W obecnej sytuacji potrzebne są odważne decyzje i zdecydowane działania. Na szali sprawa życia lub śmierci kilkudziesięciu tysięcy Polek i Polaków. Czy rządzący są w stanie takie decyzje i działania podjąć? Wypowiedzi i zaniechania polityków odbierają wszelką nadzieję - pisze prof. Cezary Pakulski
Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Dr hab. n. med. Cezary Pakulski jest lekarzem i nauczycielem akademickim. Kieruje Kliniką Anestezjologii, Intensywnej Terapii i Medycyny Ratunkowej w Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie. Jest ekspertem medycznym Instytutu Strategie 2050 Ruchu Polska 2050 Szymona Hołowni.
Gdy jako kraj wchodzimy w czwartą falę pandemii Covid-19, każdego dnia tracimy kilkuset obywateli, kolejnych kilkuset zostaje inwalidami pocovidowymi, okazuje się, że Ministerstwo Zdrowia, cały rząd znowu nie mają żadnego pomysłu na przyszłość.
Trudno takim pomysłem nazwać obietnicę egzekwowania noszenia maseczek i straszenie penalizacją za ich nienoszenie. Nie pierwszy raz takie zapowiedzi się pojawiają i za każdym razem nie były przez służby egzekwowane. Strach przed tym, co powie elektorat, strach przed potencjalnymi wyborczymi skutkami podjęcia niepopularnych decyzji i brak konsekwencji w działaniu to drugie, trzecie i kolejne imię tego rządu.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy byliśmy świadkami kolejnych uników Ministerstwa Zdrowia przed wprowadzeniem obostrzeń epidemicznych. W połowie września 2021 wprowadzenie lokalnie obowiązujących obostrzeń wiązano z przekroczeniem 1000 zachorowań dziennie.
Gdy liczba nowych zachorowań jednego dnia przekroczyła 2000, usłyszeliśmy, że ważniejszy dla oceny ryzyka czwartej fali dla zdrowia i życia obywateli jest wskaźnik hospitalizacji osób chorych na COVID-19, a ten nie osiągnął jeszcze alarmującego poziomu.
Potem minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że wskaźnikiem, po przekroczeniu którego podejmie decyzje dotyczące ewentualnych obostrzeń, to 5000 zachorowań w ciągu kilku kolejnych dni. Gdy to się wydarzyło, jedyną reakcją szefa resortu zdrowia była informacja o zamiarze egzekwowania nakazów, które już obowiązują, czyli noszenia maseczek w miejscach publicznych.
Poprzeczkę kilka dni temu podwyższył wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, gdy stwierdził, że „być może jakieś ograniczenia pojawią się, gdy liczby zakażeń przekroczą 40-50 tysięcy jednego dnia". Kolejnego dnia Adam Niedzielski tę granicę obniżył do 35-40 tysięcy zakażeń dziennie. Według ministra zdrowia, dopiero dobowe przyrosty na takim poziomie byłyby krytyczne dla wydolności systemu opieki i dopiero wtedy konieczne byłoby wprowadzenie nowych obostrzeń.
„Teraz nie ma żadnych przesłanek, by tak postępować” – podsumował.
Warto przypomnieć, że w czasie poprzedniej fali w Polsce, gdy było po 30-35 tysięcy nowych infekcji dziennie, z powodu COVID-19 i chorób współistniejących umierało po niemal tysiąc osób dziennie.
W trakcie przygotowywania szpitali do kolejnej fali epidemii zmieniono zasady przyjmowania chorych zakażonych wirusem SARS-CoV-2. Od lipca 2021, w przypadku pojawienia się w szpitalnym oddziale ratunkowym / izbie przyjęć szpitala pacjenta, u którego potwierdzono zakażenie SARS-CoV-2 i jednocześnie konieczność hospitalizacji z innych przyczyn, obowiązkiem każdego szpitala jest jego przyjęcie i prowadzenie leczenia w warunkach izolatek.
Ta decyzja oznacza, że w krótkim czasie oddziały i szpitale, również te wielospecjalistyczne, ponownie przestaną być dostępne dla pacjentów potrzebujących hospitalizacji z przyczyn innych niż Covid-19.
Władze skupiły się wyłącznie na uruchamianiu kolejnych szpitali tymczasowych i poszerzaniu bazy łóżek szpitalnych dla chorych COVID-19.
W województwie pomorskim w piątek 19 listopada 2021 roku pomimo posiadania 792 łóżek covidowych (zajętych 630), wojewoda pomorski wystawił decyzje o obowiązku uruchomienia łóżek kolejnych: w szpitalu w Chojnicach (26 łóżek, 4 respiratorowe), w VII Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku (15 łóżek), w Kościerzynie (10 łóżek), w Malborku (30 łóżek) i w Tczewie (60 łóżek).
Utworzenie każdych 20 nowych miejsc do leczenia COVID-19 oznacza zamknięcie 20 miejsc dla osób potrzebujących pomocy z innych niż COVID-19 przyczyn. Według wiceministra zdrowia Piotra Brombera przed świętami dostępnych ma być około 35 tysięcy łóżek covidowych. Żeby było jasne, o tyle łóżek zmniejszy się dostępność do jednostek ochrony zdrowia dla chorych bez COVID-19.
Jako pracownicy ochrony zdrowia, zamiast leczyć np. chorych na raka, z udarem mózgu, po urazie, będziemy musieli zajmować się ciężko chorymi na COVID-19. To ogromnie frustrujące.
Szpitale tymczasowe, które miały zapobiec pogorszeniu dostępności do świadczeń medycznych innych niż leczenie COVID-19, w wielu miejscach dopiero są przygotowywane do uruchomienia (w Warszawie uruchomienie się opóźnia, w Gdańsku w połowie grudnia).
Wszystkie pilnie potrzebują dużej ilości personelu medycznego. Coraz trudniej znaleźć wśród pracowników ochrony zdrowia ochotników do pracy na oddziałach covidowych, gdzie większość pacjentów to wciąż niewierzący w pandemię i agresywni niezaszczepieni.
Wojewodowie kierują pracowników decyzją administracyjną i dzieje się to kosztem jednostek leczących chorych niekowidowych w szpitalach i w poradniach, np. w POZ. Między innymi dlatego tak bardzo pogorszyła się dostępność nie tylko leczenia szpitalnego, ale również poradni podstawowej opieki medycznej.
O tym w swoim kolejnym wywiadzie minister zdrowia nie powie. Nie usłyszymy też, że ceną za taką politykę pandemiczną rządu, będzie kolejna fala zgonów nadmiarowych.
Dotychczasowa rzeczywista liczba ofiar pandemii jest dużo wyższa niż przedstawiane w oficjalnych rządowych statystykach 80 tysięcy zmarłych z powodu COVID-19 i jego powikłań. Kolejne 60 tysięcy zmarłych to ofiary paraliżu systemu opieki zdrowotnej i ograniczenia dostępności do leczenia chorób innych niż COVID-19.
W sumie już teraz mamy 140 tysięcy zgonów nadmiarowych, z których większości można było uniknąć. Te 140 tysięcy zgonów nadmiarowych klasyfikuje Polskę na 10. miejscu w świecie w niechlubnej kategorii śmierci nadmiarowych. Wstępne dane GUS opracowane na podstawie spisu powszechnego wskazują, że zgonów nadmiarowych mogło być nawet 170 tysiecy.
Umiera dużo więcej Polek i Polaków niż w „normalnych, nieepidemicznych latach”. W 45. tygodniu bieżącego roku (od 8 do 14 listopada) w całej Polsce zmarło ponad 10 tysięcy osób. To o 40 proc. więcej zgonów niż przeciętnie o tej porze roku w latach 2019 i wcześniejszych. W zeszłym roku, w czasie drugiej fali COVID-19, w tym samym 45. tygodniu zmarło ponad 16 tysięcy osób, ale wtedy byliśmy w szczycie drugiej fali, a obecna czwarta fala dopiero nabiera prędkości.
To, co na pewno będzie różniło obydwie te fale, to obserwacja, że w czwartej fali, oprócz blokujących oddziały i łóżka szpitalne osób niezaszczepionych, nadmiarowo umierać będą również osoby zaszczepione, które potrzebując opieki medycznej z różnych przyczyn, będą do niej miały ograniczony dostęp lub tego dostępu nie będzie wcale.
W obecnej sytuacji potrzebne są odważne decyzje i zdecydowane działania. Na szali leży sprawa życia lub śmierci kilkudziesięciu tysięcy Polek i Polaków. Czy rządzący są w stanie takie decyzje i działania podjąć? Wypowiedzi pracowników resortu zdrowia odbierają wszelką nadzieję.
„Względy medyczne są dla nas najważniejsze. Ale pamiętajmy też o tych względach społecznych. Nie jesteśmy społeczeństwem austriackim czy niemieckim, inaczej też reagujemy na różnego rodzaju działania, choćby administracji rządowej. Więc musimy wyważyć względy medyczne z tymi względami społecznymi” - tak kilka dni temu mówił rzecznik resortu zdrowia.
Waldemar Kraska, wiceminister zdrowia, wspomniał o charakterystycznym dla polskiego genomu genie sprzeciwu. Adam Niedzielski, minister zdrowia w wywiadzie dla „Pulsu medycyny” był bardziej szczery. „Trzeba sobie zdawać sprawę, że u nas pewne środki przymusu nie tylko że są źle odbierane, ale potrafią działać przeciwskutecznie i zniechęcać ludzi, uruchamiać postawę jeszcze bardziej negatywną, czy wręcz agresywną. Ruch antyszczepionkowy w Polsce - z przykrością to muszę powiedzieć - jest stosunkowo silny i w pewnym sensie sprofesjonalizowany. Występują tu incydenty, które mają charakter agresywny”.
Minister zdrowia wszystko podsumowuje mówiąc „Rząd, podejmując decyzje, patrzy, jakie będą jej konsekwencje - korzyści i koszty, w tym te społeczne. Trzeba podejmować decyzje, które są pragmatyczne i racjonalne. Trzeba ważyć ryzyko”.
W rzeczywistości jest jeszcze gorzej, bo niektóre organy państwa wręcz bronią ruchy antyszczepionkowe przed odpowiedzialnością na przykład za szerzenie treści szkalujących środowisko medyczne, ale przede wszystkim groźnych dla zdrowia i życia obywateli, podważających zaufanie i wzbudzających obawy przed korzystaniem z opieki medycznej.
W lipcu 2020 roku portal Prawo.pl podał, że Prokuratura z Warszawy odmówiła wszczęcia postępowania przeciwko stowarzyszeniu antyszczepionkowemu za sugerowanie jakoby lekarze anestezjolodzy w polskich placówkach ochrony zdrowia doprowadzali do śmierci pacjentów. Uznano, że brak jest interesu społecznego w objęciu ściganiem z urzędu występku prywatnoskargowego.
Wygląda na to, że dla słupków sondaży politycznej popularności i dla pokrętnych celów sukcesji państwo polskie skapitulowało i wywiesiło białą flagę.
W komentarzu w portalu gazeta.pl Łukasz Rogojsz napisał, że „w środku globalnej pandemii oddaliśmy stery władzy oszołomom w foliowych czapkach, a dewizą państwa stały się zabobony, gusła i fake newsy przez nich wygłaszane. Wystawiamy się na pośmiewisko w skali świata jako skansen, w którym nauka, wiedza i najnowsze osiągnięcia cywilizacji są w odwrocie wobec kołtuństwa i zaściankowości nielicznych”.
A przecież wiadomo, że dzisiaj walka nie toczy się tylko o tych kilkadziesiąt tysięcy przeżyć lub zgonów. Dzisiaj toczy się walka o przyszłość. Jeżeli przegramy bitwę o COVID-19 z ruchem antyszczepionkowym i innego rodzaju antysystemowcami, przegramy wojnę o obowiązkowe szczepienia w przyszłości.
Czy oznacza to nie kończącą się pandemię COVID-19 z coraz to nowymi wariantami wirusa SARS-CoV-2, ogniska odry, przypadki polio, zgony dzieci z powodu błonicy, krztuśca, czy tężca, epidemię już teraz coraz powszechniejszej gruźlicy?
Wolność jednostki jest zagwarantowana przez Konstytucję RP, ale kończy się tam, gdzie pojawia się kwestia wolności i bezpieczeństwa drugiej jednostki. Nasza ustawa zasadnicza chroni zdrowie jako fundamentalne prawo jednostki. To oczywiste, że należy chronić wolność tego, kto jest zaszczepiony, by mógł kontynuować normalne życie.
W swojej treści Konstytucja idzie dalej. W artykule 68 punkt 4 mówi, że „Władze publiczne są obowiązane do zwalczania chorób epidemicznych i zapobiegania negatywnym dla zdrowia skutkom degradacji środowiska”. Pytanie, dlaczego władze publiczne tego nie czynią?
Czy w walce z lobby antyszczepionkowym i podobnego sortu antysystemowcami jesteśmy jako kraj „ludzi myślących” skazani na porażkę? Zdecydowanie nie jesteśmy, ale jest jeden warunek, bez którego zwycięstwa nie będzie. W tej walce „nie można być miękiszonem, trzeba być twardym”.
Pisząc te przykre słowa mam na myśli nie tylko rządzących, ale również członków Rady Medycznej przy premierze, zarządzających korporacjami zawodów medycznych, prokuratorów, niezawisłych sędziów i wielu innych tu nie wymienionych.
Potrzebujemy wsparcia wszystkich tych Polek i Polaków, którzy będą mieli odwagę Piotra Ikonowicza, kiedy ogłaszał, że „w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej nie będziemy się spotykać z osobami niezaszczepionymi przeciw COVID-19, ale służymy im nadal pomocą online i poradami telefonicznymi”.
Od rządzących powinniśmy oczekiwać, żeby ponownie podjęli intensywne działania promujące zaszczepianie społeczeństwa oraz wykonywanie regularnych testów u osób, które ze względów zdrowotnych lub wiekowych (osoby poniżej 12. roku życia) nie mogą być zaszczepione.
Decyzja o wprowadzeniu ograniczeń w dostępie do miejsc publicznych dla osób w wieku od 12 lat, nieposiadających paszportów covidowych i/lub ujemnego wyniku testu covidowego, niezaszczepionych to zadanie wyłącznie dla rządzących.
To oni muszą zjeść tę ugotowaną na wolnym ogniu żabę. Tu trzeba zaznaczyć, że takie wymogi nie wiążą się wcale z wprowadzeniem szczepień obowiązkowych i zmuszaniem kogokolwiek do działań niezgodnych z jego wolą. Zawsze można zdecydować się na testowanie.
Z zapowiedzi Ministerstwa Zdrowia wynika, że jest już gotowy projekt ustawy, dzięki któremu pracodawcy będą mogli zweryfikować, którzy pracownicy się zaszczepili. Właśnie trwa ekscytujący proces zbierania podpisów pod tym zaprezentowanych jako zgłoszenie poselskie dokumentem.
Od ponad roku oczekujemy na uchwalenie ustawy o Funduszu kompensacyjnym szczepień ochronnych. Projekt ustawy od dawna jest w Sejmie i czeka gdzieś ukryty w sejmowej zamrażarce Marszałkini Sejmu.
Jak można przekonać tych nieprzekonanych i tych przestraszonych narracją lobby antyszczepionkowego do zaszczepienia przeciwko COVID-19, ale też coraz częściej do szczepień wynikających z kalendarza, jeżeli z nieznanych przyczyn władze nie chcą uruchomić Funduszu kompensacyjnego szczepień ochronnych. Samo uchwalenie i uruchomienie Funduszu wiele by zmieniło.
Niedocenianą, ale bardzo ważną rolę może i powinna odegrać Rada Medyczna przy premierze Mateuszu Morawieckim. To Rada Medyczna przygotowuje dla premiera rekomendacje. Profesor Robert Flisiak w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” stwierdził, że „tekst rekomendacji jest już od dawna ułożony [dotyczą wprowadzenia przywilejów dla osób zaszczepionych i ograniczenia mobilność osób niezaszczepionych – uzupełnienie autora]. Wszyscy członkowie rady, którzy się wypowiedzieli na ten temat, poparli jej wydanie”.
Jeżeli wydane rekomendacje są ignorowane, wypada zareagować. To przyjemne móc wpisać w CV „byłem w Radzie Medycznej” i doradzałem premierowi, tyle że wszystkie działania zawsze generują określone konsekwencje. Jeżeli rekomendacje są przygotowane, a nie podlegają ogłoszeniu i implementacji, każdy, kto w dalszym ciągu pozostanie w Radzie Medycznej, bierze na siebie odpowiedzialność za wszystko, co nastąpi.
Eksperci Rady swoimi twarzami i życiorysami będą żyrować politykę, która doprowadzi do kilkunastu, kilkudziesięciu, a może nawet kolejnych 140 tysięcy zgonów nadmiarowych. Po wszystkim nikt nie będzie pamiętał kto, kiedy i w którym medium wylewał żale i czy była to wina premiera, ministra zdrowia, czy kierującego Radą Medyczną.
W mediach coraz częściej opisywane są przypadki posiadania fałszywych certyfikatów zaszczepienia przeciw COVID-19. Pierwszy istnienie takiego procederu opisał Janusz Cieszyński, obecnie minister cyfryzacji, który odpowiedział na ogłoszenie o płatnym, fałszywym wpisie do systemu szczepień przeciw COVID-19.
Następnie pojawiło się zgłoszenie chorej z Bolesławca, która w obliczu konieczności podłączenia do respiratora przyznała, że nie przyjęła szczepionki i posiada sfałszowany certyfikat zaszczepienia. Wreszcie 24 listopada Fakty TVN przedstawiły proceder fałszowania certyfikatów na skalę masową w celach zarobkowych w podkrakowskim centrum medycznym.
Jest czymś niebywałym, że proceder ten zyskuje jakąś formę akceptacji nawet w środowisku lekarskim: „Ten proceder ma miejsce już od wielu tygodni. Mamy taką przychodnię, o której wszyscy wiedzą, że tam można zaszczepić się bez igły [cytat: szczepionka idzie do kosza, ale delikwenta wpisuje się do bazy zaszczepionych]. NFZ został o tym powiadomiony. W obecnym stanie prawnym powinien chyba zawiesić takiej placówce kontrakt, przynajmniej na szczepienia”.
Nikt nie posiada wiedzy, ile osób, które legitymują się certyfikatem szczepionkowym, pozyskało swój dokument w sposób nielegalny. Nikt więc nie wie, ile osób istniejących w systemie jako zaszczepione, a obecnie zakażone wirusem SARS-CoV-2.
Fakt zachorowania na COVID-19 osób, które przyjęły pełną dawkę szczepienia, stał się koronnym argumentem ruchu antyszczepionkowego przeciwko sensowi szczepienia się. Z tego powodu każdy przypadek fałszerstwa powinien być nagłaśniany i z pełną surowością penalizowany.
Wydaje się zasadne skontrolowanie każdego przypadku zachorowania na COVID-19 z koniecznością stosowania tlenoterapii wysokoprzepływowej i wentylacji respiratorem pod kątem potwierdzenia miejsca zaszczepienia, osoby szczepiącej w celu poszukiwania ewentualnych znamion popełnienia przestępstwa.
Należy uznać, że przygotowywanie, udostępnianie i sprzedawanie sfałszowanych wpisów do systemu szczepień przeciw Covid-19 stanowi naruszenie zasad odpowiedzialności zawodowej i w myśl właściwych przepisów powinno być z urzędu przedmiotem odrębnych postępowań organów samorządów medycznych.
Właściwym postępowaniem byłoby natychmiastowe i automatyczne zawieszenie prawa wykonywania zawodu osobie, która wystawiła dokument zawierający nieprawdziwe informacje, na podstawie których jest wydawany Unijny Certyfikat COVID.
Przygotowywanie, udostępnianie i sprzedawanie sfałszowanych wpisów do systemu szczepień przeciw COVID-19 należy uznać za popełnione świadomie i z zamiarem narażenia drugiego człowieka na śmierć, ciężkiego, średniego lub lekkiego stopnia uszkodzenie ciała (sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu).
Kodeks karny w art. 271 §1 - §3 stanowi, że funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5, a jeśli popełnia przestępstwo w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Gdy wystawiony dokument (karta szczepienia) zawiera fałszywe informacje, a na tej podstawie jest generowany Unijny Certyfikat COVID, mamy do czynienia z naruszeniem prawa polegającym na wystawieniu dokumentu poświadczającego nieprawdę.
Wydanie takiego certyfikatu stanowi również delikt wymieniony w art. 51 pkt 2 ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (Dz.U. z 2020 r. poz. 1845), który wskazuje, że nierzetelne prowadzenie dokumentacji na okoliczność szczepień jest zagrożone karą grzywny. Przestępstwem jest również podanie osobie szczepionej innej substancji niż oryginalna szczepionka, co zgodnie z artykułem 9 § 1 kodeksu karnego wypełnia znamiona czynu zabronionego popełnionego umyślnie.
Penalizacji powinien również podlegać każdy/każda, kto będzie się posługiwał fałszywym certyfikatem. Jest to czyn zabroniony, o którym mowa w art. 273 Kodeksu karnego, "zagrożony grzywną, karą ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Ogromnym problemem w zderzeniu systemu ochrony zdrowia z ruchem antyszczepionkowym są lekarze i reprezentanci innych zawodów medycznych, którzy propagują postawy antyzdrowotne, szerzą treści z zakresu dezinformacji szczepionkowej, w tym straszą niepotwierdzonymi konsekwencjami szczepień i możliwymi wczesnymi i odległymi działaniami ubocznymi.
Z każdym kolejnym lekarzem antyszczepionkowcem zawód lekarz traci na zaufaniu publicznym. W przypadku szczepień przeciwko COVID-19 twierdzenie, że ryzyko związane z zaszczepieniem przeważa nad ryzykiem zachorowania i zgonu z powodu zakażenia wirusem SARS-CoV-2 jest szczególnie społecznie szkodliwe.
Okręgowi Rzecznicy Odpowiedzialności Zawodowej powinni występować do Okręgowych Sądów Lekarskich z wnioskami o zawieszenie prawa wykonywania zawodu dla lekarzy głoszących treści antyszczepionkowe za postępowanie sprzeczne z zapisami Kodeksu Etyki Lekarskiej (artykuł 2.1; artykuł 57.1) oraz Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty (artykuł 4).
Taki sam mechanizm procedowania powinien dotyczyć również pozostałych zawodów medycznych. W Kodeksie etyki lekarskiej artykuł 2.1 mówi, że „Powołaniem lekarza jest ochrona życia i zdrowia ludzkiego, zapobieganie chorobom, leczenie chorych oraz niesienie ulgi w cierpieniu; lekarz nie może posługiwać się wiedzą i umiejętnością lekarską w działaniach sprzecznych z tym powołaniem”, a artykuł 57. 1., że „Lekarzowi nie wolno posługiwać się metodami uznanymi przez naukę za szkodliwe, bezwartościowe lub nie zweryfikowanymi naukowo”.
Z kolei artykuł 4 Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty wskazuje, że „Lekarz ma obowiązek wykonywać zawód, uwzględniając wskazania aktualnej wiedzy medycznej, dostępne mu metody i środki zapobiegania, rozpoznawania i leczenia chorób, jednocześnie zachowując zasady etyki zawodowej oraz należytą staranność”.
Wizerunkową katastrofą dla społeczności lekarskiej są działania prowadzone przez osoby zrzeszone w Polskim Stowarzyszeniu Niezależnych Lekarzy i Naukowców. Stowarzyszenie wystosowało list do dyrektorów szkół, pedagogów oraz rodziców, w którym strasząc szczepionkami i ich skutkami ubocznymi zniechęcało do szczepienia przeciw COVID-19 wśród nieletnich uczniów.
Temu listowi towarzyszyły antyszczepionkowe grupy koczujące przed szkołami. Właśnie w szpitalu w Ostrowie Wielkopolskim zmarł 14-latek ze stwierdzonym COVID-19. Nie był zaszczepiony. Czy niezaszczepienie było samodzielną decyzją rodziców, czy decyzją podjętą pod wpływem listu i innych działań antyszczepionkowców? Czy gdyby został zaszczepiony, dzisiaj by żył?
Działania karno-cywilne powinny zostać uruchomione również wobec osób, które antyszczepionkowe treści kolportują w mediach społecznościowych. Właśnie w ten sposób narracja antyszczepionkowców mocno wdarła się w przestrzeń publiczną i spowodowała, że ludzie zaczęli się bać.
Trudno bez strachu poddać się szczepieniu, gdy na adres mailowy otrzymuje się informacje, w której ktoś przekonuje zaszczepionych „umrzecie za kilka lat”. Trudno zdecydować się na szczepienie, jeśli w mediach społecznościowych pojawiają się nieprawdziwe informacje, że w Szkocji na COVID-19 umierają głównie osoby zaszczepione, czy że „wśród zmarłych na COVID-19 w Polsce, aż 30 proc. to osoby zaszczepione”.
Abstrahując od już przedstawianego faktu braku pewności czy osoby zmarłe posiadające certyfikat zaszczepienia przeciwko COVID-19 faktycznie zostały zaszczepione, skuteczne przestraszenie i zniechęcenie do zaszczepienia każdej osoby jest równoznaczne z narażeniem tej osoby na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Tu podstawą prawną odpowiedzialności karnej jest artykuł 160 § 1 kodeksu karnego z sankcją karną pozbawienia wolności do lat 3. Skutecznym działaniem powinno być blokowanie kont w mediach społecznościowych osób szerzących treści antyszczepionkowe i/lub nienawistne.
W grupie rozliczanej za działania antyszczepionkowe nie może zabraknąć posłanek, posłów i innych osób z wyboru. Szczególnej ocenie moralnej oraz prawno-karnej powinny podlegać te osoby, które szerząc treści antyszczepionkowe jednocześnie same zabezpieczyły się szczepieniem przeciwko COVID-19 (na przykład poseł Janusz Kowalski).
Dzisiaj teoretycznie wciąż wszystko jest przed nami ale praktycznie nie wszystko jest już możliwe. Przez cały czas trwania pandemii rządzący nie potrafili pokazać, że są przygotowani do kierowania Polską właśnie w pandemii. Osoby, które naszym krajem rządzą, nie zrobiły nic, albo zrobiły niewiele, co mogłoby wpłynąć na chociaż ograniczenie szerzenia się zakażeń wirusem SARS-CoV-2.
Znów będzie ogrom zgonów nadmiarowych. Nawet ewentualne ogłoszenie jeszcze dzisiaj wprowadzenia przywilejów dla osób zaszczepionych i ograniczenia mobilność osób niezaszczepionych jedynie ograniczy straty w ludziach. Aż tyle i tylko tyle.
Paradoksalnie do zwiększenia liczby osób zaszczepionych przeciwko COVID-19 nie doprowadzą działania rządu, ale wymagania krajów, do których zimą nasi rodacy będą chcieli wyjechać gdzieś na wakacje - pod warunkiem, że szczepienia i certyfikaty okażą się prawdziwe.
Zdrowie
Adam Niedzielski
Ministerstwo Zdrowia
COVID-19
epidemia koronawirusa
restrykcje
szczepienia przeciw COVID-19
Dr hab. n. med., lekarz anestezjolog, intensywista, medyk ratunkowy. Od roku 2020 członek zespołu medycznego, a następnie Kolegium Ekspertów w Instytucie Strategie 2050. Współautor kilkunastu analiz programowych, które tematycznie obejmują spektrum całego systemu ochrony zdrowia. Obecnie sędzia w Sądzie Lekarskim Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie. W latach 2019 i 2023 kandydat w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej IX i X kadencji.
Dr hab. n. med., lekarz anestezjolog, intensywista, medyk ratunkowy. Od roku 2020 członek zespołu medycznego, a następnie Kolegium Ekspertów w Instytucie Strategie 2050. Współautor kilkunastu analiz programowych, które tematycznie obejmują spektrum całego systemu ochrony zdrowia. Obecnie sędzia w Sądzie Lekarskim Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie. W latach 2019 i 2023 kandydat w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej IX i X kadencji.
Komentarze