W Krośnie do wyborów poszło dodatkowo 2500 osób i PiS straciło tu poparcie. Frekwencja skoczyła z 60,77 proc. do 72,15. Kim są ci wyborcy? Skąd się wzięli? Co jest dla nich ważne? OKO.press pyta o to Ewelinę Jurasz*, dyrektorkę Biura Wystaw Artystycznych w Krośnie
“Czynników zmiany jest mnóstwo” – mówi Ewelina Jurasz.
Nienachalna, ale postępująca laicyzacja. Silne lokalne media. Otwartość miasta na różne poglądy i postawy, jego tradycja przedsiębiorczości. To, że władze samorządowe mają zrozumienie dla kultury. A także: kobiety na stanowiskach kierowniczych, wytrwałość kilkudziesięciu osób, które tu przez wiele lat demonstrowały. I nowa oferta polityczna pozwalająca zabrać głos bez angażowania się w “wojnę na górze”.
To się wszystko składa na zmianę, która nie była rewolucyjna, ale istotna. PiS dostało tu 15 października niecałe 41 proc., listy demokratycznej koalicji – prawie 49 proc. W poprzednich wyborach proporcje były odwrotne.
Ewelina Jurasz: Patrzy Pani na mapę i dziwi się, że małym mieście na Podkarpaciu wygrała koalicja demokratyczna? Jestem z Podkarpacia, ale o Krośnie wiedziałam tylko, że tu się zdaje prawo jazdy.
Więc się trochę nie dziwię, że się pani dziwi. Trafiłam tu jako dyrektorka BWA, po wygranym konkursie. I miasto mnie zachwyciło.
Bo Krosno jest zbudowane siłą oddolnej pracy ludzi. Tu ludzie nie oczekują, żeby im dać, ale żeby mieć przestrzeń, żeby sobie na życie zapracować. Szkot Robert Portius, którego imię nosi ulica, przy której jest BWA, handlował winem w XVII wielu – miasto było wtedy ważnym partnerem handlowym Węgier. Taka tu jest tradycja.
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Zaczynała Pani pracę dyrektorki w 2018 roku. To jest moment, kiedy w całym kraju cementuje się konserwatywna, autorytarna władza. Sądy są masakrowane, edukacja rozwalana. Instytucje kultury przerabiane na jedną modłę
A w Krośnie BWA przechodziło właśnie zmianę – dostaliśmy nowy budynek i zaczęliśmy działać inaczej. Włączając w nie całą społeczność.
Na zdjęciu u samej góry – budynek Biura Wystaw Artystycznych w Krośnie. Fot. Damian Krzanowski
Aha, bo to jest ważne. Na Podkarpaciu działają cztery samorządowe biura wystaw artystycznych. Ale tylko w Krośnie Biuro Wystaw Artystycznych ma dyrektorkę, nie dyrektora. I to dyrektorkę młodszą niż ta 40-letnia instytucja.
Płeć i wiek czynią mnie ciągle osobą stawianą w drugim rzędzie – ale przez to po prostu bardziej waleczną. Nie mam wyjścia.
Tu, przy Portiusa, było krwawe komunistyczne więzienie. Siedziba UB. W piwnicach obecnego BWA były cele.
Można by więc w tym miejscu skupić się na celebrowaniu bólu i smutku Zamiast tego mamy jednak instytucję kultury otwartą na ludzi. Taki był mój plan i program – a miasto, mieszkańcy i władze na to przystały. BWA w nowym miejscu było zresztą otwierane bez udziału księdza, co dla mnie, dziewczyny wychowanej na Podkarpaciu było nowe. I wyzwalające.
W BWA zajmujemy się nie tylko kulturą, ale i sztuką. A środowisko ludzi sztuki działa czasami na granicy, na płaszczyźnie trudnych tematów – które można opowiedzieć przez filtr wrażliwości artysty. Mieliśmy np. spektakl o dziewczynce o imieniu Nabu, która zgubiła się w lesie na granicy polsko-białoruskiej. Dwie artystki, Joanna Sarnecka i Anna Woźniak, stworzyły spektakl – a premiera była na naszym patio. Dawnym więziennym spacerniaku.
Także udało się nam to miejsce przetworzyć tak, że jeśli ktoś chce podjąć działanie, które może nie być dobrze przyjęte, to przychodzi do mnie. Otworzyliśmy w Krośnie niedawno Centrum Aktywności Młodzieży – obyło się bez święcenia.
Nie ma też na Podkarpaciu innego miasta, gdzie w BWA, instytucji samorządowej można zrobić wystawę po strajku kobiet.
Dużo osób było na strajku?
Czasem kilka, często kilkadziesiąt, a raz nawet około tysiąca. Było to jednak ujmujące, że kobiety w takim niedużym mieście wyszły na rynek.
Ja swoich poglądów nie rozgłaszam – nie idę w marszu równości, nie idę z transparentem. Nie potrafię krzyczeć na demonstracji.
Ale uważam, że instytucja jako miejsce musi być otwarta na potrzeby społeczne. Więc jeśli była potrzeba zorganizowania strajku, to moim obowiązkiem jest tę grupę wesprzeć.
Otworzyć dla nich galerię, by inni też mogli zobaczyć te transparenty w publicznym miejscu. Owszem, władze miasta pytały mnie, czy to jest w porządku z tymi plakatami, ale tylko tyle. Odpowiedziałam, że publiczna przestrzeń jest po to, by pokazywać sprawy ważne dla obywatelek i obywateli. Oni nam płacą ze swoich podatków. Jeśli więc ktoś chce przynieść plakat z kontrmanifestacji, to też ma prawo.
I przyniósł?
Jeden. Drastyczny, więc zdjęcie abortowanego płodu jest zasłonięte – trzeba świadomie podnieść osłonę. Nie chcemy narażać na taki widok bez uprzedzenia zwiedzających.
Ale chcemy w ten sposób przekazać ludziom wizualnie, że mają prawo zabrać głos.
Dwukrotnie wspieraliśmy też w BWA akcje osób LGBTQ+. W tym roku mieliśmy już Marsz Równości, wcześniej mieliśmy akcję Querowe Podkarpacie – więc organizatorzy wywieszali z naszego budynku tęczową flagę.
Jest to budynek publiczny, a oni są obywatelami tego miasta, więc mają do tego prawo.
I w czasie akcji i w czasie marszu pojawiła się policja. Ale – jak szybko do nas dotarło – pojawili się po to, by chronić zgromadzenie i jego flagę. Skoro jest na samorządowym budynku.
Czyli tak, jak powinno być.
Ale nie jest, dobrze pani wie. I jesteśmy dumni, że w Krośnie było tak, jak powinno być.
Przez miasto przedefilował radosny, 200-osobowy pochód, kolorowy i bezpieczny. Liczniejszy niż dotychczasowe manifestacje, bo była tam i młodzież, i dorośli, w tym wspierający dzieci rodzice. A były to szanowane, rozpoznawane w mieście osoby. Mieszkańcy na własne oczy zobaczyli, że rządowa propaganda nie mówi prawdy. Marsz osób LGBTQ+ nie jest wcieleniem zła. Tak miasto zmienia opinię.
I myśli Pani, że w ten sposób 2500 mieszkańców w końcu postanawia: no dobra, zagłosuję?
Jest tego dużo więcej. To jest europejskie miasto. Krosno tak samo celebruje 11 listopada, jak i rocznicę wejścia do Unii. Tyle że w czasie tych drugich uroczystości nie ma mszy. Podkreślam to, bo to istotne.
Mamy też lokalne, bezpłatne media prowadzone przez aktywistów. Portal “Krosno24” (naczelny jest aktywistą związanym z KOD) i gazetę “Krosnosfera”, której często nie po drodze z władzami miasta.
“Krosno24” wyliczało, jakie byłyby dochody miasta, gdyby władza centralna nam nie odbierała z tego, co wypracowaliśmy. Taka argumentacja była zgodna z linią prezydenta, który też nam to uświadamiał. I to oburzało ludzi przedsiębiorczych w mieście.
Oba nasze media rodzą ferment, pokazują, że na jedną sprawę można spojrzeć różnie – a to pobudza do myślenia.
Prezydent jest...
Startował z własnego komitetu. A wywodzi się ze środowiska przedsiębiorców. Coś się Pani nie zgadza?
Nic, nic, tylko notuję.
Niektórzy mu zarzucają, że patrzy na miasto przez pryzmat finansów, a nie obywatelsko. Mnie to w mojej aktywności nie przeszkadza. Bo to dobrze, że prezydent formalnie pilnuje finansów i nie obnosił się ze stosunkami u odchodzącej władzy.
Wielu samorządowców wpadało w tę pułapkę. Przyjeżdżał premier Morawiecki, uścisnął dłoń, a włodarz miasta stawał się sklejony z władzą w Warszawie.
Znam gminy, w których tak jest, i jedyne, co można zrobić, to kiedy w czasie dożynek przedstawiciel PiS przemawia ze sceny, to go najwyżej nie słuchać.
Nam tego prezydent oszczędził. To, że u nas miejska społeczność pozwala na różne postawy, ma znaczenie. Tu PiS nie pozwoliłby sobie na takie partyjne dożynki – bo ludzie by po prostu wyszli.
Partyjny, prosty przekaz w Krośnie nie działa.
Czyli chodziło o to, że miasto mówiło: jest OK mieć różne poglądy?
Pojawiła się też Trzecia Droga, a to ułatwiło ludziom wejście w świat polityki. U nas pierwszy na liście Trzeciej Drogi był Bartosz Romowicz – burmistrz Ustrzyk Dolnych (zdobył mandat).
Sama Trzecia Droga dostała w Krośnie 14 proc. (wcześniej PSL dostawał tu ledwie 5 proc.), KO – 28 proc. (zyskała pół punktu procentowego), a Lewica – 6,5 proc. (straciła piec punktów). PiS dostało 41 proc. (o 7 pkt mniej), Konfederacja stale ma ok. 8 proc.
Te procenty odsuwają nas od istoty rzeczy. Bartosz Romowicz jest tu dobrze znany – i znany z tego, że zabierał głos w sprawie zawłaszczanych instytucji państwa i w sprawie kontrowersyjnego podręcznika do HiT. A że startował z Trzeciej Drogi, to ludzie widzieli, że mogą zabrać głos bez potrzeby przyłączania się do dwóch wielkich sił politycznych. Z perspektywy naszego regionu to było bardzo ważne.
Mówi Pani, że było w mieście wiele protestów obywatelskich.
Tak. Gromadziły zazwyczaj 50-70 osób. To jest konserwatywny rejon Polski. Nie każdy przełamie obawę, strach. Ale – sama wiem po sobie – że rośnie w nas szacunek dla tych, którzy protestują. To po prostu zmusza do myślenia.
Mieliśmy protesty w obronie sądów, a także pod siedzibą Orlenu w Jedliczu, przy okazji wizyty prezesa PiS. Wielokrotnie w obronie mediów – pod biurem posła PiS Piotra Babinetza z Krosna, przewodniczącego komisji kultury i środków przekazu. Nasze lokalne media podkreślały przy tej okazji, że poseł nie odpowiada na pytania dziennikarzy, więc do ludzi docierało, że coś jest nie tak.
A pomoc Ukrainie?
Całe Krosno oczywiście ruszyło. I cały samorząd. Był też protest solidarnościowy z Ukrainą – znów przyszło kilkadziesiąt osób. Mieszkańcy podpowiedzieli też gościom z Ukrainy, jak mogą pracować i zarabiać. W bursie, w której uciekający przed wojną się schronili, powstała stołówka-jadłodajnia. Mieszkańcy bursy pracują w tej kuchni dla siebie i na sprzedaż. Moim zdaniem to tylko w Krośnie na Podkarpaciu tak się mogło zdarzyć.
Więc kiedy pani mnie pyta, skąd się wzięli wyborcy, to myślę, że po prostu społeczność miejska, i my, pracownicy samorządowi, pokazaliśmy im wyraźnie, że ich głos się liczy. Nie trzeba należeć do większości, by mieć znaczenie.
Mam w oczach taki obraz z początku mojej pracy w Krośnie. Na rynku był festiwal, jarmark – całkowicie świecki, stragany z rękodziełem, jedzeniem, balony z helem. A tu przez sam środek przechodzi procesja w związku ze świętem kościelnym.
Oba te zdarzenia odbyły się na raz, nikt nikomu niczego nie zakazał.
U mnie, w rodzinnych okolicach, to by było nie do pomyślenia, bo tak jak festyn czy koncert, to z mszą na początku. Jak nie jesteś z tej bajki, to się po prostu nie odzywasz.
Ale nie w Krośnie.
Na budynku BWA, tego dawnego więzienia, jest tablica upamiętniająca ofiary poprzedniego reżimu. Regularnie spotyka się przed nią grupa 10-15 osób na różaniec i modlitwę. Z księdzem z kościoła obok. Nie informują nas o tym, co nam czasem przeszkadza, więc ktoś by mógł powiedzieć: „jesteś dyrektorką, to twój budynek. Możesz tego zakazać”. Ale niby czemu? To obywatele tego miasta. Mieszkają tu, płacą podatki, to też jest ich miejsce. Dajemy też wyraźny sygnał: widzimy się nawzajem i akceptujemy.
* Ewelina Jurasz, dyrektorka Biura Wystaw Artystycznych w Krośnie od 2018 roku. Ukończyła kulturoznawstwo w UMCS w Lublinie (2012), zarządzanie na Politechnice Rzeszowskiej (2015), podyplomowe studia „Coach i trener – partner w rozwoju” w Krakowie (2022).
Absolwentka XIV Edycji Programu Liderzy PAFW i programu „Dwa sektory – jedna wizja”. W latach 2013-2015 pracowała w Estradzie Rzeszowskiej, koordynując powstanie i dalsze działania Rzeszowskiego Inkubatora Kultury. W latach 2015-2018 dyrektorka w Miejskim Centrum Kultury w Boguchwale, gdzie z mieszkańcami stworzyła oddolne miejsce działające do dzisiaj „Klimatyczną kawiarnię społeczną”. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2016) w dziedzinie animacji i edukacji kulturalnej, konsultantka programu Erasmus+ Młodzież (2014-2016), propagatorka projektów dla młodzieży, w tym wolonatriatu europejskiego.
W swoim rodzinnym Dębowcu jest fundatorką i prezeską Fundacji Monmonde, która stawia na oddolny rozwój kultury na lokalnym szczeblu oraz przyznaje stypendia pomostowe dla zdolnej młodzieży z niezamożnych rodzin.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze