0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja GazetaCezary Aszkielowicz ...

"Obrazy z Krakowskiego Przedmieścia przypominały mi obrazy z zachowań policji w państwach opresyjnych. Za takie działania policji odpowiadają organy władzy publicznej i powinny się z nich wytłumaczyć obywatelom" - mówi prof. dr hab. Mirosław Wyrzykowski

To sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, profesor nadzwyczajny i były dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczący Komitetu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk (2011-2015), a także członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego.

Anna Wójcik: Aktywistka Stop Bzdurom Łania w wywiadzie dla OKO.press oceniła, że polskie państwo jest homofobiczne. Czy zgadza się pan z taką oceną?

Prof. Mirosław Wyrzykowski: Żadne państwo, które chciałoby być traktowane jako demokratyczne, nie może być państwem opresyjnym. Każde państwo homofobiczne jest państwem opresyjnym. Niestety, Rzeczpospolita Polska w coraz większym stopniu oddala się od modelu państwa demokratycznego.

Wielokrotnie mówiliśmy, że naruszane są rządy prawa, a przecież w tle naruszane były fundamentalne elementy składowe demokracji.

Musimy widzieć związek przyczynowo-skutkowy między naruszaniem rządów prawa, niszczeniem demokracji w swojej najważniejszej istocie, opresyjnością państwa. Powstaje efekt domina.

Unikałbym jednak wielkich kwantyfikatorów i mówienia, że państwo polskie jest homofobiczne. Homofobia dotyczy zachowań poszczególnych ludzi. Natomiast ich zachowania, w zależności od tego, jaką rolę społeczną odgrywają, mają tę konsekwencję, że utożsamiane są z funkcjami publicznymi i rolami społecznymi, które pełnią.

Z całą pewnością, wyrazem homofobii są wypowiedzi piastunów konstytucyjnych organów państwa, dotyczące osób LGBT. Takimi organami państwa są prezydent czy posłowie oraz inne osoby, które pełnią funkcje publiczne. Są reprezentantami państwa i tak też są postrzegani, w kraju i za granicą.

Jako obywatel odmawiam osobom pełniącym funkcje publiczne prawa do występowania w imieniu państwa, w sposób, który powoduje, że państwo polskie jest postrzegane jako homofobiczne. Odmawiam im prawa do przyprawiania mojemu państwu homofobicznej gęby.

Zatrzymanie przez policję na Krakowskim Przedmieściu 7 sierpnia prawie 50 osób, z których część uczestniczyła w demonstracji, ale niektórzy znaleźli się tam przypadkiem, rodzi obawy o rosnącą opresyjność aparatu państwa wobec obywateli.

Wydarzenia z 7 sierpnia znam z relacji telewizyjnych i filmów rozpowszechnianych w internecie.

Zacznijmy więc od punktu wyjścia, czyli sytuacji, w której na Powiślu stoi naprzeciwko siebie grupa kilkunastu osób, w tym osoba mająca być zatrzymana, a z drugiej strony kilkunastu policjantów. Należałoby wnosić, że policjanci mają wykonać zadanie zatrzymania jednej z tych zgromadzonych osób i przewiezienia jej do jednostki policyjnej.

Co opinia publiczna może myśleć o zachowaniu policji, czyli przedstawicieli państwa w sytuacji, gdy na Powiślu osoba wobec której ma być zastosowane zatrzymanie, nie ukrywająca się przed organami ścigania, obecna w miejsce zdarzenia mówi do policjantów "aresztujcie mnie"? I nie tylko nie zostaje aresztowana, ale kilkunastu obecnych tam policjantów odstępuje od wykonywania czynności służbowych.

Rodzi to pytania: co to byli za policjanci i po co oni byli na Powiślu? Czy można zakładać, że nie pojechali na miejsce zdarzenia po to, żeby wykonać zadanie, jakim jest zatrzymanie osoby podejrzanej o popełnienie przestępstwa?

Ważniejsze pytanie brzmi: dlaczego zaangażowano tak nieproporcjonalnie duże siły policyjne w celu zatrzymania jednej osoby, która wystarczyło wezwać na komisariat policji, a gdy ta osoba chce oddać się w ręce policjantów, oni umywają ręce. Jak Piłat.

W tym momencie akcja przenosi się kilkaset metrów dalej, na Krakowskim Przedmieściu gdzie gromadzą się obywatele korzystając z wolności zgromadzeń z i gdzie czeka w pełnej gotowości bojowej zaskakująco duża grupa policjantów. Policjanci mundurowi i tajniacy, po cywilnemu.

Narasta napięcie, zachowania uczestników zgromadzenia wywołują reakcję policji.

Przeczytaj także:

Dwa obrazy: pierwszy przedstawia sytuację, w której z jednej strony zamknięta brama Uniwersytetu Warszawskiego, z drugiej zamknięta brama Akademii Sztuk Pięknych, natomiast od strony pomnika Kopernika oraz od strony placu Zamkowego kordon policyjny wzmocniony ustawionymi samochodami policyjnymi.

Policja może wzywać do rozejścia się, ale nikt nie może się rozejść, bo został za wszystkich stron zablokowany. Osoby uczestniczące w wydarzeniach zostają okrążeni w klasycznym kotle policyjnym. Kotle, który był kilka tygodni wcześniej trenowany przez policje na Placu Zamkowym wobec uczestników manifestacji zorganizowanej przez jednego z kandydatów w wyborach prezydenckich.

W takiej sytuacji wezwanie przez policję do rozejścia się jest nie tylko szyderstwem. Jest elementem przemyślanej taktyki i strategii przerzucania na uczestników pokojowego, spontanicznego zgromadzenia odpowiedzialności za niewykonywanie poleceń policji, gdy wykonanie polecenia było niemożliwe z powodu celowego działania tejże policji.

Obraz drugi: nagrania pokazują ludzi odchodzących z miejsca zgromadzenia, do których z tyłu podbiegają policjanci, powalają na ziemię, wsadzają do samochodów policyjnych. To była podręcznikowa łapanka.

Te sceny, kocioł i łapanki, przywołują u mnie najgorsze skojarzenia – wówczas studenta I roku – z wydarzeniami w marcu 1968 r. Podobna taktyka milicji, brutalność, milicja umundurowana i tajniacy, czyli „wzburzony aktyw robotniczy”.

Obrazy z Krakowskiego Przedmieścia przypominały mi obrazy z zachowań policji w państwach opresyjnych. Za takie działania policji odpowiadają organy władzy publicznej i powinny się z nich wytłumaczyć obywatelom.

Dlaczego policjanci, w piątek wieczorem, interweniujący brutalnie, bezwzględnie, wręcz nieludzko, nie są możliwi do zidentyfikowania? Przecież byli na służbie. W państwie demokratycznym, respektującym podstawowe standardy ochrony praw człowieka, policjanci biorący udział w akcjach powinni mieć naszywki ze swoim nazwiskiem.

Ta sytuacja rodzi pytania. Co jest normą, a co patologią? Czy patologią jest policjant, który broni wolności i praw jednostki, będąc dumny z tego, że może być łatwo rozpoznany, bo ma naszywkę ze swoim nazwiskiem i wykonuje swoje czynności zgodnie z prawem, proporcjonalnie?

Czy też patologią jest sytuacja, w której bezbronni ludzie są rzucani na ziemię, zakładane są chwyty przewidziane dla obezwładnienia groźnych przestępców, a policjanci chowają swoje twarze za maseczkami? To jest nadużycie, polegające na tym, że formalnie stosuje się mechanizmy ochronne w warunkach epidemii, ale wynikiem jest trudność zidentyfikowania policjanta, zwłaszcza, że nie wiemy, jak się nazywa.

Szeroko dyskutowane jest postanowienie Sądu Okręgowego w Warszawie, który uwzględnił wniosek prokuratury o zastosowanie aresztu wobec Margot.

Niepokój, obawa o niezawisłość sądownictwa, a szerzej - o przestrzeganie podstawowych zasad rządów prawa, wielu osobom w Polsce towarzyszy od lat. Myślę, że taką obawę miało wiele osób zatrzymanych 7 sierpnia.

Brutalny sposób zatrzymania demonstrantów, ich traktowanie w jednostkach policji, odmowa dostępu do pomocy adwokata czy uwłaczające rozbieranie do naga, potwierdziły te obawy przed działaniem władzy publicznej.

Zrozumiałe, że w całym kontekście sprawy, która bulwersuje znaczną część opinii publicznej w Polsce, dyskutuje się na temat orzeczenia wydanego przez sędziego Sądu Okręgowego w Warszawie, zatwierdzającego wniosek prokuratury o zastosowanie tymczasowego aresztowania wobec osoby, której postawiono zarzut naruszenia prawa. Zarzut ten opierał się na fakcie zniszczenia homofobicznych plakatów na samochodzie oraz poturbowania kierowcy samochodu.

Było to postanowienie sądu II instancji, wydane w wyniku zażalenia prokuratury, bowiem sąd I instancji nie uwzględnił wniosku prokuratury o zastosowanie tymczasowego aresztowania.

Postanowienie o zastosowaniu aresztu tymczasowego wywołało dyskusję, której temperatura rosła w miarę odmowy opublikowania uzasadnienia postanowienia o pozbawieniu wolności jak i treści uzasadnienia wniosku prokuratury.

Opinia publiczna ma prawo znać podstawowe przesłanki rozstrzygnięcia dotyczącego pozbawienia wolności, zaś organy stosujące takie środki represyjne nie mogą powoływać się na – jak się okazało bezzasadny – argument tajemnicy postępowania.

Szanowanie niezawisłości sędziowskiej nie oznacza, że o wydawanych orzeczeniach nie można dyskutować, a brak uzasadnienia nie może być podstawą wyłączenia zainteresowania opinii publicznej sprawami budzącymi – ze względu na okoliczności – szczególnie silne kontrowersje.

Z ustrojowej zasady niezawisłości sądownictwa nie wynika, że sędzia czy prokurator ma zasłaniać się togą, tworząc pozór swoistego „immunitetu” nie tylko chroniącego ich przed oceną przez obywateli, ale stwarzającego nieodparte wrażenie licencji na nieodpowiedzialność. Nie można zamykać ust argumentem, że nie wolno wypowiadać się na temat orzeczenia, skoro nie zna się wszystkich szczegółów. To prosta droga do restrykcyjnego rozumienia przepisów o dostępie do informacji związanej z prowadzonym postępowaniem przez prokuraturę lub sąd.

Nie możemy dać się złapać w pułapkę argumentacyjną, że jeżeli mamy do czynienia z rozstrzygnięciem władzy publicznej jakim jest prokurator czy sędzia, to wypowiedziana opinii dotycząca takiego rozstrzygnięcia jest naruszeniem niezawisłości sędziowskiej.

Debatę nad tym postanowieniem należy rozpatrywać w szerszym kontekście obaw o polityczne naciski na sądownictwo i prokuraturę.

Mamy do czynienia z jednostkowym, konkretnym postanowieniem sądu, ale zarazem to konkretne postanowienie jest oceniane w znacznie szerszym kontekście procesu ograniczania niezależności sądów i niezawisłości sędziów.

W ciągu ostatnich pięciu lat władza dała sobie różnorodne środki nacisku na sędziów. Sędziowie w sprawach o zabarwieniu politycznym, związanych z aktywnością obywatelską - udziałem w protestach przez Obywateli RP, krytyką władz PiS - wydawali wyroki uniewinniające. Czy po tylu latach następuje przesilenie i sędziowie zaczynają poddawać się presji?

Poczucie sprawiedliwości, społeczny odbiór wyroków sądów, jest związany z tym, czy sędziowie orzekając uwzględniają wszystkie okoliczności i czy potrafią jasno wytłumaczyć powody wydania orzeczenia.

Wiele osób obawia się, że sądy nie będą orzekać zgodnie z zasadami sprawiedliwości, ale zgodnie z zasadami sprawiedliwości partyjnej.

W Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej mówiono "sprawiedliwość ludowa”. W tamtych okolicznościach ustrojowo-politycznych mówiono o "praworządności socjalistycznej". Chyba przez brak "czujności klasowej" pracowników Instytutu Pamięci Narodowej ukazała się właśnie książka "W imię przyszłości Partii. Procesy o łamanie tzw. praworządności socjalistycznej 1956-1957. Dokumenty".

Bo przecież każdemu prawnikowi zgrzytają w uszach wypowiedziane niedawno przez premiera Mateusza Morawieckiego słowa o "tak zwanej praworządności".

Niezależność sądownictwa i niezawisłość sędziów jest warunkiem właściwego wykonywania przez ostatnie, pozostałe jeszcze – obok kończącego kadencję Rzecznika Praw Obywatelskich – krajowe ogniwo mechanizmu gwarancyjnego realizacji wolności i praw jednostki.

Znajdujemy się w środku wielkiego sporu o istotę państwa polskiego, konstytucję, ustrój Rzeczpospolitej. Władza publiczna jest zdeterminowana, żeby zmienić ustrój państwa polskiego, odchodząc od podstaw demokracji konstytucyjnej w kierunku miękkiego (na razie) państwa autorytarnego.

Mówi się, że "konstytucja jest naruszana". Ale rzecz w tym, że konstytucja jest naruszana, łamana, naginana, przez konkretne, konstytucyjne organy państwa: prezydenta, prezesa rady ministrów, ministra, posłów, marszałka Sejmu. Przestańmy używać formę bezosobową.

Działania i zaniechania są rezultatem decyzji konkretnych osób, które zawsze chętnie ukryją się za formułą „organu państwa”, tak jakby to jakiś amorficzny organ podejmował decyzje. Nie urząd prezydenta czy urząd prezesa Rady Ministrów podejmuje decyzje lecz osoba w danym momencie pełniąca daną funkcję.

Z drugiej strony mamy determinację różnych środowisk, w tym przede wszystkim środowiska sędziowskiego, które ma najpełniejszą świadomość, jakie znaczenia dla obywateli ma niezawisły sędzia i niezależny sąd, jako gwarant, opoka wolności i praw jednostki.

Sędziowie – zawsze byli, ale dzisiaj stali się w szczególnym wymiarze i szczególnie widocznie – solą państwa konstytucyjnego. Dlatego tak ważne dla władzy politycznej jest ograniczenie niezależności sądów.

Ale doświadczeni legislacją ostatnich pięciu lat dobrze wiemy, że wszystkie działania związane są z próbami ograniczenia niezależności sądów i niezawisłości sędziowskiej są działaniami antykonstytucyjnymi.

W jaki sposób obywatele mogą wspierać sędziów w trwaniu w takiej postawie ?

Obywatele i dziennikarze powinni mówić, pisać, dyskutować o orzeczeniach wydawanych przez sędziów. Nie mówić, że sąd wydał wyrok, ale: konkretny sędzia sądu rejonowego , okręgowego, apelacyjnego czy Najwyższego samodzielnie (w niższych instancjach), czy orzekając w składzie, podpisał się pod konkretnym orzeczeniem. Podobnie nie prokuratura, lecz konkretny prokurator, mający imię i nazwisko, wniósł akt oskarżenia, popierał wniesiony akt oskarżenia lub podpisał apelację.

Informacja o konkretnych sędziach i konkretnych prokuratorach jest – obok kontroli instancyjnej – elementem kontroli działania władzy sądowej i prokuratorskiej przez opinie publiczną.

Pozwoli to na zmniejszenie niebezpieczeństwa sytuacji, w której z jednej strony błędne orzeczenie jednego sędziego jest przypisywane całemu wymiarowi sprawiedliwości, a z drugiej strony traktowane byłoby jako coś pozytywnie wyjątkowego rozstrzygnięcie zgodne z prawem, poczuciem sprawiedliwości i przyzwoitości.

;
Na zdjęciu Anna Wójcik
Anna Wójcik

Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych.

Komentarze