0:000:00

0:00

Prawa autorskie: EU//Christophe LicoppeEU//Christophe Licop...

"Instrumentalizacja migrantów i uchodźców jest całkowicie nie do przyjęcia. Wykorzystywanie potrzebujących pomocy ludzi do realizacji celów politycznych narusza podstawowe europejskie wartości i zasady. W związku z tym UE i jej państwa członkowskie potępiają instrumentalizację migrantów i uchodźców przez reżim białoruski" - czytamy w stanowisku Rady Unii Europejskiej ze środy, 18 sierpnia 2021.

"Ściśle współpracujemy z władzami Litwy i Polski, by wspierać je w skutecznym zarządzaniu zewnętrzną granicą Unii w zgodzie z unijnym prawem i z pełnym poszanowaniem praw podstawowych i zapewniając dostęp do procedury azylowej" - to już fragment oficjalnego komunikatu Komisji Europejskiej.

Reżim Aleksandra Łukaszenki od miesięcy ma uczestniczyć w przemycie uchodźców m.in. z Bliskiego Wschodu pod granicę UE - z Litwą, Łotwą i Polską - i korzystać na tym finansowo. A jednocześnie wykorzystywać desperację ludzi do wywierania politycznej presji na Zachód. To odwet za sankcje, które UE nałożyła na Białoruś po sfałszowanych wyborach prezydenckich i brutalnym stłumieniu antyrządowych protestów.

W OKO.press relacjonowaliśmy m.in. dramatyczne wydarzenia w okolicach miejscowości Usnarz Górny, gdzie w prowizorycznym obozie na wpuszczenie do Polski oczekuje grupa 32 Afgańczyków i Afganek. Sprawa budzi coraz większe emocje polityczne, a media donoszą o kolejnych grupach uciekinierów, błądzących po lasach Podlasia. Tymczasem politycy PiS chwalą się skuteczną "ochroną granic", a pogranicznicy odmawiają wjazdu nawet osobom, które wyraźnie proszą o azyl.

Przeczytaj także:

Co na to UE? Mówi o "wojnie hybrydowej" i potępia Białoruś. Mówi też o poszanowaniu praw podstawowych migrantów i ich prawie do azylu. Zarazem jednak stawia na wzmocnienie zewnętrznych granic i zniechęca osoby w kryzysie do przyjazdów do Unii.

Zgodnie z przyjętym w 2016 roku kodeksem granicznym Schengen wjazd do UE może odbywać się tylko na wyznaczonych przejściach granicznych. Na tej podstawie unijna agencja ds. granic, Frontex, zawraca na Morzu Śródziemnym łodzie z uchodźcami i od lipca 2021 wspiera Litwę w patrolowaniu jej granicy z Białorusią. Przy aprobacie Brukseli na kolejnych granicach UE budowane są mury, zasieki, płoty. Wkrótce także w Polsce.

O polityce UE wobec migrantów i uchodźców OKO.press rozmawia z prof. Witoldem Klausem, członkiem zarządu Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, które od lat pro bono pomaga prawnie cudzoziemcom w Polsce, profesorem w Instytucie Nauk Prawnych PAN i członkiem Ośrodka Badań nad Migracjami UW.

Maria Pankowska, OKO.press: Jak ocenia Pan politykę migracyjną UE?

Prof. Witold Klaus: Jest obrzydliwa. Z jednej strony Unia posługuje się pięknymi hasłami. W ostatnim Pakcie o Migracji i Azylu w pierwszych słowach pisze o humanizmie, o konieczności otwierania legalnych dróg, ochronie migrantów i migrantek. Tyle we wstępie. Jak wczytamy się jednak w ten dokument, okazuje się, Unia stawia na silną ochronę granic, odpychanie od nich uchodźców i uchodźczyń. No i na współpracę z państwami sąsiadującymi, by to one tych granic broniły.

Przez wiele lat taką współpracę UE prowadziła np. z Białorusią. Tak samo jest z Turcją, Marokiem czy Libią. UE podpisuje z nimi umowy, płaci tym państwom, fundując m.in. środki militarne, broń, pojazdy, okręty. Płaci także czasem za budowanie ośrodków strzeżonych na ich terytorium. Umywa ręce. Bo skoro my zapłaciliśmy, to te osoby nie są u nas. To nie my je więzimy.

We wczorajszym stanowisku premier Morawiecki i głowy państw bałtyckich skrytykowały prezydenta Łukaszenkę za łamanie praw człowieka i praw migrantów na Białorusi. Ale przecież te kraje same angażują się w bardzo podobną politykę: robienie wszystkiego, żeby ludzie nie przyjeżdżali, budowanie umocnień na granicy.

Minister obrony Mariusz Błaszczak pochwalił się ostatnio na Twitterze, że na granicy polsko-białoruskiej ma powstać "nowy, solidny płot o wysokości 2,5 m". Unii nie przeszkadza, że odgradzamy się niczym Donald Trump od Meksyku?

Płotów buduje się coraz więcej. Są już na granicy turecko-greckiej, na granicy turecko-bułgarskiej, na wszystkich granicach Węgier z państwami spoza strefy Schengen, kolejny buduje się na granicy białorusko-litewskiej. Są też mury w enklawach hiszpańskich w Maroku - Ceucie i Melilli. Od nich ogóle zaczęło się grodzenie.

Państwa unijne chcą zrobić wszystko, by zniechęcić ludzi do przyjeżdżania, składania wniosków o azyl. Bo jak te osoby już są, to zgodnie z konwencją genewską nie można im azylu odmówić.

Czy te osoby nie mogłyby po prostu stawić się na przejściach granicznych? Wtedy nikt nie miałby argumentu, by ich nie wpuszczać.

Żeby stawić się na przejściu granicznym, trzeba mieć taką możliwość. Bardzo wiele osób takiej możliwości nie ma. W dodatku z prawnego punktu widzenia nie ma żadnej różnicy. Gdy osoba stawia się na granicy i mówi, że potrzebuje ochrony międzynarodowej, musi być wpuszczona i trzeba wszcząć wobec niej postępowanie – niezależnie od tego, czy zrobi to na przejściu granicznym, czy w innym miejscu, np. na zielonej granicy.

Generalnie przez przejścia graniczne przechodzi 99,9 proc. osób, które przyjeżdżają do Unii Europejskiej. Są jednak osoby, które nie mogą tego zrobić. To one decydują się na przejście w innych miejscach. Woleliby oczywiście przylecieć wygodnie samolotem, a nie płynąć łodziami przez morze, ryzykując życiem.

Ale ludzie na granicy polsko-białoruskiej nie ryzykują wyprawą przez morze. Czy nie mogliby z Usnarza Górnego po prostu podejść kawałek do przejścia?

Nie, bo od tych ludzi nic nie zależy. Po obu stronach są otoczeni kordonem wojsk. Z jednej strony białoruskich, z drugiej polskich.

Usnarz Górny to tylko jeden przykład, są też inne grupy i inne miejsca, w których ludzie próbują przekroczyć granicę. Jedna z osób, z którymi rozmawialiśmy, powiedziała, że czuje się jak piłka.

Jest wypychana na Białoruś przez służby polskie, a służby białoruskie natychmiast, siłą przenoszą ją na stronę polską. Zdarza się, że w nocy to się dzieje kilka razy. Te osoby nie mają żadnej możliwości swobodnego działania, zmiany tej sytuacji. Są traktowane jak przedmioty.

Czy UE w ogóle może coś tu zmienić? Na razie mówi, że po prostu "monitoruje sytuację".

Polityka migracyjna jest kompetencją UE, państwa członkowskie przekazały Brukseli uprawnienia w tej dziedzinie. Liderzy UE powinni zacząć od zmiany narracji. Politycy i polityczki muszą przestać mówić o osobach, które potrzebują ochrony, jako o bandytach, terrorystach, hordzie czy fali. Zamiast tego zacząć używać języka praw człowieka.

Przez krótki czas było tak w Grecji, w 2015 roku, gdy władzę przejął rząd Aleksisa Tsiprasa. Powtarzał, że greckie społeczeństwo jest wspaniałe, że powinno pomagać, że pomoc potrzebującym jest wpisana w greckie DNA. Wtedy, w tym kryzysowym momencie, bo do Grecji w tamtym roku przypłynęło milion osób, greckie społeczeństwo było wyjątkowo przychylne przyjmowaniu uchodźców.

To, jak mówią o tym politycy i polityczki, jest bardzo ważne. Bo ten przekaz powtarzają potem media, tak trafia on do ludzi. I oddziałuje na to, jak problem ten postrzega opinia publiczna.

Ale Europa poza naciskiem na ochronę granic mówi też o potrzebie humanitaryzmu i prawie do azylu. To za mało?

Tak. Bo podstawowy i spójny unijny przekaz jest dziś taki, że my tych migrantów u siebie nie chcemy. A to prowadzi do absurdów. Część państw zaczęła karać aktywistów i aktywistki pomagających ludziom, którzy tonęli na Morzu Śródziemnym.

Słyszała pani jakiegoś przywódcę Unii, który powiedziałby wprost, że mamy obowiązek przyjąć ludzi? Wyjątkiem jest Angela Merkel, która była zresztą krytykowana przez innych przywódców. A nie powiedziała nawet nic szczególnego, tylko "damy radę". No i dali.

To jest zresztą niesamowite. Niemcy przyjęli milion uchodźców. Minęły cztery lata no i nic, nie ma dramatu. To pokazuje, że solidarna UE da radę. Jest nas tak dużo, że w przypadku napływu większej liczby osób, można się odpowiedzialnością za nich podzielić. Ale system relokacji kuleje, bo UE pozwala państwom się od nich wymigać - zamiast przyjmować uchodźców, mogą po prostu zapłacić albo organizować powroty do kraju pochodzenia.

To w Niemczech nie ma problemu? W Polsce ciągle słyszymy np. o atakach podczas nocy sylwestrowej 2015/2016 w Kolonii.

To była jedna noc.

Polscy politycy i polityczki podają pojedyncze przykłady i je wyolbrzymiają, tworząc z nich gigantyczne problemy systemowe. Tymczasem w sytuacji, gdy przyjmujemy tak dużą grupę osób, będą zdarzały się problemy. Nimi trzeba zarządzić, rozwiązać je.

Jestem pod ogromnym wrażeniem skuteczności Niemców. Uchodźcy i uchodźczynie przyjechały tam na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy, to było ogromne wyzwanie logistyczne. Gdy skalę przyjazdów porównamy z liczbą problemów, od razu zobaczymy, że przyjęcie uchodźców było sukcesem.

W takim razie UE powinna wpuszczać na swoje terytorium wszystkich chętnych?

Na początek powinna otworzyć legalne kanały migracji, które pozwalają ludziom przejść przez granicę bezpiecznie, a państwom przyjmującym lepiej zarządzać migracją. Jest o tym zresztą mowa w unijnym Pakcie dla Migracji i Azylu, ale nikt z tym nic nie robi.

Legalne kanały, czyli jakie?

Chodzi o poszerzenie możliwości legalnego przyjazdu do UE na podstawie np. wiz o pracę czy wiz humanitarnych dla osób, którym grozi niebezpieczeństwo. Wtedy takie osoby zgłaszają się do konsulatów w miejscu zamieszkania, tam są weryfikowane. Oczywiście, jeżeli sytuacja w danym kraju jest nagła, jak w Afganistanie, to na takie procedury może być za późno. Ale w innych przypadkach to działa.

Mamy tu nawet polski przykład.

Po ogromnych kryzysach na Ukrainie (Majdan w 2014 roku) i Białorusi (sfałszowane wybory w 2020) otworzyliśmy kanały legalnej migracji dla Ukraińców i Białorusinów. Okazało się, że wiele osób, zamiast ubiegać się o status uchodźcy, skorzystało z tych kanałów.

Te osoby wjechały, zaaklimatyzowały się. W sumie to grubo ponad milion ludzi. Tylko od jesieni 2020 przyjęliśmy ok. 120 tys. Białorusinów. Tylko to był wyjątek, nigdy w historii nie zachowaliśmy się tak solidarnie. Wobec Afgańczyków zachowujemy się już całkiem inaczej.

Afgańczycy i inni migranci obozujący między granicami Polski i Białorusi żadnych wiz nie mają.

Nikt nie będzie nielegalnie przekraczał granicy, gdy nie będzie takiej potrzeby. Ale skoro ci ludzie przyjechali do UE, a na to nie mamy ostatecznie żadnego wpływu, trzeba zadbać o ich bezpieczeństwo. Ratować na morzu, nie więzić na granicach, zachować się humanitarnie, zgodnie z przepisami międzynarodowymi, w tym europejskimi.

W dodatku zobaczmy: mówimy, że dla Białorusinów Białoruś jest niebezpieczna i przyjmujemy stamtąd ludzi. A teraz nagle polski premier twierdzi, że Białoruś jest krajem bezpiecznym dla osób, które czekają w Usnarzu. To nie jest prawda. Europejski Trybunał Praw Człowieka potwierdził to w kilku wyrokach przeciwko Polsce i Litwie.

Białoruś nie jest bezpieczna dla uchodźców i uchodźczyń. Nie ma systemu azylowego, odsyła ludzi do kraju pochodzenia, narażając ich na tortury.

Pojawia się argument, że Białorusinów przyjęliśmy, bo są do nas podobni. A Afgańczycy to muzułmanie, nie zaaklimatyzują się w Polsce, bo to inna kultura. Że już widać na Zachodzie, że to się nie udało. I dlatego Unia dzisiaj chce bronić granic.

Ewentualne problemy Zachodu to przykłady fatalnej integracji, wieloletnich zaniedbań po stronie tych państw, polityki spychania ludzi na margines. Jeżeli nic nie zmienimy w swoim podejściu, w Polsce pójdziemy tą samą ścieżką. Udajemy, że tych przyjezdnych nie ma, a jak już przyjechali, to niech sami sobie poradzą, ułożą życie w naszym kraju, bez programów integracyjnych i bez wsparcia. To się nie udało np. we Francji. Chodzi o to, żeby zrobić to lepiej.

Mówienie o innej kulturze jest też hipokryzją. Dokładnie tych samych argumentów używają czasem Brytyjczycy w stosunku do Polaków na Wyspach. To jasne, że "inna kultura" oznacza tu tak naprawdę "kulturę niższą od naszej". W dodatku trudno powiedzieć, jaką kulturę mamy w Polsce, bo nie jest ona jednorodna. Udawanie, że jesteśmy homogenicznym społeczeństwem, to nieporozumienie.

A może po prostu nas nie stać? Politycy mówią, że Polska jest na dorobku, pomaga już sąsiadom...

Może w takim razie lepiej zarządzajmy budżetem. Pieniądze na budowę ogrodzenia można by wydać na dobrą politykę integracyjną. Jesteśmy też, mimo wszystko, jednym z najbogatszych państw na świecie, nieporównywalnie bogatszym np. od Afganistanu.

Pamiętajmy też, że w przypadku Polski nie mówimy o wielkich liczbach, co najwyżej o kilku tysiącach osób. Dla naszego systemu azylowego to nie jest żadna grupa. W szczytowym momencie w 2013 roku przyjęliśmy 15 tys. wniosków o nadanie statusu uchodźcy. Co to jest 2-3 tys.? Nic. Na pewno nie przerasta to możliwości finansowych Polski.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze