywistości zagrożeniem dla PiS nie jest - całkowicie kontrolowana - opozycja, ale to, że decyzje polityczne kierownictwa partii wywołują żywiołowe reakcje społeczeństwa - żadnej władzy w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat nie udało się skłonić Polek i Polaków do tak częstego i licznego demonstrowania. Przez niespełna półtora roku rządów PiS i Andrzeja Dudy przez Polskę przetoczyło się już kilka poważnych fal demonstracji - od niewielkich, m.in. w obronie mediów publicznych, po masowe, wielotysięczne protesty kobiet przeciwko planom zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej.
Ostatnia fala spontanicznych protestów miała miejsce pod Sejmem i zakończyła kosztownym wizerunkowo usuwaniem przez policję siłą demonstrantów, którzy blokowali wyjazd limuzyn polityków PiS z Sejmu.
Z punktu widzenia PiS celem fałszywego twierdzenia o olbrzymim wpływie opozycji na świat jest sprowadzenie spontanicznych, niemożliwych do przewidzenia protestów społecznych do znanej rzeczywistości politycznej
Wbrew temu, co opowiadają politycy PiS, reakcje poza granicami Polski również nie są wynikiem działania opozycji. PiS doszło do władzy dzięki populistycznej, nacjonalistycznej, podsycającej antagonizmy społeczne narracji, którą musi podtrzymywać, budując wizerunek "dobrej władzy", która troszczy się o "swoich" obywateli i potrafi przeciwstawić się kosmopolitycznemu, europejskiemu lobby.
To "antypolskie" lobby występuje pod postacią kolejnych nonsensownych konstrukcji narracyjnych: żydowskich finansistów (przez kilka tygodni z ust prawicy nie schodziło nazwisko George'a Sorosa), planów relokacji uchodźców (w celu islamizacji i wynarodowienia Polski), ideologii gender, koncepcji rozdziału Kościoła od państwa, ochrony przyrody etc.
Ostatnim wcieleniem zamachu świata na Polskę, który udaremniło PiS, były francuskie śmigłowce. Z opowieści PiS wynika, że Polska miała je kupić - ze szkodą dla swojej armii i gospodarki - żeby zadośćuczynić Francji straty wynikające z decyzji o zerwaniu kontraktu na dwa okręty Mistral dla Rosji.
Wynikiem tej strategii są kolejne szokujące sojuszników Polski w Europie i na świecie deklaracje nowej władzy: po zamachach terrorystycznych w Paryżu minister Konrad Szymański zadeklarował, że Polska nie przyjmie uchodźców, na których relokację do Polski zgodził się poprzedni rząd. PiS zignorowało opinię Komisji Weneckiej w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, ignoruje wszczęcie przez Komisję Europejską procedury praworządności oraz kolejne debaty i rezolucje Parlamentu Europejskiego. Narzędziami europejskiej opresji stają się kolejne elementy świata, na które PiS nie ma wpływu: prawa człowieka lub konwencja Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet.
Problem w tym, że słaba, podzielona i pozbawiona przywództwa opozycja jest żywotnie zainteresowana podtrzymywaniem wrażenia, że ma tak duży wpływ na rzeczywistość, jaki fałszywie przypisuje jej Prawo i Sprawiedliwość.
Odgrywanie roli w spektaklu reżyserowanym przez partię rządzącą pozwala politykom opozycji zachować przynajmniej pozorne znaczenie i czekać na moment, w którym PiS straci absolutny monopol na decyzje polityczne.
Głównym beneficjentem tego milczącego porozumienia partii rządzącej i opozycji jest PiS. Oddanie - fałszywe, realizowane tylko na poziomie dyskursu medialnego - "ulicy" i "zagranicy" w zarząd partiom opozycyjnym pozwala zminimalizować ryzyko wystąpienia prawdziwego, społecznego i oddolnego oporu społecznego, który - wiadomo to po sukcesie "czarnego protestu" - jest jedynym argumentem, przed którym ugina się kierownictwo PiS.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze