Putin znów zaczął straszyć bronią jądrową, zapewniając jednocześnie, że nie zamierza eskalować napięcia z USA. Trump ogłosił, że wysłał dwa okręty w stronę Rosji. GOWORIT MOSKWA pokazuje, w jakim kontekście narracyjnym mierzą do siebie dwaj kowboje
Rosja stwierdziła 4 sierpnia, że „nie ma już warunków do utrzymania jednostronnego moratorium na rozmieszczanie rakiet średniego i krótkiego zasięgu w bazach naziemnych”. Rosja „nie uważa się już za związaną odpowiednimi wcześniej przyjętymi ograniczeniami” – ogłosiło rosyjskie MSZ.
Brzmiałoby to może groźnie, gdyby nie to, że sama propaganda Kremla uznała tę wiadomość za bez znaczenia. W „Wiestiach” 4 sierpnia była to któraś wiadomość z rzędu i to ledwie kilkusekundowa, sam tekst, bez obrazków. Czołówką zaś nie była nawet codzienna porcja „wiadomości” z frontu, tylko problemy w zaopatrzeniu w wodę Doniecka. Okupowanego, przypomnijmy, przez Rosję od 2014 roku. Wodę tam pija się z kałuż, bo sieć wodociągowa zdążyła się rozpaść. Woda w kranach bywa raz na trzy dni. I propaganda to po prostu pokazała. Putin wyraził troskę i nakazał problem rozwiązać.
Wzajemne straszenie się przez Putina i Trumpa bronią jądrową zostało w codziennym telewizyjnym spektaklu nienawiści zminimalizowane. W zachodnich mediach wyglądało jednak na coś poważnego:
Ale propaganda Kremla komunikat Trumpa całkowicie zignorowała, pokazując, że jego oświadczenia nie mają żadnego znaczenia. Na wszelki wypadek (dla świata?) 1 sierpnia wieczorem rosyjski MSZ wydał komunikat, że stosunki rosyjsko-amerykańskie świetnie się układają.
O epizodzie z okrętami propaganda milczała przez cały weekend. Dopiero w poniedziałek rzecznik Putina ogłosił, że Moskwa nie uważa oświadczenia Trumpa za eskalację – i tym tropem podążyli też „komentatorzy”. Że to nic nieznaczący ruch, że Trump niczego nigdzie nie wysłał – bo po pierwsze nie wie, gdzie są jego okręty, a po drugie – one są już w pobliżu Rosji.
Jedyne, co się w propagandzie zmieniło, to sposób mówienia o Trumpie. Nie jest on teraz heroicznym obrońcą tradycyjnych wartości i osobistym przyjacielem Putina, ale nieogarniętym staruszkiem. Odbiorca propagandy nie zgadnie jednak, co takiego się stało, że już tak nie lubimy Trumpa.
W ten weekend propaganda pokazywała, że jeśli w Rosji są jakieś problemy, to spowodowane ulewnymi deszczami. Trump? Skuteczne ukraińskie ataki dronowe na rosyjską infrastrukturę? O tym nie było słowa (znalazłam tylko informację o aresztowaniu dwóch młodych kobiet i mężczyzny, którzy robili sobie zdjęcia na tle pożaru wywołanego przez drony w Soczi).
Tym bardziej więc odbiorca propagandy nie był w stanie stwierdzić, czy coś się zdarzyło między
Jeśli się jednak przyjrzymy potokowi oficjalnych rosyjskich depesz agencyjnych i telewizyjnych objaśnień rzeczywistości z ostatnich dni, zobaczymy, jak Kreml minimalizuje zagrożenie ze strony Trumpa, łącząc groźby Putina z dyplomatycznym językiem rosyjskiego MSZ.
Robienie wojny jądrowej w social mediach wyglądało bowiem tak:
Po ultimatum Trumpa, że albo Rosja przystanie na rozejm w Ukrainie, albo USA nałożą na nią nowe sankcje, w propagandzie Kremla zapanowało zamieszanie. Opisywaliśmy tu żale, jak Trump może coś takiego robić, jak może lekceważyć „pierwotne przyczyny konfliktu” (czyli chęć Ukrainy uniezależnienia się od Rosji).
Potem propaganda zaczęła opowiadać, że się groźbami Trumpa nie przejmuje. Ale 28 lipca Trump skrócił Putinowi termin na rozejm z 50 dni do dni 10.
Wtedy propaganda – niewątpliwie na polecenie Putina – użyła ciężkiej artylerii, byłego prezydenta Miedwiediewa, który w brutalny i chamski sposób przedstawia wolę Kremla w mediach społecznościowych. I Miedwiediew opublikował kilka wpisów o tym, co Rosja może zrobić Trumpowi i całemu światu. Użył do tego zakazanego w Rosji Twittera/X, więc nie było wątpliwości, do kogo to pisze.
Postraszył w tych tweetach m.in. „umarlakami”, co – jak objaśniają eksperci od militariów – jest nawiązaniem do systemu, który może odpalić na Amerykę broń jądrową, nawet jeśli wszystkie ośrodki dowodzenia i łączności w Rosji zostaną wcześniej zniszczone i nie zostanie przy życiu nikt, kto mógłby nacisnąć „guzik atomowy”.
Do tej pory świat traktował wpisy Miedwiediewa mało poważnie – jako komunikat, że Moskwa się nie cofa, choć tak naprawdę nie jest aż taka zła, jak Miedwiediew. Tym razem wpisy Miedwiediewa zobaczył jednak prezydent Trump i się zdenerwował. A następnie wydał rozkaz w mediach społecznościowych o wysłaniu okrętów w stronę Rosji. Co światowe agencje potraktowały jako wiadomość „pilną”.
Czy rzeczywiście Moskwa nie przewidziała takiej reakcji, czy też o to jej chodziło? Bo potem ostentacyjnie ignorując groźby Trumpa zrobiła z niego niepoważnego staruszka.
Odkrycie, że Putin jest równie niepoważnym staruszkiem, wymaga więcej wysiłku.
W chwili, gdy amerykańskie okręty dostawały swoje rozkazy, trwało „nieformalne” spotkanie Putina i Łukaszenki na wyspie na jeziorze Ładoga. I tam Putin używał mediów społecznościowych po swojemu. Wyrzucał z siebie różne zdania, które wierna propaganda przerabiała na depesze agencyjne, powielane następnie w internecie.
A mówił przy Łukaszence do kamer to, co zawsze. Że jeśli Ukraina chce rozejmu, to musi skapitulować. A jeśli Trump jest zawiedziony wynikami negocjacji Rosji z Ukrainą, to dlatego, że miał nadmierne oczekiwania. Putin tłumaczył też – co może świadczyć o tym, że wiedział o wymianie ciosów Miedwiediewa z Trumpem w social mediach – że prawdziwą politykę uprawia się w ciszy, w rozmowach między partnerami (chodzić tu może o spotkanie Putina z Trumpem, o którym propaganda Kremla marzy).
Kontynuując ten wywód Putin, postraszył świat „seryjną produkcją Oriesznika”, czyli balistycznej hipersonicznej rakiety średniego zasięgu, której prototyp wytestował na Ukrainie w listopadzie 2024 roku.
Ta informacja była przez dwa dni celebrowana w Rosji. Ale groźba Oriesznika też nie była realna. Jak okręty Trumpa. Wystarczy przegrzebać się przez propagandę.
Otóż Putin pogroził światu jego seryjną produkcją już któryś z kolei raz.
Potem nastąpiła przerwa w opowieściach o Orieszniku – tuż przed objęciem prezydentury przez Trumpa Łukaszenka zdołał jeszcze ogłosić, że Białoruś dostanie 10 takich systemów. Temat wrócił, kiedy Trump zaczął wykazywać zniecierpliwienie Putinem.
Tymczasem 6 sierpnia przyjechać ma do Moskwy wysłannik ostatniej szansy Trumpa Steve Witkoff. Nie zna rosyjskiego, nie zna się na Rosji. Co z tego wszystkiego zrozumie?
Na zdjęciu: Prezydent Rosji Władimir Putin uczestniczy w ceremonii podniesienia flagi na najnowszym strategicznym okręcie podwodnym o napędzie jądrowym typu 55A (Boriej-A) Kniaź Pożarski w Siewierodwińsku 24 lipca 2025. (Zdjęcie: Alexander KAZAKOV / POOL / AFP)
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze