0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jedrzej Nowicki / Agencja GazetaJedrzej Nowicki / Ag...

Jeszcze niedawno PiS przesunięcie obrad Sejmu o jeden dzień nazywało igraniem z życiem Polaków. Dziś obrady Sejmu przesuwa się o dwa tygodnie, żeby zdobyć poparcie dla prezydenckiego projektu ustawy, który ma uspokoić polityczny kryzys (choć z pewnością tego nie zrobi). Wniosek jest prosty – priorytetem PiS nie jest walka z gospodarczymi skutkami epidemii, a utrzymanie władzy i dalsze sejmowe targi. Jedną z ustaw, która na dwa tygodnie w Sejmie utknęła, jest pomoc firmom dotkniętym nowymi obostrzeniami. Na razie projekt jest po pierwszym czytaniu w komisji. Do Sejmu trafił 26 października. Czyli nowa pomoc antykryzysowa stanie się prawem najwcześniej trzy tygodnie po wprowadzeniu pomysłu do Sejmu. A pracownicy i przedsiębiorcy czekają.

Przegłosowane teraz lub za dwa tygodnie propozycje pomocy również mogą okazać się niewystarczające. Zobaczmy, co PiS szykuje w kolejnej tarczy.

Dla tych tak, dla tych nie

Tym razem ustawę nazywa się Tarczą 6.0 lub tarczą branżową. Numer piąty otrzymała ustawa, która obejmowała branżę turystyczną, estradową i wystawienniczą.

Przeczytaj także:

Nowa pomoc ma dotyczyć 20 branż, m.in. gastronomicznej, fitness, targowej, estradowej, filmowej, rozrywkowej i rekreacyjnej, fotograficznej i fizjoterapeutycznej.

Czytając projekt, można jednak odnieść wrażenie, że ma się do czynienia – po raz kolejny – z propozycją pisaną na kolanie. Tak jak w przypadku kolejnych obostrzeń epidemicznych, tak i przy kolejnej tarczy nie wiemy, dlaczego jedni przedsiębiorcy dostaną pieniądze, a inni nie.

Nie objęta pomocą zostaje np. branża beauty - salony kosmetyczne. Tymczasem według ankiety przeprowadzonej wśród członków zrzeszenia Beauty Razem, aż 63 proc. firm deklaruje, że obecnie notuje straty (badanie na grupie 1 756 przedsiębiorców branży). Nie ma też nic dla artystów. O pomoc dla nich apeluje Ministerstwo Kultury, więc możliwe, że w ostatecznej wersji coś dla nich się znajdzie.

„Tam nie ma nic nowego"

Pomoc to przede wszystkim dwa narzędzia: postojowe i zwolnienia z ZUS.

Ale nie dla osób zatrudnionych na zleceniach. Postojowe będzie wypłacane samozatrudnionym. Tymczasem np. branża gastronomiczna stoi zleceniami.

Pomoc nie przysługuje też tym, którzy zaczęli działać w 2020 roku. Konieczne jest wykazanie, że przychody spadły o przynajmniej 40 proc. w porównaniu z analogicznym miesiącem (październik lub listopad) 2019 roku. Więc jeśli ktoś założył firmę w styczniu – przed epidemią, lub np. sierpniu – gdy sytuacja była stosunkowo dobra – nic nie dostanie.

„Tam nie ma nic nowego. To okrojona do wybranych branż wersja poprzednich rozwiązań” – komentuje dla OKO.press wiceprzewodniczący OPZZ Piotr Ostrowski. „Wszystkie nasze zastrzeżenia z wiosny są aktualne: że wsparcie jest za małe, że wszystko oparte jest na Funduszu Pracy i Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, że nie ma gwarancji utrzymania zatrudnienia. Gdy kierujemy publiczną pomoc do właścicieli, to także musimy kierować ją do pracowników, tak aby utrzymać dochody pracowników na w miarę niezmienionym poziomie. Musi być zapewniona także gwarancja zatrudnienia w okresie po otrzymaniu takiej pomocy. Pomoc nie powinna być udzielana bez takiego warunku. Bo pracownicy muszą czuć w tej trudnej sytuacji pewność.

Cały komentarz do nowej ustawy można zamknąć w jednym zdaniu: do wybranych branż odświeżono stare pomysły i objęto nimi jeden miesiąc – listopad. A dodatkowo znów całą obsługę tego zrzucono na urzędników ZUS”.

Władzy się nie śpieszy

Jeśli ustawa zostanie przegłosowana na przesuniętym posiedzeniu Sejmu 18 i 19 listopada, to dopiero pod koniec miesiąca firmy i pracownicy dokładnie dowiedzą się, na co mogą liczyć. Jest jasne, że obostrzenia i trudna sytuacja epidemiczna potrwają dłużej. 2 listopada rząd rozporządzeniem zmienił 2 tygodnie zamknięcia branży gastronomicznej na „do odwołania”. Tymczasem nastroje wśród przedstawicieli już przed przedłużeniem zamknięcia były kiepskie. „Mamy doświadczenie, umiejętności zarządzania, ale w tej sytuacji jesteśmy bezradni" – mówił nam restaurator z Częstochowy.

Czy na posiedzeniu Sejm będzie pracował już nad pomocą w dalszej perspektywie niż listopad? Warto byłoby przedstawić firmom plan na kolejne miesiące – wirus szybko nas nie opuści. Na razie rząd działa od problemu do problemu, łatając coraz to nowe dziury. A to wzmaga niepewność i frustrację. Z drugiej strony dodatkowe dwa tygodnie mogą być okazją, żeby wszystkie braki uzupełnić. Dotychczasowe doświadczenie legislacyjne w 2020 roku każe jednak podejrzewać, że nic takiego nie będzie mieć miejsca.

A do kolejnego posiedzenia Sejmu wiele może się zmienić. Rządzący cały czas powtarzają, że lockdownu chcą uniknąć. Ale uniknąć chcieli też zamknięcia cmentarzy, a zrobili to na zaledwie kilka godzin przed ich ostatecznym zamknięciem. Na podobnie szeroką pomoc jak wiosną na pewno nie ma co liczyć. Przewidziane kwoty pomocy za listopad to ponad 500 mln złotych w zwolnieniach z ZUS i 300 mln w świadczeniach postojowych. Czy w przypadku szerszego zamknięcia gospodarki możemy spodziewać się też większej pomocy? Słowa przedstawicieli rządu tego nie sugerują, a przewidywanie działań PiS w ostatnich tygodniach stało się trudniejsze niż zwykle.

A tym zabierzemy

Są za to poczynania sugerujące, że rząd dostęp do pomocy chce ograniczać. W tarczy numer pięć, która czeka na podpis prezydenta, znalazł się zapis, według którego firmom może zostać odebrana pomoc, jeśli nie będą stosowały się do obostrzeń pandemicznych. W ogólności pomysł może być słuszny, jeśli skutecznie chcemy walczyć z epidemią. Ale trudno się dziwić, że przy kolejnych nagłych zmianach przepisów firmy boją się, że przepis ten nie jest tam umieszczony w dobrej wierze. A w ten sposób można stracić nie tylko pomoc rządową, ale też dotacje unijne. Senat chciał ten przepis usunąć, ale Sejm ją przywrócił.

Konsultacje?

Nic nie zmienia się niestety również w sposobie procedowania antykryzysowych ustaw.

„To jest projekt poselski. Na Radzie Dialogu Społecznego przewodniczący OPZZ Andrzej Radzikowski zapytał wicepremiera i przewodniczącego RDS Jarosława Gowina, dlaczego to ustawa jest projektem poselskim, czyli bez obowiązku konsultacji” – relacjonuje dla nas Piotr Ostrowski z OPZZ – „Realia projektu poselskiego są takie, że zanim zdążyliśmy przez ustawę przebrnąć, ona była już po pracach w komisji. Odpowiedzi nie uzyskał. Wiceminister Semeniuk powiedziała tylko, że było to konsultowane z przedstawicielami branż. Z jakimi przedstawicielami? Czy to były organizacje zasiadające w RDS? Tego nie wiemy. Z nami nikt tego nie konsultował. Nie wiemy, dlaczego zamknięto te branże, a nie inne. Restauratorzy twierdzą, że byli gotowi zachowywać dystans. Z drugiej strony mamy otwarte kościoły, logiki w tym brak”.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze