Ze szczepionkami jesteśmy oswojeni. Niewielkie białka lub wręcz nieaktywne cząstki wirusa czy martwe komórki bakterii wstrzykiwane w mikroskopijnych dawkach uczą nasz układ odpornościowy rozpoznawać groźne antygeny. Dzięki temu, w razie infekcji, nasz układ odpornościowy reaguje błyskawicznie, nie tracąc dni czy tygodni, by nauczyć się rozpoznawać nowe zagrożenie i zacząć produkować przeciwciała i limfocyty T, specyficznie walczące z wirusem czy bakterią. Szczepionki są chyba najbardziej naturalnym sposobem na walkę z chorobami zakaźnymi – zamiast stosować potencjalnie niebezpieczne antybiotyki, całą robotę wykonują nasze własne komórki.
Nic więc dziwnego, że kiedy naukowcy i naukowczynie zorientowali się z początkiem 2020 roku, że całemu światu grozi niebezpieczna pandemia, momentalnie przystąpili do prób wytworzenia skutecznej szczepionki.
Wśród wielu metod i technik produkcji szczepionek, na prowadzenie wyszła nowa technologia – szczepienie przy pomocy mRNA.
Co to jest mRNA i dlaczego szczepionki mRNA są skuteczne?
Z wizytą w kuchni
Każda nasza komórka przypomina trochę gigantyczną kuchnię, w której całe mnóstwo kucharzy uwija się przygotowując dziesiątki tysięcy różnych potraw. Te “potrawy” to białka, główny składnik naszych komórek (a także cząstek wirusa). Niektórych dań potrzeba bardzo wiele, więc muszą się nimi zajmować dziesiątki kucharzy; inne potrzebne są rzadko i w małych ilościach. Kucharze mają jednak słabą pamięć i za każdym razem muszą przeczytać odpowiedni przepis kucharski.
Niestety, wszystkie przepisy zebrane są w jednej kopii, w grubej książce chronionej w specjalnym skarbcu. Przepisy te – sekwencje kodujące białka – to DNA, bezpiecznie chronione przed resztą komórki podwójną błoną białkowo-lipidową otaczającą nasze jądra komórkowe. Nie sposób, by wielu kucharzy na raz mogło korzystać z tej samej książki, a na dodatek nie wolno wchodzić im do skarbca. DNA nie jest wykorzystywane do syntezy białek; informacja zawarta w nim jest chroniona, a błędy korygowane. Oprócz tego, każdy z nas ma w swoich komórkach dwie kopie tej “książki kucharskiej”, jedną po mamie, drugą po tacie. W ten sposób nawet, jeśli niektóre strony zostaną uszkodzone, zawsze jest jeszcze ta druga kopia.
Żeby kuchnia mogła pracować, w skarbcu specjalnie oddelegowani do tego zadania podkuchenni wykonują nieustannie tysiące kopii przepisów kucharskich. Kopie te to specjalna odmiana RNA, spokrewnionego z DNA związku chemicznego, podobnie jak DNA zdolnego do przenoszenia informacji.
Odmianę tę właśnie nazywa się “mRNA”. mRNA nie jest bardzo trwałą substancją, i podobnie jak zapisany na wyrwanej z notatnika kartce przepis trzymany stale w kuchni, stosunkowo szybko się niszczy.
Kontrola SANEPiD-u
Fajnie, ale co to wszystko ma wspólnego ze szczepieniami i wirusami? Kontynuując naszą kucharską metaforę, wirusy to intruzi podrzucający naszym dzielnym kucharzom fałszywe receptury na dania, których nie ma w karcie. Wirus taki jak Sars-Cov-2 po wtargnięciu do komórki uwalnia swoje własne RNA (nieco bardziej skomplikowane od zwykłego mRNA), które zostaje użyte do syntezy białek wirusowych, a w efekcie do powstania nowych cząstek wirusa, zdolnych zainfekować kolejne komórki.
Gdyby na tym sprawa się kończyła, bylibyśmy bezbronni w obliczu każdej infekcji wirusowej. Na szczęście ewolucja wymyśliła sposób na radzenie sobie z takimi intruzami. Wszystkie dania, które powstają w naszej kuchni, wynoszone są na zewnątrz, gdzie czekają zastępy inspektorów SANEPiDu – limfocyty T cytotoksyczne, znane również pod nazwą “limfocyty T zabójcy” (killer T cells). Jak sama nazwa wskazuje, im nie wystarczy czasowe zamknięcie kuchni z powodu braków w higienie; podejrzana kuchnia otrzymuje nakaz całkowitego demontażu (nad losem kucharzy lepiej tu nie będę się rozpisywał).
Limfocyty T rozpoznawszy obcy antygen – czyli białko wirusa – wysyłają komórce sygnał, który wyzwala proces apoptozy, czyli regulowanej śmierci komórki. Oprócz tego limfocyty T podnoszą alarm i robią jeszcze mnóstwo innych rzeczy, m.in. prowadzących do powstania pamięci immunologicznej. Co więcej, pozostałe po zainfekowanej komórce fragmenty są następnie wchłaniane przez inne komórki układu odpornościowego, zdolne do wyzwolenia kolejnych fal obrony przed wirusem.
Trudna droga do szczepionek mRNA
Od razu widać, jak w ten schemat wpisuje się szczepionka mRNA. Fałszywa kulinarna receptura utworzona przez naukowców dostaje się do komórki podobnie jak RNA wirusa, jednak koduje zaledwie jedno z dziesięciu białek Sars-Cov-2, tak zwane białko kolca (nazywane też “białkiem S” od angielskiego słowa “spike”). To oczywiście nie wystarcza do stworzenia wirusa zdolnego do infekowania innych komórek, ale poza tym sytuacja jest identyczna jak przy infekcji prawdziwym wirusem.
Białko zostaje zsyntetyzowane i zaprezentowane na powierzchni komórki dokładnie tak jak prawdziwe białka wirusa i wywoła podobny efekt utworzenia pamięci immunologicznej.
Po kilku godzinach mRNA zużywa się – jak każde mRNA – i szczepionka znika bez śladu, pozostawiając po sobie tylko nieco zsyntetyzowanego białka i zaktywowany układ odpornościowy.
Szczepionki mRNA zaproponowano jeszcze pod koniec lat 80’ XX w. jako możliwą alternatywę do “zwykłych” szczepionek. Teoretycznie szczepionki mRNA mają mnóstwo zalet w porównaniu do zwykłych.
- Po pierwsze, białko syntetyzowane przez nasze własne komórki będzie często o wiele bardziej przypominało białko wirusa niż białko, które możemy zsyntetyzować w laboratorium.
- Po drugie, mRNA bardzo łatwo zsyntetyzować – nawet w dużych ilościach – i zmodyfikować, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Po trzecie, technologia szczepionek mRNA umożliwia znaczne przyspieszenie procesu tworzenia samej szczepionki. Każde białko jest inne i ma inne właściwości, więc w przypadku każdego białka droga do uzyskania działającej szczepionki jest najeżona nowymi, nieznanymi wcześniej trudnościami. Tymczasem mRNA to mRNA, ma podobne właściwości niezależnie od tego, jakie białko koduje.
Te trzy cechy uczyniły szczepionki mRNA bardzo atrakcyjnym celem badań… w leczeniu raka.
Nasz układ odpornościowy często nie potrafi rozpoznać komórek nowotworowych, bo zbyt przypominają nasze zdrowe komórki. Zazwyczaj różnice dotyczą paru białek. Co gorsza, te same rodzaje nowotworów mogą być wywoływane przez zupełnie różne mutacje – a więc białka komórki rakowej nie wyglądają zawsze tak samo, i de facto należałoby tworzyć oddzielną szczepionkę dla każdego pacjenta (a w każdym razie – każdej grupy mutacji). Bez technologii szczepionek mRNA (albo spokrewnionej, opartej na adenowirusach – podobnie jak szczepionka na covid naukowców z Oksfordu, produkowana przez firmę AstraZeneca) jest to nie do zrobienia.
Dlatego w ciągu ostatnich dwóch dekad większość prób klinicznych związanych ze szczepionkami mRNA było przeprowadzanych w kontekście immunoterapii, czyli leczenia złośliwych nowotworów za pomocą naszego własnego układu odpornościowego.
Chociaż sam pomysł wydaje się prosty, na drodze do stworzenia skutecznych, ale bezpiecznych szczepionek trzeba było rozwiązać wiele problemów technicznych. Na przykład wiele czasu zajęło rozwiązanie kwestii takiego opakowania mRNA, żeby wraz z zawartym w nim mRNA przyłączało się do powierzchni komórek, bo cząstki mRNA są zbyt duże, by swobodnie przenikać przez podwójną błonę białkowo-lipidową otaczającą nasze komórki. Niektóre z tych “opakowań” wywoływały niepożądane skutki uboczne.
Obecnie wydaje się, że najskuteczniej działa opakowanie mRNA w cząsteczki specjalnych tłuszczy. Należało też uniknąć zbyt silnej aktywacji nieswoistego układu odpornościowego, który nie prowadzi do powstania pamięci immunologicznej. Zwykłe mRNA okazało się też za mało stabilne, żeby doszło do syntezy wystarczającej ilości białka (wirusy rozwiązują to inaczej, bo potrafią się namnażać wewnątrz komórki – kopiują swoją recepturę, zaprzęgając do pracy coraz więcej kucharzy), trzeba było też dokonać modyfikacji, które przyspieszają syntezę białek. Ponad dziesięć lat temu większość tych problemów została już rozwiązana i pod koniec lat 2000 rozpoczęto pierwsze testy kliniczne.
To wszystko brzmi bardzo optymistycznie, jednak wiele osób stawia pytanie: czy takie szczepionki nie są bardziej niebezpieczne od zwykłych? A co jeśli mRNA szczepionki wbuduje się nam do genomu? Czy coś takiego jest możliwe, a jeśli tak, to jakie będą tego skutki?
Szczepionką pod prąd
Podstawowa obawa przed szczepionkami mRNA związana jest z podobieństwem mRNA do naszego DNA. Gdyby zakodowana na mRNA szczepionki “receptura” na tworzenie białka wirusowego trafiła do naszego DNA, moglibyśmy się znaleźć w tarapatach. Po pierwsze, mogłaby uszkodzić inne znajdujące się na DNA geny (tego typu mutacje mogą prowadzić do nowotworów). Po drugie, nasze komórki mogłyby stale produkować białko S, w znacznych ilościach – a to mogłoby wywołać niepożądane reakcje naszego organizmu.
Częściowo ta obawa wynika z mylnego wyobrażenia o skali tych wszystkich procesów, być może trochę zainspirowanego uproszczonymi dydaktycznymi schematami, na których pomija się wiele szczegółów i które najczęściej nie oddają skali różnych elementów. W porównaniu do wielkości komórki, tłuszczowe pęcherzyki zawierające mRNA wyglądają jak Ziemia przy Słońcu: maleńkie kropki na powierzchni giganta. Gigant ten zawiera olbrzymie ilości białek, mRNA i przeróżnych złożonych struktur. Ilość mRNA w jednej szczepionce (o ile mogę wierzyć swoim obliczeniom) powinna wystarczyć na co najwyżej kilkadziesiąt, może kilkaset molekuł mRNA szczepionki dla każdej komórki (zakładając, że tylko jeden cm³ naszego ciała zetknie się ze szczepionką).
Tymczasem każda nasza komórka zawiera o rzędy wielkości więcej własnych molekuł mRNA – kilkaset tysięcy, a czasem kilka milionów. mRNA szczepionki w najlepszym wypadku będzie stanowić nikłą część całego mRNA, które już znajduje się w komórce. Gdyby mRNA mogło przeniknąć do jądra i w jakiś sposób dostać się do naszego DNA, o wiele częściej trafiałoby na nasze własne mRNA niż na mRNA szczepionki.
Jest też drugi powód do obaw. W szkole uczyliśmy się, że informacja płynie jedynie od DNA do mRNA, nigdy zaś na odwrót: raz skopiowane kuchenne przepisy nie wracają do skarbca, tylko zużywają się w trakcie gotowania, a książka kucharska pozostaje niezmieniona. Nie jest to prawda, a w każdym razie – bywają wyjątki.
Rzeczywiście, w miażdżącej większości wypadków tak się dzieje. Zwykłe mRNA w naszych komórkach nie może nawet przeniknąć do jądra komórkowego. A chociaż początkowo powstaje w jądrze komórkowym, gdy raz je opuści, nie może do niego wrócić – nie przeniknie błony jądra (bo jest za duże), wymagałoby w tym celu przyłączenia specjalnych białek transportujących, które nie chwytają byle czego. Innymi słowy, do przedostania się do jądra komórkowego mRNA potrzebowałoby specjalnego “paszportu”.
Oprócz tego, o ile do odpisywania przepisu z książki (czyli przepisywania genu z DNA na RNA) służą powszechnie występujące w przyrodzie enzymy, o tyle enzymy potrzebne do odwrotnego procesu są bardzo rzadkie. Nazywamy je “odwrotnymi transkryptazami” – transkrypcja to proces przepisywania informacji z DNA na RNA. Ludzkie komórki w normalnych warunkach nie zawierają odwrotnej transkryptazy zdolnej do przepisania kodu z mRNA do DNA. W normalnych warunkach? – spytają nasze podejrzliwe natury. A co, gdy są nienormalne?
Odwrotne transkryptazy są kodowane przez niektóre wirusy nazywane retrowirusami – jest zaledwie parę takich wirusów u ludzi, najsłynniejszy i najbardziej powszechny to HIV – oraz wirusy z grupy hepadnowirusów, do których należy wirus zapalenia wątroby typu B (HBV). To jeszcze nic. W naszych ludzkich genach są kodowane odwrotne transkryptazy! Zaledwie mała część naszego DNA to różne rodzaje potrzebnych nam genów, takich jak te, które kodują nasze białka – za te ostatnie odpowiada zaledwie jedna pięćdziesiąta ludzkiego DNA. Większość DNA koduje setki tysięcy powtórzeń tych samych fragmentów.
Nasze genomy to więc nie elegancka książka kucharska, ale wielotomowa biblioteka, w której krótkie, przydatne przepisy rozdzielone są rozdziałami napisanymi chyba przez bohatera filmu Stanleya Kubricka, “Lśnienie”. Dla przypomnienia – w kultowej scenie filmu okazuje się, że setki stron manuskryptu, nad którym od wiele tygodni pracowała postać grana przez Jacka Nicholsona są wypełnione różnie sformatowanym, często pełnym błędów, ale zawsze tym samym tekstem “All work and no play makes Jack a dull boy” (tłumaczone na polski jako „Tylko praca, brak zabawy, Jacka nudzą takie sprawy”). Także w naszej książce kucharskiej wiele z rozdziałów – ponad połowa – to pozostałości po retrowirusach albo tak zwanych transpozonach: fragmentach DNA, które kodują niewielkie białka umożliwiające im kopiowanie się i przenoszenie w obrębie genomów. Jedna piąta naszego genomu zawiera sekwencje LINE, które kodują m.in. odwrotną transkryptazę.
Wróg na naszym łonie
Czy w takim razie odwrotne transkryptazy wirusów albo – co gorsza – elementów naszego genomu takich jak LINE mogłyby przepisać mRNA szczepionki na DNA i włączyć je do naszego genomu? Na szczęście dla nas, nie wystarczy, by w naszej komórce był gdzieś kod jakiejś odwrotnej transkryptazy. Większość pozostałości po transpozonach i retrowirusach w naszym DNA jest uszkodzona; część naukowców sądzi, że taka jest w ogóle funkcja tych gigantycznych obszarów DNA, które najwyraźniej nie kodują niczego pożytecznego: oferować miejsce, gdzie różne szkodliwe wirusy czy transpozony mogą się włączyć, minimalizujące skutki takiego włączenia.
Jeśli w po naszej kuchni biega wariat, który czasem wkleja w przypadkowe miejsce książki kucharskiej (naszego DNA) swoje szkodliwe teksty, lepiej żeby szansa na to, że zniszczy przy okazji prawdziwą i potrzebną recepturę była mała. Z czasem ta wklejona kopia przestanie działać – nie jest potrzebna do funkcjonowania całej kuchni i nikt nie zauważy, gdy wkradną się w nią błędy.
Są jednak i działające elementy LINE. Jest ich w naszym genomie kilkadziesiąt (dla porównania, uszkodzonych elementów jest kilka tysięcy, a mniejszych lub większych fragmentów – nawet 100 tys.). One w pewnych warunkach mogą prowadzić do syntezy działającej odwrotnej transkryptazy. Zazwyczaj geny LINE i im podobne są całkowicie wyciszone i nie dochodzi do ich aktywacji. Dzieje się tak niezmiernie rzadko, ale nawet jeśli w pewnych warunkach (bez wchodzenia w szczegóły dodam, że nie dzieje się tak w zwykłych komórkach) do takiej aktywacji dojdzie to i tak nie zda się to na wiele. Odwrotne transkryptazy czy to wirusów, czy retrowirusów nie interesują się byle jakim mRNA (czy to naszym własnym, czy takim ze szczepionki). Specyficznie rozpoznają tylko własne mRNA, które zawiera odpowiednie “tajne hasła”. Tylko RNA z takimi hasłami zostanie rozpoznane przez odwrotną tranksryptazę lub towarzyszące jej białka, chyłkiem przetransportowane do jądra i zamienione w DNA.
Tak jak większość naszych własnych mRNA, także i w mRNA szczepionek BioNTechu czy Moderny brak odpowiednich “tajnych haseł”, by mogły być ewentualnie rozpoznane przez znajdujące się w wyniku niebywałego splotu wydarzeń odwrotne transkryptazy.
Na koniec – wszystkie te rozważania są teoretyczne. Komórki, w których znalazła się szczepionka mRNA, zostają przecież wychwycone przez nasz układ odpornościowy: a to oznacza, że ich los może być tylko jeden – apoptoza, czyli śmierć. W przypadku prawdziwej infekcji retrowirusem (np. HIV) może być inaczej, gdyż układ odpornościowy może nie nadążać za postępującą wykładniczo infekcją. Ale ponieważ w szczepieniu stosuje się tylko fragment kodujący jedno białko wirusa, liczba komórek w których znajdzie się mRNA szczepionki jest z góry ograniczona ilością mRNA w jednej dawce szczepionki.
Szczepionki mRNA, czyli rewolucja i nadzieja
Jest wiele powodów, dla których w ostatnich latach rozwój szczepionek był zaskakująco wolny. Po pierwsze, firmom farmaceutycznym nie opłaca się ich produkować. Wbrew pozorom, z małymi wyjątkami (takimi jak szczepionka na grypę, HPV czy zapalenie płuc) rozwój i produkcja szczepionek nie przynosi dużych zysków, zyski czerpie się z leczenia chronicznych chorób u najbogatszych. Czyli, mówiąc wprost, z leczenia raka, chorób układu krążenia i cukrzycy. Większość szczepionek wystarczy podać raz, by człowiek na całe życie był chroniony przed chorobą. W dodatku choroby zakaźne są znacznie mniejszym problemem w bogatych państwach takich jak Stany Zjednoczone, Niemcy czy Polska.
Od dawna wiedziano, że jeśli uda się opracować skuteczną technologię mRNA, to dojdzie do rewolucji w wakcynologii. Tempo, w jakim Moderna i BioNTech były w stanie opracować swoją szczepionkę – a mówię tu nie o badaniach II i III fazy, lecz o poprzedzającej je pracy czysto naukowej – jest najlepszym dowodem na potencjał tej technologii.
Po drugie, technologia szczepień mRNA jest olbrzymią nadzieją w walce z rakiem – szybkie i tanie syntetyzowanie spersonalizowanych szczepionek które wystawiłoby komórki rakowe na zmasowany atak naszego własnego układu odpornościowego jest wielką nadzieją immunoterapii.
Pandemia wywołana przez Sars-Cov-2 zabiła do tej pory dwa miliony osób na całym świecie. Miejmy nadzieję, że skuteczna szczepionka mRNA zatrzyma nie tylko ją, ale i następne – które bez wątpienia, prędzej czy później nas czekają.
Źródła:
O działaniu szczepionek mRNA(2).
O Big Pharma i nieopłacalności badań nad szczepionkami (i antybiotykami) pisałem tutaj.
Właściwa odpowiedź na pytanie zawarte w tytule artykułu brzmi "nie wiadomo". Twórcy i producenci szczepionki oczywiście twierdzą, że nie, jednak jest wielu naukowców – niezależnych, tzn. takich, co nie prowadzą aktualnie badań sponsorowanych przez koncerny farmaceutyczne – mających poważne obawy. Nie twierdzą definitywnie, że szczepiona ingeruje w nasze DNA, jednak wskazują na fakt, że nie ma dostatecznych dowodów naukowych popartych badaniami, które dają jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. W związku z czym korzystanie z tej szczepionki póki co jest pewnego rodzaju "loterią". Czyli jak z totkiem, jedni wierzą i grają, inni nie wierzą i nie grają. Decyzję każdy musi podjąć sam.
Można oczywiście siać panikę ale obawiam się, że to mało stosowne miejsce. Może lepiej w mediach Rydzyka? Tam lubią takie gadki w rodzaju, że nie wiadomo czy nie było zamachu, nawet jeśli dowodów nie ma. Przemawia bowiem do wyobraźni sama katostrofa. Kto wie co się naprawdę zdarzyło, powie jeden sceptyk z drugim. Nic z tego nie wynika.
Strach przed szczepieniem porównałbym właśnie do strachu przed lataniem. Wypadki się zdarzają. Ale statystycznie i tak ginie mniej niż w innych środkach transportu.
Odwdzięczę się więc „mądrością” moją: Życie to ryzyko. Dałbym sobie spokój z oświeceniem swoimi wątpliwościami bliźnich. I tak się będą szczepić nawet jak umrze w wyniku powikłań kilkaset osób.
Ciekawe podejście.
Tylko chwilowo sianie paniki widzę głównie u proszczepionkowców. Niektórzy wręcz głoszą, że bez szczepionki wszyscy zginiemy, a to kompletnie nie jest prawdą. Mało tego, część osób (bardzo mała, zastrzegam) umrze PONIEWAŻ zostanie zaszczepiona, a w ich stanie nie powinni. I to jest to, co wiemy już teraz na ten moment. Cała reszta jest wróżeniem z fusów, dlatego każdy powinien kalkulować ryzyko na własną rękę. Tym bardziej, że bycie zaszczepionym nie chroni przed rozsiewaniem choroby.
"Niektórzy wręcz głoszą, że bez szczepionki wszyscy zginiemy"
Oj, stawiasz tutaj chochoła. Kto tak twierdzi? Bez szczepionki po prostu jeszcze umrze wiele tysięcy osób, w tym być może np. nasi rodzice.
"Tym bardziej, że bycie zaszczepionym nie chroni przed rozsiewaniem choroby."
Nie, tego zwyczajnie jeszcze nie wiemy (ale podejrzewam, że wkrótce będziemy wiedzieć). Brak dowodu nie jest dowodem braku!
Co do pierwszego – wystarczy poczytać ogólnodostępne wypowiedzi tych wszystkich profesorów współpracujących z MZ.
Co do drugiego – ależ już wiemy. Inaczej bym tego nie pisała.
@ Ostara Mani
Selektywnie stosujecie antyszczepionkowcy swój argument z „niewiedzy”. Widzę tu niekonsekwencję. Nie wiemy czy coś jest bezpieczne, i czy nie niesie ryzyka. I w porządku, to w zasadzie uczciwa postawa. Ale dlaczego mielibyśmy się ograniczać do hipotez negatywnych? Tym bardziej, że nie wiemy również czy ci co zmarli po przyjęciu szczepionki zmarli „ponieważ” zostali zaszczepieni. Skąd nagle tu pewność? Byli przecież schorowani. Starzy. Mogli umrzeć zgodnie z koleją rzeczy. Ot zbiegło się to ze szczepieniami. To po pierwsze. Druga rzecz to skoro nie wiemy, to dlaczego mielibyśmy nie zaszczepić się, może nie wiemy też nic o dobrych skutkach?
Nie słyszałem również argumentu za szczepieniem, że wszyscy umrą bez szczepień. Ani nawet w ogóle, że umrze bardzo dużo osób. Problemem jest co innego: paraliż opieki zdrowotnej. NIe da się każdemu pomóc w szpitalu, więc konieczny jest wybór, a to oznacza dopiero problemy społeczne. Umierają więc nie ci tylko, co są chorzy na koronawirusa, lub np. W wyniku powikłań po szczepieniu (hehe), lecz także ci którzy mają zapalenie płuc, raka, cukrzyce etc. Mogą to i są często te same osoby, które umrą w wyniku zarażenia na koronawirus. Skupianie się na szczepieniach – ich prawdziwych lub rzekomych skutkach, jest pomijaniem innych niebezpieczeństw.
Dlatego stosujmy proszę zasadę niewiedzy konsekwentnie i opieramy się na ryzyku. Szczepienie nie jest bardziej niebezpieczne niż lot samolotem. Możesz się rozstrzaskać ale nie jest to też loteria jak czytamy wyżej, że jest np. jeden do miliona, że dolecisz. Proponuję trochę więcej konsekwencji w snuci przypuszczeń i zaakceptować ryzyko, które jest związane zarówno z chorobą jak i szczepieniami. I się zaszczepić.
Primo: wbij sobie do głowy, że nie jestem antyszczepionkowcem. Nie obchodzą mnie ich argumenty. Ja stawiam pytania i bazuję na liczbach. A Twoje argumenty są o tyle koślawe, że tak samo można powiedzieć "zgon tych wszystkich starych i schorowanych osób mógł tylko zbiec się z zakażeniem covidem". To jest identyczna kwestia.
Secundo: zgodzę się z paraliżem opieki zdrowotnej. Tak szczerze – nie byłoby go, gdyby nie prawie same błędne decyzje podejmowane od początku. Gdyby nie histeria i zmuszanie medyków do pracy w warunkach skrajnie wyczerpujących (pisałam już kiedyś na przykład o kombinezonach i tym, jak ciężko się je nosi), sprawa wyglądałaby inaczej.
Tertio: to że Ty czegoś nie słyszałeś, nie oznacza, że takie argumenty się nie pojawiają.
I na koniec: jak już pisałam wielokrotnie na oko.press – szczepienie zacznę rozważać za jakieś 20 lat. Właśnie ze względu na umiejętność szacowania ryzyka. Bo ono się różni dla różnych grup wiekowych, o czym bardzo konsekwentnie milczysz.
Pozdrawiam i bez odbioru! 🙂
To typowe antyszczepiononkowcowe argumentowanie. „Ja nie jestem, anty ale tylko mam wątpliwości”. Za 20 będziecie mieli, o ile „dolecicie”, więcej wątpliwości, taki urok sceptyka. Tylko po co rozsiewać te świadczące o lękach i fobiach koncepcje? Proponuję nie czytać naukowców współpracujących z MZ. Można tez czytać innych i problem się rozwiąże. Przecież nie jest tak, ze wierzymy wszystkim naukowcom, co? Dlaczego akurat wierzyć tym co mają odpowiedź na lęki sceptyka? A tak w ogóle, dlaczego i kogo miałoby obchodzić, co sądzimy że zrobimy za 20 lat? Wirus jest teraz i decyzje podejmowane są teraz.
"jest wielu naukowców – niezależnych, tzn. takich, co nie prowadzą aktualnie badań sponsorowanych przez koncerny farmaceutyczne – mających poważne obawy."
Czy mógłbym prosić o przykłady? W miarę możności przykłady naukowców, którzy znają się na szczepionkach, a nie dajmy na to na mszakach.
"Nie twierdzą definitywnie, że szczepiona ingeruje w nasze DNA, jednak wskazują na fakt, że nie ma dostatecznych dowodów naukowych popartych badaniami, które dają jednoznaczną odpowiedź na to pytanie."
Zadam Ci teraz pytanie, które często zadaje się młodym naukowcom, żeby przyzwyczaić ich do takiego sposobu myślenia. Jakie badania albo jakie "dowody" przekonałyby Cię do zmiany stanowiska? Jakie wyniki byłyby w Twoim mniemaniu "dostateczne"?
Problem w tym, że mRNA wstrzykuje się do komórek od ponad trzydziestu lat. Badano te komórki na wszystkie sposoby. Sekwencjonowano, izolowano, robiono southern bloty i peceery. Testy na ludziach wykonywano już dziesięć lat temu. Było całe mnóstwo problemów (zwłaszcza z mechanizmem dostarczania mRNA do komórki), ale akurat tego jednego – że szczepionka integruje się z DNA – nigdy nie udało się zaobserwować. Tak więc, ponawiam pytanie.
Szczepię się na wszystko. Dzięki temu żyję bez strasznych chorób. Wiem, że szczepionki to dobro.
I żadni malkontenci, stopNOPowcy, płaskoziemcy, qAnonowcy mnie niezamarudzą i nie wleją wątpliwości.
A poza tym jestem zdania, że jeżeli nie zaszczepisz się a zachorujesz to powinieneś płacić za leczenie.
Ogólnie szczepionki są dobre, ale kiedy są dobrze przebadane. W rok fizycznie niemożliwe jest dokładne przebadanie szczepionki, bo skutków ubocznych, które pojawią się po kilku latach i ich skali nie da się sprawdzić w rok. Ponadto szczepionka na koronawirusa nie została dokładnie przebadana na emerytach, bo było ich mało, a przede wszystkim nie została przebadana niezależnie. Zatwierdzenie szczepionek tak szybko to zaprzeczenie naukowym zasadom, które określały jak mają być badane szczepionki. co do płacenia za leczenie, rozumiem, że taka osoba maiłaby także obniżone podatki?
"W rok fizycznie niemożliwe jest dokładne przebadanie szczepionki, bo skutków ubocznych, które pojawią się po kilku latach i ich skali nie da się sprawdzić w rok"
Równie dobrze można by napisać, że "w dziesięć lat nie da się fizycznie przebadać szczepionki, bo nie zaobserwuje się skutków ubocznych które pojawiają się po dwudziestu latach".
Skutki uboczne (z bardzo nielicznymi wyjątkami) pojawiają się w przeciągu pierwszych dni po podaniu szczepionki. Oczywiście, w nauce nigdy nie da się niczego wykluczyć, ale *niepodanie* szczepionki też jest pewną decyzją, co gorsza decyzją, która będzie oznaczała że pozwalamy, aby tysiące ludzi umierały codziennie. Uznano więc, że ryzyko ewentualnych skutków ubocznych występujących po latach jest pomijalnie małe, zwłaszcza w stosunku do ryzyka, jakim jest nieszczepienie.
"a przede wszystkim nie została przebadana niezależnie."
To znaczy? I czy mogę poprosić o przykłady dopuszczonych szczepionek, które przed dopuszczeniem zostały "przebadane niezależnie"? Konkretne przykłady, bardzo proszę.
"Zatwierdzenie szczepionek tak szybko to zaprzeczenie naukowym zasadom, które określały jak mają być badane szczepionki."
Jakim konkretnie i gdzie mogę je znaleźć? Bo te, które znam (dotyczące planowania, rejestrowania, przeprowadzania i analizowania testów klinicznych) były honorowane z wyjątkową wręcz dbałością.
Nie każda szczepionka to dobro. Część owszem, część niekoniecznie – a raczej powinnam napisać nie w każdym wieku i nie dla każdego.
O szczepionce na świńską grypę też napiszesz, że to samo dobro? O szczepionce na polio, którą bodajże kilkanaście miesięcy temu wycofano (chodzi o jedną z dwóch szczepionek – drugą zostawiono oczywiście ^^), ponieważ osoby szczepione rozsiewały wirusa (wszystkie – na szczęście relatywnie nieliczne – przypadki w Europie były wywołane wirusem ze szczepionki) też tak napiszesz? A ta szczepionka na polio była lata w użyciu, zanim się zorientowano, że wcale nie jest taka super.
I rację ma @MTS GRK – ogromny problem dotyczy emerytów. Skąd wiadomo, czy nie przestymulowuje się ich układu odpornościowego zbyt dużym stężeniem mRNA, przez co notowane są zgony po szczepieniach właśnie w tej grupie? Nagle okazało się, że z ampułki na pięć dawek można jednak zrobić sześć – dlaczego? Dlaczego nie sprawdzono tego wcześniej? I tak dalej…
"O szczepionce na świńską grypę też napiszesz, że to samo dobro?"
Zapewne chodzi Ci o GBS? Który występował u 10 osób na milion, w czasie, gdy sama świńska grypa prowadziła do ciężkich neurologicznych komplikacji u 10-40% zainfekowanych? Dobrze to rozumiem?
"O szczepionce na polio, którą bodajże kilkanaście miesięcy temu wycofano (chodzi o jedną z dwóch szczepionek – drugą zostawiono oczywiście ^^), ponieważ osoby szczepione rozsiewały wirusa (wszystkie – na szczęście relatywnie nieliczne – przypadki w Europie były wywołane wirusem ze szczepionki) też tak napiszesz? "
Mam tu trochę mało miejsca, żeby rozplątać nieścisłości w powyższym. Krótko: OPV (doustna szczepionka polio) walnie przyczyniła się do eliminacji choroby Heine-Medina, również w Polsce. I nie, nie została wycofana, nadal jest bardzo popularna. Odszczepienne polio pojawia się niezmiernie rzadko w bardzo specyficznych sytuacjach, gdy większość populacji nie jest zaszczepiona.
"Skąd wiadomo, czy nie przestymulowuje się ich układu odpornościowego zbyt dużym stężeniem mRNA"
Bo ich badano. Wbrew temu, co sam sądziłem początkowo, zarówno w badaniach Moderny jak i BioNTechu uczestniczyły również osoby starsze. Było ich niewiele, a przede wszystkim zabrakło osób obciążonych innymi czynnikami ryzyka (jak cukrzyca), co nie zmienia faktu, że to nie jest tak, że "nic nie wiadomo". Tutaj jest bardzo uczciwy artykuł z grudnia 2020: https://academic.oup.com/ageing/advance-article/doi/10.1093/ageing/afaa274/6016483
Plus, oczywiście, stary argument że co do jednego mamy pewność: Covid-19 jest dla tych osób bardzo niebezpieczną chorobą.
"przez co notowane są zgony po szczepieniach właśnie w tej grupie"
W tej właśnie grupie notowane są zgony również po nieszczepieniu. I to częściej. W przypadku moich rodziców wolę zaryzykować szczepionkę niż infekcję wirusem.
Nawet nie chce mi się z Tobą dyskutować, skoro nie wiesz, o czym piszę.
"Do 2016 roku szczepienia przeciw polio w Polsce wykonywane były dwiema metodami: szczepionką inaktywowaną (zabitą, IPV) według Salka oraz szczepionką żywą atenuowaną (OPV) według Sabina. Od 1 kwietnia 2016 roku szczepienia przeciw polio przeprowadza się w Polsce wyłącznie szczepionką inaktywowaną. Wycofana została zatem szczepionka żywa, którą podawano doustnie. Mimo łatwiejszej metody podania, towarzyszyło jej pewne ryzyko przedostawania się wirusa do środowiska zewnętrznego oraz prawdopodobieństwo (bardzo nikłe) występowania zachorowań poszczepiennych." (źródło: https://www.medonet.pl/zdrowie,polio-szczepionka—rodzaje–skutecznosc–skutki-uboczne,artykul,1730697.html)
A co do szczepionki na świńską grypę – po prostu kpisz. W Polsce jej nie było i wyszliśmy na tym najlepiej. Szwedzi mogliby z Tobą podyskutować. Tyle w temacie.
I oczywiście, że nadal nic nie wiadomo. Dokładnie z tych powodów, które według Ciebie są chyba szeroko zakrojonymi badaniami na dużą skalę w grupie 80+, gdzie jest najwięcej zgonów podobno na covid?
Zaś to że Ty ryzykujesz szczepionkę u Ciebie i rodziców… no nikt Ci nie broni! Serio. Byle nie AstraZeneca, bo producent wprost odradza szczepienie grupy 65+ z powodu braku badań. Zdrówka!
O ile pamietam, jest nawet teoria, zgodnie z którą ewolucyjnie łożysko u ssaków wykształciło się pod wpływem kontaktu organizmów z wirusami. No ale „nie wiadomo”…
Całkiem ciekawy artykuł. Dwie sprawy.
"Po kilku godzinach mRNA zużywa się" – zabrakło konkretnej informacji, nawet w dalszej części artykułu, że tak jest w warunkach naturalnych, ale w szczepionce uzyskano trwałość około 72h. Co ta kwestia może znaczyć dla wszystkich rozważań, tego nie wiadomo…
"Większość szczepionek wystarczy podać raz, by człowiek na całe życie był chroniony przed chorobą. " No absolutnie nie! Błagam, sprostujcie to, przecież to piramidalna bzdura. Większość szczepionek daje odporność maksymalnie na 10 lat, często nawet krócej. Choćby z tego powodu w najbliższe urodziny jako "prezent dla siebie" wybieram się po szczepienie przeciwko tężcowi… Dlatego ogromnym błędem jest szczepienie dzieci na tak zwane choroby dziecięce, które poza nielicznymi wyjątkami maluchy mogłyby przejść łagodnie (jak to dzieci), natomiast jak już się odporność kończy, to dorośli często mają spore problemy (vide: różyczka u kobiet).
"zabrakło konkretnej informacji, nawet w dalszej części artykułu, że tak jest w warunkach naturalnych, ale w szczepionce uzyskano trwałość około 72h"
To prawda, ale musiałem zdecydować się, jak głęboko w temat będę wchodził.
"No absolutnie nie! Błagam, sprostujcie to, przecież to piramidalna bzdura. "
Um, to prawda że trochę uprościłem, ale twierdzenie i tak się broni – bo szczepionek jest znacznie więcej niż te kilka stosowanych standardowo (o czym wie każdy, kto np. był kiedyś w Afryce). A w kontekście, który podaję (że szczepionki to dla Big Pharmy marny interes) nie ma dużego znaczenia, czy chodzi o jedną szczepienie w życiu czy dwa.
"latego ogromnym błędem jest szczepienie dzieci na tak zwane choroby dziecięce, które poza nielicznymi wyjątkami maluchy mogłyby przejść łagodnie (jak to dzieci)"
Hm, nie zgodzę się. Mamy bardzo dobre dane na temat śmiertelności oraz skutków przechodzenia tych "łagodnych" chorób w dzieciństwie. Napisałem coś na ten temat tutaj: https://biokompost.wordpress.com/2009/09/10/spokojnie-umieraja/, jest też mnóstwo innych źródeł. Pierwsze słyszę też, żeby odporność na różyczkę nie utrzymywała się w dorosłości. Różyczka u dorosłych osób występuje prawie wyłącznie (o ile mi wiadomo) u tych, którzy nie byli szczepieni. Ale chętnie przekonam się, że się mylę.
Mam odporność do dziś. Chorowałam na różyczkę ponad 30 lat temu 🙂 Mojej młodszej (już przymusowo szczepionej na MMR) koleżance lekarz powiedział wprost, że musi się doszczepiać maksymalnie co 10 lat, dopóki jest płodna. I było to po drugiej dawce. To już słyszałeś, możesz poszukać sobie źródeł 😉
Co do danych o chorobach dziecięcych – no też nie. Skupmy się na naszym kręgu kulturowym, to raz. A dwa, że są wyjątki, na przykład niedożywione dzieci. Z tego co kojarzę, w pewnym momencie wreszcie odkryto, że na przykład problem z odrą polega głównie na niedoborach witaminy A.
Oczywiście mam też garść dowodów anegdotycznych, łącznie z tym, że moja mama wspomina odrę jako totalny luz, tylko w ciemności leżała kilka dni, jej koleżanki też. Zaś moje dzieciaki przeszły ospę i praktycznie tego nie zauważyły. Tylko znowu, ja mam pewność co do ich odżywiania, ilości ruchu i właściwego ubioru.
Teraz pytanie kontrolne: kiedy ostatnio szczepiłeś się na świnkę? I czy znasz skuteczność tej szczepionki?
Nie przeszkadza mi, że ludziki nie chcą się szczepić. Tych żyjątek jest zdecydowanie za dużo i są jedynie zagrożeniem dla świata. Jedyne czego oczekuję, to tylko tego aby byli wyraźnie oznaczeni abym przypadkiem się do nich nie zbliżył.
Rozumiem was antyszczepionkowcy, wciąż za mało wiecie i się cholernie boicie. Ale obawiam się, że będziecie zawsze za mało wiedzieć, ale za to się zawsze koncentrować na wyjątkach, odstępstwach i anomaliach i wywodzić z nich więcej niż to jest uzasadnione. Przypomnę, że strategia na odporność stadną nie wypaliła nigdzie. Nie macie alternatywy, a co gorsze macie tylko swoje lęki, fobie i obsesje. Jak też widać, nie tylko głębszej i osadzonej w kontekście naukowej wiedzy wam brakuje, ale także obsesyjne podawanie w wątpliwość istniejących rozwiązań na podstawie przerysowanych problemów utrudniają dokonanie bilansu zysku i strat szczepień.
Ponad 70 proc się zaszczepi prędzej czy później więc wam się może nic nie stanie. Chyba, że to będzie kolejna mutacja. Ale być może nigdy się nie przekonacie, że nie mieliście racji. Ba, będziecie przekonani, że się zachowaliście racjonalnie, bo nie ulegliście „szeczpionkowcom”. Piękne będzie jednak to, że to też zostanie w sferze „nie wiadomo”. Naprawdę sądzicie, że podsycaniem wątpliwości coś zdziałacie?
Zabawne jest to, że "strategia na odporność stadną nie wypaliła nigdzie", ale właśnie o odporności stadnej piszesz (o to przecież chodzi w tym, że ponad 70 procent się zaszczepi).
Btw. czekam na te 70% oraz magiczny koniec pandemii właśnie w tym momencie. Serio czekam xD
I potwierdzam moje słowa. Bez szczepienia strategia stadnej odporności nie wypaliła. Trzeba się szczepić i nie płakać. Chodzi nam tu przecież o problem szczepień versus nie szczepienia, czy nie? Sceptyk i tak będzie wtedy "nie wiedzieć". Zawsze będzie jakieś ale, jakieś wątpliwości i zawracanie Wisły kijem. Jestem spokojny o to, że ponad 70% się zaszczepi. Marudzeniem niczego nie zdziałacie.