0:000:00

0:00

Filmik opublikowany na portalu TVP Info 24 marca 2020 jest krótki. Zaczyna się tak: „Doktorze, z medycznego punktu widzenia: COVID-19, a stosunek seksualny. Czy jest bezpieczny, czy też tą drogą może przenieść się wirus".

Zatrzymajmy się na chwilę i przypomnijmy: COVID-19, inaczej choroba wywołana przez koronawirus, bywał w ostatnim czasie dość często wzmiankowany w mediach. W gazetach i portalach roi się od porad: jak myć ręce, witać się łokciami czy myć zakupy po przyjściu do domu.

Przeczytaj także:

Dziennikarz TVP nie mógł nie zauważyć wciąż aktualizowanych odkryć dotyczących dróg rozprzestrzeniania się wirusa. Wiemy już nie tylko, że przenosi się drogą kropelkową (kichanie, mówienie, kaszlenie...), ale też, że jest wyjątkowo zakaźny oraz może przetrwać poza organizmem nawet dwa - trzy dni (w niektórych badaniach nawet 9), a zakażają także osoby niemające objawów.

To wszystko mogłoby sugerować, że seks jest naszym ostatnim zmartwieniem, bo jeśli spotkamy osobę chorą, to zakazimy się już na etapie gry wstępnej (chyba że zachowamy dwa metry odstępu, co jest dość karkołomnym zadaniem).

Czerwona lampka mogłaby się jednak ekspertowi i dziennikarzowi zapalić na wieść, że kolejne państwa, także Polska, odwołują imprezy masowe, zamykają szkoły, ograniczają ruch drogowy i lotniczy, a w końcu zakazują zgromadzeń powyżej dwóch osób czy niepotrzebnych spacerów.

Gdy izolacja trwa w najlepsze, system ochrony zdrowia szykuje się na najgorsze, znikają jednorazowe rękawiczki czy maseczki, a ludzie na wszelkie sposoby starają się unikać kontaktów, TVP ma wątpliwości. Co z tym seksem?

Te same zabezpieczenia

„Ekspert” TVP, to dr Bogdan Stelmach, seksuolog, znany w kręgach kościelnych nie od dziś. Na przykład w książce Tomasza Terlikowskiego wyjaśniał, że przyczyną pedofilii w Kościele jest brak wiary w Boga.

„Wszelki kontakt z wydzielaniem ciała jest pasażem wirusa” - odpowiada w TVP gestykulując spektakularnie. Rozmowa odbywa się na nałożonym komputerowo tle laboratorium. Koło głowy eksperta sugestywnie obraca się cząsteczka wirusa.

„Zarażamy się w 20 proc. poprzez kontakt hand to hand właśnie dlatego, że mamy taki obyczaj zacierania oczu, czyli kontaktu z wydzielinami. Oczywiście stosunek jak najbardziej będzie pasażem tego wirusa".

Co bardziej zgryźliwy widz, zauważy, że podczas mówienia o zacieraniu oczu, ekspert pociera tak naprawdę czoło, co pamiętliwym złośliwcom może nasunąć skojarzenie z innym kiepsko wycelowanym przecieraniem oka.

Skąd informacja o 20 proc. zakażania „z rąk do rąk”, nie wiemy.

„Czy w jakiś sposób możemy się na to uodpornić, przeciwdziałać” - dopytuje prowadzący.

„Na pewno nie jesteśmy tacy bezradni, no bo przecież mamy HIV, gdzieś tam w tle, który...” - zaczyna Stelmach. „Są doświadczenia” - podpowiada dziennikarz. „Są doświadczenia i to są te same zabezpieczenia, tak"- kończy ekspert.

HIV i koronawirusa różni prawie wszystko

Co wie o HIV każde dziecko, które miało szczęście uczestniczyć w rzetelnych zajęciach edukacji seksualnej albo umiejętnie używa wyszukiwarki internetowej? Wirus HIV przenosi się przez krew oraz drogą płciową. Ale już nie przez ślinę, kaszel czy katar - jak COVID-19 czy grypa.

Najskuteczniejszym środkiem ochrony przed zakażeniem HIV jest stosowanie prezerwatywy i unikanie kontaktu z krwią osoby zakażonej. Jak ma nam to pomóc w ochronie przed koronawirusem? Wie tylko dr Stelmach.

To, co łączy HIV i koronawirusa to możliwość zakażania, zanim wystąpią objawy. Poza tym różni je prawie wszystko. Koronawirus działa szybko, rozwija się różnie u różnych grup ryzyka, nie ma na niego lekarstwa i albo przechodzi albo zabija niewydolnością oddechową i brakiem respiratorów. HIV powoli, latami wyniszcza układ odpornościowy, aż przechodzi w AIDS.

Z leczonym HIV można normalnie żyć, można obniżyć ilość wirusa tak, że staje się niezakaźny. Nieleczone zakażenie prowadzi do choroby AIDS, które drastycznie skraca życie. Tym, co zabija, jest więc nie tyle sam HIV, tylko stygmatyzacja i strach, które odstraszają ludzi od leczenia.

Stygmatyzacja i dezinformacja

W przypadku koronawirusa domagamy się testów i leczenia, czujemy, że nas to dotyczy, wiemy o nim coraz więcej. Rząd i obywatele robią wszystko, żeby krzywa zachorowań zaczęła w końcu spadać. W przypadku wirusa HIV jest dokładnie odwrotnie.

„Mnie to nie dotyczy” - uważa 85 proc. Polaków. Tylko 5 proc. kiedykolwiek wykonało test (można to zrobić za darmo i anonimowo, niestety w niewielu miejscach). Co ciekawe, 1/4 badanych uważała jednocześnie, że HIV może być przenoszony przez komary, co jest kompletną bzdurą, ale pokazuje, że pozorny spokój tych, których to „nie dotyczy”, to raczej wyparcie.

W Polsce liczba nowych zakażeń rośnie rocznie o ponad 1000 osób. W 2018 było ich 1304, w 2019 (od 1 stycznia do 15 listopada) 1521. „Widzimy wierzchołek góry lodowej. Odsetek osób, które dowiadują się o swoim zakażeniu, powinien spadać po 30 latach epidemii na świecie, a wydaje się, że jesteśmy wciąż w fazie wzrostowej” – uważa dr. Magdalena Ankiersztejn-Bartczak z Fundacji Edukacji Społecznej. „Myślę, że gdybyśmy zaczęli porządnie testować, to skala zachorowań by nas zaskoczyła” – dodaje.

Ale testuje się mało. Skuteczne próby profilaktyki zakażeń spotykają się z gwałtowną reakcją prawicy. Edukacja seksualna jest odrzucana jako „seksualizacja dzieci”, chociaż po programie TVP Info widać najlepiej, że niewiedza dzieci nie jest aktualnie naszym jedynym problemem. Niektórzy dorośli „eksperci” też nie wiedzą.

HIV pozostaje wstydliwym tematem, który się odpycha. Świadczą o tym zaskakujące dane o liczbie osób ze zdiagnozowanym HIV, które nigdy nie trafiają na leczenie.

Między punktem diagnostycznym a lekarzem „gubi się” nawet 42 proc. pacjentów.
Przekłada się to na przerażające statystyki. „W Polsce 30 do 50 proc. pacjentów zjawia się w opiece za późno, ok. 20 proc ma już AIDS. Liczba pacjentów z rozpoznaniem w fazie AIDS od lat nie spada i jest bardzo wysoka w porównaniu do innych krajów Europy” – mówiła dr Justyna Kowalska.

Z badań Państwowego Zakładu Higieny wynika, że szczególnie narażeni na wysoki wskaźnik zakażeń i późne wykrywanie, są mieszkańcy małych miejscowości - mają gorszy dostęp do badań, wiedzy i programów profilaktycznych.

I większą szansę, że zamiast na mądrą kampanię edukacyjną trafią na program TVP z ekspertem od siedmiu boleści i nachalną ignorancją.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze