W programie TVN "To tylko kilka dni" celebryci tacy jak Barbara Kurdej-Szatan i Michał Koterski mają wnosić "powiew dobrej energii" do życia osób z niepełnosprawnościami. Dlaczego taki program stygmatyzuje? Dla OKO.press pisze aktywistka Katarzyna Bierzanowska
Stacja TTV, należąca do TVN Discovery Polska, planuje wypuścić w maju nowy program „To tylko kilka dni”. Celebryci tacy jak Qczaj, Barbara Kurdej-Szatan, Michał Koterski, Paweł Zapała czy Dagmara Kaźmierska będą przez kilka dni asystować dorosłej osobie z niepełnosprawnością, żeby pozwolić odpocząć tym, którzy asystują swoim bliskim na co dzień. Brzmi zacnie? Nie, brzmi stygmatyzująco i ableistowsko. Oto dlaczego.
Chyba najbardziej znanym postulatem tzw. środowiska (bardzo podzielonego w opiniach i wartościach) osób z niepełnosprawnościami oraz aktywistek i aktywistów działających na ich rzecz jest od lat hasło: „Nic o nas bez nas”, choć w bardziej współczesnym nurcie należałoby raczej powiedzieć: „Wszystko z nami”.
Kiedy ktoś zaczyna działać w obszarze praw i potrzeb osób z niepełnosprawnościami, pomijając tę zasadę, w druzgocącej większości przypadków dochodzi do stygmy, ableizmu i wykluczenia. A pamiętajmy, że za tymi hasłami stoją ludzie – w obliczu takich działań poniżeni, pominięci i ubrani w nieuszyte na miarę stereotypy. I dokładnie takim przypadkiem jest nowy, hucznie reklamowany program produkcji TVN „To tylko kilka dni”.
Wolę wierzyć, że na etapie produkcji temat tego programu nie był konsultowany z osobami, które powinny przedstawić rzetelną opinię, bo jeśli było inaczej, to posądzenie o niekompetencję jest najlżejszym z zawodowych zarzutów.
Program krzywdzi i stygmatyzuje osoby z niepełnosprawnościami na wielu poziomach.
I nie, nie trzeba obejrzeć całego sezonu czy nawet jednego pełnego odcinka, żeby się o tym przekonać. Szczerze mówiąc, przez ani jeden nie byłabym w stanie emocjonalnie przebrnąć.
Jaki - poza masową rozrywką ulepioną na najniższych instynktach nieświadomego społeczeństwa i zarobieniem pieniędzy – jest cel tego programu? Gdy bardzo wsłuchamy się i wczytamy w nasycone charytatywnym językiem przekazy medialne, możemy powiązać założenia programu z tzw. opieką wytchnieniową. To bardzo istotny element działań w obszarze praw i potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Ale o zupełnie innych celach słyszymy z ust dyrektorki programowej TTV Lidii Kazen:
„Świat, w którym żyjemy, potrzebuje pozytywnych bodźców, i o tym właśnie jest ten program. Osoby niepełnosprawne często na co dzień pozostają w ukryciu w domach, gdzie wspólnie ze swoimi opiekunami, spędzają większość życia. My z pomocą znanych osób na chwilę ten porządek burzymy, dajemy chwilę wytchnienia, czasem po prostu zwyczajnej radości”.
Dzień Dobry TVN dodaje:
„Gwiazdy, które wzięły udział w projekcie, spróbują wnieść do życia swoich nowych znajomych powiew dobrej energii i inną perspektywę. Także dla nich to będzie czas na chwilę refleksji i docenienie tego, co się ma”.
Zatem po pierwsze w rolę asystentów (nie opiekunów) mają wcielić się (nie nimi się stać) osoby rozpoznawalne, co za tym idzie – uprzywilejowane, które na samym programie przecież zarobią. Chcę wierzyć, że również uczestnicy i uczestniczki z niepełnosprawnościami otrzymują wynagrodzenie na tym samym poziomie.
Celebryci wcielą się w tę rolę na kilka rzeczonych dni. I co dalej? Będziemy karmieni głębokimi przemyśleniami osób mówiących z poziomu przywileju sprawności o tym, że nie wyobrażali sobie, jakie wyzwania stoją na co dzień przez osobami z niepełnosprawnościami, że „odkryli”, że są to „normalni ludzie”, którzy „mają swoje potrzeby”, będą doceniali w efekcie jakość własnego życia w odróżnieniu od życia osób, z którymi spędzą AŻ kilka dni. Będą również zaskoczeni niewydolnością systemu w tym zakresie, będą mówić do tysięcy ludzi o niepełnosprawności nieświadomym społecznie językiem.
Będą zatem zaprzepaszczać wieloletnią, obciążającą, często niedofinansowaną pracę aktywistek i aktywistów, którzy próbują z tym wszystkim walczyć, eliminując konsekwencje m.in. właśnie takich przejawów ableizmu, czyli zachowań, postaw i języka, które prowadzą do nierównego traktowania ze względu na stopień sprawności.
Lidia Kazen z dużą łatwością namalowała „świat osób niepełnosprawnych” jako wyłącznie zależnych, jednolitych, „uwięzionych”, budujących jedynie relacje z „opiekunami”, których „porządek życia” jest na tyle marny, że celebryci wybawcy - na czele z dyrektorką programową - pragną go wspaniałomyślnie zburzyć. Oczywiście tylko na kilka dni.
Program identyfikuje też bez trudu potrzeby osób z niepełnosprawnościami. A te, jak powszechnie wiadomo, są jedynie elementarne i czysto biologiczne – kąpiel, jedzenie, ubranie się, sen. Z tych bardziej społecznych – spacer. Pozostałe są „specjalne”, „odświętne”, „wyjątkowe”, „bohaterskie”, są „pomimo niepełnosprawności”. Stąd ta hojna postawa Lidii Kazen gotowej dawać „zwyczajną radość”. Bardziej stygmatyzująco się chyba nie da.
Osoby z niepełnosprawnościami bardzo często nie są postrzegane w kategoriach dorosłości, seksualności czy prywatności. W związku z sytuacją zależności - także fizycznej, ich ciała stają się czasami siłą rzeczy mniej intymne - trudniej nimi samodzielne zarządzać, codziennie są obszarem wsparcia asystenckiego, fizjoterapeutycznego, nierzadko także zabiegów medycznych i wielu oczu z zewnątrz. Tym bardziej istotne jest, by nie budować fałszywego społecznego przekonania, że to, co nienormatywne, staje się publiczne, dostępne i polityczne.
Celebryci pojawiający się w mediach przyłapani na codziennych, szczególnie intymnych, sytuacjach to naruszanie etyki dziennikarskiej, przekraczanie granicy, brak szacunku do prywatności. Robienie tego samego osobom z niepełnosprawnościami jest już jednak zaspokajaniem społecznej ciekawości, pseudolekcją.
Telewizja nie widzi, że dla tysięcy osób z niepełnosprawnościami, którym codzienne czynności mogą przychodzić wolniej, nie od razu lub mniej zgrabnie, jest to bardzo intymny obszar, którym nie chcą się dzielić i w którym potrzebują zadbać o SWÓJ komfort, ponieważ już wystarczająco męczące jest codzienne konfrontowanie się z wlepionymi oczami, niechcianymi rękoma wyciąganymi bez pytania do pomocy, włażącymi w osobistą sferę pytaniami zadawanymi bez mrugnięcia okiem przez obce osoby w przestrzeni publicznej.
Mimo to TVN promuje swój program jako „spotkanie dwóch światów”.
Nie wiem, gdzie jest i na czym polega ten enigmatyczny drugi świat. Jako osoba z niepełnosprawnością i aktywistka na rzecz równego traktowania żyję od początku w tym samym świecie, co osoby, których przywileje, doświadczenia i historie mogą być po prostu różne od moich.
Od lat edukuję też, że zarówno w języku, jak i w postawach równe traktowanie zakłada niebudowanie oddzielnych światów dla osób z różnymi sprawnościami, przekonaniami, o różnej płcią czy orientacji psychoseksualnej. W tym jednym jest miejsce dla wszystkich. Postawa TVN-u jest szalenie arogancka. Jednocześnie świadczy o niskiej wiedzy: zarówno celebryci mogą doświadczać niepełnosprawności, jak i wśród osób niepełnosprawnych są i mogą być taki, które stały się rozpoznawalne czy sławne.
Warto zwrócić też uwagę, że mimo wszystko TVN zaprosił do udziału w programie i tak aktywne, mocno samodzielne osoby z niepełnosprawnością ruchu. Jeśli ma być wiarygodnie, to niech będzie – opieka wytchnieniowa dotyczy w dużej mierze rodziców, którzy niemal całodobowo poświęcają czas i uwagę swoim dzieciom, także już dorosłym, których niepełnosprawność nie sprzedałaby się tak samo dobrze.
Ataki padaczki, spastyczność, karmienie pozajelitowe, pampersy, kaflatory, alternatywna komunikacja – tej rzeczywistości osoby odpowiedzialne za produkcję już nie chciały pokazywać swoim widzom w programie rozrywkowym. Dlaczego? Czyżby zgrzytało?
TVN stawia siebie w roli samozwańczego eksperta od doświadczeń i potrzeb osób z niepełnosprawnościami, zapominając, że lekcji z równego traktowania tej grupy społecznej do dziś nie odrobiło ani państwo, ani media. Na to potrzeba zdecydowanie więcej niż kilka dni charytatywnego lansu na ekranie. Bo co wydarzy się po tych kilku dniach? Osoby z niepełnosprawnościami wrócą do swojej codzienności, podobnie jak ich najbliżsi. Celebryci i celebrytki wzbogacą swoje wnętrza i wrócą do własnej wersji życia, wolnej od myślenia o równości osób z niepełnosprawnościami. A producenci? Ci odhaczą zyski i oszacują rokowania programu na ewentualne dalsze sezony.
Jedyne, co pozostanie, to smród stygmy i stereotypów, które dzięki temu programowi zapuszczą tylko głębsze korzenie.
Produkcja TTV jest też niestety podważeniem założeń najważniejszego obecnie dokumentu wyznaczającego kierunek działań na rzecz równego traktowania osób z niepełnosprawnościami – Konwencji ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami, ratyfikowanej przez Polskę 9 lat temu.
Konwencja podzieliła myślenie o niepełnosprawności na dwa modele – społeczny (zwany konwencyjnym) i medyczny (nazywany też biologicznym czy charytatywnym). Tylko jeden z nich wskazuje jako skuteczne i odpowiedzialne narzędzie podmiotowego, godnego i równego traktowania osób z niepełnosprawnościami – to model społeczny. Jego elementami są m.in. niestygmatyzujący i niecharytatywny język, udział osób z niepełnosprawnościami w różnych obszarach życia społecznego, gospodarczego, politycznego, publicznego, ich reprezentacja, podnoszenie świadomości na temat praw i potrzeb tej grupy społecznej czy traktowanie osób z niepełnosprawnościami na zasadzie równości z innymi.
TVN-owski program od tych założeń bezrefleksyjnie odwraca wzrok: ignoruje je dla finansowych ambicji, depcze dla osiągnięcia rozrywkowego charakteru produkcji.
Oczywiście nie jest to pierwsza tego typu inicjatywa na polskim rynku medialnym. Niemal każda stacja radiowa czy telewizyjna ma na koncie ableistowski gniot.
Fakt, że społeczeństwo widzi w tego rodzaju programach rozrywkę i edukację, nie świadczy o ich sukcesie, a o potężnej potrzebie edukacji społecznej, która właśnie przez takie programy staje się tylko większa i dużo trudniejsza.
Niestety w odpowiedzi na takie tytuły nie słuchać rozliczania stacji z poziomu zatrudniania osób z niepełnosprawnościami czy dostępności emitowanych treści, zwłaszcza w najliczniej oglądanych programach.
Dlaczego w telewizji śniadaniowej nie widzimy na ekranie osoby o kulach? Dlaczego programy newsowe nie są tłumaczone na polski język migowy? Dlaczego prognozy pogody nie zapowiada osoba na wózku, a w informacjach sportowych nie słyszymy o rywalizacji zawodników i zawodniczek z niepełnosprawnościami? Te pytania nie padają, choć właśnie tego należałoby oczekiwać od stacji, która daje sobie prawo do zabierania głosu w obszarze praw i potrzeb z niepełnosprawnościami, nawet jeśli robi to w sposób, który urąga ich godności i podmiotowości.
Osoby z niepełnosprawnościami oraz aktywiści i aktywistki na co dzień nieustannie odlepiają od siebie przylegające jak mokre liście stereotypy, infantylizujące komentarze, spłycające systemowe problemy wnioski. Program TTV sprawia, że po całym żmudnym dniu takiego odlepiania potykamy się i wpadamy w nową kupkę liści, skrzętnie przygotowaną przez osoby odpowiedzialne za produkcję i emisję nowego tytułu tej stacji.
A mnie, odkąd przeczytałam informację o tym programie, towarzyszą smutek, stres i potężna złość, nie – jak oczekiwałaby dyrektorka programowa stacji – „zwyczajna radość”.
Lidio Kazen, TVN-ie, TTV, chcieliście stworzyć produkcję, która obala stereotypy, odczarowuje wizerunek osób z niepełnosprawnościami i wspiera zmianę społeczną. Już wiecie, że nie tędy droga. Krzyczą o tym także komentarze na waszych profilach w mediach społecznościowych. Zatem co Wy na to? Bo żadna niepełnosprawność to nie jest dobra zabawa, która trwa tylko kilka dni.
Autorka inicjatywy Pełnoprawna na rzecz równego traktowania, tłumaczka, edukatorka, aktywistka, współzałożycielka kolektywu Artykuł 6., współpracuje z organizacjami pozarządowymi, instytucjami publicznymi i sektorem prywatnym w zakresie dostępności, intersekcjonalności oraz równego traktowania osób z niepełnosprawnościami, współautorka raportu „Przychodzi baba do lekarza” o dostępności usług ginekologicznych dla kobiet z niepełnosprawnościami oraz „Aborcja bez barier” o dostępności aborcji dla osób z niepełnosprawnościami, reprezentantka strony pozarządowej podczas genewskiego posiedzenia Komitetu ONZ ds. wdrażania Konwencji ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami w Polsce.
Autorka inicjatywy Pełnoprawna na rzecz równego traktowania, tłumaczka, edukatorka, aktywistka, współzałożycielka kolektywu Artykuł 6., współpracuje z organizacjami pozarządowymi, instytucjami publicznymi i sektorem prywatnym w zakresie dostępności, intersekcjonalności oraz równego traktowania osób z niepełnosprawnościami, współautorka raportu „Przychodzi baba do lekarza” o dostępności usług ginekologicznych dla kobiet z niepełnosprawnościami oraz „Aborcja bez barier” o dostępności aborcji dla osób z niepełnosprawnościami, reprezentantka strony pozarządowej podczas genewskiego posiedzenia Komitetu ONZ ds. wdrażania Konwencji ONZ o prawach osób z niepełnosprawnościami w Polsce.
Komentarze