0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzalek / Agencja GazetaPatryk Ogorzalek / A...

20 lipca 2021 sejmowa komisja ds. edukacji zebrała się, by debatować nad wotum nieufności dla ministra Przemysława Czarnka. Jednak szef resortu edukacji i nauki nie stawił się osobiście na posiedzeniu, co zadecydowało o kształcie dyskusji. Zdziwieni i rozsierdzeni posłowie opozycji od początku próbowali interweniować u przewodniczącej komisji Mirosławy Stachowiak-Różeckiej.

"Minister powinien stanąć przed komisją, odpowiedzieć na nasze krytyczne uwagi. Żądamy, aby pani przerwała komisję i zawnioskowała o natychmiastowe przyjście ministra Czarnka. Nie może być tak, że minister, w stosunku do którego jest wotum nieufności, który podlega sejmowej kontroli, jest nieobecny. Minister Czarnek notorycznie nie uczestniczy w merytorycznych pracach tej komisji" — mówił poseł Piotr Borys (KO).

"Jedyna okoliczność, która mogłaby usprawiedliwiać nieobecność ministra Czarnka, to informacja, że pan minister samodzielnie podał się do dymisji.

W innym przypadku proszę o przerwanie lub odroczenie posiedzenia, aż pan minister, dziś zajęty demolowaniem szkolnictwa, łaskawie pojawi się na komisji" — mówiła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy.

Mirosława Stachowiak-Różecka (PiS) poddała pod głosowanie wniosek o przerwę, ten przepadł jednak stosunkiem głosów 15:16. A posłowie opozycji byli zmuszeni formułować zarzuty wobec ministra pod jego nieobecność. Co robił Przemysław Czarnek w czasie posiedzenia komisji?

Reprezentujący go wiceminister Tomasz Rzymkowski przekonywał, że opozycja doprowadza debatę do absurdu i najwyraźniej nie zna zasad prac komisji, jeśli oczekuje od ministra stawiennictwa na każdym posiedzeniu. "To nie jest komisja śledcza" — mówił i wielokrotnie powtarzał, jak bardzo jest zażenowany całą sytuacją.

Inni posłowie PiS bronili Czarnka mówiąc, że posłowie opozycji zebrali się tylko po to, by dać upust frustracji i agresji, a więc obrażać "odważnego i zdeterminowanego" ministra.

W czasie tej burzliwej, trwającej ponad trzy godziny dyskusji, wątpliwości rozwiał sam Przemysław Czarnek. Na twitterze opublikował wpis, z którego wynika, że w czasie prac komisji oddał się obowiązkom dyplomatycznym. A dokładnie spotkał się z ambasadorem Peru w Polsce, panem Alberto Salasem Baharonem, by promować polskie szkolnictwo wyższe wśród zagranicznych naukowców.

View post on Twitter

Posłowie opozycji szeroko komentowali nieobecność ministra. Najczęściej pojawiającym się słowem był "tchórz", ale posłanka Hanna Gill-Piątek (Polska 2050) stwierdziła, że to nie strach, lecz raczej buta i lekceważący stosunek do innych, rządzą ministrem edukacji.

Czarnek wprowadza "terroryzm psychologiczny i formalny"

Lista zarzutów wobec Przemysława Czarnka była długa: od próby centralizacji oświaty rękami kuratorów, przez atak na autonomię uczelni, zaniechania okresu nauki zdalnej, czy ideologizację szkoły, aż po publiczne wypowiedzi, które w opinii opozycji nie przystoją pierwszemu nauczycielowi RP.

Uzasadnienie wniosku o wotum nieufności przedstawiał poseł Rafał Grupiński. Najwięcej uwagi poświęcił szeroko oprotestowanemu pomysłowi przyznania większych uprawnień kuratorom oświaty.

"Pod hasłami dążenia do prawdy i wolności, minister w istocie próbuje narzucać innym pogląd bliski sobie i swojemu środowisku politycznemu. Chce mieć monopol na opis świata. To niezwykle niebezpieczne" — mówił poseł KO.

Tzw. lex Czarnek, które umożliwi m.in. szybkie odwołanie niewygodnego dyrektora szkoły, nazwał "terroryzmem psychologicznym i formalnym".

"To, co planuje Czarnek, to próba wprowadzenia drylu wojskowego z jednostki karnej do szkoły" — mówił.

Przeczytaj także:

Poseł KO długo mówił też o planach wprowadzenia obowiązkowych zajęć z etyki lub religii (do tej pory można było nie chodzić na żadne z zajęć). Przypomniał informacje ujawnione przez posłankę Paulę Matysiak w ramach interpelacji poselskiej, która zapytała ministerstwo o to, kto będzie kształcił nowe kadry nauczycieli etyki. Okazało się, że 3/4 zakontraktowanych placówek jest katolickich, a jedną z nich jest powstałe dwa miesiące "Collegium Intermarium", założone przez "Ordo Iuris".

"Etyka to będzie ukryta religia. To, co robi Czarnek Kościołowi nazywa się niedźwiedzią przysługą. Nie ma nic mocniejszego dla sprzeciwu młodych niż próba narzucenia czegoś przymusem. Im mocniej Czarnek będzie dusił szkoły, prześladował dyrektorów, wymuszał zmiany personalne, narzucał swoje ograniczone poglądy, tym szybciej młodzież będzie od religii odchodziła. A Kościół będzie stawał się instytucją historyczną, przeszłością w Polsce" — mówił Grupiński.

Była minister edukacji i posłanka KO, Krystyna Szumilas skupiła się na odpowiedzialności ministra za przekazywanie właściwych wzorców. "Nie wolno oszukiwać ludzi, a on oszukuje ludzi mówiąc, że projekt, który przygotował [red. - zmian w prawie oświatowym] to respektowanie praw rodziców. Pan minister lekceważy prawa rodziców. Mówi o tym, że podejmą decyzję o tym, czy organizacja społeczna wejdzie na teren szkoły, ale nie mówi, że ta decyzja musi być zweryfikowana przez kuratora. Jeśli rodzice chcą, by na terenie szkoły odbywały się zajęcia z Konstytucji, tolerancji i równości, a kurator powie »nie«, to oznacza, że zabierze rodzicom prawo do decydowania o tym, jak wychowywane są ich dzieci" — mówiła posłanka KO.

"Indoktrynacja to nie edukacja"

Posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk nazwała ministra "pierwszym wagarowiczem RP", który nie potrafi zrobić sobie wakacji tylko od psucia polskiego szkolnictwa.

"Przymusowa religia w szkołach to pomysł rodem z fundamentalistycznych państw wyznaniowych. (...) Groźba jednoosobowego zwalniania dyrektorów to pikuś, przy pomyśle wprowadzenia odpowiedzialności karnej dla dyrektorów do przepisów oświatowych. Ograniczenie organizacjom społecznym prawa wejścia do szkoły, to de facto ograniczenie wsparcia, które organizacje przez lata udzielały niewydolnemu systemowi oświaty" — wymieniała posłanka.

Uznała też, że są jeszcze co najmniej dwa powody do odwołania Czarnka.

Przywołała sytuację z czerwca 2021 roku, gdy minister wraz z większością kolegów i koleżanek chichotał na sali sejmowej podczas przemówienia posłanki Lewicy. Dziemianowicz-Bąk mówiła wtedy: „Panie ministrze, jedyny język, jaki pan zna, to język nienawiści, który prowadzi do tego, że uczniowie popełniają samobójstwa i krzywdzą sami siebie". Dodała też, że ogromnym grzechem ministra jest grzech zaniechania, czyli brak przygotowania polskich szkół na kolejną falę koronawirusa.

Monika Rosa (KO) oskarżała ministra o indolencję m.in. w zakresie wsparcia młodzieży w kryzysach psychicznych, czy dzieci z defaworyzowanych środowisk: "Pan minister zajmuje się wychowaniem do życia w rodzinie, promocją rodziny, wprowadzaniem obowiązkowej religii, polityką historyczną, pogłębianiem problemów psychicznych młodzieży LGBT, odchudzaniem dziewczynek. Czyli tym wszystkim, czym mógłby zajmować się ideolog, teolog lub polityk średniego formatu, ale nie minister edukacji".

Hanna Gill-Piątek (Polska 2050) nazwała ministra "zdolnym malarzem", który przemalowuje to, co białe na czarne i odwrotnie.

"W jego odwróconym słowniku indoktrynacja to edukacja, zastraszanie to zarządzanie, dyskryminacja to wartości rodzinne, a homofobia to normalność. Mizoginię nazywa cnotą, prześladowanie wychowaniem, a inkwizytor to pan minister" — mówiła posłanka. I obarczała ministra edukacji odpowiedzialnością za kryzysy psychiczne i samobójstwa nieheteronormatywnej młodzieży.

Podczas posiedzenia komisji posłowie i posłanki opozycji prześcigali się w cytowaniu najbardziej kontrowersyjnych tez ministra i jego doradców.

"Tylko z powodu głupich wypowiedzi byśmy go nie odwołali. Problem polega na tym, że on nie ma żadnego pomysłu na edukację. Nie ma pojęcia, jak inaczej odnaleźć się w trudnej, skomplikowanej sytuacji szkolnictwa, jak tylko obrazić i poniżyć" — mówiła Barbara Nowacka (KO).

Marihuana i gender

Posłowie PiS żarliwie bronili ministra Czarnka.

"Trudno wyobrazić sobie wniosek gorzej uzasadniony, bardziej płytki — nawet bardziej niż Wisła w czasie suszy — pozbawiony argumentów merytorycznych. Dziesięć stron marnego tekstu: epitetów, kłamstw i przeinaczeń. Trzeba się prześcigać, kto będzie bardziej totalitarny i agresywny. Ale to świadczy o waszej bezradności" — mówił poseł Dolata.

Stwierdził, że opozycja przegrała bitwę o polską szkołę przy urnach wyborczych, a teraz urządza ją PiS. I wszystko robi zgodnie z hasłem: "Aby społeczeństwo było demokratyczne, szkoła musi być konserwatywna".

"To nie znaczy, że ma być odwrócona od nowoczesnych metod nauczania, ale konserwatywna w zakresie wychowania, prezentowania wartości i kształtowania młodego człowieka. Umiłowania dobra i prawdy, a nie re-la-ty-wi-zo-wa-nia" — tłumaczył poseł PiS.

Dolata zganił też Hannę Gill-Piątek za słowa o samobójstwach młodzieży. "Trzeba być człowiekiem pozbawionym zasad, by postawić taki zarzut. I jak mówi to jedna z pań poseł [red. - pisownia oryginalna], która należy do parlamentarnego zespołu ds. marihuany, to jest to szczyt.

Używanie marihuany przyczynia się do zwiększenia prób samobójczych wśród młodzieży. Każdy, kto domaga się jej legalizacji, bierze na siebie moralną odpowiedzialność za te przypadki"

— grzmiał poseł PiS.

Joanna Borowiak wniosek opozycji nazwała: "grochem z kapustą", "manipulacją", "literaturą science-fiction", "nawoływaniem do anarchii". Opowiadała też, że posłowie opozycji chcą zmuszać dzieci do wysłuchiwania w szkołach treści niedostosowanych do ich rozwoju psycho-fizycznego. Posłanka PiS uznała, że Przemysław Czarnek stoi na straży edukacji opartej o chrześcijański system wartości, a także uniwersalne wartości etyczne: prawdę, dobro i piękno.

Za to Teresa Wargocka (także PiS) wymieniała rzekome przykłady naruszenia prawa do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami z czasów rządów PO-PSL. Wśród nich wymieniła wspólny podręcznik do nauczania początkowego, który w opinii posłanki był pełen "ideologii gender". Dlaczego?

Bo uwzględniał żeńskie końcówki ("psycholożka") i wymazywał katolickie święta.

"Wychowanie służy budzeniu poczucia odpowiedzialności, miłości ojczyzny, poszanowania języka polskiego. Wam to przeszkadza, bo chcieliście mieć obywateli świata. Własna ojczyzna miała być biedną panną na wydaniu. Szkoła nie ma służyć socjotechnice i rewolucji kulturowej. (...). Ludzie o konserwatywnych poglądach nie zejdą do podziemia, bo tak chcecie. Czarnek jest obrażany, bo jest człowiekiem odważnym i zdeterminowanym" — mówiła Wargocka.

Po długiej debacie Komisja Edukacji i Nauki zarekomendowała odrzucenie wniosku o wotum nieufności dla ministra Przemysława Czarnka. Jutro, 21 lipca 2021, postulatem opozycji zajmie się Sejm.

;

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze