0:00
0:00

0:00

Odczłowieczona polska szkoła nie sprzyja budowaniu poczucia bezpieczeństwa, w którym mogą wzrastać uczniowie - to jeden z głównych wniosków z opublikowanego 25 stycznia 2020 raportu Fundacji "Szkoła z klasą" o zdrowiu psychicznym dzieci i młodzieży.

Przeczytaj także:

Z ankiet przeprowadzonych wśród 1535 nauczycielek i nauczycieli wyłania się wyjątkowo smutny obraz systemu edukacji pogrążonego w absurdzie, w którym nie ma miejsca na potrzeby i trudności dzieci. Mówią o tym sami pedagodzy, którzy są sfrustrowani, że pomiędzy realizacją podstawy programowej a wypełnianiem dokumentów, by "zgadzało się w kuratorium", gubią czas, który mogliby poświęcić na budowanie relacji i wsparcie. A dzieci i młodzież wręcz krzyczą o pomoc.

Problem goni problem

Wśród najbardziej powszechnych problemów, z którymi mierzą się uczniowie nauczycielki wymieniały:

  • problemy z rówieśnikami (58 proc.);
  • zaburzenia koncentracji (54 proc.);
  • uzależnienie od telefonu (35 proc.);
  • depresja (31 proc.).

W szkołach podstawowych uczniom częściej towarzyszą zachowania destrukcyjne, agresja, problemy w grupie rówieśniczej. Za to młodzież na kolejnych etapach edukacji cierpi na stany lękowe i depresję.

Wśród przyczyn kryzysów psychicznych uczniów nauczyciele najczęściej podają:

  • niskie poczucie własnej wartości (76 proc.);
  • brak zainteresowania rodziców (76 proc.);
  • brak akceptacji rówieśników (68 proc.);
  • problemy rodzinne (65 proc.).

"Gubimy człowieka, bo mamy podstawę programową"

Nauczyciele mają świadomość, że częstym źródłem problemów uczniów jest też sama szkoła. Jak mówi OKO.press wiceprezeska Fundacji "Szkoła z Klasą" Marta Puciłowska, pruski model edukacji, której sens sprowadza się do realizacji podstawy programowej, jest szalenie szkodliwy.

"Czy zdam egzamin? Czy zdobędę dość punktów? To pytania centralne dla polskich dzieci i młodzieży. Szkoła powinna być bezpieczną przystanią, do której każdy uczeń może przynieść swój problem. Zamiast tego mamy bezlitosny wyścig: zadaniem uczniów jest odhaczanie obowiązków, a nauczycieli - pilnowanie i rozliczanie. A stres i natężenie emocji, które temu towarzyszą, mogą dać początek albo zaognić problemy psychiczne młodzieży" - mówi ekspertka.

Z raportu wynika też, że sposób konstrukcji polskiego systemu edukacji nie sprzyja budowaniu relacji.

Co czwarty badany nauczyciel (24 proc.) przyznaje, że uczeń nie zwróciłby się do nich z problemem.

Puciłowska uważa, że to złożony problem. Z jednej strony społeczna percepcja zawodu nauczyciela nie sprzyja budowaniu jego autorytetu. Szczególnie, jeśli jego rolę w życiu dziecka podkopują inni ważni dorośli, czyli przede wszystkim rodzice. Najbardziej dojmujący jest jednak brak czasu dla najmłodszych, którzy mają swoje trudności, przeżycia i emocje.

"Gubimy człowieka, bo mamy podstawę programową"

- pisze w ankiecie jedna z nauczycielek technikum z woj. kujawsko-pomorskiego.

Podobne opinie, o nadmiernie przeciążonej, opresyjnej, bezsensownej podstawie programowej, wokół której kręci się cały system edukacji, pojawiały się najczęściej.

Nauczycielom czas na indywidualną pracę z uczniem zabiera też nadmierna biurokracja. "Papier przesłania człowieka. Przepisy ograniczają pracę z młodym człowiekiem. Absurd goni absurd" - to głos nauczycielki z długim stażem zawodowym z woj. śląskiego.

Psycholog w szkole? 2 godziny w tygodniu

Nauczycielki zdają sobie sprawę, że kondycja psychiczna uczniów z roku na rok się pogarsza. I choć większość potrafi zaobserwować symptomy kryzysu (58 proc.), mają też świadomość, że system edukacji nie jest przygotowany na to, by sprostać temu wyzwaniu. Najlepiej świadczy o tym sposób organizacji wsparcia pedagogiczno-psychologicznego w szkołach.

Niemal wszyscy ankietowani nauczyciele zadeklarowali, że w ich szkole zatrudniony jest pedagog (95 proc.), jednak w 25 proc. szkół nie na cały etat.

"W szkole jestem sama na ponad 400 uczniów. Rozpiętość problemów jest ogromna. Od problemów z nauką i zachowaniem, po problemy z tożsamością płciową. Nie mam warunków do pracy i terapii z dziecka. Brak salki, brak terapeuty, nie wspomnę o pomocach edukacyjnych" - opowiada w ankiecie pedagożka z woj. lubuskiego.

Jeszcze gorszy dostęp jest do wsparcia psychologicznego.

Tylko 6 na 10 nauczycieli przyznało, że w ich szkole zatrudniony jest psycholog. Średnio ma on dla uczniów zaledwie 16 godzin w tygodniu, ale zdarzają się sytuacje, że jest ich jeszcze mniej. Jak deklaruje jedna z nauczycielek: "2 godziny w tygodniu na 350 uczniów".

Dodatkowym problemem, jest brak pomocy dla nauczycieli, którzy chcieliby wesprzeć młodzież.

"W badaniu mówili wprost, że nie dość, że są przeciążeni pracą i indywidualne potrzeby uczniów muszą rozwiązywać w wolnym czasie, to jeszcze czują, że brakuje im kompetencji. Co więcej, polski system edukacji niewystarczająco jasno określa, jaką rolę w reagowaniu na kryzys pełni nauczyciel, wychowawca i specjalista. Nawet jeśli wiadomo to w teorii, w praktyce nauczycielom wciąż brakuje kompetencji i pomocy ekspertów" - mówi Puciłowska i dodaje, że szkoła mogłaby być pierwszym miejscem reagowania na problemy uczniów.

"Musielibyśmy jednak postawić na to, że szkoła jest wspólnotą ludzi, a nie przechowalnią dla młodych, którym często odbiera się podmiotowość, w której ścierają się różne fronty. Gdyby udało się wychwycić trudność wcześniej, może nie potrzebowalibyśmy tak rozbuchanego wsparcia specjalistycznego, a oddziały zamknięte młodzieżowych szpitali nie byłyby tak przeciążone".

Raport podkreśla też rolę samych uczniów w reagowaniu na kryzys. To grupa rówieśnicza ma zazwyczaj najpełniejszy obraz sytuacji. To, co powinno jednak martwić, to fakt, że dziś także oni są pozostawieni sami sobie.

Rodzic: hamulcowy zdrowienia

Tylko co czwarty nauczyciel uznał, że rodzice są "bardzo otwarci" na współpracę, gdy trzeba zareagować na kryzys. Za to 44 proc. w 10-stopniowej skali oceniło ich zaangażowanie poniżej 5.

Badania pokazały, że w opinii nauczycieli nierzadko to rodzice są hamulcowymi procesu zdrowienia. Dlaczego? Albo są zbyt wymagający dla swoich dzieci, nie dostrzegając, jak dużej presji je poddają. Albo nie chcą pogodzić się, że ich dziecko może mieć problem, który rozwiązać powinien specjalista.

"Dziewczynka miała objawy depresji. Rodzice wyparli problem, wręcz usłyszałam, że wmawiam córce chorobę psychiczną. Rozmawiałam z dziewczynką. W zeszłym roku poszła do szkoły średniej. Właśnie się dowiedziałam, że ma myśli samobójcze. Będę się kontaktowała ze szkołą, do której uczęszcza" - czytamy w relacji nauczycielki ze szkoły podstawowej w woj. podlaskim.

"Na pewno we współpracy nie pomaga społeczne podejście do zawodu nauczyciela" - komentuje Marta Puciłowska. "Rodzice często nie chcą, by ktoś ingerował w proces wychowawczy. W drugą stronę, nauczyciele czasem też mają swoje uprzedzenia. Muszę przyznać, że ta część ankiety, która wskazuje na poważny kryzys nauczycielsko-rodzicielski zmartwiła mnie najbardziej.

Jeśli zawodzą bowiem dwa ważne ogniwa procesu zdrowienia, dziecko sobie nie poradzi. Musimy pamiętać, że tu nie chodzi o to, kto ma rację. W takiej sytuacji powinniśmy grać do wspólnej bramki".

Problemem wciąż jest też społeczna percepcja chorób i zaburzeń psychicznych. Rodzice wstydzą się prosić o pomoc. Często wolą nie drążyć, wypierać, byle tylko uniknąć "leczenia".

"Niestety, widać tu jak pogłębiają się różnice. Dzieci z domów o wyższym kapitale społecznym, mają większe szanse na otrzymanie pomocy" — dodaje ekspertka.

Nauczycielka - wypalona siłaczka

Raport pokazuje też, że nauczyciele robią dobrą minę do złej gry. Nie narzekają zbytnio na swój stan psychiczny. W pytaniu zamkniętym aż 57 proc. z nich oceniło, że ma się dobrze lub bardzo dobrze (odpowiedzi między 8-10 w dziesięciostopniowej skali). Jednak z pytań otwartych bije kryzys.

"Czuję się przepracowana, niedoceniana i nadmiernie obciążona problemami innych, przy braku pomocy wobec własnych"

- pisze nauczycielka z woj. świętokrzyskiego.

Inna zwraca uwagę na obciążenie związane z publiczną percepcją zawodu nauczyciela: "W ostatnim czasie wylewa się na nas fala hejtu, znieważania i poniżania".

"Czuję się przemęczona i wypalona zawodowo. Mam odruch ucieczki i zastanawiam się, mimo 53 lat, czy nie podjąć pracy fizycznej, zanim jeszcze trochę chce mi się cieszyć życiem"

- to głos nauczycielki ze szkoły podstawowej w woj. podkarpackim.

"Nauczycielki udają siłaczki i twardzielki, bo nie mają wyjścia. Trochę zdają sobie sprawę, jak ich widzą inni, ale przede wszystkim wiedzą, że nie mogą się użalać. Muszą pracować, bo czują się odpowiedzialne za uczniów. Gdy skorupka pęka widzimy smutny obraz. Nauczyciele wiedzą, że są częścią odczłowieczonego systemu. Są frustrowani, ale nie widzą wyjścia" - tłumaczy Marta Puciłowska.

Badania ankietowe zostały przeprowadzone już w czasie pandemii, ale raport wskazuje głębsze, systemowe problemy dotyczące polskiej szkoły, nauczycieli i uczniów - nie wynikają one z pandemii i nauczania zdalnego, choć społeczny "stan nadzwyczajny", w którym znajdujemy się już prawie rok, może je pogłębiać.

Numery telefonów zaufania dla osób potrzebujących wsparcia:

  • 116 111 Dajemy Dzieciom Siłę;
  • 22 628 52 22 LAMBDA telefon zaufania dla osób LGBT (pon.-pt. 18:00-21:00);
  • 116 123 Polskie Towarzystwo Psychologiczne;
  • 800 120 002 Niebieska Linia;
  • 800 70 22 22 Itaka;
  • 22 635 93 92 PONTON (pt. 16:00-20:00).

Jeśli chcesz podzielić się doświadczeniami związanymi z dostępem do opieki psychiatrycznej i psychologicznej w Polsce napisz na adres: [email protected]

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze