„Powrót Donalda Tuska jest bardzo wymowny. Stanowi symptom odwrotu populistów. Wierzę, że przyspieszy ich klęskę” — mówił „Newsweekowi” w lipcu 2021 roku konserwatywny francuski politolog i komentator Guy Sorman.
Miał się rozczarować. Nie on jeden zresztą.
Niecały rok później „populiści” nie tylko trzymają się mocno — PiS nadal ma szanse na wygraną w kolejnych wyborach — ale także samego Tuska zaczęły spotykać zarzuty, że został populistą.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to nowy cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
O „wyścigu na populizm”, w którym lider PO ma uczestniczyć, komentatorzy zaczęli mówić w kwietniu 2022 roku, kiedy Tusk i PO zaproponowali m.in. 20 proc. podwyżkę wynagrodzeń w sferze budżetowej. (Użył tego zarzutu m.in. Piotr Kuczyński, znany analityk gospodarczy zatrudniony w firmie Xelion. To, kto oskarża o populizm, ma znaczenie. Jeszcze do tego wrócimy.)
„Tusk uległ pokusie populizmu. Politycy PO, nie idźcie tą drogą” — przestrzegał publicysta Witold Gadomski w „Gazecie Wyborczej”. Tusk obiecał także emisję obligacji antydrożyźnianych oraz zamrożenie rat kredytów hipotecznych na poziomie z grudnia 2021 roku. „Wrócił Tusk-populista. Takiego boi się PiS” — komentował lipcową konwencję PO w Radomiu Kamil Dziubka w Onet.pl. W tym akurat brzmiało coś z niechętnego podziwu. Podobne cytaty łatwo można mnożyć.
Co jednak naprawdę znaczą zarzuty, że polityk jest populistą — albo, jak w przypadku Tuska, niebezpiecznie skręca w stronę populizmu? Kto je formułuje i w jakich okolicznościach?
Uwielbiam populistów
Muszę wyznać: uwielbiam populistów. Są esencją i solą demokracji. Mogą doprowadzić ją do upadku, ale bez nich ona także umiera — tylko w mniej spektakularny sposób niż wówczas, kiedy oni stoją za jej upadkiem.
Jak to możliwe? Zanim wyjaśnię, dwie dygresje: najpierw analityczna, a potem historyczna. Proszę o cierpliwość, bez nich ten wywód nie ma sensu.
Jak pisze polski badacz populizmu prof. Ben Stanley (w bardzo poważnym naukowym periodyku „Journal of Political Ideologies”; wypada dodać, że obaj pracujemy na Uniwersytecie SWPS) populizm bywał opisywany — przez naukowców — w różnych znaczeniach: jako „patologia, styl uprawiania polityki i doktryna”. Populizm, twierdzi Stanley, to „rzadka” ideologia polityczna — a więc zawiera mniej treści niż tradycyjna lewica czy prawica. Można być populistą lewicowym lub prawicowym, ale trudniej jest być populistą w sensie czystym.
Stanley opisuje esencję populizmu wychodząc od prac dwojga bardzo wpływowych teoretyków — Ernesto Laclaua, piszącego o polityce antagonizmu, oraz Margaret Canovan zajmującej się ideą pojęcia „ludu” oraz „suwerenności” — tak, to jest ten „suweren”, o którym lubi mówić Kaczyński. Kryją się za tym dwie ważne obserwacje (albo, jak kto woli, przekonania) o naturze polityki.
Pierwsze: że polityka jest przede wszystkim nigdy nie kończącą walką o podział społecznych zasobów — pieniędzy, ale nie tylko, np. dostępu do usług publicznych czy prestiżu.
W normalnej sytuacji elity — ludzie bogaci, zamożni i wpływowi — mają skłonność do monopolizowania dostępu do tych zasobów. Wykorzystują własną pozycję i zabezpieczają je dla siebie oraz swoich dzieci. To naturalne: dbają o własny interes. Ponieważ jednak suma zasobów jest skończona, kiedy elity biorą więcej dla siebie, zostaje mniej dla całej reszty wspólnoty. (Kiedy mamy wzrost gospodarczy, bogactwo społeczne rośnie — ale, jak pokazuje historia narastających nierówności na Zachodzie, jeszcze szybciej rosną apetyty elity, która zbiera dla siebie coraz większy kawałek rosnącego tortu).
Ta sytuacja wytwarza poczucie niesprawiedliwości i deprywacji, stwarzając zarazem idealną przestrzeń do działania dla populisty.
Odwołuje się on — albo ona — do emocji i frustracji tych, którzy mają mniej. Przekonuje ich: „zagłosujcie na mnie, a odbiorę elitom część zasobów i zwrócę je wam, ponieważ wam się sprawiedliwie należą”.
Szczerość tej obietnicy nie ma przy tym żadnego znaczenia. Populista sam może w nią nie wierzyć. Ważne jest, że została w przestrzeni publicznej złożona.
Czym jest „suweren”?
Druga ważna idea dotyczy suwerenności ludu. Walka o podział zasobów jest wojną, brutalną i bezwzględną, chociaż prowadzoną — przynajmniej w ramach demokracji — bez rozlewu krwi i według wyborczych reguł. W czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej jakobini gilotynowali arystokratów (a przy okazji także swoich politycznych przeciwników). Dziś można wygrać w wyborach i podnieść podatki. Polityka, przynajmniej na Zachodzie, stała się znacznie mniej brutalna niż kiedyś — i bardzo dobrze.
Do czego przydaje się populiście idea suwerenności ludu? Do złamania reguł, które dają władzę elitom i zapewniają im pozycję dziedziczoną przez pokolenia. Populista uważa, że elity — po to, aby zabierać sobie jak najwięcej społecznych zasobów — ustawiają społeczne reguły gry we własnym interesie. Jak to działa w praktyce? Kiedy populista np. chce podnieść znacząco podatki, natychmiast natyka się na barierę w postaci sądów, trybunałów konstytucyjnych, mediów, tłumu ekspertów i ekspertek, którzy jednogłośnie twierdzą, że żadna zmiana nie jest możliwa, a jeśli możliwa, to nielegalna. Zdaniem populisty rola tych wszystkich instytucji, takich jak media, uniwersytety czy sądy polega na jednym — utrwalają władzę dominującej grupy.
Dlatego populista twierdzi, że cała władza pochodzi od ludu — tego ludu, który na niego głosuje czy popiera w inny sposób — i w związku z tym nie powinna mieć żadnych ograniczeń.
Sądy więc nie mogą przeciwstawić się woli suwerena. To lud tworzy wspólnotę, ma więc absolutną władzę, a tę władzę wyraża właśnie populistyczny polityk (rekonstruujemy tutaj punkt widzenia).
Uważny czytelnik — i czytelniczka — dostrzeże w tym główne idee polityczne Jarosława Kaczyńskiego. To on narzekał na „imposybilizm”, który nie pozwala mu zmienić Polski; pomstował na rzekomo złodziejskie elity; niszczył konstytucję i wymiar sprawiedliwości, wreszcie — uważa że wola „suwerena” jest ważniejsza niż Konstytucja RP.
Dlaczego nie głosuję na PiS?
„Dlaczego więc nie głosujesz na Kaczyńskiego, skoro tak ci się populizm podoba?” — ktoś może zapytać.
Nie tylko na niego nie głosuję, ale go zwalczam, na miarę możliwości publicysty. Napisałem pewnie kilka tysięcy artykułów o rządach PiS, zaczynając jeszcze w „Gazecie Wyborczej” za jego pierwszego podejścia do władzy (2005-2007), dziś wydającego się niegroźnym przerywnikiem w dobrych czasach demokracji.
Nadal jednak uważam, że populiści są potrzebni. Ich popularność jest bowiem miarą choroby demokracji. Im bardziej jest dysfunkcjonalna — im bardziej nie spełnia potrzeb większości — tym większa jest siła populistów.
Odgrywają w niej kluczową rolę: sygnalizują chorobę. Są symptomem, a nie przyczyną.
Byli też w demokracji od jej początków. Jednym z pierwszych znanych nam populistów był Ateńczyk Kleon (zm. 422 p.n.e.), demagog, syn bogatego garbarza, bezwzględny cynik pozbawiony skrupułów. Zwalczał wielkiego wodza Peryklesa, źle o nim pisał wielki historyk Tukidydes, fatalnie portretował go w swoich komediach Arystofanes. Chociaż sam Kleon był z pochodzenia arystokratą, nienawidził elit — z wzajemnością. Reprezentował interesy kupców i uboższych obywateli, którzy go popierali. Był agresywnym i brutalnym mówcą, popularnym mimo złej wymowy, który zyskał poklask dzięki takim gestom, jak zwiększenie (wypłacanej z publicznego skarbca) obywatelom stawki za pełnienie obowiązków sędziów. Prześladował przeciwników za pomocą fałszywych oskarżeń, prawdopodobnie korzystając z siatki informatorów słuchających, co mówią o nim obywatele.
Brzmi znajomo?
Kleon nienawidził arystokracji i nienawidził Spartan, z którymi wówczas Ateny prowadziły wojnę — skutecznie zapobiegł zawarciu pokoju, który mógł uratować Ateny przed klęską.
W komedii Arystofanesa „Jeźdźcy” Kleon występuje jako tyran Paflagon, prymitywny, głupi i skorumpowany. Podobno jego rolę musiał zagrać sam autor, bowiem zawodowi aktorzy się bali.
„Nie, nic nie skryje się przed Paflagonem. On wszystko widzi. Jedną nogę trzyma w Pylosie, drugą ma na Zgromadzeniu. Tak się szeroko rozkraczył, że tyłek trzyma nad samą Rozdziawą, a ręce w Łapówkowicach ma, myśl w Złodziejowie”
— tak przedstawia Paflagona-Kleona jeden z bohaterów komedii (przeł. Janina Ławińska-Tyszkowska).
Populiści kosztują — ale to rachunek za błędy poprzedników
Kleon skończył marnie, a jego rządy o mało nie doprowadziły Aten do upadku. Jako wódz się nie sprawdził: zginął w spektakularnie przegranej bitwie ze Spartanami. Szczęśliwie dla Aten, w tej samej bitwie zginął genialny spartański generał Brazydas — co pozwoliło zawrzeć (na pewien czas) rozejm.
Zarówno droga do władzy, sposób sprawowania rządów, jak i nieudany finał mogą kogoś polskiemu czytelnikowi przypominać. Lekcja z tych rządów jest jednak ważniejsza: przestrzeń dla populisty pojawia się — i pojawiała się już 2,5 tys. lat temu — wówczas, kiedy demokracja była chora, a wielu obywateli, tych biedniejszych i mających mniej prestiżowe zawody, czuło, że państwo nie jest ich i nie działa dla nich.
Populista pokazuje więc, że demokracja nie funkcjonuje tak, jak chcą tego obywatele. Im więcej niezadowolonych, tym jego sukces na wygraną jest większy.
A cena, jaką wszyscy płacą za rządy populisty? Jego niekompetencję, korupcję, skłonność do przemocy?
Trzeba o niej myśleć jako o rachunku wystawionym za zaniedbania poprzedników. Rachunki, jak wszyscy wiemy, płaci się często z pewnym opóźnieniem, w dodatku rozłożone na raty. Złodziejstwo rządów PiS, ich spektakularna nieudolność, inflacja, rozkład państwa — to wszystko rachunek.
PiS to rachunek za dekady choroby
III RP dojrzała oczywiście do populistycznych rządów. Znaków ostrzegawczych było wcześniej wiele: rosnące nierówności społeczne, frustracja młodych zatkanymi kanałami awansu społecznego i frustracja starych z powodu zmian społecznych — takich jak pojawienie się osób LGBT+ w sferze publicznej — których nie rozumieli i których poprzednia władza nie próbowała nawet im wytłumaczyć. Mieliśmy w Polsce zawsze niski poziom zaufania do instytucji, w tym do sądownictwa i do rządu. PiS oczywiście nie przyszedł na gotowe, ale przyszedł na dobrze przygotowany grunt. W OKO.press codziennie piszemy o korupcji, niekompetencji i nadużyciach władzy. Warto jednak pamiętać, że wcześniej też nie było zbyt różowo.
Teraz wszyscy płacimy rachunek — i czas spłaty jeszcze się nie skończył.
Populista, dodajmy, przy całej swojej destrukcyjnej sile ma pewien wdzięk. (Tak, nawet Jarosław Kaczyński.) Sama jego obecność przypomina, że wszyscy powinniśmy być równi jako obywatele i że wspólnota ma obowiązek troszczyć się także o słabszych i mniej zamożnych. Populista kpi z profesorów, sędziów i dziennikarzy: nie ma dla niego świętych krów. Można uważać, że to niszczenie autorytetów. Ja uważam, że to — bolesne dla wielu — przypomnienie o tym, że w ostatecznym rachunku wszyscy jesteśmy równymi obywatelami. W tym sensie, jak pisałem na początku, populista jest niezbędnym elementem demokracji — staje się chorobą, kiedy zyska władzę.
„Dlaczego jednak mam płacić rachunek za Kaczyńskiego?” — zapytacie. „Przecież na niego nie głosowałem”.
No cóż, to kolejna lekcja: wszyscy w Polsce jesteśmy częścią tej samej wspólnoty, czy tego chcemy, czy nie. Ja też na niego nie głosowałem i też płacę — ale się na to nie obrażam.
Tusk-populista
Wróćmy na koniec do Tuska. Wszystko wskazuje na to, że okazał się inteligentniejszy od wielu swoich zwolenników.
Na konwencję PO zaprasza zwykłych ludzi, którzy mówią o swoich krzywdach. Próbuje być głosem ludu wbrew elitom: w Radomiu mówił „rozliczymy tę władzę”. Obiecuje „wyprowadzić” z NBP prezesa Adama Glapińskiego i mówi, że jest „nielegalny” — wbrew wątpliwościom prawników.
Mówił z patosem (3 lipca 2022): „Idziemy po zwycięstwo, bo się was nie boimy. Idziemy po zwycięstwo, bo nie jesteśmy bezradni! Bo się nie przyzwyczailiśmy do zła, które tutaj uczyniliście”.
Tusk prowadzi więc moralną krucjatę przeciwko złej i skorumpowanej władzy; przedstawia się jako rzecznik interesów zwykłych ludzi; nie podaje szczegółowych rozwiązań (np. w sprawie wyprowadzenia Glapińskiego z NBP, ale też w wielu innych kwestiach).
„W potocznym rozumieniu, populizm to sprzeciw wobec elit. To poważne uproszczenie. Przecież uważne przyglądanie się poczynaniom elit może wynikać z jakże słusznego obywatelskiego zaangażowania” — mówił w wykładzie dla OKO.press w lipcu 2020 roku politolog Jan-Werner Müller z Uniwersytetu w Princeton. Dodawał jednak: „Populiści twierdzą, że wszyscy inni pretendenci do władzy nie mają do niej z zasady prawa. Nie chodzi o różnice programowe czy nawet aksjologiczne – inni politycy są po prostu źli”.
To jest Tusk dzisiaj. Wreszcie.
„Co zrobić, żeby złotówka nie spadła – trzeba zmienić ten rząd” — mówił 7 lipca 2022 roku w Kołobrzegu, obiecując ulżyć po dojściu do władzy Polakom i Polkom mającym kredyty i zmagającym się z inflacją. Szczegóły? Nie ma.
„Czterodniowy tydzień pracy? To będzie moja propozycja, kiedy wygramy wybory” — dodawał 9 lipca.
„Populizm!” — zakrzyknie ktoś (np. Witold Gadomski z „Wyborczej”).
Odpowiem: nie, to demokracja w działaniu. Polityk musi słuchać. Jak przestaje, traci władzę albo nie może jej odzyskać.
Oczywiście słuchanie utrudniają zawsze głosy elity, która potrafi bardzo donośnie mówić o swoich interesach. W przypadku Tuska zarzut populizmu pojawił się wówczas, kiedy zaczął myśleć o tym, jak poprawić sytuację ekonomiczną przeciętnego wyborcy — pracowniczki strefy budżetowej czy przedstawiciela klasy średniej zagrzebanego w hipotekę.
To nie przypadek, że to oskarżenie pojawiło się właśnie w tym momencie: kiedy pomysły Tuska naruszyły interesy sektora finansowego. Złym „populizmem” staje się z automatu wszystko, co obniża jego zyski. Z perspektywy pracowników sektora — w tym wypowiadających się w mediach ekspertów, często zresztą utrzymujących się z pracy w bankach czy innych firmach zajmujących się finansami — pewnie tak jest. Ale nie jest to jedyna perspektywa: interes banków jest interesem prywatnym, a nie ogólnym. Zasługuje na uwzględnienie w politycznych kalkulacjach, ale nie jest święty.
Tusk więc został populistą. I bardzo dobrze. Może dzięki temu wygra.
>>Populista uważa, że elity — po to, aby zabierać sobie jak najwięcej społecznych zasobów — ustawiają społeczne reguły gry we własnym interesie.
Interesujące, zwłaszcza, że ten sam argument podnosi krytyczna teoria rasy. Osobiście uważam, że w obserwacji, iż "grupa trzymająca władzę" świadomie lub nie, promuje prawa jej udział we władzy utrwalające nie ma nic dziwnego czy populistycznego. Czasem jest to świadome i cyniczne, czasem świadome i wynikające z aroganckiego przekonania o własnej racji, a czasem nieświadome i wynikające z niemożności postrzegania świata poza własną banieczką/plemieniem.
Wraca POPiS. No, tego właśnie najbardziej potrzebujemy w tych czasach.
Po kazdym artykule Adama Leszczynskiegoo zachodze w glowe jaki cudem zrobil magisterke nie mowiac juz o habilitacji.
Donek panie adamie zostal nazistowskim lub bolszewickim do wyboru populista bo taka strategie wyborcza obrala PO. Dlaczego? To proste bo zobaczyli ze w normalnej wlace polityczne tzn. na programy i pomysly jak rozwiazac problemy nie maja szans bo tych pomymyslow po prostu nie maja. Ich "stratedzy" stwierdzili bierzemy metody bolszewicko-nazistowskie i idziemy do walki. Tylko ze ci "stratedzy" zapomnieli ze mamy 21 wiek i wszystkie klamstwa ktore wali donek codziennie dadza sie bardzo szybko zweryfikowac. Ok "stratedzy" mowi ze to nie wazne bo wazny jest przekaz ale to trafj tylko to pewnej grupy ludzi i im wiecej bedzie tych klamstw tym ta grupa bedzie coraz mniejsza. Nawet oko stwierdzilo ze klamstwo o usunieciu prezesa NBP to troche za duzo.
Ok jest jakie 10% dla ktorych jedyna hasla donak wystarczaja- jeb… ZP i teraz k… my. Ale tych desperatow nie wystarczy.
A ta "konwecja zwyklych" ludzi to sam pan wie ze byl to dowcip- nauczycielka zarabiajaca fortune, fukcjonariusze partyjni podjacy sie za zwyklych obywateli, czlonkowie parti zwiezieni z calej Polski.
Donkowi brakuje jednego – inteligencji i zmyslu przewidywnia. Jest cynicznym karirowiczem nikim innym ale nie inteligentnym. Ale co go zniszczy to zazdrosc o skukcesy kaczora i to ze kaczor go olewa cienkim moczem i jedna dykteryjka rozklada jego hejt na lopatki.
Co co moze sie stac to ze jego bojowki cos jak SA rzeczwyscie kogos zaatakuja. Ale on to tez ma w planie- bedzie krzyczal ze lud przemowil ale ze on do czegos takiego nie namawial i generlanie to jest zle ale dobre. Cos tak jak Trump w 2021 roku kiedy przemawial i nawolywa do pojscia na Kapitol. Tylko ze to nie te czasy i nie ten kraj. Takie rzeczy jesli sie wydaza beda kamieniem do szyji dla POslusznychputinowi. Poza tym poziom hejtu i nienawisci jaki donek zaserwowal tydzien temu nie da sie dlugo utrzymywac na tym samym poziomie.
ziobrowska aparatczyna ropczyński przemówiła, jak zawsze bez ładu i składu, pokazując słomę wystającą na kilometr z butów, używając języka swojej młodości i nadal nie obawiając się konsekwencji oczerniania, kłamania, przeinaczania i szczucia. Naprawdę myślisz, że zero cię uchroni przed sprawiedliwością?
Czesc ruski trollu. To twoje ostatnie jeki. POsluszniputinowi albo inacze polityczne szambo wraz z glownym szambonurkiem donkiem juz nie dlugo znikna. Tak jak ty.
Skoro populizm jest symptomem choroby demokracji, i "populista ….. staje się chorobą, kiedy zyska władzę ", i juz obydwu najważniejszych polityków w tym kraju właśnie się nimi stało , to z czego autor się cieszy ? Z zamiany siekierki na kijek ? Żaden z nich nie spełni(ł) tego co obiecuje , bo populistę poznać po tym ,że jego rozwiązania problemu z pewnością go nie rowiążą a tylko przekerują uwagę. Vide na uchodzców postawmy mur, a na ceny benzyny każemy prywatnej spółce akcyjnej obniżyć marże.
I chyba jednak Tusk nie \" okazał się inteligentniejszy od wielu swoich zwolenników\", bo nie ma tu raczej nikogo kto by sądził, że wyprowadzenie Glapińskiego obniżyłoby inflację choćby o miliprocent.
P.S. Panie historyk , jak mogło zabraknąć w tym artykule stronnictwa Popularów, od którego to zjawisko ma nazwę ? Dzięki za Kleona btw.
Polska polityka osiągnęła dno. Czy dziś weźmiemy Tuska czy Morawieckiego, to co oni gadają do kamery, tego sie nie da słuchać. Wiemy że ich wiarygodność jest zerowa, a moralność sięgnęła dna. Wszystko są w stanie powiedzieć byle wygrać wybory, podpisali pakt z diabłem.
Pan profesor Leszczyński w swoim lewicowym rozumowaniu popełnia fundamentalny błąd. Wierzy w obietnice składane przez Tuska. Tymczasem szefowi PO chodzi o wygranie wyborów, a nie lewicowy zwrot w polityce społeczno-gospodarczej. Po wyborach okaże się, że stan państwa po ośmiu latach rządów PiS jest tak zły, że niestety obietnic nie można zrealizować. Oczywiście, o ile opozycja w ogóle wygra wybory. Różnica między Kaczyńskim a Tuskiem polega bowiem na tym, że ten pierwszy swoje obietnice w zdecydowanej większości realizuje. Dzięki temu zyskał wiarygodność, której Tusk nie posiada. A ponieważ szanse wiarygodnego populisty na zwycięstwo są znacznie większe niż populisty niewiarygodnego, to prawdopodobnie on będzie zwycięzcą przyszłorocznych wyborów. O ile gospodarka do tego czasu przetrwa, ponieważ rządy wiarygodnych populistów prowadzą prędzej czy później do ekonomicznej katastrofy. A na niej najgorzej wychodzą najbiedniejsi, o na których Panu Profesorowi tak zależy.
Co w "większości "zrealizował Kaczyński ? 500 + to większość no to bardzo dużo ?
Janusz Polski "500 + to większość no to bardzo dużo ?"
Dla biednych to jest bardzo dużo. Liberałowie nie potrafią tego zrozumieć bo 500 złotych dla nich to są drobne, zaś biedni się nie liczą.
Ta zmiana retoryki i uderzenie w tony populistyczne nie jest moim zdaniem przypadkowa. Zarówno pan prezes jak i Tusk doskonale rozumieją mentalność Polaków albo znacznej, decydującej o wyniku wyborów części. Braki w edukacji obywatelskiej, ekonomicznej sprawiają, że proste hasła w tym te mówiące o prostym transferze środków do wyborców są najbardziej nośne. Tę strategię polityczną jasno wyłożył w nagranych spotkaniach w restauracji „U Sowy” nie kto inny jak Mateusz Morawiecki, a twórczo wdraża ją od 2015 roku pan prezes. Pan Morawiecki tak mniej więcej ją określił: w kampanii wyborczej obiecać ludowi co tylko sobie lud życzy. To powinno zaowocować wygraną. Po wyborach rozpocząć chłodzenie oczekiwań i obietnic z kampanii tak ażeby w końcowym rezultacie lud zap..lał za miskę ryżu. W podobnym tonie przyszłe wybory opisał ostatnio opisał pan Andrzej Gajcy cyt. „Choć do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych zostało grubo ponad 12 miesięcy, to już trwa w najlepsze nieformalna kampania wyborcza, która może okazać się najbrutalniejsza w całej historii po 1989 r. To będzie starcie dwóch populizmów i dwóch liderów, którzy – by być u władzy – będą w stanie obiecać w zasadzie wszystko, zaklinając przy tym rzeczywistość. A wyborcy odegrają na końcu swoją rolę, głosując na te same od lat nazwiska i partie, łudząc się uczestnictwem w demokratycznym akcie wyborczym, który może coś diametralnie zmienić.” https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/ruszyl-wyscig-wyborczy-populizm-pis-kontra-populizm-po-analiza/s9dl2ys,79cfc278 cdn
cd. Czyli kolejny raz politycy zrobią z wyborców pożytecznych idiotów. Z Obywateli, którzy rzekomo zgodnie z Konstytucją art 4 są władzą zwierzchnią. Dlaczego tak się dzieje? Moim zdaniem dlatego, że mamy wadliwy wprowadzony Konstytucją model demokracji. Model, w którym obywatele zapisani w art 4 jako władza zwierzchnia nie mają nic do gadania, a karty rozdaje bezkarna i pozbawiona elementarnej odpowiedzialności kasta polityków skupiona na dojeniu kasy publicznej. Jeśli tego nie zmienimy i nie damy obywatelom realnych narzędzi kontroli polityków oraz pociągania ich do odpowiedzialności karnej za podejmowane decyzje nic się w naszym kraju nie zmieni. Żadna opcja / partia polityczna obietnic w tym zakresie niestety nie składa i to winno nas niepokoić. Jacek Pałkiewicz tak ostatnio w wywiadzie naszą sytuację opisał. Cyt. „Żyjemy w kraju, gdzie politykowi nie można ufać nawet wtedy, kiedy odpowiada na pytanie o godzinę. Rządzący ze swoją polityką peryferyjności, zerwali mosty z Europą Zachodnią i skupili się na "wojnie polsko-polskiej". Na chorobę nienawiści, która zatruwa nasz naród, trudno jest znaleźć gotową receptę. To społeczeństwo, nie patrząc na rynsztokową politykę, powinno przestać skakać sobie do oczu i zacząć myśleć o wspólnym dobrze, wznieść się ponad absurdalne podziały i zakończyć wyniszczający konflikt. Historia niejednokrotne pokazała, że w trudnych okresach stać nas było na narodowy heroizm”. cdn
cd. Mam przekonanie, że i tym razem sprawdzą się słowa Andrzeja Gajcy dotyczące nie tylko najbliższych, ale kolejnych wyborów także cyt. "Na końcu swoją rolę odegrają także wyborcy, którzy jak co cztery lata pójdą do urn, by wybrać "mniejsze zło" i zagłosować na te same partie i na tych samych polityków co zwykle. Udając przy tym, że przecież żyjemy w kraju demokratycznym, gdzie władzę sprawują obywatele. Choć w rzeczywistości ostateczne rozstrzygnięcia podejmowane są wciąż przez te same partie, które już dawno uczyniły z Polski pseudodemokrację."
Zaglosuja na wiarygodnyvh populistow czyli kczoora a bajkopisarzy i klamcow czyli POslusznychputinowi spuszcza z woda klozetowa.
''Populista kpi z profesorów, sędziów i dziennikarzy: nie ma dla niego świętych krów.''
Cóż, dla naszych populistów jest jedna święta krowa: ksiądz -.^
Podoba mi się Pana spojrzenie na sytuację. Chciałbym, żeby miał Pan rację. Nie neguję tego, sam się nie znam na polityce. Mam po prostu dość aktualnej władzy, jak chyba wszyscy tutaj.
"Cóż, dla naszych populistów jest jedna święta krowa: ksiądz"
Ksiądz widzi w biednym bliźniego. Albo przynajmniej w słowach uznaje jego człowieczeństwo.
O ! Wszyscy oni paśli kościelną krowę świętą i w zamian za poparcie licytowali kto da tej krowie więcej. Ko mpromisy aborcyjne działki żywa gotówka …. A apetytbrosnie w miarę jedzenia teraz Tusk lewicuje nam ziemią bo słupki pokazują ze poparcie kościoła może mieć mniejsze znaczenie w nastepnych wyborach
"Ta sytuacja wytwarza poczucie niesprawiedliwości i deprywacji,"
To poczucie jest trafne, bo niesprawiedliwość i deprywacja jest skutkiem neoliberalizmu.
Czy Franklin Delano Roosevelt ze swoim New Dealem i redystrybucja bogactwa był populistą? Bogaci go nienawidzili chociaż on ich uratował przed rewolucją.
po pierwsze:
Pan Adam Leszczynski nie jest profesorem w oczywistym tego slowa znaczeniu (jest taka mania teraz w pl –> profesorow, jak ziemniakow :).
Po drugie:
co oczywiscie nie znaczy, że lekko przewrotny txt nie jest wartosciowy. Jest i to bardzo. Po prostu cos sie w pl stało i to trzeba zrecznie zauwazyc.
Problem z D. Tuskiem nie polega na tym, że zdryfowal w strone "populizmu", ale na tym, ze widac, że to nie jego skóra. Przejał język pis-u i wygląda z nim cudacznie. O ile Kaczynski nie sprawia wrażenia, że podlizuje się (jednak nie…), po prostu gra swoje, o tyle Tusk bardzo takie wrazenie sprawia. Po raz drugi "po prostu": jesli pis przekroczył Rubikon i pokazal, ze wyborcy cos materialnego wreszcie mogą dostac od wybranej władzy (a nie ciągłe i nieznosne zawodzenia miernych ministrow finansow "nie ma pieniedzy, nie ma pieniedzy, na to w tym budzecie nie ma pieniedzy"), to nikomu, doslownie nikomu, kto chce zdobyc władze, w nizszej lidze grac nie wypada, bo juz na starcie ma wybory przegrane. Wiec Tusk i jego towarzysze to wreszcie zrozumieli –> pora wyjsc z paleoliberalizmu i zaczac rozmawiac z ludzmi, a nie ze stowarzyszeniami pracodawcow/przedsiebiorcow/biznesu.
Inną sprawą jest: czy ta "zagadkowa" wiarygodnosc Tuska zostanie kupiona…
imo – sa szanse, ale nikłe bardzo i wszystko zależy od tego co z ukrainą, co dotacjami kpo, co z ewentualnymi – tuż przed wyborami – kolejnymi transferami finansowymi w strone spoleczną.
Dziękuję za artykuł. Temat mnie zainspirował, więc sięgnęłam do źródeł, a jako że czytam sobie pomału i głośno to zainteresowani może mnie usłyszą:
W latach 70. amerykańscy neokonserwatyści nazywali ruchy ekologiczne, kobiece i pokojowe w USA populistycznymi, by oczernić je jako antymodernistyczne, irracjonalne i regresywne ("powrót do epoki kamienia łupanego" itp.). Z kolei neomarksiści nazywali politykę Margaret Thatcher populizmem. Tej brytyjskiej premier udało się przedstawić rządzący wcześniej rząd laburzystów jako "blok władzy" i zastąpić go żądaniami "większej inicjatywy osobistej i wolności" wobec "tych tam na górze", choć jej polityka cięć socjalnych zaszkodziła niektórym z jej wyborców.
We Francji mianem Poujadist określa się również prądy populistyczne, takie jak ruch strajków podatkowych drobnych kupców i rzemieślników kierowany przez Pierre'a Poujade'a (1920-2003) w latach 50. XX wieku. Według Pierre'a Bourdieu populizm jest "zawsze tylko etnocentryzmem z odwróconymi znakami", polegającym na tym, że członkowie elit, wbrew swojemu głównemu nurtowi i "z pobudek populistycznych (…) przypisują ludowi quasi-nieodłączną wiedzę o polityce" i w ten sposób prozelityzują niższe warstwy społeczeństwa (Pierre Bourdieu, "Drobne różnice. Krytyka władzy sądów społecznych").
II. Ameryka Łacińska uważana jest za centrum populistycznej polityki. Dla niektórych obserwatorów stanowił on najważniejszą siłę polityczną XX wieku w tym kraju, ponieważ doprowadził do podporządkowania szerokich grup ludności politycznej figurze przywódcy. Tam populistyczne reżimy dochodziły do władzy przez długie okresy czasu (Toni Keppeler, "Tylko populizm? Kultura polityczna w Ameryce Łacińskiej i dziedzictwo lewicowych ikon") (…).
Za przyczyny sprzyjające populizmowi uznaje się zarówno skutki przyspieszonych zmian społeczno-gospodarczych, jak i wpływy kulturowe oraz obawy przed zagrożeniem, a także problemy z identyfikacją z polityczną strukturą instytucjonalną. Czynniki leżące u podstaw i przejawy wpływają na siebie i tworzą związek przyczynowy. Socjolog Cornelia Koppetsch uważa, że do powstania znaczących populistycznych ruchów protestu niezbędne są trzy czynniki:
1.strukturalne odtajnienie znacznej części populacji, 2. kryzys legitymizacji istniejącego porządku, 3. strukturalnie zagrażające zdarzenia kryzysowe ("Społeczeństwo gniewu. Prawicowy populizm w epoce globalnej").
III. Przyczyny. Do przyczyn zwiększonego występowania populizmu zalicza się zbyt duży dystans i rozróżnienie między interesami i językiem ludności z jednej strony, a rządzącymi lub establishmentem z drugiej. Prowadzi to do braku bezpośredniej lub reprezentatywnej demokratycznej reprezentacji oraz do braku bliskości z ludem (Jan-Werner Müller "Cień reprezentacji: powstanie populizmu"). Za przyczynę jego sukcesu uważa się również populizm.
Politolodzy widzą inną przyczynę sukcesu populistów w niezadowoleniu wyborców z demokracji konsensualnej (…) Rzeczywiste i postrzegane przyczyny oraz formy ekspresji populizmu niekiedy przenikają się, na przykład poprzez strach przed upadkiem państwa i bezrobociem, malejące bezpieczeństwo socjalne i strach przed upadkiem społecznym, spadający lub zagrożony dobrobyt, strach przed przestępczością, malejące znaczenie partii ludowych, warunki postrzegane jako oligarchiczne, odrzucenie zmian w wartościach i kulturze lub odrzucenie "głównego nurtu", odrzucenie islamizacji regionów nieislamskich, kontrast między obszarami wiejskimi i miejskimi, krytykę mediów, kapitalizmu i globalizacji, malejącą wolność słowa i "głównego nurtu", malejąca wolność poglądów i utrata suwerenności, rosnący centralizm, wiara w państwo i biurokratyzacja. Lęk przed utratą suwerenności jest szczególnie rozpowszechniony w UE, gdzie zrzeczenie się suwerenności państwowej idzie dalej niż w pozostałych częściach świata, ponieważ zainteresowane państwa, oprócz utraty kompetencji wymuszonej przez globalizację, dobrowolnie scedowały kolejne kompetencje, np. w zakresie bezpieczeństwa granic, na ponadnarodowy szczebel UE ("Populizm: przejawy, tło i konsekwencje zjawiska politycznego" ,2009).
IV. W rozprzestrzenianiu się retoryki i polityki populistycznej często rolę odgrywają również aspekty emocjonalne, takie jak uprzedzenia, stereotypy, alienacja i lęki przed obcokrajowcami, przeciążenie ludzkie, pragnienie społecznego wyhamowania czy poczucie bycia przegranym w modernizacji (Frank Decker: "Populizm: zagrożenie dla demokracji czy pożyteczna korekta?")
Cornelia Koppetsch dostrzega, że deklasowani przez środowiska zstępujące postrzegają swoje zejście jako proces oderwania się od cywilizowanego kodu postępowania, jako społeczne oderwanie się i desocjalizację. Wraz z dewaluacją kompetencji lub obowiązujących wcześniej standardów wartości i zachowań, obniża się poziom kontroli afektu i dyscyplinowania. Poczucie bycia biernym obiektem na łasce nieznanych sił oznacza alienację. Koppetsch uważa, że podobny rozwój wypadków miał miejsce już wcześniej i dlatego cytuje Norberta Eliasa, że grupy dotknięte odtajnieniem czują się "upokorzone w swojej wartości", a utrata władzy wyzwala ich "zaciekły opór, pragnienie przywrócenia starego porządku, który często nie jest już zgodny z rzeczywistością."
V. 2
Argumentowanie. Preferowane są te kwestie, które wzbudzają silne emocje wśród wielu obywateli i wymykają się tradycyjnej klasyfikacji prawica-lewica, o ile dotyczą kwestii narodowych lub globalnych (np. imigracja). Populizm argumentuje w sposób (pozornie) niespecyficzny klasowo i twierdzi, że w ten sposób tworzy przesłanki do powstania wspólnej tożsamości i reprezentuje ogół. Karin Priester wymienia jako podstawowe elementy populistycznych struktur myślowych i argumentacyjnych: 1. zestawienie "zwykłych ludzi" i elit, 2. odwołanie się do niezakłóconej jeszcze przez elity zdolności osądu ludu lub do zdrowego rozsądku, 3. spiskowo -teoretyczna denuncjacja machinacji elit, 4. moralizacja dyskursu (prawda a nieprawda; moralny brak kręgosłupa u elit), 5. przywołanie kryzysu i upadku, 6. legitymizacja "pospólstwa" jako "głosu Boga" (władzy wyższej).
W związku z tym typowy jest dychotomiczny światopogląd, który "czerpie swoją legitymację nie z postulatów politycznych, ale z uprzedniej, wyższej moralności".
VI. Politolog Harald Schmidt podobnie definiuje to pojęcie. W centrum zainteresowania agitacji znajduje się "lud", który w założeniu posiada zarówno dojrzałość polityczną, jak i jednolite interesy, co stawia go w opozycji do paternalistycznych i egoistycznych interesów "elit". W światopoglądzie populistycznym "dobry obywatel" jako godny zaufania typ idealny reprezentuje szeroką większość społeczeństwa, jego interes interesem jest interes ludu, a ostatecznie ogólna wola ludu. Tworzy się fikcyjną homogeniczną wspólnotę narodową o jednolitej, ale niejasno określonej woli, której przeciwstawiają się różni oponenci. Są to zarówno elity rządzące, jak i "te części społeczeństwa, które płasko odmówiły uznania woli ludowej za własną i utożsamienia się z nią". Populiści przedstawiają się jako kontestatorzy tych "ciemiężycieli" w imieniu "zwykłych ludzi". Dychotomia między "my, ludzie", a "tymi, którzy nas uciskają, krzywdzą, utrudniają" jest wspólnym elementem ruchów populistycznych, skądinąd bardzo różnych w treści. W kontekście prawicowego populizmu często dodaje się orientację na silnych, charyzmatycznych przywódców (Populizm – zagrożenie czy szansa dla demokratycznego państwa konstytucyjnego?", 2009).
I na koniec jeszcze rozważania na głos nt "chorej demokracji". Około 500lat przed nasza erą (czyt. Chrystusową) Grecy zdefiniowali i wprowadzili w czyn pojęcie demokracji, społeczne i polityczne zasady jej funkcjonowania i funkcjonowania społeczeństwa, ustanowili wybory. Czy demokracja była "chora" 2500 lat temu? Rozumiem, że w Polsce byliśmy już znacznie dalej. Najpewniej uczyliśmy Francuzów jeść nożem i widelcem.
la paz
Same popisy "mędrców", same mądrości… Pisowski populizm jest zły! Niewłaściwa dystrybucja pieniądza, pogłębiła różnice, demoralizuje, osłabia organizację i siłę państwa, które zadłużono ponad granice bezpieczeństwa. Przez zaniechanie istotnych reform osłabiono edukację, kulturę, zniszczono elity. Rozwalono praworządność, aby za bałagan nie odpowiadać. Rządzi "emerytowany zbawca narodu", a Polak "… przed szkodą i po szkodzie głupi…". Tusk, aby wygrać musi dotrzeć do tych "mało rozgarniętych, pokrzywdzonych", którzy nie maja się źle. Ci co klepali biedę, dalej są ubodzy z własnego wyboru, braku zdrowia lub szans, oni nie obchodzą PiS-u, bo gdyby tak było, nie rozdawaliby kasy wszystkim. Większość wyborców PiS-u pochodzi ze wsi. Mam wrażenie, że ci co nad nimi płaczą nigdy nie poznali wsi, nie wiedzą, że polska wieś bardzo się wzbogaciła. Propaganda i kościół robią wszystko, aby szeregi "parafialnych patriotów" nie topniały. Tusk musi przebić się do nich, by choć niektórych przekonać do siebie. Nie jestem socjologiem, politykiem, nie mam wiedzy ekonomicznej, rozumiem (bez tej wiedzy) dlaczego Tusk sięga po proste argumenty. Najważniejsze, wygrać wybory i pozbawić "wodza" władzy .
Władza zdobyta dzięki kłamstwu jest tylko władzą zdobytą dzięki kłamstwu i niczym więcej. U podstaw takiego podejścia jak podejście Kaczyńskiego, czy Tuska leży to samo założenie: "Lud jest ciemny i to kupi".
Autor wzniósł się na takie wyżyny intelektu, prezentując swoją przekorę, że sam nie zauważył, że to nawet jak dla niego już za wysoko i naprawdopodobniej połamie sobie wszystkie gnaty.
Tak sobie czytam i czytam i coraz bardziej jestem pod wrażeniem. Coraz bardziej zgadzam sue z autorem . olśniewaja mnie te oczywiste analogie. Jak szerokie to spojrzenie , Ile pracy , ile. Źródeł sięgających hen hen daleko starożytności. I wszystko pięknie i wzniośle, aż do momentu gdy uświadomiłem sobie że cały ten elaborat służy przesunięciu pana przewodniczącego na drugą stronę \"barykady\". Wycięciu tego pana z kart historii najnowszej polskiego populizmu. Usprawiedliwieniu jego nie od wczoraj populistycznych tendencji. Wszelkie napięcie gdy uświadomiłem sobie że budowane do.poparcia tej tezy uleciało jak powietrze z przebitej opony. Wszelki zachwyt nad warsztatem wszechstronną wiedzą i spostrzegawczością i autora rozpłynął się we mgle…. Naprawdę nikt tu nie pamięta szparagów platformy ? Polskich tygrysów zielonych wysp ? Premiera z kasjerkami w Tesco na wyspach ? Bzdur o Polsce z której juz nikt nie będzie chciał wyjeżdżać ? Oczywiście do innego "sortu ?"populus ten populizm był skierowany. Technicznie był o niebo lepszy od obecnego . Jednak to cały czas to samo. Ja rozumiem że trzeba zjednoczyć wszystkie siły żeby osłabić szanse PiS na zwycięstwo w następnych wyborach, ale bądźmy szczerzy i uczciwi w tej kwestii. PO to tylko lepsze zło