Dopóki w Ukrainie ginąć będą niewinni ludzie, nie może być mowy o normalizacji stosunków z Rosją w żadnej sferze, nieważne, czy to sport, kultura, nauka czy dyplomacja. A jedyną stroną, która może decydować o zakończeniu blokady, jest strona ukraińska
Nie widać końca wojny w Ukrainie, a blokada stosunków z Rosją w globalnej wiosce powoli zaczyna słabnąć. Kończą się akty solidarności, sankcje gospodarcze są obchodzone, a do publicznej debaty wraca kwestia życia w innych aspektach niż militarno-wojennych. Coraz częściej też słychać pytania, jak długo należy karać rosyjskich artystów, naukowców czy sportowców za politykę Kremla i jak może wyglądać potencjalny powrót przedstawicieli rosyjskiej kultury do współpracy z zachodnimi krajami.
O tym, jak długo będzie trwać bojkot rosyjskiej kultury, czy rosyjscy sportowcy powrócą pod własną flagą na międzynarodowe zawody i co może zmienić system polityczny w Rosji rozmawiamy z Katarzyną Chawryło, rusycystką i główną analityczką zespołu rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich.
Na zdjęciu: uchodźcy z Ukrainy protestują przed Operą La Scala w Mediolanie 7 grudnia 2022 roku, przed uroczystym otwarciem nowego sezonu i premierą „Borysa Godunowa”. W kontekście wojny w Ukrainie wybór „Borysa Godunowa”, śpiewanej po rosyjsku opery Modesta Musorgskiego, która opowiada historię autokratycznego władcy i jego ludu, wywołał kontrowersje. W gali otwarcia La Scali wzięła udział m.in. przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Damian Nowicki, OKO.press: Kiedy ostatnio była pani w Moskwie lub Petersburgu?
Katarzyna Chawryło: Ostatni raz miałam okazję odwiedzić Rosję przed pandemią i nie planuję w najbliższym czasie podróży do tego kraju. Rosja prowadzi agresywną wojnę w Ukrainie i uważam, że w tej sytuacji odwiedzanie tego kraju ze względów moralnych nie jest wskazane. Drugą przyczyną są oczywiście względy bezpieczeństwa. Podróż do Rosji może być niebezpieczna. Za mówienie prawdy o wojnie można tam trafić do więzienia na 15 lat. Przypomnijmy też, że rok temu rosyjskie służby zatrzymały pod zarzutem szpiegostwa amerykańskiego dziennikarza Evana Gershkovicha.
Przed naszą rozmową szukałem lotów do Rosji i wszędzie wyskakiwał komunikat, że w związku z ograniczeniami rządowymi loty na teren Federacji Rosyjskiej zostały wstrzymane.
Na skutek zachodnich sankcji loty do Rosji z Polski, jak również z innych krajów europejskich, zostały zawieszone. Rosjanie, którzy mogą wrócić do swojego kraju, wybierają drogę przez tak zwane “trzecie państwa”. Najpopularniejsza trasa z Europy wiedzie przez Turcję, Izrael albo Gruzję. Te kraje są także miejscem spotkań emigrantów z Rosji z rodziną i bliskimi pozostającymi w kraju. Istnieją również możliwości przekroczenia granicy lądowej, np. przez kraje sąsiadujące z Rosją, jak Kazachstan.
Nasz MSZ odradza wszelkie podróże do Rosji właśnie w związku z bezpieczeństwem. Z kolei władze Federacji Rosyjskiej uznały Polskę za „państwo nieprzyjazne”.
Tak. Rząd Rosji opracował listę kilkudziesięciu państw, które według Kremla są nieprzyjaźnie nastawione do Rosji. Nas również uwzględniono w tym zestawieniu, jesteśmy w dobrym towarzystwie.
Rosja uważa za „nieprzyjazne” kilkadziesiąt państw i setki milionów obywateli, którzy są jednocześnie potencjalnymi konsumentami rosyjskiej kultury czy turystyki. Wiele rosyjskich miast, nie tylko Moskwa czy Petersburg, było do wybuchu wojny popularnymi celami wyjazdów turystycznych. Czy władze liczyły się z takimi kosztami wojny z Ukrainą?
Planując inwazję, nie liczono się z takimi konsekwencjami. Najwidoczniej według kalkulacji Kremla, turystyka i inne sfery współpracy nie były priorytetem. Stanowisko Kremla i podległych mu mediów publicznych obecnie jest takie, że na wojnie Rosja nic nie traci, a fakt zerwania wielu relacji handlowych, turystycznych oraz kulturalnych z Zachodem Rosję nic nie kosztuje. Wręcz przeciwnie! Oni utrzymują, że sankcje wyszły krajowi na dobre, bo dały impuls do wewnętrznego rozwoju i poszukiwania partnerów na innych kierunkach geograficznych.
Na objęciu sankcjami lotów pasażerskich do i z Rosji tracą przede wszystkim rosyjskie elity, dla których państwa zachodnie były popularnym kierunkiem. Nie tylko turystycznym i biznesowym: do Europy jeżdżono, by inwestować, wysyłano tam również dzieci na studia.
Teraz promuje się turystykę wewnątrz kraju. Zgodnie z przekazem dzięki temu, że Rosjanie przestali wyjeżdżać „na zgniły Zachód”, mają więcej okazji, aby odkrywać i doceniać rosyjskie regiony.
Tylko czy turystyka wewnętrzna jest w stanie wyrównać straty po wyjeździe zagranicznych turystów?
Branża turystyczna w Rosji mocno ucierpiała jeszcze w czasie pandemii Covid-19. Od tamtej pory się nie zregenerowała. Patrząc na geografię wyjazdów zagranicznych i porównując je z rokiem 2019 (przed pandemią), widać zmianę kierunków turystycznych. Kluczowym kierunkiem pozostaje Turcja, dokąd Rosjanie mogą wyjeżdżać swobodnie. Z rankingu wypadły jednak kraje Europy Zachodniej, poprawiła się pozycja Zjednoczonych Emiratów Arabskich, wysoko w rankingu znajdują się Tajlandia, Egipt, Chiny czy Malediwy.
Ci Rosjanie, którzy zachowali możliwość podróży zagranicznych – paszporty zagraniczne ma około 20 proc. populacji – wybierają inne kierunki niż Europa, więc turystyczny ruch lotniczy nie został wstrzymany, ale przekierowany. Rosjanie na pewno narzekają na wyraźny wzrost cen biletów lotniczych i ogólnie wyższe koszty wyjazdów. Na to nakłada się spadek wartości rubla, inflacja i ogólne zubożenie społeczeństwa. Grupa osób, która ma środki i możliwości, aby odbywać dalekie podróże za granicę, zauważalnie się skurczyła. Ale w przestrzeni publicznej to zjawisko jest wyciszane, bo świadczyłoby, że zachodnie sankcje jednak są skuteczne.
Jeśli chodzi o turystykę krajową, to trzeba mieć na uwadze, że Rosja jest ogromnym krajem, a wewnętrzne przeloty czy przejazdy są bardzo dużym wydatkiem. Dla znacznej części społeczeństwa nawet ten rodzaj turystyki jest niedostępny.
Jednocześnie zwykłemu zjadaczowi chleba, dla którego telewizja jest głównym źródłem informacji, wpajane jest, że państwo działa bez zarzutu.
Turystyka wewnętrzna rozwija się bardzo dobrze, regiony rosyjskie zyskują i wszystko jest w porządku.
Rosyjski aparat propagandowy bardzo skrupulatnie wykorzystuje przypadki łamania sankcji i prób powrotu do normalnych relacji z Rosją. Świeżym przykładem jest wizyta w Moskwie amerykańskiego dziennikarza Tuckera Carlsona, którą rosyjskie media komentowały przez ponad dwa tygodnie, relacjonując jego pobyt w teatrze czy zwiedzanie stolicy.
Rosyjska strona próbuje wykazać – jak dostrzegam to w rosyjskiej telewizji – że zwykli Europejczycy bardzo tęsknią i pragną wrócić do Rosji, aby zobaczyć umowne białe noce w Petersburgu. To wrogie rządy zachodnich państw zabraniają własnym obywatelom podróżowania czy kontaktu z rosyjską sztuką i kulturą. W tym momencie dla Rosji wszystko, nawet turystyka, jest przestrzenią dezinformacji oraz wojny informacyjnej, a rosyjskie władze wykorzystują wszelkie sposoby, by z jednej strony usprawiedliwić swoją agresję, z drugiej, aby przedstawić Rosję jako normalny kraj.
A co z przedstawicielami rosyjskiej nauki, kultury czy sportu? Ograniczenie możliwości podróżowania dotknęło nie tylko oligarchów.
Niekoniecznie. Ci, którzy odcinają się od reżimu Putina i potępiają wojnę, zachowali możliwości wyjazdu do Europy czy szerzej na Zachód, a państwo rosyjskie wręcz zachęca ich do emigracji. W Europie nadal są wydawane wizy humanitarne, właśnie dla osób, które wobec wojny przyjęły postawę krytyczną. Znam wielu aktywistów, ekspertów czy naukowców, którzy z tej możliwości skorzystali i w tym momencie znajdują się w innych państwach, bo nie godzili się z inwazją, nie chcieli, a często nie mogli pozostać w Rosji.
Ci, którzy zostali w Rosji, muszą się podporządkować się powszechnie obowiązującej cenzurze. Działacze kultury czy sportowcy niestety mogą zostać zaangażowani do propagandowej maszyny Kremla, żeby promować rosyjską politykę na arenie międzynarodowej. Takich przypadków jest niestety bardzo wiele.
Jakim cudem osoby jawnie krytyczne wobec Putina i Kremla otrzymują wizy? Przecież w ten sposób władze pozwalają, aby mogły dalej krytykować Rosję za granicą.
Federacja Rosyjska w odróżnieniu od Rosji sowieckiej jak dotąd nie ogranicza wyjazdów za granicę. Te osoby najczęściej wyjeżdżają z Rosji do kraju, dokąd łatwo im wjechać, na przykład do Gruzji, Armenii lub Turcji, bo tam nie są wymagane wizy. Tam dopiero, w placówkach dyplomatycznych jakiegoś wybranego zachodniego kraju, aplikują o azyl albo o wizę. Wiele krajów, w tym Polska, wydaje takim osobom wizy humanitarne.
Bardzo popularnym kierunkiem emigracyjnym są Niemcy, które mają rozbudowany program pomocowy dla emigrantów z Rosji, między innymi nakierowany na naukowców czy dziennikarzy. Takie osoby otrzymują wsparcie nie tylko pod kątem legalizacji pobytu, ale też swojej działalności zawodowej.
Jeśli chodzi o dziennikarzy, to po inwazji na Ukrainę z lutego 2022 roku całe redakcje musiały się ewakuować z Rosji w obawie przed represjami. Różne dostępne dane dotyczące exodusu z Rosji mówią o kilkuset tysiącach, a nawet milionie osób, które wyjechały po inwazji, liczba ta może rosnąć.
Czy władze nie chcą zatrzymać tego exodusu rosyjskiej inteligencji?
Kreml nie tylko na to przystaje, ale wręcz podsyca ten proces, ponieważ daje on szansę na rozładowanie wewnętrznego napięcia w Rosji, co ułatwia reżimowi działanie. Nieprzychylni władzy emigranci są stygmatyzowani przez propagandę jako wrogowie narodu, zdrajcy i działacze piątej kolumny.
Kreml liczy też na to, że ludzie, którzy wyjechali z Rosji, stopniowo będą tracić więzi i rozeznanie w sytuacji w kraju oraz możliwości oddziaływania na społeczeństwo. Nie znam przypadków, żeby kogoś z Rosji nie wypuszczono czy zatrzymano na siłę na granicy, z wyjątkiem oczywiście osób ściganych karnie i urzędników, którzy nie mogą swobodnie wyjeżdżać do wrogich krajów.
Jest dokładnie odwrotnie – krytyków Kremla wręcz zmusza się do emigracji poprzez represje i zastraszanie.
Jakie będą konsekwencje tego odpływu wykształconych młodych ludzi z Rosji?
Z pewnością będą bolesne, ale Kreml, mimo doświadczanego przez Rosję już teraz braku siły roboczej, nie zważa na to. Badania pokazują, że z Rosji wyjechali głównie ludzie młodzi, wykształceni, przedsiębiorczy. Polityka pozbywania się tak cennego kapitału społecznego, długoterminowo jest gospodarczym samobójstwem. Ale Kreml o tym nie myśli, ponieważ ma krótkoterminowe cele polityczne, które musi zrealizować, aby zwyczajnie utrzymać się u władzy. Rozwój i modernizacja państwa to ostatnie, o czym myśli obecnie rosyjska elita.
A dyplomaci? W 2022 roku z radością oglądaliśmy, jak rosyjscy oficjele wyjeżdżali ze swoich placówek na Zachodzie. Co dalej? Czeka nas jakaś quasi-żelazna kurtyna?
Rzeczywiście, był taki okres, gdy rosyjski personel dyplomatyczny w krajach zachodnich gwałtownie się skurczył na skutek różnego rodzaju afer, głównie szpiegowskich. Dla Kremla jest to bolesne, bo sieć placówek dyplomatycznych jest bardzo ważnym elementem nie tylko polityki zagranicznej i „soft power”, ale i instrumentem pozyskiwania ważnych informacji o środowisku międzynarodowym oraz wywierania wpływu w sferze informacyjnej na inne państwa i społeczeństwa.
Jestem zdania, że z tego powodu w interesie Rosji nie leży rezygnacja z dyplomacji. Póki co Kreml gra na zwłokę i liczy na dalsze zmęczenie i zmiękczenie stanowiska Zachodu wobec wojny oraz na wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, których wynik zgodnie z ich kalkulacjami może wiele zmienić w dynamice konfliktu.
Zamrożenie konfliktu w Ukrainie na kolejne lata wydaje się coraz bardziej realnym scenariuszem. Załóżmy, że do tego dochodzi. Co dalej? Kiedy będzie można zapraszać rosyjskich artystów? Kiedy zostaną wznowione rosyjskie wydania zachodnich pisarzy? Kiedy przestanie działać blokada?
Jak powiedziałam wcześniej: pierwszym krokiem musi być zakończenie konfliktu zbrojnego i wycofanie rosyjskiej armii z terytorium Ukrainy. Każda inna sytuacja będzie traktowana przez Rosję jako zwycięstwo i na pewno rozgrywana propagandowo.
Żeby wywrzeć presję na Kreml, trzeba po prostu konsekwentnie dążyć do sankcjonowania jego agresywnych działań.
Dopóki w Ukrainie ginąć będą niewinni ludzie, nie powinno być mowy o normalizacji relacji z Rosją w żadnej sferze, nieważne czy to sport, kultura, nauka czy dyplomacja. A jedyną stroną, która może decydować o tym, czy i na jakich warunkach chciałaby rozmawiać z Rosją, jest strona ukraińska. Póki Ukraińcy sami nie podejmą tej decyzji, nasza polityka absolutnie powinna być konsekwentnie solidarnościowa, żeby pokazać agresorowi, że nie będzie żadnych ustępstw.
Tacy rosyjscy artyści, jak reżyserzy Iwan Wyrypajew i Aleksandr Sokurow, pisarze Dmitrij Głuchowski i Dmitrij Bykow, znaleźli się na celowniku Kremla. Wstrzymuje się dystrybucję ich filmów oraz książek w Rosji. Czy mogą dalej funkcjonować na emigracji? Czy kultura zachodnia jest na tle pojemna, aby ich przyjąć?
Wszyscy wspomniani z wyjątkiem Sokurowa są już poza granicami Rosji, gdzie z powodzeniem kontynuują swoją pracę zawodową. Są to akurat postacie z międzynarodową sławą, co na pewno ułatwiło im odnalezienie się na emigracji. Ich antywojenne poglądy są bardzo cenne zarówno z perspektywy Zachodu, jak i samej Rosji, gdzie nadal pozostają popularni i mogą być wzorem, inspiracją czy nawet nadzieją.
Co do pojemności zachodniej kultury, nie widzę żadnych ograniczeń, rosyjska literatura od dawna jest jej częścią. Dobrym przykładem jest Borys Akunin; znany na całym świecie rosyjski pisarz kryminałów, szalenie popularny w Rosji, wydawany na całym świecie. Za krytykowanie Kremla i wojny w Ukrainie został uznany przez władze za terrorystę. Jego twórczość objęto cenzurą, książki wycofano z księgarń.
Takie przypadki cofają Rosję do czasów Związku Radzieckiego, kiedy pisarzy na emigracji byli objęci zakazem publikacji. Akunin, który od lat mieszka i pracuje na Zachodzie, jest ważnym głosem w dyskursie publicznym dotyczącym Rosji, wskazującym, że to państwo to nie tylko wojna i Putin.
A co ze sportem? Od inwazji 24 lutego 2022 roku ponad 200 rosyjskich sportowców zmieniło obywatelstwo, żeby móc występować w zawodach czy w ogóle być aktywnymi w swojej dziedzinie. Co mają zrobić sportowcy, którzy zostali w Rosji i po prostu chcą uprawiać sport? Czy powinni być wykluczani z międzynarodowych zawodów?
Sport ma w Rosji bardzo wiele wspólnego z polityką i jeśli sportowiec odnosi sukcesy, to automatycznie staje się osobą publiczną. W tym momencie od osób publicznych w Rosji oczekuje się deklaracji politycznych i poparcia dla reżimu oraz wojny.
W Rosji sportowcy często komentują wydarzenia polityczne. W rosyjskich reportażach telewizyjnych pojawiały się relacje o tym, jak rosyjscy znani sportowcy udawali się na linię frontu albo relacjonowali wydarzenia z pola walki, krzewili patriotyczną postawę i podtrzymywali na duchu rosyjskich żołnierzy.
Jeśli więc dla kogoś relacja z Kremlem jest ważniejsza niż prawdziwy sport, to taka osoba nie powinna być dopuszczana do zawodów międzynarodowych. Nie mam jednak nic przeciwko, by brali w nich udział sportowcy, którzy publicznie potępili agresję i przemoc, co już ma miejsce.
Jeśli Zachód pozwoli, aby Rosjanie wrócili do globalnego sportu, jakby nic się nie stało, mimo że trwa wojna, wzmocni to tylko poczucie bezkarności na Kremlu.
Na początku 2024 roku Rosyjski Komitet Olimpijski bezskutecznie próbował odwołać się od decyzji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, żeby jednak pozwolić Rosjanom startować na olimpiadzie. Jednocześnie w oddzielnej decyzji, wydanej jeszcze w grudniu, MKOI postanowił, że do tegorocznych Letnich Igrzysk Olimpijskich w Paryżu rosyjscy i białoruscy sportowcy dopuszczeni zostaną pod neutralną flagą. To dobrze czy źle?
Jeśli chodzi o decyzję o dopuszczeniu rosyjskich sportowców do udziału w Igrzyskach pod neutralną flagą, uważam, że to bardzo ryzykowne. Może się powtórzyć sytuacja z igrzysk zimowych dwa lata temu w Pekinie. Rosyjscy sportowcy znaleźli wówczas sposób, żeby zademonstrować swoją przynależność państwową. W następstwie afery dopingowej z czasów igrzysk w Soczi nie mogli wystąpić pod rosyjskimi barwami. W związku z tym występowali pod flagą Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Na ceremonii zamknięcia umieścili na ubraniach rosyjskie flagi, a zamiast hymnu wybrzmiał tam koncert Czajkowskiego, co propaganda bardzo eksponowała.
Państwowe media szczyciły się, że znaleziono sposób na obejście ograniczeń, a sportowców prezentowano jak bohaterów.
Na naszych oczach zmienia się narracja i temperatura społeczna wokół konfliktu. Akty solidarności sprzed dwóch lat tracą impet, a zmianę paradygmatu można dostrzec choćby w kulturze. Na przykład część zachodnich wydawnictw najpierw zerwało współpracę z rosyjskimi autorami czy tytułami, a teraz po cichu ją wznawia.
Nie widzę przeszkód, by publikować i wspierać rosyjskich twórców, którzy potępili agresję i wspierają Ukrainę, leży to w naszym interesie. Ich głos powinien być słyszalny. Co do aktów solidarności, to trzeba mieć świadomość, że Putin liczy na zmęczenie Zachodu i powrót do dawnych relacji politycznych, kulturowych, a potem biznesowych z Rosją. Od naszej konsekwencji zależy przyszłość Ukrainy i bezpieczeństwo w Europie, któremu Rosja zagraża.
Solidarność i konsekwencja są naszą siłą, Kreml o tym wie – dlatego na poziomie propagandy uderza w Zachód i gra zmęczeniem i strachem.
Jeśli chcemy być bezpieczni, musimy wytrwać niedogodności związane z pomocą dla Ukrainy, bo z czasem koszty powstrzymania Rosji będą coraz wyższe. Jednocześnie zadaniem Zachodu powinno być wywieranie presji na społeczeństwo rosyjskie, aby poczuło, że Rosja prowadzi pełnoskalową wojnę, która zabija tysiące ludzi oraz niszczy nie tylko sąsiadujący kraj, ale także ich własny. W dalszej perspektywie doprowadzi to być może do zmian systemowych.
Kreml robi wiele, by ograniczyć społeczne i ekonomiczne skutki konfliktu oraz przekonać obywateli, że to “tylko” specjalna operacja wojskowa, która zwykłych Rosjan nic nie kosztuje. W miastach panuje spokój, teatry i restauracje są pełne, półki sklepowe uginają się od zachodnich produktów. Taki obraz serwuje telewizor, nie jest on jednak zgodny z prawdą, co część Rosjan zauważa.
Czy można mówić o odpowiedzialności zbiorowej w Rosji? Czy Ukraińcy będą mieli moralny mandat, żeby oskarżać Rosjan, że sami sobie wychowywali Putina i są odpowiedzialni za napaść na ich kraj?
Reżim Putina jest u władzy od ponad 20 lat. Putin był i jest politykiem szalenie popularnym, wygrywał kolejne wybory nie tylko dzięki brakowi konkurencji czy fałszerstwom, ale i z uwagi na aktywność swoich autentycznych zwolenników. To nie jest tak, że Putin rządzi Rosją sam, osobiście prowadzi inwazję i zabija ludzi w Ukrainie. W inwazję i jej legitymizowanie są uwikłane bezpośrednio miliony ludzi: żołnierze i ich rodziny, pracownicy służb, aparatu administracji, pracownicy mediów, a nawet nauczyciele, działacze kultury czy sportowcy.
Są rzesze Rosjan, którzy wierzą w misję tzw. operacji specjalnej i historyczną rolę Rosji.
Oczywiście, są też ludzie wysyłani na wojnę wbrew swojej woli. Ale znaczna część akceptuje niestety wojnę, widząc w niej okazję do poprawy swojego stanu majątkowego czy awans społeczny. Aktywna grupa sprzeciwiająca się wojnie stanowi zdecydowaną mniejszość, choć na Zachodzie jest dość dobrze widoczna. Taką rzeczywistość w Rosji musimy brać pod uwagę.
Niestety, moja ocena jest bardzo pesymistyczna. Jeśli nawet któregoś pięknego dnia Putin zakończy swoje urzędowanie na Kremlu, to niestety w Rosji wciąż będzie istniał system i społeczeństwo, które na tę agresję dało swoją zgodę. To bardzo trudna i niepokojąca sytuacja, z której nie widzę łatwego i szybkiego wyjścia.
Czy Pani zdaniem rosyjskie społeczeństwo byłoby w stanie pozbyć się imperialnych resentymentów?
Społeczeństwo rosyjskie jest bardzo plastyczne, jeżeli chodzi o przekonania, i podatne na działania propagandy. Wyobrażam sobie sytuację, że w Rosji dochodzi do zmiany struktury mediów i linii narracyjnych, np. w następstwie odsunięcia Putina od władzy lub przegrania wojny. Jestem przekonana, że gdyby media zaczęły propagować treści antywojenne i krytyczne wobec Putina, to społeczeństwo rosyjskie w ciągu kilku tygodni przyjęłoby te poglądy jako swoje.
Nie zmieni to jednak od razu systemu politycznego w Rosji, nie mówiąc już o mentalności społeczeństwa, która obejmuje zarówno sentyment imperialny, jak i brak szacunku dla życia ludzkiego.
Nie brzmi to optymistycznie.
Bo nie jest. Niestety, głębsza analiza wskazuje, że jeśli taka zmiana nie byłaby konsekwentna i trwająca dekadami, to nie zmieni się mentalność, podejście do świata czy społeczno-polityczne nawyki Rosjan. Pierwszym warunkiem do tego, żeby zmienić model zachowań i doprowadzić do wykształcenia w Rosji społeczeństwa obywatelskiego, są wolne media, o czym w tym momencie w Rosji absolutnie nie ma mowy.
W rosyjskim społeczeństwie już widać natomiast negatywne skutki wojny. Przez front przetaczają się tysiące ludzi, którzy potem wracają do swoich domów z doświadczeniami przemocy i traum, część z nich ginie lub wraca okaleczona. W rezultacie rośnie skala przemocy i akceptacja dla niej. Wojna na skutek propagandy zaczyna być znormalizowana i traktowana jako permanentny stan społeczeństwa i państwa.
Słowem największymi wygranymi w tym momencie w Rosji jest dezinformacja, indoktrynacja i propaganda, a największym przegranym, po prostu, rosyjskie społeczeństwo.
Największym przegranym jest Ukraina i ukraińskie społeczeństwo.
Mimo że rozmawiamy o Rosji, nie możemy o tym zapominać. Rosyjskie społeczeństwo też ponosi negatywne konsekwencje rządów Putina, ale to Ukraina jest pod permanentnym ostrzałem.
Państwo rosyjskie stoi na fundamencie propagandy i jest nią głęboko przesiąknięte. Jej zadaniem jest maskowanie negatywnych skutków wojny i niedopuszczanie do wzrostu niezadowolenia w społeczeństwie. Na razie te działania są dość skuteczne, bo część skutków wojny ujawni się po długim czasie, np. wyrwa demograficzna, konsekwencje drenażu mózgów, brak inwestycji w służbę zdrowia, skutki demoralizacji i militaryzacji ludności od najmłodszych lat.
Czy wierzy Pani w scenariusz wycofania się Rosji z zajętych ziem Ukrainy? Czy niestety powinniśmy się spodziewać, że za 5 czy 10 lat zobaczymy uśmiechniętego Putina ściskającego dłoń kolejnego przedstawiciela Niemiec, Francji czy USA?
Nie zakładam dobrowolnego wycofania się Rosjan z Ukrainy. Putin nie może tego zrobić ze względu na swoją pozycję w elicie i państwie, naród tego nie popiera, co wynika z badań. Chyba że Rosja zostanie stamtąd wypchnięta, co według mnie jest jedynym scenariuszem, dającym cień szansy na zmianę modelu rządów i mentalności w samej Rosji.
Przegrana wojna może być jedyną szansą dla rosyjskiego społeczeństwa na to, by zyskać pokój, podmiotowość i rozwój.
Dziś widzimy, że państwo rosyjskie w wielu sferach weszło na wojenne tory. Przestrzegam zatem przed pobłażliwym traktowaniem Rosji. Jeśli agresja w Ukrainie ujdzie Kremlowi płazem, to zostanie to potraktowane w Moskwie jako zachęta do kolejnych agresywnych działań. Tak działa ten system.
W kontekście tego wszystkiego, co zostało już powiedziane, jak Pani skomentuje śmierć Aleksieja Nawalnego? Może być to impuls do zmian czy raczej „ostatni gwóźdź do trumny” ruchów prodemokratycznych w Rosji?
Nawalny był najgłośniejszym i najbardziej skutecznym krytykiem Kremla, któremu udało się zmobilizować do aktywności politycznej w Rosji tysiące osób. Nikt inny w ostatnich dekadach tego nie dokonał, nie ma nikogo, kto mógłby go zastąpić. Stąd wynika strach Putina przed Nawalnym i determinacja, by go wyeliminować.
Śmierć Nawalnego to duży cios dla rosyjskiej opozycji liberalnej, która jest rozbita i podzielona, przebywa w emigracji. Nie jest pewne, czy żona Nawalnego Julia zostanie zaakceptowana jako lider, którego rzeczywiście brakuje w tym środowisku.
Dla rosyjskiego społeczeństwa śmierć Nawalnego ma być sygnałem i straszakiem, że aktywność opozycyjna może kosztować śmierć, ma to demotywować i odbierać nadzieję na zmiany. Dla Zachodu to jasny sygnał, że Kreml nie cofnie się przed niczym w realizacji swoich celów politycznych, nawet kosztem własnych obywateli.
Niestety wyeliminowanie Nawalnego w sposób tak demonstracyjny wskazuje, że Kreml poczuł się pewnie i bezkarnie. Nie jest to dobra wiadomość w kontekście wojny w Ukrainie.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Dziennikarz i reportażysta freelancer, najściślej związany z "Gazetą Wyborczą" oraz "Tygodnikiem Powszechnym". Absolwent filozofii i filmoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Polskiej Szkoły Reportażu w Warszawie. Nominowany do nagrody Grand Press 2022 w kategorii wywiad. Najbardziej poruszają go systemowe problemy, które krzywdzą bezbronnych ludzi. Pracuje nad debiutancką książką o nadużyciach w polskim środowisku akademickim, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
Dziennikarz i reportażysta freelancer, najściślej związany z "Gazetą Wyborczą" oraz "Tygodnikiem Powszechnym". Absolwent filozofii i filmoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Polskiej Szkoły Reportażu w Warszawie. Nominowany do nagrody Grand Press 2022 w kategorii wywiad. Najbardziej poruszają go systemowe problemy, które krzywdzą bezbronnych ludzi. Pracuje nad debiutancką książką o nadużyciach w polskim środowisku akademickim, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.
Komentarze