„Ani Trump, ani Trzaskowski, ani żaden inny polityk nie mówi o macicy czy prostacie. To nie jest dyskusja o biologii, a o polityce i o naszych prawach” – komentuje Ane Piżl, inicjatorx kampanii „Binarnie już było”
Rafał Trzaskowski został 5 lutego 2025 zapytany w studiu Polsat News o wpis jednego z europosłów PiS w mediach społecznościowych.
“Europoseł Tobiasz Bocheński pokazał wczoraj poradnik empatycznej i skutecznej komunikacji, gdzie jest napisane, że należy mówić »autorze napisało«, »dyrektorze zdecydowało«, »kliencie zamówiło«. Czy to są rzeczywiście oficjalne wytyczne dla urzędników?” – zapytał prowadzący rozmowę Bogdan Romanowski.
“Panie redaktorze, ja nie opracowuję wszystkich wytycznych, ale powiem panu tylko jedno.
Wszystkim należy się szacunek, również jeżeli chodzi o to, jak się do kogoś zwracać”
– odpowiedział Trzaskowski.
Tobiaszowi Bocheńskiemu chodziło o “Poradnik empatycznej i skutecznej komunikacji” wydany przez urząd Warszawy.
„To jedno z narzędzi przeznaczonych dla pracowników urzędu, aby w razie potrzeby mogli korzystać ze wsparcia językoznawcy, w różnych sytuacjach związanych z komunikowaniem się z klientami urzędu” – mówi OKO.press rzeczniczka stołecznego ratusza, Monika Beuth.
Jak podkreśla, broszurka ma charakter wyłącznie edukacyjny.
„Nie zawiera żadnych nakazów lub zakazów dla pracowników, a jedynie praktyczne informacje, jak stosować język, który uwzględnia potrzeby różnych grup, a jakich sformułowań raczej unikać, by nikogo nie urazić” – tłumaczy rzeczniczka.
Poradnik instruuje na przykład, aby mówić o osobach „czarnych”, a nie „czarnoskórych” (aby nie sprowadzać osób wyłącznie do ich koloru skóry) lub „Murzynach” (ponieważ to określenie obrosło w języku negatywnymi skojarzeniami np. w powiedzeniu „sto lat za Murzynami”).
W poradniku znalazł się także rozdział poświęcony osobom LGBT+, z którego dowiadujemy się, dlaczego należy mówić „transpłciowość”, a nie „transseksualizm” (cząstka „seks” sugeruje, że chodzi o orientację psychoseksualną, a nie tożsamość płciową) albo „korekta płci” zamiast „zmiana płci” (określenie sugerujące, że tożsamość płciowa to wybór albo kaprys).
Poradnik podpowiada także, jak zwracać się do osób niebinarnych. Do dyspozycji mamy osobatywy, czyli połączenie wyrazu osoba z imiesłowem przymiotnikowym lub przymiotnikiem, np. osoba partnerska, pracująca, osoba studencka lub osoba studiująca.
Autor podkreśla, że osobatywy nie są w języku polskim wynalazkiem XXI wieku, ale przyjętymi formami, które są stosowane od dekad. Przecież nikogo nie dziwi zaproszenie na uroczystość wraz z „osobą towarzyszącą” czy komunikat w pociągu, aby „osoby wysiadające” zabrały swój bagaż i rzeczy osobiste.
Zwracając się do osób niebinarnych można użyć także ikstatywu, w którym jedną lub kilka liter zastępuje podkreślnik, lub znak „x”, np. klient_a kupił_a lub klientx kupiłx.
Pomocne mogą być także neutratywy, które pozwalają zamiast formy męskiej „autor napisał” lub żeńskiej „autorka napisała”, sięgnąć po rodzaj neutralny (ale nie nijaki) – „autorze napisało”.
Prowadzący rozmowę Bogdan Rymanowski nie odpuszczał.
„Ale wie pan, co mówią politycy PiS-u? Że to jest dowód na to, że pan nie jest politykiem zdrowego rozsądku, bo z tych wytycznych wynika, że istnieją więcej niż dwie płcie” – powiedział dziennikarz.
„Ja jestem politykiem zdrowego rozsądku, a według polskiego prawa mamy dwie płcie biologiczne, wszyscy o tym wiemy”
– odpowiedział Trzaskowski.
„Natomiast nie dam się wciągnąć w to, co PiS będzie próbował robić. Tak jak szczuł na mniejszości wcześniej, teraz będzie znowu próbował atakować, będzie próbował szukać tego typu tematów, żeby rozpętać kolejną nagonkę” – przekonywał prezydent Warszawy.
Wpis Tobiasza Bocheńskiego był powielany przez innych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Wszystkie miały tę samą treść: „Tego rodzaju szaleństwa będą wprowadzane w całej Polsce, jeśli Trzaskowski wygra wybory”.
„Ja się w to nie dam wciągnąć. A szacunek należy się absolutnie wszystkim” – zakończył Rafał Trzaskowski w studiu Polsat News.
O słowa Rafała Trzaskowskiego zapytaliśmy Ane Piżl, osobę niebinarną, twórcx projektów równościowych i inicjatorx kampanii „Binarnie już było”.
Leonard Osiadło, OKO.press: Skąd pomysł na kampanię „Binarnie już było”?
Ane Piżl, twórcx projektów równościowych: Z przekonania, że jest źle. A jeśli nie będziemy działać, może być jeszcze gorzej. Od zaprzysiężenia Donalda Trumpa narasta w mediach transfobiczna narracja, wymierzona w osoby niebinarne, ale też we wszystkich transpłciowych ludzi.
Zaczęliśmy kręcić „Binarnie już było”, żeby powiedzieć niebinarnym osobom w Polsce – trzymajcie się! Transpłciowość jest piękna, jesteśmy w tym razem i nic nas nie złamie.
Z czym musi się mierzyć społeczność LGBTQ+ w Stanach po powrocie Trumpa do władzy?
Trump podpisał właśnie rozporządzenie, które wyklucza transpłciowe kobiety z udziału w sporcie. Tydzień temu ze stron rządowej agencji zdrowia publicznego CDC (Centers for Disease Control and Prevention) zniknęły informacje dotyczące HIV, zdrowia ludzi LGBTQ+ oraz transpłciowości i niebinarności – co oburza mnie zresztą nie tylko jako osobę niebinarną, ale i jako medyka.
W innych nowych rozporządzeniach Trumpa czytamy, że płeć jest wyłącznie biologiczną cechą i że agencje federalne nie powinny zakazywać dyskryminacji ze względu na tożsamość płciową.
Niepokoją też nowe wnioski paszportowe, z których usunięto neutralny marker X, który od 2022 był obok M (male) i F (female), również oznaczeniem płci. Osoby, które nie są ani kobietą, ani mężczyzną, muszą teraz poświadczać nieprawdę we wnioskach.
I to jest obraz próby wymazywania osób niebinarnych. Ale jak to świetnie ujął Anton Ambroziak w naszym spocie „Binarnie już było”: żadne prawo nas nie wymaże. Nawet jeżeli przez te kilka lat rządów Trumpa w paszporcie będzie stać nieprawda, to nie przestaniemy istnieć.
Ale jednak Stany Zjednoczone są daleko. Prezydentura Trumpa i jego decyzje nie mają bezpośredniego wpływu na sytuację osób niebinarnych w Polsce.
Niestety mają. Fakt, że Trump wstrzymał finansowanie USAID dla organizacji społecznych, uderza w wiele polskich organizacji, które funkcjonują dzięki pomocy międzynarodowej. A są to m.in. NGO-sy działające na rzecz ludzi LGBTQ+.
Po drugie, to, co mówi i robi Trump, odbija się też w polskich mediach. Polscy politycy i inne osoby publiczne zaskakująco chętnie wypowiadają się dziś na temat płci, choć zdecydowana większość z nich ma zerową wiedzę z zakresu całego interdyscyplinarnego obszaru badawczego dotyczącego gender.
To „ile jest płci” jest dzisiaj istotną kwestią polityczną, szczególnie na prawicy. Nie zgadzam się, by w zbliżających się wyborach prezydenckich grać nienawiścią do osób niebinarnych. Nie zgadzam się, by grać nienawiścią wobec kogokolwiek.
Jak oceniasz więc słowa Rafała Trzaskowskiego, które padły w studiu Bogdana Rymanowskiego?
Wywołany do tablicy z powodu przewodnika empatycznej komunikacji przygotowanego dla warszawskich urzędników, Trzaskowski powiedział, że w polskim prawie mamy dwie płcie biologiczne, ale szacunek należy się wszystkim, także, jeśli chodzi o to, w jaki sposób się do kogoś zwracać.
Nie robiłbym z Trzaskowskiego głównego wroga na polskiej scenie politycznej z powodu tej jednej wypowiedzi. To, co w niej najbardziej istotne, to że szacunek należy się wszystkim ludziom i należy się do nich zwracać tak, jak sobie tego życzą. I to nie jest żadna rewolucja, tylko podstawowa zasada dobrej komunikacji.
Druga rzecz, którą powiedział Rafał Trzaskowski, też jest – niestety – prawdziwa, a jest nią fakt, że polskie prawo uznaje tylko dwie płcie i nie istnieje neutralny marker, który pozwoliłby tej płci w dokumentach nie oznaczać.
Ale to jest właśnie to, co politycy PiS zarzucają Trzaskowskiemu – że indoktrynuje warszawskich urzędników, twierdząc, że płci jest więcej niż dwie, skoro można zwracać się do interesanta w formie męskiej, żeńskiej albo jakiejś trzeciej.
Rodzaj neutralny (nijaki) istnieje w języku polskim i nie wymyślił tego ani Trzaskowski, ani lewica. Ponad 20 lat temu Rada Języka Polskiego uznała formy „byłom”, „zrobiłom” za zgodne z systemem językowym.
Nawet konserwatywny prof. Bralczyk mówił kilka dni temu w TVP o osobatywach i neutratywach, i o tym, że „ludzie mają prawo do własnej identyfikacji”. Przewodnicząca RJP prof. Kłosińska również wielokrotnie wypowiadała się pozytywnie o formach neutralnych.
Jeśli zajrzeć na bardziej międzynarodowe podwórko, to nie dalej jak miesiąc temu Trybunał Sprawiedliwości UE wydał wyrok przeciwko nieuzasadnionemu gromadzeniu danych dotyczących płci, tłumacząc w uzasadnieniu, że w komunikacji wystarczy stosować neutralne formy gramatyczne.
Odnoszę jednak wrażenie, że w całej sytuacji z Rafałem Trzaskowskim jego oponentom nie do końca chodzi o język, a bardziej o to, czy zostaniemy przy twierdzeniu, że są dwie płcie, czy otworzymy się na więcej.
Niestety poziom tej dyskusji zasmuca. Wydaje się, że część osób traktuje niebinarność jak trzecią płeć, a nie neutralny marker poza binarnym układem.
Ale czym jest ten neutralny marker, jeśli nie trzecią możliwością obok dwóch dotychczasowych?
Jest trzecią opcją, ale nie jest trzecią płcią.
15 lat temu, na wakacjach w Grecji spalił mi się samochód. W formularzu lokalnej straży pożarnej, obok narodowości, adresu i innych danych – było pytanie o wyznanie. I dwie możliwości do wyboru: katolik lub prawosławny. Nic poza tym. Prosty postulat, by istniała też opcja „ateista”, nie oznacza, że ateizm jest „trzecią religią”.
Oczywiście oddzielną kwestią jest to, dlaczego w formularzu nie znalazły się inne wielkie religie, jak również to, po co w ogóle w dokumentach pytać o wyznanie. Z płcią te pytania są równie aktualne.
Postulatem jest więc albo możliwość nieoznaczania płci, na przykład poprzez neutralny znak x albo w ogóle usunięcie kategorii płci z oficjalnych dokumentów?
Tak. Wiele krajów daje trzecią opcję w oznaczeniu płci, szczególnie osobom interpłciowym. Całkowite usunięcie markera płci z dokumentów zapowiedziała już 5 lat temu Holandia – oznaczenie będzie wciąż istniało w paszportach, ze względu na międzynarodowe regulacje, ale w holenderskim paszporcie można mieć X zgodnie ze swoją tożsamością lub jej brakiem.
Myślę, że na podobne zmiany w Polsce jeszcze poczekamy. Na razie dyskusja o płci w przestrzeni publicznej przebiega na tak niskim poziomie, że jeszcze sporo pracy przed nami.
Odnoszę wrażenie, że przeciętny Polak wciąż nie wie, czym jest gender, a hasło „niebinarność” lub „transpłciowość” prowokuje ripostę „biologii nie oszukasz”. Ludzie wciąż myślą, że gdy w polityce ktoś mówi o płci, to mówi o biologii.
Prawica mówi jednak, że kategorie biologiczne są obiektywne, bo wolne od wpływów ideologicznych. Mówiąc dosadnie – jaki jest koń, każdy widzi.
Tyle że to nieprawda. Nauka nigdy nie była wolna od wpływów ideologicznych i od uprzedzeń. Wystarczy spojrzeć na stare, naukowe twierdzenia dotyczące osób czarnych, kobiet, osób homoseksualnych.
Kategorie biologiczne nie są obiektywne, bo są tworzone przez ludzi (głównie białych, heteroseksualnych mężczyzn). To, co i jak badamy, jak to opisujemy, i jak klasyfikujemy, wynika z czasów, w których żyjemy.
Prawicowi obrońcy „biologii” chyba nie odrobili tej lekcji. Wydaje się też, że mówiąc o „biologii”, bazują na wiedzy z siódmej klasy szkoły podstawowej. To trochę mało, żeby prowadzić dojrzałą dyskusję. W podstawówce uczymy się, że są dwie płcie i cztery grupy krwi. Ale w rzeczywistości płeć jest złożonym pojęciem, a grup krwi jest kilkaset. Wiedza w szkole podstawowej jest przedstawiana w formie okrojonej, dostosowanej do rozwoju dzieci.
To, że płeć – nawet pomijając na chwilę jej aspekt społeczny i polityczny, choć to o nim powinniśmy rozmawiać – nie daje się łatwo zamknąć w dwóch zbiorach, świetnie widać na przykładzie sportu. Przy każdych igrzyskach olimpijskich wraca przecież dyskusja co robić z osobami, które nie pasują do wymogów kategorii kobiet, a nie są też mężczyznami.
I za każdym razem rozpętuje się o to polityczna burza.
I co ciekawe, ta burza wcale nie prowadzi opinii publicznej do dość oczywistego wniosku, że dwie kategorie to za mało. Że nie pasujemy do dwóch szablonów. Że, jak to ładnie ujęła prof. Ziemińska w pracy wydanej przez PWN, dyskusja o kategoriach w sporcie ujawnia „schematyczność naszego systemu pojęciowego wobec różnorodności natury”.
Ale w całym tym pokrzykiwaniu prawicy o biologii jest jeszcze inny ważny aspekt: że dyskusja o płci, to przecież nie jest tak naprawdę rozmowa o gonadach i genitaliach. Tak samo, jak rozmawiając o kolorze skóry (i o rasizmie) nie rozprawiamy o melanocytach czy o tym, jak kolor skóry jest wytwarzany na płaszczyźnie natury.
Rasa i płeć to kategorie przede wszystkim polityczne. Nasze ciała zostały urasowione i upłciowione, po to, żeby ustawić je w relacji władzy. Żeby je kontrolować.
Kontrola nad seksualnością i płcią jest domeną rządów i religii. Jeśli wpisujemy komuś w dokumenty kolor skóry i tworzymy prawo, które mówi, czy czarna osoba może poślubić białą, to z całą pewnością nie chodzi o „obiektywną naukę” i o biologię.
Podobnie, jeśli wpisujemy w dokumenty płeć i tworzymy prawo, które mówi, czy kobieta może poślubić kobietę.
Płeć jest kategorią polityczną, bo ani Trump, ani Trzaskowski, ani żaden inny polityk nie mówi o macicy czy prostacie. Nie dajmy się nabrać, że to rozmowa o biologii. Nie, to jest dyskusja o polityce i o naszych prawach.
Co zatem z prawami osób niebinarnych?
Choć z raportów wynika, że osoby niebinarne są prawdopodobnie największą grupą wśród osób transpłciowych, to prawo w Polsce zupełnie nas nie zauważa.
Za chwilę, mam nadzieję, zaczną się w Polsce prace nad ustawą o uzgodnieniu płci, którą obiecuje ministra Kotula. Jeśli ta ustawa będzie pomijać osoby niebinarne i nie dawać nam prawa uzgodnienia płci zgodnie z tożsamością, to będzie ona kompletnie dyskryminująca.
Nie można mówić o transpłciowości, nie zauważając osób niebinarnych. Transpłciowość nie zamyka się w doświadczeniu „urodzenia się w złym ciele”. Nie polega na binarnym przechodzeniu z A do B. Jest znacznie bardziej wywrotowa. I niezależnie od tego, ile razy ktoś powie, że „są tylko dwie płcie”, transpłciowość wciąż będzie istnieć.
Próba uciszenia queerowych ludzi nie jest niczym nowym. Ale historia doskonale pokazuje, że queeru nie da się uciszyć.
W kampanii „Binarnie już było” oprócz Ane Piżl wzięli udział także dziennikarz OKO.press Anton Ambroziak, performerka i aktorka Filipka Rutkowska, aktor, tancerz i reżyser związanx z warszawskim teatrem Studio Rob Wasiewicz, drag performerka i artywistka Konfucjana, oraz Miko Czerwiński, czyli osoba kierująca zespołem kampanii w Amnesty International Polska. Spot zrealizował filmowiec i dokumentalista Wojciech Kaniewski, a zdjęcia na planie wykonała fotoreporterka Agata Kubis, która od 15 lat dokumentuje wydarzenia związane ze społecznością LGBTQ+.
Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.
Dziennikarz OKO.press. Absolwent politologii na UAM oraz prawa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Publikował m.in. w “Gazecie Wyborczej”.
Komentarze