0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Z najnowszych danych Związku Miast Polskich zebranych w 138 miastach (15 proc. wszystkich) wynika, że tylko w kwietniu 2020 straciły one łącznie 40 proc. wpływów z podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT).

W porównaniu z kwietniem 2019 to w sumie ponad 763 mln zł mniej w ich budżetach.

W pierwszych czterech miesiącach roku spadły też wpływy z podatku CIT, łącznie w gminach i powiatach aż o 30 proc. To strata kolejnych 235 mln zł.

Przeczytaj także:

Na mapce niżej widać, jakie straty poniosły konkretne miasta. Po najechaniu na kropkę z nazwą miejscowości podajemy wpływy z PIT w kwietniu 2018, 2019 i 2020 oraz spadek procentowy. Im większa kropka, tym większy spadek. Wyjątkiem jest Żmigród, który jako jedyny z listy odnotował wzrost wpływów. Reszta traciła.

Wpływy rosły i rosły, ale wydatki jeszcze bardziej

Jak już pisaliśmy, ZMP alarmuje, że samorządy czeka finansowa zapaść. Samorządowcy, w tym samorządowcy PiS, mówią o „historycznym kryzysie".

Ostateczną weryfikację wpływów przyniesie maj. Część płatników skorzystała z możliwości odroczenia płatności, ale jak mówi OKO.press Marek Wójcik z ZMP, jest to niewielki wycinek.

Tak duże straty momentalnie pogłębiły kryzys i to pomimo, że w ostatnich latach wpływy z podatków rosły.

W latach 2015-2018 było to dodatkowe 15,4 mld zł. Rekordowy w przychodach był rok 2019, co widać też na mapce wyżej. Średni wzrost wpływów z PIT w 138 gminach i powiatach wyniósł 8,5 proc., a CIT - aż 18 proc.

Nie był to wynik, jak twierdzili rządzący, szczególnych zabiegów władz publicznych. W raporcie „Struktura wpływów podatkowych z CIT w Polsce w latach 2016–2018 w kontekście uszczelnienia systemu podatkowego” analitycy SGH zaznaczyli, że wzrost wpływów z podatku od spółek w ostatnich dwóch latach, to przede wszystkim wynik dobrej koniunktury.

„Na podstawie przeprowadzonej analizy nie zidentyfikowano w Polsce istotnych zmian (…), które mogłyby być efektem realnego uszczelnienia systemu podatkowego” - piszą eksperci.

Podobnie było z podatkiem PIT. Nominalny wzrost wpływów był zasługą przede wszystkim rosnących płac (17 proc. w latach 2015-2018). Wciąż duża część pieniędzy uciekała m.in. przez fikcyjne samozatrudnienie.

Z raportu ekonomisty Jakuba Sawulskiego dla Instytutu Badań Strukturalnych „Kogo obciążają podatki w Polsce” wynika, że szacowana skala ucieczki od opodatkowania pracy w 2017 roku dotyczyła nawet 166 tys. osób, głównie tych o wysokich zarobkach.

„Nie konsumowaliśmy koniunktury”

Mimo wzrostu dochodów samorządy nie miały szansy stworzyć bezpiecznej poduszki finansowej. Dodatkowe pieniądze nie powiększyły też znacząco ich zdolności inwestycyjnych. Dlaczego?

"Bo nasze wydatki rosły znacznie szybciej, niż wpływy. Nie konsumowaliśmy koniunktury, tylko pracowaliśmy ponad siły na dobry wynik budżetu centralnego"

- mówi OKO.press Wójcik.

Samorządom ciążyły wydatki bieżące, które w ciągu trzech lat (2015-2018) wzrosły o 19,2 mld zł, czyli o 3,8 mld zł przekroczyły wzrost dochodów z podatków PIT i CIT. Budżety były zjadane szczególnie przez płace (wzrost wynagrodzenia minimalnego), rosnące opłaty za energię czy koszty remontów.

Wzrosły też koszty finansowania zadań publicznych, szczególnie oświaty. Rząd przerzucił na władze lokalne zarówno koszty reformy edukacji, jak i podwyżki dla nauczycieli, co - jak uważa Wójcik - pogrążyło samorządowców.

Jeszcze w 2004 roku samorządy do subwencji oświatowej dopłacały mniej niż 1/3 środków własnych. W latach 2018 i 2019 rząd „dzielił się” już wydatkami z władzami lokalnymi po połowie. Jakie to koszty?

Tylko w dwóch ostatnich latach samorządy musiały z własnej kieszeni dołożyć aż 48 mld zł.

Najgorzej było w dużych miastach, gdzie budżet na oświatę aż w 77 proc. pokrywali włodarze.

Od jesieni 2019 roku samorządy tracą też na zmianach w prawie podatkowym. Chodzi o obniżenie stawki PIT z 18 do 17 proc. i ulgi dla młodych (zwolnienie osób do 26. roku życia z podatku dochodowego). Z wyliczeń Ministerstwa Finansów wynikało, że roczne straty wyniosą nawet 7,2 mld zł.

A to oznacza, że samorządy w nowy kryzys wpadły z uszczuplonymi budżetami. Podczas epidemii ponoszą niezaplanowane koszty walki z koronawirusem, a dochody maleją także ze względu na straty w miejskich przedsiębiorstwach transportowych czy komunalnych.

„Nie da się wyjść z kryzysu bez samorządów”

„W Senacie usłyszeliśmy, że tarcza antykryzysowa dla samorządów powstanie w lipcu. Wtedy to już nie będzie kogo ratować” - mówi OKO.press Wójcik.

Póki co jedyne (bezkosztowe) wsparcie, którego rząd udzielił samorządom, to możliwość zadłużania się.

Gminy będą mogły realizować budżet poza rygorem „zrównoważenia” do 2025 roku.

Ale to nie wystarczy, dlatego samorządy już dziś szukają oszczędności. „Wstrzymują inwestycje. Większość remontów szkół zaplanowanych na wakacje, które zlecaliśmy małym podmiotom, są odwołane. Będziemy musieli rezygnować z ponadstandardowych usług, co w pierwszej kolejności odbije się na kulturze. Samorządowcy także w części odsuwają realizację projektów w ramach budżetów obywatelskich” — wymienia Wójcik.

Część samorządów tnie też koszty zatrudnienia, redukując etaty lub zmniejszając wynagrodzenia. Widać to w oświacie, opiece społecznej i administracji.

„Jeśli komuś wydaje się, że można wyjść z kryzysu bez samorządów, jest w błędzie. Nie ma lepszego pomysłu na rozruszanie polskiej gospodarki, niż realizacja w możliwie jak największym wymiarze inwestycji publicznych. A to właśnie samorządy wykonują ich najwięcej. Rząd musi to w końcu zrozumieć i wesprzeć nas w ratowaniu naszych dochodów. Póki co, tego wsparcia nie odczuwamy" - komentuje Wójcik.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze