0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys / OKO.pressil. Mateusz Mirys / ...

Nastia pochyla się nad klientką, przedłuża Polce rzęsy. Klientka spodziewa się bliźniaków, jest w siódmym miesiącu ciąży. Kurs przedłużania rzęs Nastia zrobiła na urlopie macierzyńskim. Dziś tak zarabia na życie. Do gabinetu wchodzi mama Nastii, pracuje w sąsiednim pokoju jako manikiurzystka. Trzyma rękę na sercu i płacze, nie może mówić, podaje Nastii telefon. Dzwoni kum, chrzestny jej syna.

– Nastia, usiądź – prosi kum.

– Coś z tatą?

– Dzwonili z wojskomatu. Taka sprawa… tata zaginął.

– Zaginął? Jest w niewoli, ranny?

– Liczy się jako zaginiony. Może jest 200-ny, poległy. Nic nie wiem… Ale chyba musicie przyjechać do Ukrainy.

Nastia kładzie się na podłodze, brakuje jej powietrza. Na kozetce leży klientka, wszystko zrozumiała. Proponuje, żeby zostawić rzęsy zrobione w połowie.

Nastia podnosi się i kończy rzęsy, chociaż cała się trzęsie.

Odwołują z mamą resztę klientów i jadą do domu pod Dniprem.

Po drodze Nastia pisze do znajomego majora, młody a już wszędzie ma znajomych.

– Taty nie ma na tym świecie – pisze Nastia.

– Zaczekaj, nie ma ciała, nie ma dowodu. Postaram się czegoś się dowiedzieć.

Odpisał, „Tak, taty już nie ma”. Skontaktował się z jego dowódcą. Poszli do boju i nie wrócili. Major dostał zdjęcia. Nastia chce je widzieć. Major tłumaczy, że cywilom takich zdjęć nie wolno pokazywać. Ale przecież Nastia też jest żołnierką, to co, że teraz robi Polkom rzęsy.

Pamiętacie żołnierkę Nastię? Pisałam o niej, żołnierka piechoty morskiej, broniła Mariupola, trafiła do rosyjskiej niewoli, cudem wyszła podczas wymiany jeńców. Rok temu w Siedlcach spisałam jej świadectwo. Od tej pory śledzę życie Nastii w mediach społecznościowych. 20 lipca w jej relacji zobaczyłam komunikat o tacie.

Więc w końcu major przysłał jej te zdjęcia. Nastia zrozumiała, taty nie ma.

Mariupol

Jest niedziela. Nastia ma wolne, chce mi opowiedzieć o swoim ojcu. Dwa miesiące, jak go pochowała. Przeprasza, że będzie płakać.

Większość jej klientek nie wie, że szczupła, miła mistrzyni od rzęs jest ukraińską żołnierką.

Jeszcze kilka lat temu nie wyobrażała sobie, że będzie robić rzęsy, epilacje i mieszkać w innym kraju. Myślała, że w ukraińskiej armii będzie aż do emerytury.

Przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę rodzice Nastii już cztery lata mieszkali w Polsce.

Tata Nastii Ołeksandr Trofimow robił w Siedlcach metalowe ramy przyszłych budynków. Mama Natalia pracowała w salonie urody.

Nastia skończyła szkołę podoficerską we Lwowie. W 2018 roku dostała przydział do 36. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej w Mikołajowie. Z urlopu macierzyńskiego wróciła do jednostki w sierpniu 2021 roku. W grudniu była rotacja, żołnierze z Mikołajowa jechali zmienić towarzyszy, którzy bronili wschodnich granic przed separatystami i armią rosyjską. Tak Nastia trafia do Mariupola.

Tata Nastii nie może spokojnie siedzieć, kiedy córka jest tak blisko frontu. 24 lutego przekracza granicę polsko-ukraińską.

– Zdecydował, że jest potrzebny państwu – dławi łzy Nastia. Z 43-letnim Ołeksandrem pojechali walczyć jego przyjaciele. – Jeden stracił oko, drugi był dziesięć razy ranny, ale dalej walczy, a taty nie ma. Chociaż mogli siedzieć w Polsce, tyle lat już tu mieszkali.

Żiguli

Tata Nastii kupuje tanio żiguli i jedzie do wojskomatu, nie chcą go przyjąć do wojska.

Wtedy zdecydował, że pojedzie do oblężonego Mariupola, pomóc córce.

Nastia dowodziła drużyną remontowo-mechaniczną w plutonie uzbrojenia artylerii rakietowej. – Tata chciał z chłopakami naprawiać pojazdy – opowiada Nastia. – Mówił, że nie potrzebuje wypłaty, tylko żeby karmili. „Tato, jesteśmy w okrążeniu, nie przejedziesz”, mówiłam mu. Ale się uparł, „Znajdę sposób, innymi drogami będę jechał. Jak to tak, ty jesteś tam, ja tu i nie mogę ci pomóc?”.

Jedzie żiguli, po drodze zabiera mężczyznę, który idzie pieszo z Kijowa do domu w Melitopolu.

– Dalej jechać nie wolno, na następnym blokpoście już separy stoją! – ostrzegają ukraińscy żołnierze.

– Tam jest moja córka – tłumaczy Ołeksandr i jedzie.

Wróg sygnalizuje światłem, żeby się zatrzymał, Ołeksandr nie słucha. Nad autem coś przelatuje, tata Nastii widzi błyskawicę, wie, że strzelają z RPG-7, ręcznego granatnika przeciwpancernego. Wie, że strzelą znowu, razem z pasażerem wyskakują z auta.

Granat rozrywa auto, a ich odrzuca do rowu. Dochodzą do siebie nad ranem, kiedy wróg przeczesuje teren. Obaj trafiają do niewoli.

Żyję

Tata Nastii w niewoli był tydzień. Rosjanie trzymali jeńców w samochodzie ciężarowym. 30 cywilów i wojskowych. Raz na dobę dawali im jedną rację żywnościową na wszystkich. Wody nie dawali, do toalety nie wypuszczali. Kazali się rozbierać i szukali tatuaży. Jeśli ktoś miał skarpety lub majtki wojskowe, wyprowadzali i już nie wracał.

– Na szczęście dokumenty taty i telefon spłonęły razem z samochodem. W telefonie były moje zdjęcia w mundurze i moja geolokacja w Mariupolu. Gdyby wiedzieli, że ma córkę żołnierkę, to nigdy by go nie zwolnili – opowiada Nastia.

Któryś z jeńców zachował stary telefon na guziki. W nocy dzwonią do ukraińskich władz Melitopola. Ci negocjują z okupantami, żeby zwolnili mieszkańców Melitopola. Mężczyzna, którego Ołeksandr zabrał po drodze, ma melitopolskie zameldowanie. Prosi władze, żeby uwolnili też jego towarzysza spod Dnipra, Ołeksandra, również cywila.

Nastia nic o tym nie wie, już tydzień nie ma kontaktu z ojcem. Jest ze swoją kompanią w kombinacie metalurgicznym im. Iljicza. To największy ukraiński producent blach ocynkowanych walcowanych na zimno. Eksportował towary do ponad 50 krajów. W 2019 roku pracowało tam 14 680 osób.

Nie ma zasięgu. Żeby zadzwonić, napisać, że żyjesz, trzeba iść pod ostrzałem w inne miejsce.

Mama dzwoni, że tata się odezwał. Jest u znajomego w Melitopolu, boją się podchodzić do okien, w mieście rządzą już Rosjanie. Za 300 dolarów tata Nastii dostaje się do Zaporoża. Na blokpoście widzi swoje spalone żiguli. Boi się, że okupanci go rozpoznają.

W końcu dzwoni do córki. – Tata prosił o przebaczenie, że nie udało mu się dojechać. Schudł. Mówiłam, „przestań już z tym wojskiem”, a on: „Nie, pójdę służyć. Jak nie pozwolą mi strzelać, to będę podawał amunicję”.

mężczyzna w czapce z daszkiem i polowym mundurze
Ołeksandr Trofimow, pseudonim Trochym, szturmowa rota. Fot. archiwum rodzinne

Nie twój los, tato

Ołeksandr wędruje od jednego wojskomatu do drugiego. Odmawiają, bo po wypadku w młodości ma w ramieniu tytanową płytkę. Traci kontakt z córką, bo 12 kwietnia 2022 roku Nastia trafia do rosyjskiej niewoli. Myśli o tacie: żeby go tylko nie wzięli do wojska.

Po dwóch tygodniach Nastia zostaje zwolniona. Wraca z Rosji i dzwoni do taty:

– Zapomnij o armii. Widzisz, co może się zdarzyć? Próbowałeś, nie biorą, znaczy nie sud`ba, nie twój los, tato, nie dane ci tam iść.

– Już tydzień, jak podpisałem umowę – odparł.

Tata Nastii nigdy wcześniej nie służył w wojsku, ale kiedy Nastia dostała się na studia wojskowe, był z niej dumny. Kiedy pojechał na zarobek, opowiadał o Nastii chłopakom z budowy. Było im wstyd, bo uciekli za granicę, żeby nie iść do wojska. Niektórzy wrócili swoje odsłużyć.

– Tata stacjonował w obwodzie dniepropietrowskim. Chciał się ze mną spotkać, ale bałam się jechać do Ukrainy. Nie chcę, żeby moje dziecko zostało sierotą.

Teraz Nastia walczy o uwalnianie jeńców wojennych, jeździ na pokojowe protesty, konferencje, opowiada, jak Rosjanie traktują ukraińskich jeńców.

Tata Nastii wyprosił w wojsku, żeby walczyć na odcinku mariupolskim. „Tam moją córkę wzięli do niewoli. Nie odpuszczę im” – mówił. Miał marzenie, wziąć jeńców i wymienić na naszych.

– Był na najbardziej gorącym odcinku. Mówiłam mu: „Tata, kazali ci pilnować wagonów, to pilnuj”.

Nie chciał. „Jak mam patrzeć w oczy tym młodym chłopcom? Oddają życie, a ja mam wagony liczyć? Już trochę pożyłem. Lepiej niech mnie nie będzie, niż tych młodych” – Nastia cytuje słowa taty.

Przeczytaj także:

Na nuli

Ołeksandr jest uparty. Dostał się na nul, punkt zero, czerwoną linię frontu. Dwie doby w okopie trzyma obronę, potem doba przerwy, więc śpi, je, grzeje się i suszy.

Do okopu wroga jest z 50 metrów, tak blisko, że żołnierze wyzywają się nawzajem od najgorszych. Ołeksandr słyszy, jak okupanci szepczą.

Tata Nastii jest w kompanii szturmowej. Cieszy się z nowej broni. Jest tak skuteczna, że z drzewa, na którym ją testują, nic nie zostaje, opowiada przez telefon.

– Podobało mu się, że jest potrzebny – Nastia lekko się uśmiecha i zaraz poważnieje. – Był w samym środku walk. Miał dwa poważne wstrząśnienia mózgu. Wiesz, mówią, że kot ma wiele żyć? Tak samo tata. Fortuna, fortuna, fortuna… i liczba żyć się wyczerpała w jednym momencie.

Tego dnia wszystko było jak zawsze. Ołeksandr skończył służbę w okopie. Przyjechał po nich opancerzony samochód, odporny na pociski broni ręcznej.

– Małe kalibry się nie przebiją, ale tata nie raz mówił, że separy atakują bronią przeciwczołgową. Jest taka rakieta, leci na panelu sterowania. Od rakiety do wyrzutni, z której strzelają, jest taki przewód. Dżojstikiem kierują, dokąd ma lecieć. Ma ograniczoną odległość. Naszym zawsze udawało się przed nią uciec. Tym razem ich dogoniła.

Ten major, znajomy Nastii przysłał jej też nagranie z chwili trafienia. Bo ukraiński zwiad akurat „wypuścił ptaszka”, drona, żeby obserwować sytuację. Widać jak rakieta trafia pojazd Ołeksandra.

– Ogromny błysk. Tam oprócz sześciu ludzi była amunicja, zaczęła wybuchać – opowiada Nastia.

Dwóch żołnierzy przeżyło. Nie wiedzą, jak im się udało wydostać z płonącego pojazdu. Pewnie dzięki hormonowi 3xF, mówią na froncie, fright, fight, flight, strach, walka i ucieczka.

Nastia szukała tych żołnierzy, są poparzeni i załamani, że nie wyciągnęli towarzyszy. Jeden jest z jej rodzinnej miejscowości. Potwierdził, tata Nastii był z nimi.

Samochód z tatą Nastii palił się dwa dni. Nie można było odciągnąć go od linii frontu.

Paczka

Dostały z mamą paczkę z frontu, rzeczy taty. Są tam dwa zdjęcia, paszportowe żony i większe złożone na pół zdjęcie córek. Śmieją się do siebie, są jeszcze małe i opalone.

Ciało

Znajomy major ciągle pomaga, dowiaduje się, w której kostnicy jest Ołeksadr. Żona i córka mają go rozpoznać wśród zwęglonych ciał.

W korytarzach kostnicy jest nieznośny odór, rozładowują kolejne ciała przywiezione z frontu.

– Przywożą każdego, kogo udało się zeskrobać i wynieść z pola walki – mówi Nastia.

Śledczy z kostnicy pilnuje, żeby rodziny poległych oddawały próbki DNA. Bez tego ciała nie dostaną. Będzie winny, jak odda nie to ciało. Każdy chce pochować swojego.

Przywożą żołnierzy w różnym stanie. Rodzinom poległych zwykle nie pokazuje się takich ciał, tylko zdjęcia szczątków.

Nastia już na zdjęciach od majora widziała zwłoki taty w spalonym pojeździe.

– Węgiel. Tylko zarys tułowia, widać, w którym miejscu była głowa i gdzie kończyny. – Nastia przeprasza, że nie może mi udostępnić tego zdjęcia, chociaż wcale o to nie prosiłam. – Tam były dwa bardziej ocalałe ciała, a dwa… chyba gdy rakieta trafiła, ich rozerwało. Trzeba pobrać DNA każdej kosteczki, żeby człowieka zebrać.

Tatę poznałyśmy po tej płytce tytanowej, srebrzyła się, jakby była dopiero wstawiona.

Nastia opowiada o płytce śledczemu, ale jego to nie przekonuje. Orientuje się, że wie więcej od śledczego. Tłumaczy: – W pojeździe było sześciu żołnierzy, dwóch przeżyło. Mówią, że był z nimi mój tata. Dowódcy też to potwierdzili. Wśród tych czterech ciał jedno ma tytanową płytkę w ramieniu. To tata.

W końcu śledczy oddaje ciało bez pobrania DNA od rodziny.

Flagi

Urządziły uroczysty pogrzeb. Nastia poprosiła w sieci o przynoszenie flag i świeżych kwiatów, nie sztucznych.

– Tata był w zamkniętej trumnie. Włożyłyśmy mu do środka wszystko, co trzeba. Grzebień, drobne pieniądze, buty, kaszkiet, bransoletkę wojskową, artykuły do golenia, flagę jego jednostki, czerwono-czarną – wylicza Nastia.

– Mieli go ubrać w kamuflaż, ale nie było czego ubrać, więc położyłyśmy mundur z boku.

Pogrzeb był 26 lipca w miejscowości, skąd pochodził, w Alei Bohaterów. Przyszło dużo ludzi, przynieśli flagi i kwiat, jak Nastia prosiła. Przyjechali też towarzysze, z którymi tata Nastii walczył.

Godziny pracy

Trzech pozostałych żołnierzy nie pogrzebano do dzisiaj. Rodziny czekają na wyniki DNA.

– To, co dzieje się w tych kostnicach można opisać tylko jednym słowem, bliadstwo, kurewstwo. – denerwuje się Nastia. – Ludzie oddają próbki DNA i czekają, te wyniki się gubią. Pół roku nie mogą odebrać ciał bliskich. Więc przychodzą, robią awantury. Nie jest jasne, w jakich lodówkach ciała leżą. Bliskim ciał nie oddają, bo nie są pewni, że to ich krewni. Ludzie pytają: wojna trwa już ponad półtora roku, nie możecie zrobić porządnego laboratorium?

Wiem, że to trudne, przywożą worek z kośćmi i masz z tego posegregować 10 ciał. Musisz zbadać każdą kosteczkę, żeby nie pogrzebać głowy Fedi z nogami Wasi. Ale podczas wojny nie drogi trzeba budować, ani zabawki kupować, żeby dzieciom w schronie było wesoło.

Ludzie oddali życie, załatwcie przynajmniej, żeby można było ich jak najszybciej pogrzebać. Nie mam pretensji do lekarzy, oni fizycznie nie dają rady. Państwo powinno usprawnić ten proces, nasze władze są dzielne, by wysyłać ludzi paczkami na wojnę, a na sprawną identyfikacją ciał, pieniędzy nie ma.

Na froncie chłopcy harują 24/7, bez wolnego, a potem ich szczątki identyfikuje się tylko w godzinach pracy.

Jeśli w kraju jest wojna, to wszyscy powinni pracować 24/7.
pogrzeb ukraińskiego zołnierza, kobieta przytula się do drewnianej trumny, druga kobieta zasłania twarz
Pogrzeb Ołeksandra Trofimowa. Nastia obejmuje trumnę z tatą. Obok stoi mama. Fot. archiwum rodzinne.

Armia

Na początku Ołeksandr bardzo chciał walczyć. Ostatnio mówił, że czuje się zmęczony. Chciał do bliskich.

– Gdyby jeszcze było z kim walczyć. Z naszym rządem walczyć? To co pokazują w telewizji, to piękny obrazek. Nie pokazują tych dowódców, co tylko napełniają brzuchy, kupują nowe samochody. Nie pójdą z tobą do walki. Raczej ciebie wydadzą, niż stracą swoje życie – powtarza Nastia opowieści Ołeksandra.

– Tata zawsze zdejmował czapkę na samo słowo „armia”. A przez ten rok zdał sobie sprawę, jak bardzo skorumpowane jest to wszystko. Jak rząd jest obojętny na swoich ludzi.

Byli wysyłani do walki z karabinami i pięcioma magazynkami, a przeciwko nim rosyjskie siły powietrzne, czołgi. A oni holi-bosi, nadzy-bosi.

Tatę to irytowało. Jeśli walczyć, to żeby wszyscy stanęli przeciwko ruśni i razem wyzwalali Ukrainę. A tu jedni szaszłyczki, piosenki, zabawy, a drugim spodnie przymarzają do okopu.

A oszustwa finansowe?! Myślisz, że te premie, sto tysięcy za walkę na pierwszej linii zawsze wypłacali? Nic z tego. – Nastia jest rozżalona na władze wojskowe.

– A mundury, ile mundurów wydano? Jeden na cały rok wojny? Żołnierz po każdej bitwie powinien dostać nowy. Tata nie miał ani normalnego hełmu, ni broni, nic. Wszystko kupiliśmy za swoje pieniądze.

Przynajmniej dobrze nakarmcie żołnierzy. Nakarmiona jednostka bojowa i głodna, to dwie różne jednostki bojowe – tłumaczy Nastia.

Jedzenie

O wielu rzeczach Ołeksandr nie opowiadał. Trafił do szpitala, miał wstrząśnienie mózgu. Mówił, że lekkie. Po jego śmierci Nastia z dokumentów dowiedziała się, że wcale nie było lekkie. Miał zniszczony mundur, rzeczy osobiste. Nastia prosiła znajomą, żeby wysłała tacie pieniądze na ukraińskie konto. Miała 4000 hrywien. Może tata chociaż mundur kupi, myślała. Następnego dnia słyszy, jak tata mówi mamie przez telefon:

– Nastia przysłała pieniądze. Chociaż jedzenie sobie kupimy.

– Jedzenie?! – pyta żona.

– Trzy dni jesteśmy głodni. Nie przywożą nam, bo trwa ostrzał i boją się jechać.

Nastia nie może się powstrzymać:

– Bliat`! Oni mają oddać życie, siedzieć głodni, a wy boicie się im zawieźć żarcie?!

Armia? My ubieramy, my karmimy, walczymy, oddajemy swoje życie, a oni samochody zmieniają, wszystko w ich życiu jest lakszeri.

Może to brzmi grubo, ale tak jest, tak uważam.

Byłam na wojnie. Nawet w niewoli pozostałam ukraińską patriotką. Uczyłam Rosjan, jak się wymawia „palianycia”, chleb, bo wiadomo, że nie potrafią, po tym poznać Rosjanina.

Namawiali mnie: „Zostań u nas. Po co ci Ukraina?”.

Mówiłam: „Nie, chcę do Ukrainy”.

„Przecież wiesz, że teraz trzeba będzie Ukrainę podnosić z kolan”.

„To będę podnosić”.

Przyjechałam do Polski tylko dlatego, żeby dziecko nie żyło na wojnie.

Przez pierwsze trzy miesiące rwałam się z powrotem, chciałam walczyć, zostać snajperką. Mama mnie powstrzymywała.

Ale kiedy mój tata zaczął opowiadać, że nie są karmieni, że zostali po prostu rzuceni na front… Że skończyli się ludzie, więc ich cofnęli, dodali ludzi i rzucili z powrotem.

Rozumiesz: Ludzie im się skończyli! To nie woda się kończy, nie jedzenie, to ludzie się kończą.

Tata był ostatnią kroplą. Teraz o Ukrainie nie chcę słyszeć.

– No tak – kiwam głową, nie wiem, co powiedzieć.

– Z mojego patriotyzmu zostało zero. Nie chcę już podnosić Ukrainy z kolan. Będę tam przyjeżdżać tylko na grób do taty. Myślę, że dałam Ukrainie wystarczająco dużo, a nawet więcej.

– No tak – kiwam głową.

– Byłam na wojnie i w niewoli, wojna zabrała mi ojca. Teść po tym wszystkim dostał zawał serca. Moje dziecko nie widziało swego ojca od półtora roku. Może z naszej rodziny to już wystarczy, co?

Nastii mąż od kwietnia 2022 roku jest w niewoli rosyjskiej. Nie ma o nim żadnej informacji. Nastia mówi o mężu niewiele, żeby nie zaszkodzić. Ukraińskie władze proszą o ciszę w sprawie jeńców.

zdjęcie zniszczonego wozu pancernego
Zniszczony pojazd, w którym zginął Ołeksandr. Fot. udostępnione przez bohaterkę tekstu.

Pasy

Po pogrzebie Nastia wróciła do Polski. Mama została, załatwia dokumenty. O jedno zaświadczenie prosi już po raz trzeci. Raz nie napisali, że jej mąż był na froncie, a w drugim podali złe daty. Okazało się, że żona musi udowodnić, że jej mąż, Ołeksandr, rzeczywiście był na froncie i wykonywał obowiązki żołnierza.

– Dlaczego dają zaświadczenie z błędami? Robią to świadomie?

– Jeśli żołnierz zginie na wojnie, to rodzinie dają 15 mln hrywien. Ale jeśli w jednostce wydadzą zaświadczenie, że taty w tym dniu nie było na froncie, to 15 mln się nie należy.

Nie potrzebuję tych pieniędzy, zwróćcie mi ojca. Ale jeśli już mój tata oddał swoje życie, to wygryzę od nich wszystko, co jemu się należy.

– Skoro jest taka ustawa, to macie prawo do tych pieniędzy.

– Oszustwa z tymi pieniędzmi… Jestem wojskową, pracowałam w armii z dokumentami. Wiem, jak to wygląda. Prosimy w jednostce taty o zestawienie wypłat, które otrzymał w ostatnim roku służby. Mówią, że nikt ich nie prosi o takie zaświadczenia. Ale my prosimy. Nie mają prawa odmówić.

– Ludzie nie proszą, bo nie wiedzą?

– Oczywiście. A może się okazać, że żołnierz był na pierwszej linii frontu, a tych 100 tysięcy hrywien nie otrzymywał? Jednostka wojskowa je dostała, ale dalej znikały. Teraz może to wszystko wyjść na jaw. A inne rodziny co?

– Mają żałobę i tego nie sprawdzają?

– Robią tak, jak im mówią w wojskomacie. A system jest przegniły od najmniejszego trybiku. Nasz wojskomat współpracuje z konkretnym zakładem pogrzebowym. Znajomi z wojskomatu powiedzieli, co rodzinie poległego żołnierza należy się do pogrzebu.

Idziemy do tego sklepiku po trumnę i inne rzeczy. Trumna dębowa całkiem dobrze zrobiona. Należy się jeszcze poduszka, pasy.

– Pasy?

– Żeby spuścić trumnę do mogiły. Sprzedawczyni mówi, że pasy nie wchodzą do kompletu. Mówimy, że wchodzą.

Ona, że tylu żołnierzy już grzebali i nikomu pasów nie dawała. Dzwoni do kierowniczki. Kierowniczka: „Pasy są w komplecie, wydaj”.

Od tych pasów nie zbiedniejemy ani się nie wzbogacimy. Ale pytam ich, na czym zarabiacie, tępi? Na pasach? To do was wróci sto razy gorzej.

W naszym rejonie niemało już poległych pochowali.

Dom

W maju Nastia z synkiem Eldarem, mamą i siostrą wzięły urlop i pojechały do Ukrainy. Tata miał kilka dni wolnego.

– Smażyliśmy szaszłyk, piliśmy piwo, jakby wojny nie było. Było rodzinnie. Eldar od dziadka nie odchodził – z uśmiechem opowiada Nastia. – Tata miał pseudonim Trochym, od nazwiska. Całe życie był Trochymem. Did Trochym, ty mene liubysz?, pytał Eldar, a tacie oczy lśniły.

Odwiedzili swój dom, od 5 lat stoi pusty, zarósł chwastami. Chodzili po pokojach, robili wspólne zdjęcia i nagrywali wideo.

– Tatę namówić na zdjęcie bardzo trudno, ale wtedy nie protestował. Czuję się winna. Gdybym nie służyła w armii, może on by nie wrócił do Ukrainy. W Mariupolu przeszłam piekło, byłam w niewoli, nie zgwałcili mnie tam, nie zabili. Wróciłam żywa. Ja z armii, a on do armii. Tydzień różnicy. Po prostu mnie zmienił.

W niebie podejmowano decyzję: albo ja, albo on. Jakby tata wziął sobie mój los – płacze Nastia.

– Tata nigdy się nie modlił, był ateistą. Ale jak byłam w Mariupolu, to dużo się modlił i prosił, żebym wydostała się stamtąd żywa.

Całe życie jakoś nie mówiliśmy sobie: „kocham cię”. Jak byłam w Mariupolu i udawało mi się zadzwonić, zawsze mówił: „Córeczko, tak bardzo cię kocham, tylko, proszę, wróć”. Płakałam po rozmowie. Całe życie brakowało mi tych słów.

;

Udostępnij:

Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze