Premier Donald Tusk nie wyrzucił ministerek bez teki z rządu, tylko zmienił im stanowiska. By spełnić obietnicę odchudzenia gabinetu. Ten ruch nie mówi jednak nic nowego o stosunku premiera do spraw społecznych. Tusk nie był i nie jest nimi zainteresowany
24 godziny po rekonstrukcji wiemy, że trzy ministerki bez teki zostają w rządzie, ale w innych funkcjach. Sprawy równości, społeczeństwa obywatelskiego i polityka senioralna pozostaną w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. A Katarzyna Kotula, Adriana Porowska i Marzena Okła-Drewnowicz będą tam sekretarzyniami stanu. Mówiąc dosadniej: nie odchodzą, a zmieniają stanowiska.
W wielu komentarzach po decyzji premiera Donalda Tuska o odchudzeniu gabinetu pojawiło się oburzenie, że oto sprawy społeczne są traktowane instrumentalnie. A degradacja dotychczasowych ministerek, czy usunięcie z funkcji ma świadczyć o tym, że rząd zmienia priorytety. Tyle że to nie jest prawdziwa opowieść, bo Donald Tusk spraw społecznych nie traktował i nie traktuje poważnie.
„Widzę to tak" to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Już samo podniesienie rangi tych trzech obszarów w rządzie powołanym po 15 października 2023 r. było zabiegiem PR-owym. Trzeba było symbolicznie spłacić dług wobec społeczeństwa obywatelskiego, które w bezprecedensowy sposób zmobilizowało się do pójścia do urn przeciw rządom PiS.
To rekordowa frekwencja, na którą pracowały organizacje społeczne i oddolnie także sami wyborcy, sprawiła, że rząd mogły stworzyć Koalicja Obywatelska, Polska 2050, PSL i Nowa Lewica, a nie PiS z Konfederacją.
To była też szansa, żeby odciąć się od praktyk poprzedniego rządu, który społeczeństwo obywatelskie traktował w najlepszym wypadku jako niewygodną przeszkodę dla realizacji własnych interesów politycznych, w najgorszym – wewnętrznego wroga.
W kategoriach marketingu politycznego był to udany manewr na początek kadencji. Tusk nie tylko wysłał sygnał do wyborców, że jest gotowy na dialog, inny sposób stanowienia prawa, troskę o grupy wrażliwe, ale zaspokoił ambicje koalicjantów, którzy chcieli objąć jak najwięcej resortów.
Nie ma co udawać, że gigantyczny rząd powstał w wyniku przemyślanej strategii – raczej koalicyjnych negocjacji, w których każde ugrupowanie walczyło o jak największe wpływy i widoczność.
Problem w tym, że za tymi nowymi funkcjami nie poszła polityka rządu.
Najlepiej pokazuje to historia ministerki równości Katarzyny Kotuli, od teraz – pełnomocniczki rządu ds. równego traktowania. Polityczce Nowej Lewicy nie można odmówić zaangażowania i ciężkiej pracy. Ale do wykonania miała dwa zadania, które zupełnie się nie udały.
Pierwszym była liberalizacja przepisów aborcyjnych. Drugim przygotowanie i przeprowadzenie przez Sejm ustawy o związkach partnerskich. Nawet utworzenie super resortu ds. równości by tu nie pomogło, bo do realizacji obu obietnic zabrakło przede wszystkim wsparcia politycznego. Mowa tu oczywiście o premierze, który jeśli tylko chce, lubi i potrafi zarządzać silną ręką.
Sceptycy mogą powiedzieć, że Katarzyna Kotula została wsadzona na minę. Wszak wiadomo było, że w koalicji, w której duże skrzydło stanowią konserwatyści, oba projekty są skazane na porażkę.
Przypomnijmy jednak, że ustawę o związkach partnerskich obiecał sam Donald Tusk. Kto lepiej pamięta dzieje tej ustawy, wie, że pierwszy raz jako priorytet swojego rządu na pierwsze miesiące kadencji, Tusk obiecał związki partnerskie w 2011 roku.
Zobowiązanie powtórzył 12 lat później, w zupełnie innym klimacie społecznym (poparcie dla związków partnerskich wśród wyborców rządzącej koalicji wynosi ok. 90 proc.) i tym razem osobiście powierzył realizację tego zadania polityczce Nowej Lewicy. O liberalizacji przepisów aborcyjnych Koalicja Obywatelska w kampanii wyborczej, licząc wówczas na głosy kobiet, mówiła non stop. Można więc było oczekiwać, że za nowym stanowiskiem pójdzie wsparcie z samej góry.
Tak się jednak nie stało, a oba zadania przepadły w atmosferze koalicyjnych konfliktów.
Jeden z projektów aborcyjnych trafił do Sejmu, ale nie udało się go przegłosować z winy m.in. PSLu. Rządowy projekt ustawy o związkach partnerskich powstał, ale na ostatnim etapie utknął w uzgodnieniach rządowych (a dokładnie w Stałym Komitecie Rady Ministrów).
Premier Donald Tusk dosyć szybko stracił zainteresowanie obiema inicjatywami, z jednej strony wymagając sprawczości, z drugiej rozkładając ręce i mówiąc, że skoro nie ma zgody w koalicji, to on nikogo do niczego – w kwestiach światopoglądowych – nie będzie przymuszać.
Gdy mowa o wprowadzeniu związków partnerskich, Tusk obserwował, jak tematem okładają się PSL z Nową Lewicą. I choć podczas rekonstrukcji mówił, że nie zniesie głupich politycznych konfliktów, to w tym przypadku z przyjemnością patrzył, jak oba ugrupowania prowadzą medialną wojnę.
Prawdopodobnie liczył na to, że obie partie skompromitują się w oczach własnych wyborców, co poprawi notowania Koalicji Obywatelskiej. Jednak brak sprawczości i słaba komunikacja, wpłynęły negatywnie na ocenę całego rządu i samego premiera.
Likwidacja funkcji specjalnych ministerek od spraw społecznych to nie jest kara. To zwykła polityczna kalkulacja. Tusk obiecał odchudzić rząd, ale nie mógł koalicjantom zabrać za dużo, żeby nie przeciągać kolejnej rundy negocjacji. A żeby obietnica zgadzała się na papierze, w pierwszej kolejności poświęcił więc ministerki bez teki.
W sumie liczba ministrów po rekonstrukcji zmniejszyła się o pięcioro, z czego trzy to właśnie Kotula, Porowska i Okła-Drewnowicz. Pewnie trudniej byłoby to zrobić, gdyby któraś z nich faktycznie mogła pochwalić się konkretnymi sukcesami.
Jak już pisaliśmy, Kotula nie dowiozła dwóch kluczowych zobowiązań. Porowska, która objęła funkcję po Agnieszce Buczyńskiej, była głównie zaangażowana w kampanię prezydencką Szymona Hołowni i nie miała żadnego przełożenia na podejście rządu do konsultacji społecznych. Raczej dbała o pozory, np. organizując wysłuchanie publiczne nowej strategii migracyjnej Polski, które rząd zignorował. Do działań faktycznie zrealizowanych można zaliczyć program „Moc małych społeczności”, na który poszło 70 mln zł:
Za to Marzena Okła-Drewnowicz miała wdrożyć bon senioralny, ale poza przygotowaniem ram prawnych sama niewiele mogła w tej sprawie zrobić bez wsparcia Ministerstwa Finansów.
Może więc degradacja i zlikwidowanie tych stanowisk wcale nie powinno nas rozczarowywać? To raczej urealnienie polityki, którą prowadzi rząd. Grupy przez lata pomijane w procesie decyzyjnym przyzwyczaiły się do polityki gestów, ale to nie jest przecież prawdziwa zmiana, tylko złudzenia.
Cieszyliśmy się, że mamy w Polsce pierwszą ministerkę równości i trochę bliżej nam do krajów Europy Zachodniej. Ale pod kątem prawodawstwa przyjaznego osobom LGBT+ wciąż bliżej nam do Białorusi niż do Niemiec i Francji.
Miło było ogłosić, że pierwszy raz mamy rządowy projekt ustawy o związkach partnerskich, ale pary jednopłciowe w Polsce nadal nie mają prawa legalizacji swoich związków (i to pomimo orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka).
Kibicowaliśmy osobom z sektora społecznego, które trafiły do administracji państwowej, ale oczekiwania, że uda im się wydeptać własne ścieżki w świecie pełnym partyjnych układów, były raczej naiwne.
Sprawy społeczne, szczególnie te dotyczące grup marginalizowanych, nie są dla tego rządu priorytetem. Zrozumienie tego pozwala inaczej rozmawiać z osobami, które ten rząd reprezentują. Musimy ograniczyć swoje oczekiwania i wymyślić inne strategie działania.
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Komentarze