0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Kena Betancur / AFPKena Betancur / AFP

Amerykanin, który dopiero teraz chciałby wejść do świata krótkich, śmiesznych filmików z Chin ma dwie możliwości: kupić telefon za pięćdziesiąt tysięcy dolarów lub otworzyć Małą Czerwoną Książeczkę.

Zgodnie z naszymi przewidywaniami amerykański sąd najwyższy podtrzymał zakaz TikToka w Stanach Zjednoczonych, aplikacja została usunięta ze sklepów z aplikacjami Apple Store i Google Store w USA, a Donald Trump wyruszył na jej ratunek. Chociaż 19 stycznia, dnia, którego zakaz zaczął obowiązywać, TikTok był całkowicie niedostępny dla użytkowników ze Stanów, bardzo szybko wrócił.

Witamy z powrotem! Dziękujemy za cierpliwość i wsparcie. Na skutek działań Prezydenta Trumpa, TikTok wrócił do Stanów!, czytali 19 stycznia wieczorem amerykańscy TikTokerzy, po tym, jak rano zszokowani trawili powiadomienie o całkowicie odwrotnej treści: Przepraszamy, TikTok nie jest obecnie dostępny. Prawo zakazujące TikToka weszło w życie w USA. Niestety, to oznacza, że nie możesz obecnie używać TikToka.

Entuzjastyczna errata nie jest całkowicie zgodna z prawdą. Po pierwsze TikTok wcale nie wrócił do Stanów w formie sprzed 19 stycznia. Po drugie, to, że przez parę godzin aplikacja nie działała, nie było wcale skutkiem wejścia ustawy w życie, a samej decyzji ByteDance. TikTok dalej może zostać usunięty, a inne chińskie media społecznościowe już ustawiają się w kolejce do przejęcia jego użytkowników.

Przeczytaj także:

Cegła za pięćdziesiąt kafli

Dekret Trumpa nie kasuje magicznie ustawy przegłosowanej silną większością w Kongresie i w Senacie. Podpisany od razu po zaprzysiężeniu dokument jest poleceniem, aby amerykański prokurator generalny nie egzekwował zakazu przez 75 dni. W tym czasie amerykański rząd chce “określić właściwy przebieg działań”. Badacz Ben Sperry, cytowany przez USA Today, twierdzi, że według prawa federalnego dystrybucja TikToka pozostaje nielegalna – ale dekret zachęca do ignorowania tego prawa.

Paradoksalnie, sama ustawa nie zabraniała TikTokowi, jako aplikacji, działać w USA. Decyzja o wyłączeniu dostępu do aplikacji została podjęta i zapowiedziana przez ByteDance jeszcze przed wyrokiem Sądu Najwyższego. Była wyrazem sprzeciwu wobec prób wymuszenia przez Amerykanów sprzedaży aplikacji; powrót TikToka po kilkunastu godzinach jest raczej wyrazem poparcia dla kierunku działań Trumpa niż wynikiem wejścia dekretu w życie. Samo prawo przegłosowane przez Kongres było skierowane głównie do Apple’a i Alphabetu, spółki matki Google, zabraniając im umieszczania TikToka w swoich sklepach z aplikacjami. Za każdą osobę, która pobierze, lub nawet tylko zaktualizuje TikToka z Apple Store czy Google Play, koncerny byłyby objęte karą w wysokości pięciu tysięcy dolarów. Biorąc pod uwagę, że w USA jest około 170 milionów użytkowników TikToka, a aplikacja jest stale aktualizowana, rachunek wystawiony firmom mógłby być astronomiczny.

Mógłby, ale nie będzie, bo TikToka nie można teraz pobrać ze sklepów Apple i Google.

Dekret Trumpa znajduje się w prawnej szarej strefie. Nawet jeśli z punktu widzenia prawa rzeczywiście przesuwa datę wejścia zakazu w życie – co jest wątpliwe – korporacje nie są skłonne ryzykować ogromnych kar w wypadku, jeśli mógłby zostać podważony.

W tym, że TikToka nie da się oficjalnie pobrać, niektórzy zaradni przedsiębiorcy widzą okazje. Pojawiają się pierwsze oferty używanych telefonów z zainstalowanym TikTokiem. Ceny niektórych dobijają do pięćdziesięciu tysięcy dolarów, chociaż sprzedawcy są skłonni spuścić z ceny.

Nie zejdę poniżej piętnastu tysięcy dolarów – mówił BBC jeden z użytkowników eBay.

Większość ofert jest bardziej rozważna, a ceny telefonów z TikTokiem raczej oscylują w okolicach cen urządzeń bez aplikacji. Ci, których nie stać na nowy telefon, mogą zainteresować się jednak nowym internetowym hitem. Chodzi o inną chińską aplikację o trzech, używanych wymiennie, nazwach: RedNote, czyli Xiaohongshu, czyli, po chińsku, Małą Czerwoną Książeczkę.

Amerykańscy przyjaciele, zostańcie

Hej, przyjaciele z TikToka! Jestem Abe z Chin. Chcę tylko powiedzieć, że świetnie, że tu jesteście. Tak długo nie mogliśmy się spotkać ani ze sobą rozmawiać. Teraz w końcu możemy. To wyjątkowe. To prawdziwa szansa, żebyśmy się poznali i, może, stworzyli razem coś wspaniałego – mówi użytkownik Małej Czerwonej Książeczki w viralowej odezwie do braci Amerykanów. W tle widnieje napis po angielsku: „Amerykańscy przyjaciele, proszę, zostańcie”.

Jego publiczność nie była mała. W tygodniu przed wejściem w życie ustawy dotyczącej TikToka Xiaohongshu zarejestrowało 3,4 miliona aktywnych użytkowników ze Stanów Zjednoczonych. Tylko tydzień wcześniej Amerykanów na platformie było jedenaście razy mniej: trzysta tysięcy. Wielki przypływ internautów z USA był wynikiem niepokojów związanych z nadchodzącym zakazem TikToka. Szukając alternatywy dla aplikacji ByteDance, wiele osób nie brało pod uwagę jej głównych konkurentów, czyli Instagrama lub YouTube’a.

Masowo przechodzący na RedNote Amerykanie zyskali przydomek „uchodźców z TikToka”.

Małą Czerwoną Książeczkę można porównać do Instagrama. Chociaż oryginalnie była to platforma sprzedażowa skupiająca się na branży beauty – stąd utrzymująca się do dziś spora przewaga kobiet wśród użytkowników – obecnie drastycznie zmieniła działalność. Xiaohongshu stało się jednym z najpopularniejszych mediów społecznościowych w Chinach; używa go trochę ponad połowa chińskich internautów. Do tej pory 85% użytkowników aplikacji mieszkało w Chinach, więc duża część interfejsu aplikacji jest więc wyłącznie po mandaryńsku. RedNote nie był gotowy na napływ Amerykanów, a szczególnie tych chętnie rozmawiających w internecie o polityce. W obliczu rosnącej liczby użytkowników zagranicznych portal rozpoczął gwałtowną rekrutację moderatorów władających angielskim.

Nowi użytkownicy RedNote, jak brzmi oficjalna angielska nazwa aplikacji, podchodzą z ewidentnym dystansem do ostrzeżeń dotyczących wykradania ich danych przez chiński rząd. Na platformie mnożą się żarty z domniemanego zagrożenia. Niektórzy nowi użytkownicy publikują posty, w których “proszą chińskich szpiegów o pozwolenie na pozostanie”, inni otwarcie stwierdzają, że chętniej wysłaliby swój kod DNA Komunistycznej Partii Chin, niż obejrzeli rolkę na Instagramie. Nie dziwne, że tym osobom nie przeszkadza nazwa aplikacji, która jest ewidentnym odniesieniem do potocznego określenia na „Cytaty Przewodniczącego Mao”. Chodzi o zbiór myśli komunistycznego dyktatora Mao Zedonga dystrybuowany podczas chińskiej rewolucji kulturalnej.

Przed rejestracją warto się jednak zapoznać z podstawami chińskiego komunizmu. Nowi użytkownicy platformy już dostają bany za posty niezgodne z regulaminem: na przykład, za zdjęcia z flagami Tajwanu lub Tybetu. Bardziej doświadczeni RedNote’owcy przygotowali dla nowicjuszy zestaw zasad: nie pisz o polityce, religii, ani tematach wrażliwych. Tak jak w przypadku pozostałych chińskich mediów społecznościowych, posty publikowane w Małej Czerwonej Książeczce podlegają ścisłej kontroli. Co więcej, jak pisze Forbes, jako połącznie platformy społecznościowej i sprzedażowej, Xiaohongshu „agresywnie zbiera wrażliwe dane użytkowników”, wśród których znajdują się między innymi dane biometryczne czy lokalizacyjne. To właśnie za pomocą usług lokalizacyjnych TikTok szpiegował krytyczne wobec aplikacji dziennikarki Emily Baker-White i Christinę Criddle, próbując ustalić tożsamość ich źródeł.

Z perspektywy bezpieczeństwa wydaje się, że RedNote nie różni się zbytnio od TikToka. Można mu postawić podobne zarzuty dotyczące dostępu do danych użytkowników, a poziom nadzoru KPCh nad aplikacją jest podobny – jeśli nawet nie większy. W końcu w Chinach nie ma TikToka w tej formie, którą znamy z reszty świata. Bliźniaczym odpowiednikiem aplikacji w Państwie Środka jest Douyin, odgrodzony od postów tworzonych przez użytkowników z reszty świata. Treści polityczne na TikToku są ogólnie dostępne. Xiaohongshu to zupełnie inna bajka. Również dlatego jego zachodnia kariera może skończyć się podobnie jak historia innych alternatyw dla TikToka: wielki sukces, a potem mało spektakularny koniec.

Czekając na falę

Jednym z przykładów jest Triller, amerykańska aplikacja z krótkimi filmikami. Chociaż powstała w 2015 roku, na swój moment musiała czekać pięć lat. 29 czerwca 2020 roku, po serii starć na granicy indyjsko-chińskiej, indyjski rząd zakazał 59 chińskich aplikacji, w tym TikToka. W odróżnieniu od zakazu amerykańskiego ten rzeczywiście wszedł w życie. To był duży cios dla TikToka, z którego w Indiach korzystało 200 milionów użytkowników – jeszcze więcej niż obecnie w Stanach Zjednoczonych.

W półtora miesiąca zakazie Triller został pobrany w Indiach 40 milionów razy. Ani fenomenalny wynik aplikacji, ani zaangażowanie celebrytów – Trillera promowali, chociażby, Snoop Dogg, The Weeknd, czy Billie Eilish – nie przełożyły się na jej rzeczywistą, długotrwałą popularność. W 2020 roku właściciele serwisu twierdzili, że aplikacja została ściągnięta 250 milionów razy i posiada 65 milionów aktywnych użytkowników, ale obie te liczby były potem szeroko kwestionowane. Według Billboarda rzeczywista liczba aktywnych użytkowników już wtedy była znacznie mniejsza. Powołując się na wewnętrzne źródło, portal ustalił, że tak naprawdę z Trillera korzystało o połowę mniej osób. A to był szczyt popularności aplikacji.

Trudno znaleźć dane na temat obecnej aktywności użytkowników, ale według portalu Statista liczba pobrań Trillera w 2023 spadła dwudziestokrotnie względem 2020 (Statista podaje też niższą ogólną liczbę pobrań). Na zakazie TikToka w Indiach skorzystali natomiast wielcy gracze: zarówno YouTube, jak i Instagram, wykorzystały zakaz aplikacji, aby przetestować swoje usługi inspirowane TikTokiem. Pierwszym krajem, w którym została wprowadzona testowa wersja YouTube Shorts, były właśnie Indie. W Indiach też po raz pierwszy wprowadzono osobną zakładkę dla rolek na Instagramie. Obecnie na obu aplikacjach najliczniejszą grupą użytkowników są internauci indyjscy.

Kolejny ogromny rynek, czyli Afrykę, próbowała podbić inna aplikacja.

Jeden z najciekawszych konkurentów TikToka powstał nie w Stanach, a w samych Chinach i jest emblematyczny wobec tego, jak w śmiesznych, krótkich filmikach odbija się szersza polityka Komunistycznej Partii Chin. Chodzi o Vskit, czyli aplikację sprofilowaną pod użytkowników z Afryki. Szczególnie popularny w Nigerii, Vskit rozpoczął działalność w 2018 roku. Najnowsze dane o liczbie użytkowników aplikacji pochodzą z 2021 roku – wtedy było na niej aktywnych 51 milionów użytkowników. Po 2021 roku liczba doniesień na temat Vskit w mediach mocno spada, od 2023 roku wzmianki o portalu są już tylko incydentalne.

Sam jeszcze w 2022 roku z ciekawości zainstalowałem Vskit. Aplikacja bliźniaczo przypominała TikToka, chociaż treść postów odnosiła się wyłącznie do realiów afrykańskich. O to chodziło, jak twierdzi jeden z szefów Vskita, Lin Minqi, cytowany przez chińską państwową agencję informacyjną Xinhua.

„Nasz zespół omawia interesujące metody kręcenia krótkich filmików, potem przekładamy je na lokalne języki i perspektywy, aby, w końcu, wyprodukować interesujące klipy zgodne z lokalnymi gustami" – mówił Lin.

Wypowiedzi Lina są dość mgliste. Więcej od nich samych mówi kontekst, w jakim padają. O Vskicie pisały głównie media nigeryjskie, ale i państwowe media chińskie. Aplikację chwaliły zarówno Xinhua, jak i afrykański oddział chińskiej telewizji państwowej CGTV. Wymieniały możliwości, jakie Vskit daje Afrykańczykom: to szansa dla młodych twórców, potencjalnych komików, a także, z perspektywy odbiorcy, świetny sposób na relaks. W tym przypadku nie chodziło o stworzenie doświadczenia uniwersalnego, czegoś, co podobałoby się całemu światu, ale tylko Afrykańczykom.

Wypuszczenie aplikacji sprofilowanej konkretnie pod odbiorcę afrykańskiego zbiega się z czasem z chińską ekonomiczną ekspansją w Afryce. Jak podaje World Economic Forum, chińskie inwestycje w Afryce osiągnęły rekordową sumę pięciu miliardów dolarów w 2022 roku, podczas gdy w 2003 roku było to tylko siedemdziesiąt pięć milionów dolarów. Zwiększyła się także istotnie zewnętrzna część długu publicznego państw Afryki Subsaharyjskiej posiadanego przez Chiny: przed 2005 rokiem Państwo Środka posiadało mniej niż 2 proc. długu, podczas gdy w 2021 było to już mniej więcej 17 proc. Rozpoczęcie działalności przez Vskit w 2018 roku wpisuje się w trend coraz silniejszej chińskiej obecności na kontynencie i mogło być próbą tworzenia chińskiego soft power wśród młodych Afrykańczyków.

Obecnie jednak na Vskit nie da się już zalogować. Powód może być całkiem prozaiczny: TikTok zdobył ogromną popularność również w Afryce, zmniejszając popyt na konkurentów. W styczniu 2020 roku w Nigerii, epicentrum działań Vskit, z TikToka korzystało tylko 13 proc. internautów – mniej niż nawet z mającego już swoje czasy świetności za sobą, Skype’a. Pod koniec 2023 roku 55 proc. nigeryjskich internautów wchodziło na TikToka, który stał się czwartym najpopularniejszym medium społecznościowym w kraju. Vskit, aplikacja prawie że identyczna, przestał być potrzebny.

Przypadki Trillera, Vskit i Xiaohongshu są powiązane. Według CNBC popularność alternatyw dla TikToka w Stanach znacznie wzrosła w tygodniu przed wejściem zakazu w życie i wystrzeliła do rekordowych poziomów samego 19 stycznia. Jednak po kilkunastu godzinach grozy, podczas których TikTok nie działał, użytkownicy zaczęli stopniowo wracać do aplikacji. Pod koniec stycznia alternatywy TikToka były o 10 proc. popularniejsze niż na początku miesiąca. Odpowiednio, w tym samym czasie aktywność użytkowników TikToka osiągała poziomy o 10 proc. niższe od tych sprzed zakazu. To istotny spadek, ale nie apokalipsa. Tak jak Vskit, Xiaohongshu wypada blado, jeśli musi konkurować z samym TikTokiem. Tak jak Triller, może być przelotną modą.

To, czy TikTok będzie działał w Stanach, nie jest przesądzone. Jako że aplikacja zniknęła ze sklepów Apple i Google, użytkownicy nie będą mogli jej aktualizować. ABC News, zbierając wypowiedzi ekspertów, sugeruje, że bez aktualizacji jakość działania aplikacji spadnie. Filmiki będą mogły dłużej się ładować, a sam TikTok może się zacinać. Jeśli TikTok stanie się nieużywalny, nowa fala uchodźców może zalać nieznane dotychczas media społecznościowe. W tym szansa Małej Czerwonej Książeczki.

;
Na zdjęciu Maciej Grzenkowicz
Maciej Grzenkowicz

Badacz TikToka na Uniwersytecie w Groningen (Niderlandy). Zajmuje się fact-checkingiem na platformie w kontekście taktyk argumentacyjnych dziennikarzy. Pisał m.in. dla „Gazety Wyborczej", Działu Zagranicznego, czy Ha!-Artu, prowadził też audycje muzyczne i podróżnicze w Radiu Nowy Świat. Autor reportażu „Tycipanstwa. Księżniczki, Bitcoiny i kraje wymyślone" (Wydawnictwo Poznańskie 2021).

Komentarze