Polsce grozi utrata części funduszy UE dla rolników, winni są urzędnicy z nadania politycznego PiS - mówi w nagranym po kryjomu przemówieniu min. rolnictwa Jan Ardanowski. Ale nagranie bardziej niż na "tajne taśmy" wygląda na przedwyborczą ustawkę z przesłaniem do wyborców na wsi: "troszczymy się o rolników, pogonimy bezdusznych biurokratów"
Tzw. "taśmy Ardanowskiego" opublikowali we wtorek 1 października 2019 kandydaci Konfederacji do Sejmu - Krzysztof Tołwiński i Marcin Bustowski. Nagranie szybko trafiło do mediów.
Jest zapisem przemówienia ministra rolnictwa na spotkaniu z szefami oddziałów regionalnych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa 28 sierpnia. ARiMR powstała w 1994 roku i jako akredytowana agencja płatnicza odpowiada m.in. za przekazywanie rolnikom funduszy UE.
"Ja nie chcę słyszeć od najważniejszych osób w państwie - i z rządu i z kierownictwa partii, która ma szczególną rolę do naprawienia Polski - że jeżdżą po Polsce i na spotkaniach z rolnikami jest jeden wielki lament na Agencję Restrukturyzacji.
Jedno wielkie narzekanie, jak opieszale, jak skostniałe, jak biurokratycznie funkcjonuje ta instytucja" - grzmi Ardanowski w nagraniu. I przyznaje, że z powodu biurokracji w ARiMR Polsce może grozić zwrot części unijnych pieniędzy.
Po publikacji taśm kierownictwo PSL wezwało do powołania sejmowej komisji śledczej, która miałaby zbadać nieprawidłowości w funkcjonowaniu Agencji.
"Minister Ardanowski chyba w przypływie szczerości wreszcie powiedział prawdę, taką jaka ona jest. To jest wielkie zaniedbanie, bałagan, który został wprowadzony, to jest sytuacja, która sprawia, że te środki są po prostu zagrożone. W kolejnym Sejmie trzeba powołać komisję śledczą do zbadania tego, jak zostały te środki rozporządzane. I dlaczego wnioski latami są nierozpatrywane" - zapowiedział Władysław Kosiniak-Kamysz na konferencji prasowej w piątek 4 października.
Ale "tajne nagranie" wygląda raczej na przedwyborczą ustawkę. Wskazuje na to podniosły, nienaturalny język przemówienia i przekaz niczym z wieców wyborczych.
Ustami ministra Ardanowskiego PiS przyznaje co prawda, że Polsce grozi zwrot części funduszy do budżetu UE i że Agencja Restrukturyzacji ma problemy z rozpatrywaniem wniosków o dopłaty (więcej na ten temat poniżej).
Ale z "taśm" dowiadujemy się też, że:
[embed]https://www.youtube.com/watch?v=VfsakqSYQ_8[/embed]
Narrację tę szybko podchwyciły przychylne rządowi media. Portal wPolityce.pl napisał o "mocnych i zdecydowanych" słowach ministra. Główny przekaz nagrania tłumaczył też w radiowej Trójce 4 października szef KPRM Michał Dworczyk.
"Minister Ardanowski wykazał się bardzo propaństwową postawą – każdy, kto przeczyta czy posłucha nagrań przyzna, że esencja wypowiedzi jest taka, że urzędnicy każdej instytucji muszą pracować na rzecz rolników" - stwierdził.
Ardanowski wykorzystał też "tajne nagranie", by uspokoić rolników, którzy czekają na wypłatę zaliczek unijnych funduszy. Już trzeci rok z rzędu plony przetrzebiło niemal bezdeszczowe lato. ARiMR informowała, że w tym roku trafiło do niej 200 tys. wniosków o dopłaty więcej niż w 2018.
Państwa członkowskie UE mogą wypłacać rolnikom pieniądze nieco wcześniej niż standardowo na koniec roku. W wyjątkowych sytuacjach - a taką była tegoroczna susza - KE wydaje decyzję o zwiększeniu dozwolonych pułapów zaliczek.
Wypłaty mają ruszyć 16 października, a ostatnie pieniądze trafią do potrzebujących na koniec listopada. Od 1 grudnia rolnikom będą wypłacane pozostałe środki za ten rok.
Problem dla PiS polega na tym, że 16 października to już po wyborach. Zapewne dlatego na "taśmach" Ardanowski, pod pozorem łajania pracowników Agencji, kieruje do rolników przekaz "pieniądze będą, pilnujemy tego". I przypomina zasługi poprzedniego ministra Krzysztofa Jurgiela.
"Sprawą zasadniczą na najbliższy czas jest również sprawna obsługa zaliczek. One będą w dużej wysokości realizowane - Komisja wyraziła zgodę na wyższe niż te, które były wcześniej. Ale dziwiłbym się, gdyby zaliczki nie szły. Ćwiczone od kilku lat, wprowadzone przez Krzysztofa... mojego poprzednika. Jeżeliby Agencja nie umiała tego w tej chwili robić, to jest kompromitacja. To już jest automat" - zaznacza Ardanowski.
Minister Ardanowski ma się z czego tłumaczyć wyborcom PiS. Choć rząd PO-PSL wynegocjował w Brukseli rekordowo duże pieniądze - na same programy rolnicze aż 32 mld euro - Polska dołuje w rankingach wykorzystania unijnego budżetu na lata 2014-2020.
Problem dotyczy zwłaszcza pieniędzy z II filara, czyli na Rozwój Obszarów Wiejskich, na który dostaliśmy 8,6 mld euro. Według raportu Ministerstwa Rolnictwa z 31 lipca 2019 roku Polska wydała jak dotąd zaledwie 34 proc. tej kwoty. Nie najlepiej wygląda też sytuacja w wydawaniu pieniędzy na rybołówstwo. Sprawozdanie Ministerstwa Gospodarki Morskiej na sierpień 2019 roku wskazuje, że z przekazanych Polsce 531 mln euro, rząd wydał zaledwie 30 proc.
Mamy czas do 2023 roku (zgodnie z zasadą rozliczeniową budżetu UE n+3), ale przy obecnym tempie możemy nie zdążyć. Wtedy pozostałe środki trzeba będzie zwrócić.
"Jesteśmy na etapie realnego zagrożenia wykorzystania środków publicznych. I zasada n+3 może nie wystarczyć. Również bardzo realna utrata pieniędzy z programu »Ryby«" - ostrzegał na nagraniu minister Ardanowski. Dopytywany przez dziennikarzy po publikacji taśm zaprzeczał samemu sobie.
Ale zagrożenie jest realne, ale konsekwencje mogą sięgać nawet dalej. Nieefektywne wydawanie przyznanych funduszy będzie argumentem za ograniczeniem transzy dla Polski w kolejnej siedmiolatce - taka propozycja jest już zresztą na stole. Nowemu rządowi trudniej będzie domagać się utrzymania poziomu z lat 2014-2020, a co dopiero zwiększenia kwot.
Winę za ten stan rzeczy Ardanowski próbuje zrzucić na pracowników Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
ARiMR rozdysponowuje pieniądze przekazane Polsce w ramach trzech unijnych programów:
Przekaz "taśm" jest jasny - to nie rząd odpowiada za niskie wykorzystanie funduszy z II filara i programu "Ryby", tylko biurokratyczna i skostniała Agencja. A zwłaszcza jej oddziały regionalne.
Ale nieudolność w obsłudze wniosków to efekt m.in. czystek kadrowych przeprowadzonych przez PiS w ARiMR jeszcze za rządów pierwszego szefa resortu rolnictwa Krzysztofa Jurgiela.
Pracę stracili wówczas wszyscy pracownicy kojarzeni się z poprzednią władzą, w tym wielu specjalistów. Zastąpili ich ludzie bez doświadczenia. Odejść musiała nawet wybrana przez poprzedników firma, która miała zbudować w Agencji system informatyczny. Wybrano nową, bez doświadczenia w tym zakresie. W rezultacie ARiMR miesiącami pracowała bez systemu informatycznego. Rosły opóźnienia.
Na niewydolność zarządzania e-systemami przez ARiMR zwróciła uwagę m.in. Najwyższa Izba Kontroli w raporcie z października 2018 roku.
Problemy kadrowe ARiMR widać też w rotacji na stanowisku prezesa. Ostatnią prezes - Marię Fajger - odwołano ze stanowiska 27 sierpnia 2019 roku. Jej miejsce zajął dotychczasowy wiceprezes Tomasz Nowakowski. To już piąty szef ARiMR w ciągu czterech lat rządów PiS.
O tym, jak wygląda dziś współpraca z Agencją mówi OKO.press pan Władysław - ekspert pomagający rolnikom w przygotowaniu wniosków o unijne dotacje, niegdyś pracownik ARiMR. Prosił, by nie podawać jego prawdziwych danych.
"Delikatnie mówiąc część pracowników jest nie do końca kompetentnych. Dlatego powstają opóźnienia. Np. nabór wniosków na modernizację gospodarstw rolnych przeprowadzono w marcu 2018 roku. I jeszcze do dzisiaj mam klientów, którzy nie podpisali umów. Minęło dobre półtora roku, idzie to jak po grudzie" - tłumaczy pan Władysław.
Zdaniem eksperta przy obsłudze wniosków w oddziałach regionalnych dochodzi do absurdów, a część pracowników jest zupełnie nieprzygotowanych. Nie posiadają niezbędnej wiedzy, a braki próbują pokryć "czepialstwem". Przyznaje to na nagraniach także minister Ardanowski.
"Agencja zawsze była agencją polityczną. Byli i są w niej ludzie z nadania aktualnie rządzącej partii. Trzy i pół roku temu w biurach powiatowych miał miejsce »czarny wtorek«. Kierownicy zostali wezwani na naradę do oddziału regionalnego, kadrowa wręczyła im wypowiedzenia ze skutkiem natychmiastowym. Ludzi z ogromnym stażem, fachowców, zastąpili zupełni amatorzy"
- ubolewa pan Władysław.
Minister Ardanowski nie ukrywa, że pracownicy ARiMR reprezentują rząd PiS.
"Ktoś, kto przyszedł do Agencji Restrukturyzacji, szczególnie z rekomendacji politycznej Prawa i Sprawiedliwości, a chyba wszyscy jesteście z tej rekomendacji, ma być sprawny i ma być lepszy od tych, których zastąpiliście. Wymagania wobec ludzi PiS-u są dużo większe niż wobec tych, którzy byli kiedyś" - mówi minister.
W piątek 4 października prezes ARiMR Tomasz Nowakowski wydał oświadczenie, w którym odpowiedzialność zrzuca na swoich poprzedników:
"Kumulacja zadań z jaką w tym momencie mierzy się ARiMR jest niestety wynikiem wieloletnich zaniedbań poprzedników z czasów rządów PO-PSL" - czytamy w komunikacie.
Możliwa utrata unijnych pieniędzy to niejedyne zmartwienie rządu PiS. Obietnice składane rolnikom w kampanii wyborczej trudno będzie zrealizować. Politycy partii Kaczyńskiego powtarzają, że jeżeli utrzymają władzę, polscy rolnicy będą mogli liczyć na wyższe dopłaty bezpośrednie z I filara.
W OKO.press pisaliśmy, że obecnie dostają od hektara nieco poniżej unijnej średniej, która wynosi 260 euro. KE ma co prawda w planach stopniowe zrównanie poziomu dopłat, ale nic nie wskazuje, by Polska miała dostać więcej pieniędzy. Zwłaszcza, że w nowym unijnym budżecie na lata 2021-2027 szykowane są cięcia w WPR.
Przyznał to ostatnio także Janusz Wojciechowski - kandydat rządu PiS na unijnego komisarza ds. rolnictwa. Dopytywany podczas wysłuchania w PE stwierdził, że jako komisarz zamierza "poczynić krok w kierunku" zrównania dopłat. To mało konkretna deklaracja, w dodatku przecząca obietnicom z wieców PiS.
Choć wysłuchanie Wojciechowskiego było spektakularną porażką, wciąż ma on szansę objąć w KE rolnicze portfolio. Jego sukces może jednak przysporzyć PiS kolejnych kłopotów. Bo gdy cała Polska dowie się, że rząd ma w Brukseli "swojego komisarza", trudniej będzie wytłumaczyć rolnikom, że obietnic wyborczych nie da się zrealizować. Komisarze muszą bowiem być bezstronni i nie mogą nic dla swojego kraju "załatwiać", a Unia ma teraz inne priorytety.
M.in. dlatego w brukselskich kuluarach spekuluje się, że Polska odda rolnictwo i przejmie tekę ds. transportu, którą zwolniła odrzucona przez PE kandydatka rumuńska. Byłoby mniej prestiżowo, ale wygodniej. Bo można by dalej mamić rolników obietnicami miliardów euro, których się nie ma i mieć nie będzie.
Gospodarka
Wybory
Jan Krzysztof Ardanowski
Michał Dworczyk
Komisja Europejska
Unia Europejska
dopłaty
rolnictwo
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze