0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Żuchowicz / Agencja GazetaDawid Żuchowicz / Ag...

"Kryzys, który nas dotyka ma wymiar ogólnoświatowy. Nie jest tak, że my możemy otrzymać od kogoś w tej chwili pomoc. Wszyscy są w kłopotach" - tłumaczył prezydent Andrzej Duda na konferencji prasowej inicjującej pakiet pomocowy dla polskich przedsiębiorców, w środę 18 marca 2020.

To jest program, który zakłada, że radzimy sobie sami. Kompletnie bez żadnej zewnętrznej pomocy z jednoczesnym osłanianiem naszego sektora finansowego.
Polska dostanie wsparcie z Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Konferencja prasowa Prezydenta RP i Premiera,18 marca 2020

Myśl Prezydenta rozwinął premier Mateusz Morawiecki. Podkreślił, że nowy projekt "tarczy antykryzysowej", która ma chronić gospodarkę przed uderzeniem recesji, jest "całkowicie niezależny od jakichkolwiek funduszy europejskich".

"Ja bardzo bym się cieszył, i chyba wszyscy Polacy by się cieszyli, gdyby Unia Europejska rzeczywiście przeznaczyła nowe środki na walkę z koronawirusem" - mówił szef polskiego rządu.

Te [środki z UE - red.], które zostały kilka dni temu zaproponowane, nie są żadnymi nowymi środkami.
To prawda, ale i przemilczenie. Te pieniądze Polska musiałaby zwrócić, bo nie umiała na czas ich wydać.
Konferencja prasowa Prezydenta RP i Premiera,18 marca 2020

Podczas gdy Prezydent i premier przekonywali rodaków, że Polska samodzielnie, bez żadnego wsparcia z zewnątrz poradzi sobie z epidemią, w tle dumnie prezentował się rząd biało-czerwonych flag. Flag UE zabrakło, choć Morawiecki jeszcze w poniedziałek pokazał je na swojej konferencji prasowej.

Identyfikacji z Unią od jakiegoś czasu unika prowadzący kampanię wyborczą prezydent Andrzej Duda. Wyłącznie biało-czerwone były tłem do prezydenckiego orędzia z 10 marca. Dla porównania, gdy prezydent Francji Emmanuel Macron wygłaszał swoją odezwę 16 marca, towarzyszyła mu zarówno flaga narodowa, jak i unijna.

PiS wykorzystuje pandemię koronawirusa do umacniania wizerunku rządu i prezydenta jako polityków doskonale radzących sobie z zagrożeniem. W dodatku bez najmniejszego wsparcia z zewnątrz, bo "Unia nie działa".

Ale to fałsz. Nie jesteśmy sami.

Przeczytaj także:

Unia nie pomaga?

Mateusz Morawiecki ubolewał, że pieniądze, które Polska ma otrzymać z zapowiadanego przez Ursulę von der Leyen koronafunduszu inwestycyjnego, nie są nowe.

"To środki przyznane na lata 2014-2020, w poprzedniej perspektywie budżetowej. Środki, które Polska świetnie zagospodarowuje, zresztą ze wsparciem funduszy centralnych, funduszy budżetu państwa" - mówił premier.

Rzeczywiście - Unia nie obiecała państwom członkowskim nowych pieniędzy. To fundusze, które przekazała im już w ramach unijnego budżetu. Jest jednak pewien haczyk. Pieniądze, których kraje Unii nie zdołają wydać lub chociaż zaplanować jako wydatków, muszą być zwracane do unijnego budżetu. UE chce, by w drodze wyjątku fundusze te mogły pozostać u państw członkowskich. Miałyby posłużyć na wsparcie dla:

  • ochrony zdrowia;
  • małych i średnich przedsiębiorstw;
  • rynku pracy;
  • innych potrzebujących sektorów gospodarki.

W ramach funduszy strukturalnych - m.in. Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego (ERDF) i Funduszu Spójności - Polska dostała na lata 2014-2020 najwięcej pieniędzy w UE. Był to niewątpliwy sukces rządu PO-PSL. Premier zapewnia, że Polska "świetnie zagospodarowuje" te środki. Jak wygląda to w liczbach?

Według stanu na 18 marca 2020 Polska wydała 41 proc. pieniędzy przyznanych na siedem lat w ramach ERDF i 46 proc. środków z Funduszu Spójności. Zaplanowaliśmy odpowiednio 97 i 96 proc. Oznacza to, że z tylko tych dwóch funduszy, jak dotąd nie mamy pomysłu, jak wydać niemal 2,6 mld euro.

UE postanowiła, że części z tych zaliczek Polska (podobnie jak inne kraje Unii) nie będzie musiała zwracać do unijnego budżetu. Będziemy mogli wnioskować o 1,215 mld euro.

Nie tylko zatrzymamy te środki u siebie, będziemy mogli także przekierować je tam, gdzie będą najbardziej potrzebne w walce z epidemią. 1,125 mld euro przy unijnych zasadach współfinansowania pozwoli wygenerować inwestycje warte 7,4 mld.

Unijne pieniądze nie biorą się znikąd

"Elastyczność, którą Komisja Europejska proponuje, jest na pewno dobrym krokiem, ale tutaj na razie jeszcze nowe środki nie zostały jeszcze zaproponowane przez Unię Europejską" - ubolewał polski premier.

Ale UE nie może zrobić o wiele więcej niż przekierowywać środki, które już zostały wstępnie zagospodarowane w ramach perspektywy 2014-2020. Głowy państw członkowskich wciąż nie wypracowały bowiem konsensusu w sprawie nowej budżetowej siedmiolatki na lata 2021-2027.

Pieniądze UE nie biorą się znikąd - w znakomitej większości pochodzą ze składek jej członków. Bez decyzji budżetowej kolejnych miliardów euro nie będzie - nie tylko na walkę z koronawirusem.

W dodatku UE jest dziś pod ogromną presją, by ciąć wydatki. Wspólnotę 31 stycznia 2020 opuściła Wielka Brytania, która była jednym z krajów wpłacających najwięcej do unijnej kiesy.

UE zaproponowała więc jak na razie, poza koronafunduszem, przekierowanie niewydanych pieniędzy z kilku innych programów finansowania.

Chce wydłużyć okres działania unijnego Funduszu Solidarności (powstał jako reakcja na kryzys uchodźczy), w ramach którego na 2020 dostępnych jest wciąż 800 mln euro, i zezwolić na wydanie części pieniędzy na ochronę zdrowia. Fundusze z Europejskiego Funduszu Dostosowania do Globalizacji (179 mln euro w 2020 roku) mają posłużyć jako wsparcie dla osób na umowach cywilnoprawnych i bezrobotnych.

UE zamierza też wesprzeć Europejski Fundusz Inwestycyjny gwarancją w wysokości 1 mld euro. Pieniądze, przekierowane z unijnego budżetu, mają stanowić zachętę dla banków, by udzielały pożyczek małym i średnim przedsiębiorstwom.

Co może Unia?

"Wiadomo, że tutaj UE nie działa tak szybko, jak państwa narodowe, nie działa tak szybko jak Polska. My zbudowaliśmy dzisiaj znaczącą tarczę" - dowodził na konferencji Morawiecki.

To kolejny głos w narracji, którą od kilku dni lansują prorządowe media. Opowieść o Unii niewydolnej, która nie jest w stanie poradzić sobie z wyzwaniem epidemii i "bezradnie rozkłada ręce".

Jak już pisaliśmy, UE nie ma kompetencji, by samodzielnie zarządzać kryzysem w ochronie zdrowia. Może spełniać przede wszystkim rolę koordynacyjną. Robi to już zresztą, np. zachęcając państwa członkowskie do wspólnych zakupów sprzętu medycznego, zamykając zewnętrzne granice oraz przeznaczając dodatkowe 80 mld euro na badania nad szczepionką.

Aby ratować gospodarkę, Bruksela zdecydowała się już na bezprecedensowe kroki. Zamierza zezwolić państwom członkowskim na udzielanie większej pomocy publicznej przedsiębiorstwom w kryzysie. A także poluzować reguły Paktu Stabilności i Rozwoju, by kraje mogły mocniej się zadłużyć.

UE przyznaje zarazem, że jej odpowiedź na epidemię była spóźniona. Mówiła o tym we wtorkowym (17 marca) wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Bild" przewodnicząca KE Ursula von der Leyen.

"Sądzę, że my wszyscy, którzy nie jesteśmy ekspertami, nie doceniliśmy koronawirusa, gdy jeszcze był silnie skoncentrowany w Chinach. [...] Dopiero teraz zrozumieliśmy, że wszystkie te środki, które jeszcze wydawały nam się przed dwoma, trzema tygodniami drakońskie, są konieczne" - stwierdziła.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Przeczytaj także:

Komentarze