„Czułem strach o swoje życie”, „mówili że wiedzą, kim jesteśmy, szturchali”, „grożono mi, kazano usuwać zdjęcia” – opowiadają dziennikarze, którzy chcieli dokumentować pochód nacjonalistów 1 sierpnia. „Strażnicy” marszu nie reagowali albo dołączali do prób terroryzowania mediów
Organizacje skrajnej prawicy po raz 10. zorganizowały pochód w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Znów były to najliczniejsze z obchodów. W Marszu Powstania Warszawskiego szły wewnętrzne grupy porządkowe: Straż Marszu Niepodległości oraz Straż Narodowa. Dziennikarze i obywatele, którzy chcieli dokumentować wydarzenie, byli obserwowani i zastraszani przez ich członków. Mediom innym niż te związane z organizatorami utrudniano pracę.
Na nagraniu z pl. Krasińskich wykonanym przez fotografa Antka Mantorskiego, współpracownika agencji RATS, widzimy, jak osoby w odblaskowych kamizelkach Straży Marszu Niepodległości i emblematami Straży Narodowej zasłaniają mu obiektyw, gdy dokumentuje agresję słowną wobec innego fotografa Mikołaja Kiembłowskiego, który wykonywał zdjęcia na zlecenie agencji Reporter.
„Tak wykonujesz pracę, że wrzucasz zdjęcia kolegów do internetu? A pod szpitalem [Bielańskim, gdy aktywiści podpalili furgonetkę z wizerunkami martwych płodów i hasłami przeciwko legalnej aborcji; Kiembłowski robił tam zdjęcia – przyp. aut.]. Pamiętaj, że mamy cię na oku. A jak moje zdjęcie wyląduje w internecie…” – mówi jeden z uczestników demonstracji do Kiembłowskiego. Ma na sobie koszulkę z napisem „Wolscy patrioci” [Wola to jedna z dzielnic Warszawy – przyp. aut.].
„Jesteś jebanym cwelem, rozumiesz? I to mi zrobiłeś. Jesteś kurwą, jebanym antifiarzem. I żeby tu nie było policji, to już byś kurwo leżał cały we krwi. Bym cię kurwa rozjebał, rozumiesz to?” – słyszmy na nagraniu. Agresorzy nazywają dziennikarzy „prowokatorami”. Osoby w kamizelkach nie reagują na te groźby.
„Wcześniej dwoje z nich nie odstępowało nas na krok. Ostentacyjnie stawali bardzo blisko nas, robili nam liczne zdjęcia, z kimś esemesowali. Nie przedstawili się, mieli całkowicie zasłonięte twarze. Jestem przekonany, że próbowali nas onieśmielić” – mówi OKO.press Mantorski. „Zamierzałem nadal wykonywać swoją pracę, nie dać się zastraszyć, zbić z pantałyku. Jednak wtedy namierzyła nas grupa z napisami Wolscy patrioci, ok. 6-8 osób.
Wyzywali nas od lewackich kurew itd., mówili że wiedzą, kim jesteśmy, gdzie Mikołaj wychodzi z psem. Szturchali nas, zakrywali nam twarze swoimi flagami” – opowiada.
Sytuacją zainteresowała się policja, jednak Mantorski nie zdecydował się prosić ich o pomoc, chcąc skupić się na pracy.
„Strażnicy powiedzieli nam, że lepiej, byśmy sobie poszli z miejsca demonstracji, bo nie będą nas chronić. Tymczasem jestem pewien, że to ich obecność zwróciła na nas uwagę agresorów”. Fotograf rozpoznał wśród nich jednego z uczestników napaści na kobiety pod kościołem św. Krzyża podczas strajków kobiet. Jak mówi, widział go wtedy uzbrojonego w pałkę teleskopową.
„Na marszu byłem zaczepiany przez różnych uczestników. Grożono mi, kazano usuwać zdjęcia – odpowiadałem, że mogę zasłonić wizerunek danej osoby, jeśli sobie nie życzy być na fotografiach ze zgromadzenia” – mówi OKO.press Kiembłowski, który pracował oznaczony dużym odblaskowym napisem PRESS.
„Grupy porządkowe wtedy nie reagowały, za to wielokrotnie mnie fotografowały. Zagradzali nam drogę, łapali nas rękami, byśmy nie podchodzili do pochodu. Mówili, że nie chcą nas na nim.
Myślę, że miało to związek z tym, że w ramach pracy obserwuję i fotografuję też działania aktywistów lewicowych”.
Zdarzało się, że członkowie bojówek przystępowali do działań, zdejmując emblematy swoich organizacji. Taką sytuację zauważyli Maciek Welk dokumentujący wydarzenia dla redakcji Cover Press oraz towarzyszący mu Daniel Arciszewski, dziennikarz „Super Expressu” (zaznacza, że nie poszedł tam w ramach pełnienia obowiązków u swego pracodawcy, nie wziął ze sobą legitymacji dziennikarskiej, wybrał się tam jako mieszkaniec Warszawy chcący zobaczyć, jak hołd Powstaniu Warszawskiemu oddaje się w centralnym punkcie miasta).
„Przed ul. Kruczą zobaczyliśmy, że ok. 5 osób w kamizelkach gdzieś biegnie, więc ruszyliśmy za nimi. Pytałem, dokąd biegną – odpowiedzieli, że dostali takie wytyczne – oraz dlaczego zasłaniają twarze – mówili, że nie chcą, by robić im zdjęcia. Gdy dotarli do Nowego Światu, zaczęli zdejmować kamizelki, jakby chcieli wtopić się w tłum” – Welk relacjonuje w rozmowie z OKO.press.
„Podbiegli do jakiegoś fotografa z opaską PRESS i profesjonalnym aparatem. Przełączyłem migawkę na cichą, by nie robić sobie kłopotów i się przyglądałem. Otoczyli go, wymagali, by pokazał im zdjęcia. Policja nie reagowała”.
Arciszewski zażądał od funkcjonariuszy w nieoznakowanym radiowozie, by podążali za grupą mężczyzn. Jak mówi, obawiał się „jatki”. „Biegłem za nimi, aż w okolicach ul. Chmielnej zaczęli mi się wprost przyglądać.
Podeszli do mnie. Jeden zaczął nagrywać, przystawiając telefon nieomal bezpośrednio do twarzy. Mówił, wtrącając dużo przekleństw, że mam się uśmiechnąć, że są strony internetowe, które mnie namierzą. Czułem strach o swoje życie. Wtedy dopiero podeszli policjanci, by grupę wylegitymować” – mówi.
Dziennikarza zaskoczyło, że sprawdzając im dowody, nie poprosili zamaskowanych o pokazanie twarzy i sprawdzenie plecaków „wyglądających na pełne”.
Problemy podczas pracy miał także fotograf OKO.press Robert Kuszyński. Nie został wpuszczony za barierkę ustawioną na pl. Powstańców. Przedstawiciele organizatora powiedzieli mu, że „robi niekorzystne zdjęcia”. Tymczasem za barierką dochodziło do potencjalnych naruszeń prawa – z masztów flagowych nacjonaliści przy aprobacie organizatorów usunęli flagi Unii Europejskiej. Interweniowała wobec nich policja, według świadków sprawcy zostali ukarani.
Jednocześnie utrudnienia w relacjonowań wydarzeniach nie dotyczyły dziennikarzy mediów przychylnych skrajnej prawicy czy wręcz należących do niej. Na schodach pod Pomnikiem Powstania Warszawskiego, na które nie został wpuszczony fotograf OKO.press, swobodnie poruszały się ekipy Mediów Narodowych (której redaktorem naczelnym jest Robert Bąkiewicz, organizator wydarzenia) oraz wRealu24 (ich reporter Marcin Rola przemawiał jednocześnie z trybuny).
W poprzednich latach bojówkarze i rozochoceni uczestnicy próbowali uniemożliwić także moją pracę, wypychając ze zgromadzenia, blokując drogę do miejsca kontrmanifestacji, lżąc, w końcu bijąc. Policja na miejscu nie reagowała, a funkcjonariusze niżsi stopniem wręcz domagali się opuszczenia zgromadzenia, pokazując rażącą nieznajomość przepisów. Wobec agresorów złożyliśmy w 2019 roku zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z art. 43 ustawy Prawo prasowe. Sprawcom przemocy grozi do 3 lat więzienia.
Ochotnicze służby porządkowe działają też podczas innych zgromadzeń, także protestów lewicowych czy związanych z kryzysem klimatycznym. Z prośbą o opinię na temat ich funkcjonowania zwróciliśmy się do warszawskiego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. Rzeczniczka Monika Beuth-Lutyknie nie chce komentować, czy działanie takich grup jest pożądane czy wręcz przeciwnie i odsyła po opinię do Policji.
Nie pozostawia jednak wątpliwości co do ich kompetencji:
„W przypadku zgromadzenia osoby wyznaczone przez organizatora mogą pilnować bezpieczeństwa, ale tylko względem uczestników tego zgromadzenia, nigdy wobec osób postronnych czy dziennikarzy, z pewnością nie mogą też im wydawać poleceń. Jeśli zdarzyłaby się niebezpieczna sytuacja, powinny poinformować Policję”
– tłumaczy pracowniczka ratusza.
OKO.press przesłało Komendzie Stołecznej Policji pytania dotyczące współpracy z nacjonalistami e-mailem. Czekamy na odpowiedź.
W tym względzie zgromadzenie różni się od imprezy masowej, gdzie organizator zobowiązany jest wręcz do wyznaczenia służb porządkowych o szerokich kompetencjach określonych w rozdz. 4 ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Obejmują one nawet użycie środków przymusu bezpośredniego. Z tym, że imprezy masowe organizuje się w celach artystyczno-rozrywkowych lub sportowych, a nie w celu wyrażania poglądów – a zatem gdyby władze samorządowe zdecydowały się zakazać takiej imprezy, nie naruszyłyby wartości chronionej w Konstytucji.
A to właśnie na konstytucyjną ochronę prawa do zgromadzeń powoływały się sądy, uchylając wcześniej zakazy dla wydarzeń skrajnej prawicy.
„Prewencyjne zakazywanie marszu jest przedwczesne. Wolność zgromadzeń pełni doniosłą rolę w demokratycznym państwie prawa, a prawo do zgromadzeń jest chronione konstytucją”
– argumentował sędzia Sądu Apelacyjnego w Warszawie, uchylając decyzję prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz wobec Marszu Niepodległości w 2018 roku.
Nacjonalistyczne bojówki uzurpują sobie zatem prawa, których nie mają. Chcą "szeryfować" podczas zgromadzeń, kiedy ich jedyną kompetencją może być poinformowanie Policji bądź przewodniczącego zgromadzenia o naruszeniach prawa. Dopiero przewodniczący ma prawo zażądać opuszczenia zgromadzenia – ale tylko przez osobę, która łamie prawo bądź „uniemożliwia lub usiłuje udaremnić” wydarzenie. Gdy to nie pomaga, ma wezwać Policję bądź straż miejską.
OKO.press ujawniło, że organizacje skupione wokół organizatora Marszu Powstania Warszawskiego Roberta Bąkiewicza, w tym Stowarzyszenie Marsz Niepodległości i Stowarzyszenie Straż Narodowa, otrzymały w tym roku kilkumilionowe dotacje z państwowych środków.
Jak wynika z odpowiedzi podlegającego ministrowi kultury Piotrowi Glińskiemu Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej, który zarządza Funduszem Patriotycznym, nawet 3 miliony złotych mają zostać przeznaczone na kwestie związane z bezpieczeństwem nacjonalistycznych pochodów. 1,7 mln idzie wprost na Stowarzyszenie Straż Narodowa.
Jednocześnie siatka nacjonalistycznych organizacji stale zbiera fundusze poprzez media społecznościowe. Np. poprzez stronę Zrzutka.pl Stowarzyszenie Roty Marszu Niepodległości (znów, organizacja Bąkiewicza) zebrało 347 tys. zł na „wsparcie obrońców kościołów przed profanacją lewactwa”. Jako że żadna z tych grup nie zdecydowała się na status organizacji pożytku publicznego, szczegóły ich finansowania są owiane tajemnicą.
15 sierpnia odbędzie się organizowany przez Stowarzyszenie Marsz Zwycięstwa, pochód, który w 2020 roku przeszedł nielegalnie ulicami Warszawy pod ochroną Straży Marszu Niepodległości. Osoby związane z nacjonalistycznymi bojówkami angażują się także w inne działania skrajnej prawicy. 15 lipca OKO.press nagrało osobę w chuście z emblematem Straży Narodowej (stylizowanym krzyżem), w szoferce ciężarówki głoszącej hasła sprzeciwiające się legalnej aborcji. Nie odpowiedział na żadne z pytań i nie potwierdził swojej przynależności do organizacji. Osoby z emblematami SN i SMN widywane są także jako ochrona ekip Mediów Narodowych Bąkiewicza.
Nie zawsze da się też określić, do której organizacji należy dany bojówkarz. Na filmie Antka Mantorskiego widać, że śledzące ich osoby mają na sobie chusty Straży Narodowej, ale kamizelki z emblematem Straży Marszu Niepodległości (trzy tarcze i miecz).
Może to wynikać z dezorganizacji, ale także celowej taktyki szumu informacyjnego, która w razie problemów pozwoli utrudnić podmiot odpowiedzialny za nadużycia (szerzej o tej taktyce piszą Brunton Finn i Helen Nissenbaum z Uniwersytetu Nowojorskiego w książce „Zmyl trop”, wyd. Wydawnictwo Naukowe PWN).
OKO.press próbowało skontaktować się ze Strażą Marszu Niepodległości i Strażą Narodową. Adres e-mailowy podany na stronie Straży Marszu Niepodległości ([email protected]) nie działa. Po otrzymaniu informacji o odbiciu naszego e-maila napisaliśmy też do rzecznika Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Damiana Kity oraz szefa SMN Mateusza Marzocha, bezskutecznie.
Straż Narodowa nie odpowiedziała na nasz e-mail. Telefon podany jako kontaktowy na stronie organizacji był wyłączony. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi na sms z prośbą o pilny kontakt.
Nacjonalizm
Protesty
Robert Bąkiewicz
Bartosz Karamuz
dziennikarze
Marsz Powstania Warszawskiego
przemoc
Stowarzyszenie Marsz Niepodległości
Stowarzyszenie Straż Narodowa
Straż Marszu Niepodległości
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze