0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

W przypadku Pegasusa tradycyjna fraza obronna “A u was biją...” brzmi: za rządu PO-PSL inwigilowano dziennikarzy.

Jest to sprawa tajemnicza, bo po mocnym oskarżeniu rzuconym w 11 maja 2016 z trybuny sejmowej przez ówczesnego szefa służb specjalnych... nie zdarzyło się nic.

I nic w sprawie nie wiadomo, choć informacje próbowali wyciągnąć dziennikarze, eksperci fundacji Panoptykon oraz Rzecznik Praw Obywatelskich.

Cokolwiek złego działo się za rządów PO-PSL, niczego nie udało się ustalić.

Na wszystkie pytanie, co się dzieje w sprawie, władze odsyłały do stenogramu z wystąpieniem Kamińskiego. Jest to w rzeczy samej dokument wstrząsający — publikujemy go w całości na końcu.

Kamiński, w maju 2016 roku minister-koordynator służb (dzięki aktowi łaski prezydenta Dudy) przemawiał w Sejmie w czasie tzw. audytu rządów PO-PSL. Opowiadał o nadużyciach poprzedniej władzy, a koledzy z PiS wspierali go okrzykami: “Niesamowite”, “Nie chce się wierzyć”, “Komuna”, “Jak za Stalina”, "Stalin przy nich to jest pikuś”, “Skandal”, “Skandal”, “Skandal”, “Trybunał Stanu”.

A za PO zbierali bilingi i kontakty

Kamiński mówi, że inwigilacja 52 dziennikarzy polegała m.in. na: billingowaniu ich telefonów, pozyskiwaniu danych dotyczących miejsc logowań telefonów, sporządzaniu analiz dotyczących wszystkich osób, z jakimi kontaktowali się telefonicznie dziennikarze, częstotliwości tych kontaktów i miejsc pobytu dziennikarzy, a także na ustaleniu danych adresowych dziennikarzy i zbieraniu informacji o ich sytuacji rodzinnej.

Ponadto wobec części dziennikarzy zastosowano działania operacyjne polegające na bezpośredniej obserwacji spotkań, w jakich uczestniczyli, połączonych z dokumentowaniem fotograficznym tych spotkań.

Kamiński mówił też, że w opisanych przez niego sprawach (to nie tylko inwigilacja dziennikarzy, ale zbieranie danych o uczestnikach legalnych zgromadzeń oraz złe wykonywanie zadań przez służby specjalne) złożył do prokuratury 19 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

Inwigilacja miała miejsce w latach 2007-2014.

Problem niewątpliwie istniał - w 2014 roku Trybunał Konstytucyjny orzeka, że przepisy dotyczące uprawnień służb są na tyle nieprecyzyjne, że mogą prowadzić do naruszeń praw obywateli.

TK nakazał zmianę ustawy. Kiedy Kamiński przemawiał w Sejmie, sprawa była już załatwiona: PiS zmienił przepisy POSZERZAJĄC uprawnienia służb do korzystania z danych obywateli. Pozwolił też na wykorzystywanie nielegalnych podsłuchów jako dowodów w sądzie. Właśnie pracował nad tzw. ustawą antyterrorystyczną poszerzającą kompetencje służb.

Przeczytaj także:

Znikające śledztwo PiS

Od wystąpienia Kamińskiego minęło 5 lat – ale nic więcej w sprawie nie wiadomo.

12 maja 2016 roku, dzień po wystąpieniu Kamińskiego, RPO Adam Bodnar pisze do niego:

“Informacje przedstawione przez Pana Ministra mogą świadczyć o znacznej skali naruszeń praw i wolności obywatelskich, zwłaszcza że z kontekstu wypowiedzi wynika, że działania te były podejmowane bez podstawy prawnej i faktycznej.

Zważywszy zatem na konstytucyjne powinności Rzecznika Praw Obywatelskich, proszę uprzejmie Pana Ministra o wskazanie bliższych danych odnoszących się do konkretnych przypadków niezgodnych z prawem działań i zaniechań służb specjalnych.

W szczególności uprzejmie proszę o przedstawienie zamierzeń dotyczących ewentualnych dalszych działań w tym zakresie, a także o zadysponowanie przesłania Rzecznikowi kopii 19 zawiadomień o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa już złożonych do prokuratury – wspomnianych w wystąpieniu Pana Ministra”.

RPO zaznacza, że jeśli na tym etapie informacje o śledztwach są objęte ochroną, to zapozna się z nimi za pośrednictwem kancelarii tajnej. To jest mechanizm pozwalający RPO na wgląd w tajne dokumenty i ocenę ich z punktu widzenia praw człowieka bez naruszania tajemnic.

Wąsik zapewnia: wszystko jest w stenogramie

2 czerwca 2016 odpowiada RPO zastępca Kamińskiego Maciej Wasik: przemówienie z 11 maja 2016 roku zawiera wszelkie informacje, które mogły zostać przekazane. Reszta jest tajna. Wąsik wysyła rzecznikowi ten stenogram. "Stosowne dokumenty zostały wysłane do Prokuratury Krajowej. Prokuratura Krajowa jest więc instytucją właściwą do odpowiedzi na pytania o dalsze działania związane z materiałami zgromadzonymi w toku prowadzonego audyt”.

Taką samą odpowiedź dostaje 2 czerwca 2016 fundacja Panoptykon: zajrzyjcie sobie do stenogramu sejmowego.

RPO pisze więc do Prokuratora Krajowego o przekazanie kopii zawiadomień skierowanych do prokuratury przez Mariusza Kamińskiego. Dowiaduje się, że zawiadomień nie dostanie - "zostały przekazane do właściwych jednostek prokuratur”. Prokuratura Krajowa nie podaje jednak do których i w jakim zakresie.

19 spraw Kamińskiego

RPO pyta więc, do których prokuratur poszły zawiadomienia. Prokuratura Krajowa odpowiada, że... nie dysponuje takimi informacjami.

“W okresie od 11 maja 2016 r. do 1 czerwca 2016 r. wpłynęła znaczna, przekraczająca 19 spraw, ilość skierowanych przez służby nadzorowane przez pana Ministra Mariusza Kamińskiego zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstw. Każda z tych spraw została rozpoznana indywidualnie. Nie miało miejsca przekazanie wyodrębnionej grupy 19 zawiadomień, dotyczących podnoszonej przez Pana Rzecznika problematyki” – wskazuje 28 kwietnia 2017 roku Przemysław Funiok, dyrektor Biura Prezydialnego Prokuratury Krajowej.

Dodaje, że jedynie minister Kamiński ma precyzyjną wiedzę, które jednostki prokuratury prowadzą postępowania we wspomnianych sprawach.

To, czego nie wie dyr. Funiok, ujawniają jednak dziennikarze: postępowania dotyczące informacji z przemówienia Mariusza Kamińskiego prowadzi Prokuratura Regionalna w Krakowie.

Dalszą korespondencję RPO prowadził zatem z tą jednostką. Ustala (stan na lipiec 2020), że śledztwo nie zostało dotychczas w całości zakończone. Zakończono natomiast poszczególne jego wątki – jedyny akt oskarżenia dotyczy niepowiadomienia o przestępstwie i utrudniania śledztwa. Wątek dziennikarski zostaje umorzony 18 marca 2020 roku.

29 grudnia 2020 sprawę podejmuje na nowo prokuratura w Szczecinie. “Po analizie akt uznano, że należy wykonać dodatkowe czynności zmierzające do procesowej weryfikacji pozyskanych danych” – mówi źródło TVP.Info “związane z organami ścigania”.

Umorzone sprawy oraz stenogram, który odnotowuje takie zakończenie wystąpienia Kamińskiego:

"Oświadczam, że podczas rządów PiS nikt nie był, nie jest ani nie będzie inwigilowany tylko dlatego, że ma poglądy polityczne inne niż rządzący. Nikt nie był, nie jest ani nie będzie inwigilowany tylko dlatego, że brał udział w opozycyjnej demonstracji czy napisał nieprzychylny rządowi artykuł. Bo teraz jest wolność zgromadzeń, jest wolność słowa, taka wolność, jaką powinno zapewniać demokratyczne państwo prawa".

Stenogram Kamińskiego (śródtytuły od redakcji)

Stenogram z wystąpieniem Mariusza Kamińskiego, który jego zastępca Maciej Wąsik z takim zapałem rozsyłał w 2016 roku, naprawdę wart jest przytoczenia w całości.

To jedyny ślad w sprawie, która nie jest wcale błaha - kontroli nad służbami w III RP nie było i nie ma, a inwigilowanie dziennikarzy jest absolutnie przerażające. Im więcej jednak Czytelnik i Czytelniczka słyszeli o obecnych praktykach PiS, o aferze Pegasusa i nękaniu obywateli przez władzę, tym tekst Kamińskiego robi większe wrażenie. Kamiński opisuje bowiem działania, które wyglądają na paskudne (choć po pięciu latach nie udało się nikogo o to oskarżyć), ale przecież obecna władza pokazała, że potrafi więcej. Lepiej ściga opozycję i obywateli, i większe ma miłosierdzie dla możnych tego świata.

By zacytować Gomułkę, staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy duży krok naprzód.

Stenogram jest tu, a wystąpienie Kamińskiego zaczyna się na stronie 32:

Minister Mariusz Kamiński: Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Zacznę od spraw związanych z inwigilowaniem organizatorów i uczestników legalnych zgromadzeń publicznych.

Za PO chcieli wiedzieć, po co maszeruje Radio Maryja

ABW w okresie objętym audytem prowadziła działania operacyjno-rozpoznawcze wobec osób biorących udział w legalnych manifestacjach organizowanych przez środowiska opozycyjne wobec rządów PO-PSL.

W 2012 roku w związku ze zorganizowanym przez Prawo i Sprawiedliwość, NSZZ „Solidarność” i środowisko słuchaczy Radia Maryja marszem „Obudź się Polsko” delegatury ABW otrzymały pismo polecające, cytuję: “podjęcie działań mających na celu uzyskanie pełnej wiedzy na temat przedmiotowego marszu oraz udziału w nim osób z podległego terenu”.

Delegatury ABW zostały zobowiązane do składania raportów w sprawie marszu w cyklu dobowym, a na trzy dni przed manifestacją raporty te były składane dwa razy na dobę. Raporty zawierały informacje dotyczące: nazwisk organizatorów terenowych, ich numerów telefonów, nazw firm przewozowych…

(Głos z sali: Demokracja Platformy)

…numerów rejestracyjnych autokarów przewożących manifestantów, trasy ich przejazdu oraz informacje o środowiskach przyłączających się do manifestacji. Zaangażowanie służb w tym przypadku było absolutnie ponadstandardowe. ABW objęła swoim zainteresowaniem operacyjnym nie tylko zgromadzenia organizowane przez opozycję polityczną, ale również wybrane uroczystości patriotyczne, np. obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych czy uroczystości poświęcone żołnierzom Narodowych Sił Zbrojnych.

Dotyczyło ono także manifestacji organizowanych przez ruchy obrońców życia. Odnalezione zostały m.in. meldunki tajnych współpracowników ABW, którzy przekazywali informacje dotyczące treści rozmów prowadzonych w autokarach przewożących uczestników manifestacji.

(Poseł Piotr Kaleta: No niesamowite.)

Ponadto w archiwum ABW odnaleziono listy zawierające nazwiska, adresy i numery PESEL…

(Głos z sali: Nie chce się wierzyć.)

…setek uczestników legalnych manifestacji. Zaznaczam, że wykaz ten nie dotyczył osób podejrzewanych o jakiekolwiek…

(Głos z sali: Nie wstyd wam?)

…łamanie prawa, ale był związany jedynie z ich uczestnictwem w legalnych zgromadzeniach.

Za PO inwigilowali 52 dziennikarzy, podsłuchiwali dwóch

Proszę państwa, służby specjalne inwigilowały również 52 dziennikarzy. Inwigilacja ta polegała m.in. na: billingowaniu ich telefonów, pozyskiwaniu danych dotyczących miejsc logowań telefonów, sporządzaniu analiz dotyczących wszystkich osób, z jakimi kontaktowali się telefonicznie dziennikarze, częstotliwości tych kontaktów i miejsc pobytu dziennikarzy, a także na ustaleniu danych adresowych dziennikarzy i zbieraniu informacji o ich sytuacji rodzinnej.

Ponadto wobec części dziennikarzy zastosowano działania operacyjne polegające na bezpośredniej obserwacji spotkań, w jakich uczestniczyli, połączonych z dokumentowaniem fotograficznym tych spotkań.

(Poseł Robert Telus: Komuna.)

Wobec siedmiu dziennikarzy użyto specjalistycznego sprzętu technicznego służącego ujawnianiu wszystkich numerów telefonów, jakimi faktycznie posługiwali się dziennikarze.

Wobec dwóch dziennikarzy prowadzono kontrolę operacyjną polegającą na podsłuchu telefonicznym.

Dotyczyło to osób występujących w sprawie operacyjnej związanej z badaniem działalności Komisji Weryfikacyjnej WSI.

Szczególne nasilenie działań operacyjnych wobec środowiska dziennikarskiego miało miejsce w latach 2009-2010. Były one prowadzone w ramach sprawy operacyjnej związanej z publikacjami dotyczącymi afery hazardowej. Zainteresowaniem operacyjnym objęto 30 dziennikarzy, głównie związanych z redakcją dziennika „Rzeczpospolita”, która jako pierwsza opublikowała materiały dotyczące tej afery.

(Poseł Robert Telus: Jak za Stalina.)

(Poseł Piotr Kaleta: Stalin przy nich to jest pikuś.)

Celem działań prowadzonych w związku z tą sprawą operacyjną było nie tylko ujawnienie źródeł dziennikarskich publikacji. Jak wynika z dokumentów ABW, realizowane przedsięwzięcia operacyjne miały służyć m.in., cytuję, rozpoznaniu środowiska dziennikarzy śledczych.

Za PO sprawdzali, jak przeciekają do mediów informacje

Planowano również przeprowadzenie prowokacji polegającej na kontrolowanym przekazaniu dziennikarzom informacji niejawnych. W sprawie tej pobrano billingi telefonów dziennikarzy, wraz z danymi dotyczącymi miejsc logowań ich telefonów, za okres o niemal rok poprzedzający aferę hazardową. W ocenie ABW były to działania nieuzasadnione i nielegalne.

Tak samo nieuzasadnione i nielegalne było przeprowadzenie przez funkcjonariuszy ABW rewizji w redakcji tygodnika „Wprost”. Przyjęta bowiem przez prokuraturę kwalifikacja prawna czynu objętego śledztwem uniemożliwiała zlecenie wykonania czynności procesowych funkcjonariuszom ABW, gdyż nie mieściła się w katalogu zadań ustawowych agencji. Tym bardziej że śledztwo nie zostało wszczęte z urzędu, ale na wniosek osób prywatnych. ABW miała nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek odmówienia wykonania czynności niezgodnych z prawem i dodatkowo dewastujących wizerunek agencji.

Za PO w aferze taśmowej ścigali sprawców nagrań

W sprawie afery taśmowej ABW prowadziła nie tylko rewizje, nie tylko działania śledcze, ale również działania operacyjne. Nastawione były one jednak wyłącznie na ściganie sprawców nagrań. Nie dokonano żadnej analizy treści upublicznionych rozmów – ani w kontekście możliwości popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy publicznych, ani nawet w kontekście możliwości ujawnienia przez nich informacji niejawnych. Sprawie ścigania sprawców nagrań nadano w ABW najwyższy priorytet.

17 czerwca 2014 roku szef ABW, komendant główny Policji i szef Biura Ochrony Rządu podpisali porozumienie o współpracy dotyczącej ustalenia okoliczności i osób odpowiedzialnych za nielegalne nagrania. Trzy dni później szef ABW powołał do tej sprawy specjalny zespół złożony z funkcjonariuszy Departamentu Kontrwywiadu i Departamentu Postępowań Karnych w randze dyrektorów i naczelników.

Zespół ten nie pozostawił po swoich pracach żadnej dokumentacji.

W ABW nie ma też żadnych dokumentów dotyczących działań podejmowanych wspólnie z Policją i z BOR-em. Oprócz zespołu specjalnego powołanego przez szefa ABW procedurę operacyjną dotyczącą nielegalnych działań prowadzili również funkcjonariusze Departamentu VI ABW. Dyrektor tego departamentu przekazywał funkcjonariuszom zajmującym się tą sprawą sugestie, że za nielegalnymi nagraniami stoją osoby związane z byłym kierownictwem CBA.

Informacje te zostały przez funkcjonariuszy zweryfikowane i uznane za niewiarygodne. Jednocześnie uniemożliwiono jednemu z funkcjonariuszy prowadzących tę sprawę zweryfikowanie okoliczności, które prowadziły do wniosku, że za organizację nielegalnych nagrań i ich upublicznienie odpowiadają osoby związane z jednym z polityków Platformy Obywatelskiej, walczącym o odbudowanie swojej pozycji politycznej.

Afera taśmowa była jednym z wielu pretekstów do inwigilowania byłego kierownictwa CBA. Zarówno ABW, jak i CBA prowadziły wobec tych osób czynności operacyjne niemal nieprzerwanie przez 6 lat, w latach 2009–2015. Działania te polegały na: stosowaniu podsłuchu telefonicznego; obserwacji spotkań, których celem było ustalenie kontaktów, dokumentacja fotograficzna spotkań, nagrywanie treści rozmów; wielomiesięcznym billingowaniu telefonów połączonym z pozyskiwaniem danych o wszystkich rozmówcach i miejscach logowań na stacjach BTS; uzyskiwaniu danych biograficznych dotyczących przeszłości zawodowej, przynależności do partii politycznych, sytuacji rodzinnej; billingowaniu telefonów osób najbliższych, tj. żon, rodzeństwa i dorosłych dzieci…

(Poseł Beata Mazurek: Skandal!)

…analizowaniu wystąpień publicznych byłych szefów CBA. W wyniku działań kontrolnych ujawniono, że ABW nielegalnie podsłuchiwała żonę byłego zastępcy szefa CBA przez okres aż 3 miesięcy.

(Poseł Robert Telus: Skandal!)

(Poseł Zbigniew Konwiński: Nie drzyj się.)

Nielegalność tego działania polegała na tym, że we wniosku o zgodę na podsłuch, którym miał być objęty były zastępca szefa CBA, wpisany został nie tylko jego numer telefonu, ale także numer telefonu należący do jego żony. Numer ten zarejestrowany był na nią kilka lat wcześniej. Funkcjonariusze odsłuchujący rozmowę nie mogli mieć wątpliwości, kto posługuje się tym telefonem.

(Poseł Joanna Lichocka: Skandal!)

Należy pokreślić, że nie było żadnych podstaw faktycznych ani prawnych, aby kontrolą operacyjną mogła zostać objęta żona byłego funkcjonariusza. Takie zdarzenie miało miejsce tylko z tego powodu, że sąd, wydając zgodę na podsłuch, dysponował informacją przekazaną przez funkcjonariuszy ABW, że wskazany numer należy do byłego zastępcy szefa CBA.

(Poseł Beata Mazurek: Oszukali.)

Za PO nie badali katastrofy smoleńskiej

Panie Marszałku! Wysoki Sejmie!

Jak już państwo usłyszeli, służby specjalne wykazywały dużą aktywność w podejmowaniu działań mających na celu inwigilację uczestników publicznych zgromadzeń, inwigilację dziennikarzy czy też członków byłego kierownictwa CBA.

(Poseł Zbigniew Konwiński: A kogo trzeba było ułaskawić? Kto został ułaskawiony przez prezydenta?)

Tej aktywności zabrakło jednak służbom przy realizacji ich ustawowych zadań, w tym przy wyjaśnianiu jednej z najtragiczniejszych spraw dotyczących naszego kraju – sprawy okoliczności śmierci prezydenta RP i innych uczestników delegacji państwowej w Smoleńsku.

Po katastrofie w Smoleńsku ABW nie podjęła żadnych działań operacyjnych, których celem byłoby ustalenie okoliczności i przyczyn katastrofy. Aktywność służby ograniczyła się jedynie do wykonywania prostych czynności procesowych zlecanych przez prokuraturę.

(Poseł Marzena Machałek: To jest po prostu skandal, dramat.)

Przykładem ostentacyjnego braku zainteresowania ABW wyjaśnianiem tej sprawy jest zdarzenie dotyczące zdjęć satelitarnych otrzymanych 2 dni po katastrofie od amerykańskich służb specjalnych. Zdjęcia te zostały zrobione 10 kwietnia i przedstawiały miejsce katastrofy. Z oczywistych względów powinny one być niezwłocznie przekazane prokuratorom prowadzącym śledztwo w tej sprawie. Doszło do tego jednak dopiero po 10 miesiącach, i to na żądanie prokuratury, która o fakcie posiadania przez ABW tych zdjęć dowiedziała się od strony amerykańskiej.

(Poseł Elżbieta Radziszewska: Ale co z tego wynika?)

ABW nie przekazała również prokuraturze posiadanych dokumentów i informacji dotyczących remontu samolotu TU-154…

(Poseł Małgorzata Gosiewska: Trybunał Stanu.)

…który miał miejsce kilka miesięcy przed katastrofą, w rosyjskich zakładach w Samarze. Również pozostałe służby nie podjęły żadnych działań operacyjnych mających na celu wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Skrajnym przykładem takiej postawy było zachowanie wobec obywatela Rosji, który 10 maja 2010 r. zgłosił się do polskiej ambasady w Moskwie. Osoba ta zadeklarowała chęć przekazania polskim służbom informacji dotyczących możliwości przeprowadzenia zamachu w Smoleńsku. Kierownictwo Agencji Wywiadu, nie dokonując żadnej weryfikacji, podjęło decyzję o nieodebraniu tych informacji…

(Poseł Zbigniew Konwiński: A więc zamach.)

…i przekazaniu danych obywatela Rosji rosyjskiej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa.

(Głosy z sali: Zdrada! Zdrada!)

(Głos z sali: Skandal!)

Na podstawie zachowanych dokumentów ustalono, że decyzję tę podjęto…

(Poseł Elżbieta Radziszewska: Tusk z Putinem szykowali zamach, jasne.)

…po pisemnej akceptacji dwóch byłych zastępców szefa Agencji Wywiadu: Marka Stępnia i Piotra Juszczaka.

(Poseł Robert Telus: Zdrada!)

Służby nie były zaangażowane w wyjaśnienie okoliczności i przyczyn katastrofy smoleńskiej.

(Poseł Jolanta Szczypińska: Co wy tu jeszcze robicie?)

Za PO sprawdzali środowiska, które nie akceptowały oficjalnych ustaleń ws. katastrofy smoleńskiej

Swoje działania w kontekście tej sprawy skoncentrowały za to na środowiskach i grupach internautów niezadowolonych ze sposobu wyjaśnienia tej sprawy przez ówczesny rząd. ABW przez szereg miesięcy po 10 kwietnia 2010 r. prowadziła szeroko zakrojone działania operacyjno-rozpoznawcze związane z rzekomym zagrożeniem zamachem terrorystycznym skierowanym wobec prezydenta Bronisława Komorowskiego.

Działania te nie miały jakichkolwiek podstaw faktycznych. ABW nie posiadała bowiem żadnej informacji, że zamach taki ktokolwiek przygotowuje.

W ramach działań związanych z zagrożeniem terrorystycznym inwigilacji poddano m.in. środowisko obrońców krzyża, blogerów niezależnego forum internetowego Salon24 oraz członków stowarzyszenia Związek Strzelecki „Strzelec”.

(Głosy z sali: Demokracja.)

Czynności w tej sprawie osobiście zlecał i nadzorował szef ABW Krzysztof Bondaryk. To na jego polecenie funkcjonariusze ABW przygotowali specjalną prezentację multimedialną sporządzoną na podstawie materiałów filmowych, której celem było ukazanie zagrożenia płynącego ze środowiska obrońców krzyża.

Według oświadczeń funkcjonariuszy ABW Krzysztof Bondaryk, przeglądając materiały filmowe, osobiście wskazywał do identyfikacji osoby określane przez niego mianem prowokatorów. Według słów szefa ABW Krzysztofa Bondaryka wypowiedzianych w obecności funkcjonariuszy prezentacja była przygotowana dla najważniejszych osób w państwie. Opisywana prezentacja nie została odnaleziona.

ABW w środowisku obrońców krzyża posiadała tajnego współpracownika, który przekazywał informacje na temat przebiegu spotkań i tożsamości uczestników tego ruchu.

ABW zbierała również informacje na temat kontaktów ks. Stanisława Małkowskiego ze środowiskiem obrońców krzyża. Funkcjonariusze Departamentu Przeciwdziałania Terroryzmowi angażowani byli do obserwacji miejsc spotkań obrońców krzyża. Również w kontekście zagrożenia terrorystycznego ABW podjęła czynności operacyjno-rozpoznawcze wobec blogerów niezależnego forum internetowego Salon24.

Zgromadzony w wyniku tych czynności materiał dotyczący jednego z blogerów został przekazany przez ABW do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa z uwagi na brak znamion czynu zabronionego, stwierdzając ponadto w uzasadnieniu tej decyzji, że ABW podjęła w tej sprawie działania pozostające poza jej właściwością ustawową.

W ramach działań operacyjnych dotyczących forum internetowego Salon24 ustalono dane wytypowanych blogerów dotyczące ich tożsamości, miejsca zamieszkania, miejsca zatrudnienia i aktywności w internecie.

(Poseł Joanna Lichocka: Po prostu skandal.)

Za PO nie ścigali korupcji przedstawicieli władzy

Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Przedstawiłem już państwu szereg działań podejmowanych przez służby specjalne pod rządami PO i PSL, które ingerowały w prawa obywateli i naruszały podstawowe standardy demokratyczne.

Niestety służby nie wykonywały też podstawowych obowiązków i zadań nałożonych na nie przez ustawy. Mając na uwadze wyniki przedłożonego audytu, z przykrością muszę stwierdzić, że CBA, które zostało powołane do ścigania korupcji na szczytach władzy, w latach 2009–2015 w istocie z tego zrezygnowało.

Pomimo medialnych deklaracji siły i środki tej służby przesunięto na sprawy o znaczeniu marginalnym. Działania operacyjno-śledcze CBA w zdecydowanej większości dotyczyły osób zajmujących stosunkowo niskie stanowiska publiczne, przede wszystkim związane z samorządem terytorialnym. Jedynie 8% wszystkich spraw odnosiło się do zagadnień związanych z funkcjonowaniem administracji centralnej.

Dopiero na kilka miesięcy przed wyborami odnotowano zwiększoną aktywność CBA w tym zakresie.

W trakcie audytu ujawniono szereg zaniechań, które dotyczyły wyjaśnienia spraw związanych z czołowymi politykami, urzędnikami obozu rządzącego. Zaniechania te polegały m.in. na niszczeniu materiałów z kontroli operacyjnej pomimo opinii funkcjonariuszy, że zawierają one treści istotne dla sprawy - dotyczyło to np. jednego z wiceministrów rządu PO-PSL – na nieskładaniu przez szefa CBA wniosków o zastosowanie kontroli operacyjnej pomimo występowania przesłanek ustawowych ich złożenia.

Na przykład sprawa taka dotyczyła wysokiego urzędnika ministerstwa skarbu, który odpowiadał za prywatyzację jednej z ważniejszych spółek Skarbu Państwa. Urzędnik ten spotykał się nieformalnie z biznesmenem zainteresowanym zakupem spółki, który następnie spółkę tę nabył.

Zaniechania polegały też na ostrzeganiu o działaniach CBA osób pozostających w zainteresowaniu operacyjnym tej służby i pełniących ważne funkcje polityczne oraz wysokie funkcje w organach ścigania, na wykonywaniu czynności pozornych, związanych z napływającymi do CBA informacjami dotyczącymi korupcji wysokich urzędników państwowych. Na przykład przez ponad pół roku weryfikowano bez wykonywania podstawowych czynności informację dotyczącą podejrzenia korupcji jednego z członków rządu premiera Donalda Tuska. Sprawę zakończono z powodu obawy dekonspiracji działań.

(Głos z sali: Co takiego?)

Zaniechania polegały również na usuwaniu przez kierownictwo CBA z przygotowywanych przez funkcjonariuszy planów kontroli tematów obejmujących kluczowe ministerstwa, np. zaniechano w ten sposób wszczęcia postępowań kontrolnych w Ministerstwie Obrony Narodowej, w Ministerstwie Skarbu Państwa, jak również w niektórych spółkach Skarbu Państwa przewidywanych do prywatyzacji, a także na wpływaniu na wyniki kontroli poprzez zmianę ustaleń poczynionych przez funkcjonariuszy w trakcie przeprowadzonych postępowań kontrolnych. Do sytuacji takiej doszło w związku z kontrolą sposobu przeprowadzania przetargu w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego.

(Ministrowi podano szklankę wody) Dziękuję bardzo.

(Głos z sali: Koniec?)

To nie koniec, proszę państwa.

Za PO nie przekazywali premierowi raportów

Ustawa o CBA nakłada na tę służbę obowiązek informowania prezesa Rady Ministrów o zjawiskach występujących w obszarze właściwości tej służby, dotyczących na przykład zagrożenia interesu ekonomicznego państwa. Zastępca szefa CBA nadzorujący pion analityczny Maciej Klepacz wstrzymał około 20 raportów specjalnych przygotowanych przez funkcjonariuszy dla prezesa Rady Ministrów.

Raporty te dotyczyły m.in. negatywnych skutków prywatyzacji spółki PKP Energetyka, informatyzacji NFZ, kontraktów zbrojeniowych Grupy Bumar, nielegalnego lobbingu dotyczącego kształtu jednej z ustaw przygotowywanych przez rząd, korupcjogennych przepisów zawartych w projekcie ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami, nieskuteczności nadzoru inspekcji farmaceutycznej nad eksportem leków i wynikających z tego zagrożeń dla interesu ekonomicznego państwa i bezpieczeństwa pacjentów.

Odmowie przesyłania prezesowi Rady Ministrów raportów często towarzyszyły wygłaszane przez zastępcę szefa CBA wobec funkcjonariuszy uwagi typu: I tak premier z tą informacją nic nie zrobi, nie chcę wikłać szefa Wojtunika w tematy polityczne.

Zastępca szefa CBA Maciej Klepacz nie tylko wstrzymywał przekazywanie niewygodnych dla rządu raportów przygotowywanych przez analityków CBA, ale w niektórych przypadkach zmieniał ich treść, wypaczając pierwotny sens raportu.

Przykładem tego typu zachowań był raport z kwietnia 2013 r. dotyczący nieformalnych działań lobbingowych prowadzonych przez kilku ministrów rządu premiera Donalda Tuska na rzecz interesów spółki Kulczyk Investments. Po zmianach dokonanych osobiście przez Macieja Klepacza do Rady Ministrów przekazany został raport, z którego wynikało, że to ministrowie byli obiektem lobbingu.

Z wyżej wymienionego raportu usunięto treści odnoszące się do aktywności ministrów w zakresie wspierania interesów Kulczyk Investments. Z przeprowadzonego audytu wynika również, że szef CBA tolerował nagminne przypadki łamania dyscypliny w służbie związane z nadużywaniem alkoholu przez część kadry kierowniczej w siedzibach CBA. Pomimo oczywistych faktów i dowodów, m.in. w postaci nagrań z monitoringu wewnętrznego CBA, szef tej służby nie wyciągał żadnych konsekwencji dyscyplinarnych wobec osób dopuszczających się takich zachowań.

Za PO defraudowali pieniądze w CBA i pili alkohol

Drastycznym przykładem ukazującym, jak wysoki stopień patologii w tym zakresie panował w CBA, była sytuacja, która miała miejsce w listopadzie 2011 roku w Katowicach. Tego dnia miało dojść do zatrzymania członków międzynarodowej grupy przestępczej zajmującej się m.in. przemytem papierosów. Działaniami funkcjonariuszy miało kierować dwóch dyrektorów delegatur CBA, którzy przybyli wykonywać czynności służbowe w stanie upojenia alkoholowego. Jeden z dyrektorów przed rozpoczęciem przez funkcjonariuszy działań wpadł pod przejeżdżający ulicą samochód, doznając licznych obrażeń. W szpitalu stwierdzono, że miał 1,73‰ alkoholu we krwi.

(Poruszenie na sali)

Wobec dyrektora nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. Zamiast tego doszło do sfałszowania dokumentacji wyjazdów służbowych, aby nie wyszło na jaw, że wypadek dyrektora delegatury CBA nastąpił w czasie pełnienia przez niego służby. Jego obecność w tym miejscu potraktowano jako wyjazd prywatny. Świadkami tych wydarzeń byli uczestniczący w działaniach funkcjonariusze CBA oraz niestety funkcjonariusze jednej z zagranicznych służb specjalnych.

W CBA dochodziło również do defraudacji i nadużyć w zakresie wydatkowania pieniędzy z funduszu operacyjnego. Sprawami dotyczącymi kilku osób z kierownictwa CBA zajmuje się w chwili obecnej prokuratura.

Za PiS nigdy nie będzie inwigilacji - zapowiada Kamiński

Panie Marszałku! Wysoki Sejmie!

W związku z przeprowadzonym w służbach specjalnych audytem ujawniono szereg działań sprzecznych z prawem. Działania te polegały na nieuzasadnionym i nielegalnym wykonywaniu czynności operacyjnych wobec szeregu osób i środowisk, w tym uczestników legalnych zgromadzeń publicznych organizowanych przez opozycję, dziennikarzy czy internautów.

Stwierdzono ponadto liczne przypadki nadużyć i zaniechań w działaniach operacyjno-śledczych oraz kontrolnych skutkujących bezkarnością osób zajmujących wysokie stanowiska państwowe. Ujawniono również przypadek nielegalnego podsłuchu.

W sprawach tych złożono do prokuratury 19 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

Panie Marszałku! Wysoki Sejmie!

Opozycja wiele ostatnio mówi o zagrożeniu demokracji w naszym kraju. Okazuje się jednak, że głosy te pochodzą m.in. od osób, pod rządami których łamane były demokratyczne standardy, a służby specjalne wykorzystywane były do inwigilacji osób i środowisk nastawionych opozycyjnie wobec ówczesnych władz. Czy o takie standardy demokracji PO i PSL upomina się podczas dzisiejszych manifestacji?

(Oklaski)

(Poseł Dominik Tarczyński: Brawo!)

Co byście powiedzieli, gdyby dziś służby specjalne robiły to, co robiliście wy? I wy nam zarzucacie łamanie demokracji?

(Poseł Ewa Kopacz: Jaka pamięć jest krótka.)

Oświadczam, że podczas rządów PiS nikt nie był, nie jest ani nie będzie inwigilowany tylko dlatego, że ma poglądy polityczne inne niż rządzący.

(Oklaski)

(Poseł Ewa Kopacz: Naprawdę?)

Nikt nie był, nie jest ani nie będzie inwigilowany tylko dlatego, że brał udział w opozycyjnej demonstracji czy napisał nieprzychylny rządowi artykuł.

(Oklaski)

(Głos z sali: Brawo!)

(Poseł Ewa Kopacz: Nie wierzysz w to, co mówisz.)

(Poseł Elżbieta Radziszewska: Od razu wyfrunie z roboty)

Bo teraz jest wolność zgromadzeń, jest wolność słowa, taka wolność, jaką powinno zapewniać demokratyczne państwo prawa.

(Oklaski)

(Posłowie Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość wstają i skandują: Demokracja! Demokracja! Demokracja!)

(Poseł Elżbieta Radziszewska: Demokracja po PiSowsku.)

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze