29 maja Rządowe Centrum Legislacji opublikowało projekt rozporządzenia o zamkniętej strefie przy granicy z Białorusią. Nie będzie to 200 metrów, jak zapowiadał premier. W niektórych miejscach to nawet kilka kilometrów. Jak podczas stanu wyjątkowego za rządów PiS
29 maja 2024 w Dubiczach Cerkiewnych Donald Tusk zapowiedział przywrócenie strefy zamkniętej na granicy z Białorusią. Szczegóły planu nie były znane. Pisaliśmy o tym tutaj:
Premier mówił o pasie 200 metrów od granicy. Tyle, ile miała strefa zamknięta od 1 lipca do 31 grudnia 2022 roku, po tym, jak rząd PiS zniósł stan wyjątkowy i zostawił przy granicy niewielki zamknięty pas (decyzje wydawali wówcasz wojewodowie, a nie jak wcześniej MSWiA). Do lipca 2022 r. (od września 2021 r.) na terenie 183 gmin obowiązywał stan wyjątkowy, a pas zamknięty dochodził nawet do kilku kilometrów od granicy.
Teraz nie będzie wiele mniej – a może w niektórych miejscach tyle samo (albo więcej). Wieczorem w środę 29 maja na stronie Rządowego Centrum Legislacji opublikowano projekt rozporządzenia razem z wykazem gmin (27 miejscowości), w których zakaz wstępu będzie obowiązywał.
Co jest w rozporządzeniu?
Zakaz wstępu będzie obowiązywał od 4 czerwca (przez 90 dni). Jego podstawą prawną będzie Ustawa o ochronie granicy państwowej z 1990 roku. A konkretnie art. 12a, ust. 2:
„Minister właściwy do spraw wewnętrznych, po zasięgnięciu opinii Komendanta Głównego Straży Granicznej, może wprowadzić, w drodze rozporządzenia, na określonym obszarze gmin lub ich części zakaz, o którym mowa w ust. 1, kierując się koniecznością zapewnienia ochrony granicy państwowej i jej nienaruszalności, bezpieczeństwa i porządku publicznego w strefie nadgranicznej, w szczególności na obszarze bezpośrednio przyległym do granicy państwowej, potrzebą zapewnienia bezpieczeństwa funkcjonariuszy i pracowników służb państwowych oraz żołnierzy i pracowników Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej wykonujących zadania służbowe na granicy państwowej, a także koniecznością wywiązywania się z zobowiązań międzynarodowych Rzeczypospolitej Polskiej”.
W uzasadnieniu do projektu czytamy: "Konieczność wprowadzenia czasowego zakazu przebywania w strefie nadgranicznej przyległej do granicy z Republiką Białorusi wynika z faktu nasilenia w II kwartale 2024 r. presji migracyjnej na polsko-białoruskim odcinku granicy państwowej. Zjawisko to, utrzymujące się od połowy 2021 r., dotyczy cudzoziemców z państw wysokiego ryzyka migracyjnego, którzy w zorganizowanych grupach, często kilkudziesięcioosobowych usiłują przekraczać granicę zieloną z terytorium Białorusi do Rzeczypospolitej Polskiej. Presja ta została sztucznie wykreowana przez władze Białorusi jako element działań hybrydowych mających na celu destabilizację Polski i innych państw członkowskich Unii Europejskiej. (...)
Migranci coraz częściej zachowują się w sposób agresywny i atakują polskie patrole – rzucają w stronę funkcjonariuszy i żołnierzy kamieniami, butelkami oraz tlącymi się konarami. W posiadaniu migrantów zauważano również niebezpieczne narzędzia, w tym noże, zaostrzone kije, konary z nabitymi gwoździami, gaz pieprzowy, czy paralizatory.
Duże grupy próbują przekroczyć granicę w sposób siłowy, a ich działania są koordynowane i dobrze zorganizowane. Nie reagują na wezwania do zachowania zgodnego z prawem, oddawane strzały ostrzegawcze czy też użycie gazu pieprzowego. Dochodzi również do bezpośrednich ataków cudzoziemców na polskich funkcjonariuszy i żołnierzy z użyciem noży lub innych niebezpiecznych narzędzi".
W dokumencie dołączonym do rozporządzenia zamieszczono wykaz „obrębów ewidencyjnych”, których będzie dotyczyć zakaz. Nie ma wytyczonej linii, jednak widać wyraźnie, że miejscami strefa będzie szersza niż 200 metrów. Na niektórych odcinkach będą to nawet 2-3 km (lub więcej – piszemy „lub więcej”, bo nie wszystkie wskazane punkty można sprawdzić na mapie). Mieszkanka Dubicz Cerkiewnych i dziennikarka współpracująca z „Krytyką Polityczną”, Paulina Siegień, pisze nawet o 5 km.
W Zubaczach, Berezyszczach, Stawiszczach, Kuzawie, Dobrowodzie, Kuraszewie, Policznej teren zamknięty rozciągnie się od linii granicy do linii kolejowej Hajnówka – Warszawa.
Na poniższej mapie widać m.in. Kuzawę, Dobrowodę i Kuraszewo (linia kolei to nitka przecinająca nazwy Dobrowoda i Kuraszewo).
Wykaz 27 miejscowości z zakazem wjazdu można znaleźć tutaj.
Nie wiemy ciągle, kogo będzie obejmować zakaz wjazdu. Prawdopodobnie nie będą tam mogli wjeżdżać ani pracownicy organizacji humanitarnych, ani dziennikarze, ani turyści. Jednak w uzasadnieniu czytamy:
„Jednocześnie przepisy ustawy z dnia 12 października 1990 r. o ochronie granicy państwowej w art. 12b przewidują szereg wyjątków, które pozwolą w znacznym stopniu ograniczyć oddziaływanie przepisów projektowanej regulacji w wymiarze społecznym”. I tych wyjątków jeszcze nie znamy.
Podczas konferencji 29 maja o szczegóły sytuacji chcieli dopytać sami mieszkańcy. Pytań jednak nie można było zadawać. Pod koniec konferencji słychać było wykrzykiwane pytania ze strony widowni, ale premier nawet się nie odwrócił. Na profilu Monitora Dubickiego na Facebooku, prowadzonego przez jednego z mieszkańców Dubicz Cerkiewnych, można przeczytać:
"Lokalni dziennikarze zostali poinformowani o wizycie późno wieczorem poprzedniego dnia. Odbyła się konferencja prasowa premiera, wicepremiera i ministra obrony narodowej, polegała ona na wygłoszeniu oświadczeń bez możliwości zadawania pytań. Dowiedzieliśmy się, że na granicę wraca zona – na pas 200 metrów, będzie więcej policji, straży i wojska.
Dowiedzieliśmy się też, że rząd zadba, aby żołnierze i funkcjonariusze mieli nieograniczone możliwości działania i interwencji, co tłumaczone jest koniecznością obrony granicy. Premier podkreślił, że nie mamy już do czynienia z ochroną, a obroną granicy.
Co to oznacza dla nas, mieszkańców? Po pierwsze premier Tusk ostentacyjnie zignorował nasze władze lokalne. Wójt ani nikt inny z gminy nie został poinformowany o wizycie Tuska, ani na nią zaproszony. Cywilne, demokratycznie wybrane władze lokalne potraktowano, jak to się mówi, per noga. Nie odbyło się żadne kurtuazyjne spotkanie z mieszkańcami, nie uściśnięto dłoni, nie zapewniono nas, że o naszym problemach też rząd pamięta. Nikt nie zechciał wysłuchać tego, co my jako gospodarze naszego regionu mamy do powiedzenia.
Jedyną osobą, która próbowała wykrzyczeć pytanie do Tuska była moja żona Paulina, która domagała się deklaracji, co to wszystko oznacza dla nas, dla mieszkańców. Co oznacza deklaracja z prezentacji tzw. linii Tuska, że my przy granicy mam teraz żyć „z bezpieczeństwa”? Co to mają być za miejsca pracy? Czy pod budowę zapowiadanych fortyfikacji będziemy wywłaszczani? Na jakich zasadach?".
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze