18 maja premier Donald Tusk zapowiedział podjęcie nowych działań w zakresie bezpieczeństwa Polski, określając je mianem czterech wymiarów. Analizujemy ten czwarty wymiar: zaporę na wschodniej granicy, ale nie tą zatrzymującą migrantów, tylko armię wroga
Według słów szefa rządu pierwszy wymiar to bezpieczeństwo geopolityczne, a więc „trwałe osadzenie Polski we wspólnocie Zachodu” poprzez przynależność do Unii Europejskiej i NATO.
Drugim ma być bezpieczeństwo wewnętrzne. W kolejnych dniach mają zostać ujawnione działania podejmowane przez organy państwowe wobec osób zaangażowanych w działania dywersyjne i sabotażowe. Padła też zapowiedź, że Polska będzie państwem odpornym, ale i „bezlitosnym” wobec osób prowadzących takie działania.
Trzecim ma być obrona przeciwlotnicza, opisywana w dość metaforycznych i niejasnych sformułowaniach jak „europejska kopuła” i zapowiedź budowy jej komponentu satelitarnego, na który ma być przeznaczony kredyt w wysokości 300 mln euro. Została ona skonkretyzowana w poniedziałek 20 maja i wiadomo już, że chodzi o zakup dwóch satelitów obserwacyjnych.
Czwarty wymiar to 10 miliardów złotych na wzmocnienie wschodniej granicy poprzez „system fortyfikacji, a także takiego ukształtowania terenu, decyzji środowiskowych, które spowodują, że ta granica będzie nie do przejścia dla potencjalnego wroga”. Premier użył w tym kontekście sformułowania „Tarcza Wschód”, co wzbudziło ożywione dyskusje.
Nic w tym dziwnego, zważywszy, jaki komponent emocjonalny zawiera hasło „fortyfikacje na granicy”. Ostatnie trzy dekady to czas nie tylko demontażu wojskowych umocnień, ale nawet przejść granicznych na wewnętrznych granicach UE. Emocje budzi również fakt, że dotyczą one granicy wschodniej – gdzie już trwa budzący spory kryzys migracyjny.
Nie jest jednak wciąż jasne, jakie rząd ma zamiary w zakresie prac fortyfikacyjnych. Wiadomo, że będą obejmować prace także w zakresie ukształtowania terenu i decyzji środowiskowych i najwyraźniej będą dotyczyć nie tylko ochrony, ale i obrony granicy. Sprawę komplikują jednak wypowiedzi innych polityków w sprawie granicy.
Minister spraw wewnętrznych i koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak 18 maja napisał w serwisie X, że w program „tarcza Wschód” wpisuje się wcześniejsza, marcowa decyzja premiera o zmianie struktury ABW, przywracającej delegatury tej służby w 10 miastach wojewódzkich, w tym w Olsztynie i Rzeszowie.
Z kolei 14 maja wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Czesław Mroczek zadeklarował w wywiadzie dla TVP Info, że planowane jest wzmocnienie istniejącej bariery, budowa nowych dróg przy granicy, a także jest rozważana budowa drugiej zapory w pasie granicznym.
Pojawia się tu jednak wyraźna sprzeczność: wymagania obronne zakładałyby raczej minimalizację przygranicznej sieci drogowej.
Pewnym tropem dotyczącym możliwych działań jest podział kwestii granicznych na dwie sfery: ochrony i obrony granicy.
Ochrona granicy jest typowa dla czasów pokoju. Polega na wyznaczaniu zasad przekraczania granicy państwa – a więc tego, kto, kiedy i gdzie może ją przekroczyć, określeniu zasad postępowania z osobami, które przekraczając ją naruszając przepisy i egzekwowaniu ich w zależności od przyjętej przez państwo polityki. W Polsce jest to zadaniem Straży Granicznej, a więc formacji policyjnej, podlegającej MSWiA, wykonywanym w sposób zróżnicowany: od braku stałej kontroli na granicach wewnętrznych UE po skrajnie restrykcyjne działania na granicy z Białorusią.
Przyjęty wobec wschodniej granicy obecny kurs wiąże się więc z rozbudową znanych już twardych środków ochrony – których symbolem jest wspomniany już płot. Wzmocnienie jak się okazuje dość łatwego do pokonania ogrodzenia, budowa nowych, utwardzonych dróg, by zapewnić szybszą reakcję zmotoryzowanych patroli, instalacja nowych czujników, zakup dronów może ograniczyć przekroczenie granicy – ale przez osoby migrujące. Pod kątem wojskowym, gdy mowa o perspektywie przekroczenia granicy przez wrogą armię z czołgami, sprzętem inżynieryjnym i całą resztą arsenału, bariera ma znaczenie ograniczone:
po prostu w chwili agresji zostanie wysadzona w tych miejscach, gdzie mają przejechać czołgi.
Może ona ograniczać przenikanie grup dywersyjno rozpoznawczych Specnazu, ale te mogą zostać przerzucone na nasze terytorium na przykład transportem powietrznym. Odpowiednio przygotowana grupa specjalna, wykonując skok z dużej wysokości na spadochronach szybujących może przedostać się na kilkadziesiąt kilometrów od miejsca skoku.
Dywersantów można także rozmieścić w Polsce skrycie przy pomocy służb wywiadowczych na długo przed rozpoczęciem konfliktu, także w ten sposób omijając zaporę.
Celem działań obronnych nie jest obrona granicy rozumianej jako pas na mapie, ale uniemożliwienie lub utrudnienie (np. opóźnienie) osiągnięcia militarnego celu działań przeciwnika – którym może być na przykład zajęcie części naszego terytorium – ochrona ludności na nim się znajdującej oraz kluczowej dla funkcjonowania państwa i społeczeństwa infrastruktury.
Potencjalny zakres środków do osiągnięcia tego celu jest spory. Jednym z prostszych – i dlatego prawdopodobnie zostanie zastosowany najszybciej – jest wykorzystanie sił natury. Lasy – zwłaszcza o gęstym, zróżnicowanym drzewostanie, niepoprzecinane siecią dróg służących wyrębowi – już są przeszkodą, zwłaszcza dla pojazdów bojowych czy ciężarówek oddziałów logistycznych. Kanalizują one ruch, co sprawia, że siły agresora przemieszczają się wolniej, łatwiej jest śledzić ich ruchy i atakować. Oczywiście przeciwnik może próbować wycinać lasy i wytyczać nowe drogi, ale to wymaga czasu.
Przeszkodą mogą być także rzeki, jeziora czy bagna – trzeba je omijać albo próbować wykorzystać istniejące przejścia, jak mosty czy groble. Tę infrastrukturę można jednak przygotować do zniszczenia, tak aby przeciwnik nie mógł z niej łatwo korzystać.
Oczywiście wozy bojowe mogą pływać lub przekroczyć rzekę po dnie, istnieją przewoźne mosty i parki pontonowe. Ich użycie wymaga jednak czasu, nie zawsze jest możliwe i wiąże się z innymi ograniczeniami.
Jak wiedzą wszyscy czytelnicy „Pana Samochodzika” pojazd amfibijny nie wjedzie w dowolnym miejscu do wody, a zdolność pływania wymusza ograniczenia konstrukcyjne.
Bohater powieści Nienackiego musiał tylko znosić kąśliwe uwagi pod adresem swojego wehikułu – ale wóz bojowy, jeśli ma pływać, musi mieć odpowiednią masę, a więc osłabieniu ulega osłona pancerna.
Ponadto, jeśli teren wymusza użycie pododdziałów inżynieryjnych, naturalnym jest atakowanie właśnie ich – co może jeszcze bardziej ograniczyć swobodę działania przeciwnika. Agresor może też próbować przelecieć ponad bagnami, używając śmigłowców – ale najpierw musi mieć te śmigłowce i żołnierzy wojsk aeromobilnych, następnie będzie musiał wywalczyć przewagę w powietrzu. Desant zaś walczy tą bronią, którą da się przewieźć drogą lotniczą – co oznacza kolejne ograniczenia.
Następnym elementem układanki są przeszkody sztuczne, czyli właśnie zapory i fortyfikacje. Mogą mieć rozmaitą formę. Jedne są środkami biernymi – jak efektowne „zęby smoka”, a więc odpowiednio ukształtowane bloki żelazobetonu, mające spowolnić lub uniemożliwić ruch wozów bojowych. Można także wykopać rowy przeciwczołgowe i rozmieścić pola minowe – przed wojną lub w jej trakcie (także przez lotnictwo i artylerię poprzez tzw. minowanie narzutowe).
Aktywną obronę zapewniają budowle fortyfikacyjne, takie jak okopy czy bunkry – gdzie żołnierze i uzbrojenie znajdują schronienie przed ostrzałem, ale mogą też z nich prowadzić ogień – bezpośrednio lub po wyjściu z ukrycia.
Z poniedziałkowego (20 maja) wywiadu Tuska dla TVN24 wynika, że przyjęty plan zakłada stosowanie szeregu środków, zarówno przeszkód naturalnych, jak i budowli fortyfikacyjnych. Prawdopodobnie będą one stosowane w zależności od warunków lokalnych i oceny zagrożenia.
Należy jednak pamiętać, że żadna fortyfikacja nie broni się sama, buduje się je w określonym celu i że nie ma obiektów, których nie da się zdobyć lub ominąć. Boleśnie przekonali się o tym Francuzi i Belgowie w 1940 roku – obrona Linii Maginota na granicy z Niemcami nie zdała się na wiele, gdy Niemcy uderzyli przez Belgię, gdzie z kolei ważną twierdzę Eben Emael zajął desant szybowcowy.
Te dwa przykłady nie oznaczają, że fortyfikacje są nieskuteczne – są one po prostu jednym z elementów całego systemu walki. Co ważne: nie jest to tylko prosta linia okopów, ale cała strefa obronna rozciągająca się na wiele kilometrów w głąb.
Wojna to bowiem zawsze połączenie manewru i siły ognia.
Jeśli chcemy opóźnić działania przeciwnika poprzez wyżej wspomniane przeszkody, to opóźnienie musi czemuś służyć, na przykład temu, aby nasze siły manewrowe – czołgi i zmechanizowana piechota zdążyły przemieścić się na zaatakowany obszar i wykonały kontratak. Jeśli lasy i bagna mają kanalizować ruch – to na przykład po to, by kolumny agresora, jak pamiętny kilkudziesięciokilometrowy rosyjski konwój pod Kijowem czymś niszczyć.
I tutaj pojawia się artyleria. Zarówno doskonale sprawdzające się w Ukrainie polskie Kraby, jak i nabywane od Amerykanów zestawy HIMARS, mogą efektywnie razić blokowane, opóźniane i kanalizowane siły przeciwnika, zwłaszcza jeśli będą naprowadzane przez środki rozpoznania – takie jak drony i dostępny będzie skuteczny system dowodzenia, a te elementy już mamy (drony FlyEye czy system dowodzenia Topaz).
Gdy mowa o doświadczeniach ukraińskich, trzeba jednak pamiętać, że przeciwnik nie śpi i posiada swoje samoloty rozpoznawcze, lotnictwo bombowe oraz broń rakietową dalekiego zasięgu – i niestety okazało się, że potrafi ich używać. Nasza artyleria będzie musiała się ukrywać – najlepiej na zawczasu wytypowanych zamaskowanych stanowiskach i przemieszczać się pomiędzy nimi.
Manewr i ukrycie to jednak ochrona bierna. Stąd też znaczenie mają inne komponenty, choćby obrona przeciwlotnicza zdolna utrudnić rosyjskim samolotom prowadzenie rozpoznania i przechwytująca wystrzelone pociski. W czasie pokoju jej elementem są wojskowe posterunki radiolokacyjne, a niedługo będą to także balony na uwięzi z podwieszonymi radarami oraz samoloty wczesnego ostrzegania. W razie kryzysu i wojny rozmieszczone będą baterie rakiet – tych kupowanych w ramach programu „Narew” czy „Wisła”. One także będą potrzebowały dogodnych stanowisk ogniowych – i tu dobrze byłoby przynajmniej część z nich wytypować w czasie pokoju, a być może nawet przygotować do przyjęcia jednostek ogniowych.
A to wciąż tylko wierzchołki góry lodowej. Biorąc pod uwagę, że wciąż zamierzamy nabyć dużą liczbę śmigłowców szturmowych Apache (do 96 sztuk) – te maszyny będą potrzebowały polowych lądowisk, aby w czasie walki móc uzupełnić paliwo i uzbrojenie, dokonać drobnych napraw. Wreszcie, w razie zagrożenia wojną, we wschodniej Polsce zostaną rozwinięte wyprowadzone z koszar całe brygady i dywizje wojsk lądowych – dziesiątki tysięcy żołnierzy, tysiące pojazdów, które także będą gdzieś musiały zostać rozlokowane.
Z drugiej zaś strony miejscowości położone w województwach podlaskim czy warmińsko – mazurskim, te w zasięgu możliwego oddziaływania przeciwnika – a artyleria rakietowa może strzelać na dziesiątki kilometrów – będą musiały być przygotowane na wojnę, a to oznacza prawdopodobnie konieczność ewakuacji sporej części ludności. Niesie to za sobą znaczne wymagania odnośnie do infrastruktury, choćby transportowej.
To wszystko oznacza, że strefa objęta przygotowaniami obronnymi nie będzie składać się tylko z pasa wzdłuż samej granicy, który już teraz jest we władaniu skarbu państwa, ale będzie sięgać kilkadziesiąt kilometrów w głąb terytorium, wypływając na funkcjonowanie licznych podmiotów gospodarczych i osób prywatnych.
Nie jest także jasne, jak ten plan będzie wpływać na strukturę sił zbrojnych. Jednym ze znanych rozwiązań jest tworzenie specjalnych oddziałów fortecznych, odpowiedzialnych za utrzymanie fortyfikacji i prowadzenie walki z ich użyciem. Fortyfikacje nie będą musiały być stale obsadzone – żołnierze będą potrzebni przede wszystkim w czasie wojny. Poprzedni rząd ogłosił zamiar tworzenia w ramach WOT komponentu ochrony pogranicza, mającego wspierać Straż Graniczną w ochronie granicy. Może się okazać, że ten zamiar przerodzi się właśnie w tworzenie oddziałów fortecznych. Jednak już sama budowa tych instalacji będzie – także dla wojska – poważnym wysiłkiem, wymagającym zaangażowania wojsk inżynieryjnych. Biorąc pod uwagę, że wojenne znaczenie zapory na granicy będzie ograniczone a wręcz znikome, pojawia się pytanie o wojenne zadania przewidziane dla Straży Granicznej (w przeszłości w czasie wojny ta formacja miała wchodzić w skład wojska).
Do tego należy pamiętać, że obszary, których w razie wojny trzeba bronić to nie tylko lądowy odcinek na styku z Białorusią i Obwodem Królewieckim. To także przestrzeń powietrzna – również w głębi państwa, gdzie znajduje się szereg obiektów wojskowych i węzłów komunikacyjnych. To zagrożona już teraz infrastruktura krytyczna (w tym energetyczna). To wreszcie obszary morskie, z których Rosjanie mogą prowadzić działania – już teraz zagrożone atakami hybrydowymi są obiekty morskiej infrastruktury krytycznej (jak Baltic Pipe czy porty) a w razie wojny to z Bałtyku mogą być prowadzone uderzenia rakietowe na nasze miasta i infrastrukturę. Wysiłek fortyfikacyjny na granicy nie może być jedynym ani dominującym – musi być komplementarny wobec innych aspektów przygotowania obronnego państwa.
Wracając ze świata możliwości do faktów, trzeba mieć na uwadze szereg problemów. O ile na przykład powstanie zaminowanej strefy już teraz, już w czasie pokoju jest mało prawdopodobne (także z powodów prawnych: Polska podpisała konwencję ottawską, rezygnując z min przeciwpiechotnych, taka zapora musiałaby się składać z min przeciwpancernych), to inżynieryjne przygotowanie terenu jest częściowo wykonalne. Można to osiągnąć poprzez proste decyzje, na przykład dotyczące zalesiania, gospodarki wodnej (wspomniane bagna i przeszkody wodne). Można odpowiednio zarządzać infrastrukturą – na przykład likwidując wybrane drogi w pobliżu granicy, a jednocześnie rozbudowywać te w głębi obszaru, potrzebne do obrony w razie wojny. Można na wybranych obszarach np. leśnych wykopać rowy i utrzymywać je w stanie pozwalającym, by spełniały swoją funkcję. Możliwości jest mnóstwo.
Jak podała 21 maja Rzeczpospolita, przygotowywane są rozwiązania formalne w postaci ustawy o inwestycjach kluczowych dla bezpieczeństwa państwa. Zajmuje się tym zespół złożony z osób reprezentujących resorty obrony, spraw wewnętrznych i administracji oraz ministerstwa infrastruktury, klimatu i środowiska oraz aktywów państwowych. Projekt tej ustawy czy założenia do projektu zapewne będą zawierać przepisy umożliwiające łatwe – z punktu widzenia władz – wywłaszczenie podmiotów prawnych i fizycznych lub narzucanie określonych wymogów np. w zakresie infrastruktury czy zabudowy.
To pokazuje złożoność problemu. Jeśli zapadła decyzja, że spore obszary wschodniej Polski będą ową strefą umocnioną, ufortyfikowaną, nawet tylko częściowo i nie będzie tam betonowych fortec to owe zmiany – na przykład ingerencja w sieć dróg – mogą mieć znaczenie dla lokalnych społeczności. Skoro ma to być strefa możliwego starcia lądowego, może to mieć istotny wpływ na gospodarkę – choćby ocenę ryzyka inwestycji.
Punktem zapalnym mogą okazać się wywłaszczenia i jeśli do nich by doszło, mogą one budzić napięcia, które przeciwnik może wykorzystać.
Może się okazać także, że przygotowania obronne będą wymagały innych rozwiązań, możliwe, że widoczna już teraz obecność sił policji i wojska przy granicy będzie utrzymana, tym razem w imię ochrony strefy obronnej. To także może budzić napięcia. Sprawy nie ułatwia to, że obecny przekaz ze strony rządu to przede wszystkim wspomniane na początku tekstu przemówienie premiera, dość lakoniczny komunikat na stronie KPRM oraz zalew postów w social mediach. Nie da się nie postrzegać wystąpienia z 18 maja jako elementu kampanii wyborczej i akcentowania ważności spraw obronnych. Niestety obecnie, wobec skąpych informacji, pozostaje szereg spekulacji i hipotez.
Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego
Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego
Komentarze