Są takie momenty, kiedy o historii decyduje przypadek. Zapewne częściej, niż nam się wydaje. Ktoś zatrzasnął się w sejmowej łazience, ktoś nie odebrał telefonu w odpowiednim momencie, ktoś powiedział o pół zdania za dużo. Komuś zerwało łącze internetowe.
Przez to, że jeden poseł PiS najprawdopodobniej spóźnił się na głosowanie, a Jarosław Gowin rozhuśtał emocje w obozie rządowym, może dojść do politycznego Armageddonu.
Większość PiS wisi na 5 posłach. W normalnych czasach pozwala to rządzić, ale kiedy opozycja się jednoczy, a sytuacja sprawia, że nerwy puszczają, robi się groźnie dla władzy.
Jarosław Kaczyński może wiele, ale nie jest w stanie kontrolować emocji każdego ze swoich posłów.
Trudno w to wierzyć, bo mamy tendencję do umniejszania wydarzeń, które mogą burzyć istniejący porządek. A w tym porządku PiS rządzi i rządził będzie, zaś Jarosław Kaczyński kontroluje wszystko i wszystkich w swoim obozie. Jednak przypadki, które dziś obserwujemy, wzmacniają istniejące rysy w obozie władzy.
A szerokim kontekstem dla politycznej destabilizacji są kłopoty centralistycznej władzy, która nie daje sobie rady z epidemią. Kryzys epidemiczny i gospodarczy, który trwa, wymaga bowiem koordynacji oddolnych działań i wielopoziomowej odpowiedzialności, a nie jednokierunkowych odgórnych poleceń.
A tego PiS nie potrafi i nie chce.
Opozycja wygrała? Tak, ale zdecydował przypadek. I Gowin
O godzinie 13:16 6 kwietnia 2020 upadł w Sejmie projekt głosowania korespondencyjnego. Opozycja ogłosiła swój sukces, kilkoro obecnych na sali plenarnej posłów wstało. Zaczęli klaskać.
To fakt: na opozycji była stuprocentowa frekwencja. Przeciw zagłosowali wszyscy posłowie i posłanki z KO, Lewicy, PSL-Kukiz’15 i Konfederacji oraz poseł niezależny. Nikt nie robił sobie akurat kawy i się nie spóźnił, nikt nie wcisnął zielonego przycisku zamiast czerwonego. Nie było powtórki z głosowania w sprawie miliardów dla TVP, gdy dwie posłanki Koalicji Obywatelskiej się zagapiły i nie usłyszały, że mają wyjąć karty do głosowania.
Ale nawet tysiąc procent mobilizacji opozycji nic nie da, jeśli władza nie będzie popełniać błędów.
Opozycja wygrała poniedziałkowe głosowanie w sprawie kodeksu wyborczego nie tylko dlatego, że się zmobilizowała, ale również dlatego, że Jarosław Gowin i dwie posłanki Porozumienia wstrzymały się od głosu. A dwóch posłów Porozumienia zagłosowało przeciw.
Przeciw był też jeden poseł PiS. A inny – Andrzej Kryj – nie wziął udziału w głosowaniu. Twierdzi, że jego głos nie został policzony przez system, ale wszystko wskazuje na to, że po prostu spóźnił się na głosowanie. Może robił sobie kawę, a może komputer się zawiesił, może łącze internetowe mu wolniej działa, a może ktoś zadzwonił akurat do drzwi.
Efekt jest taki, że PiS przegrał głosowanie, które miało umożliwić przeprowadzenie wyborów 10 maja i wykonuje proceduralne łamańce, by dalej toczyć swoją wyborczą grę.
Gdy piszemy te słowa, do Sejmu wpłynął właśnie nowy projekt dotyczący głosowania korespondencyjnego z małymi, kosmetycznymi zmianami. Jeszcze dziś, w poniedziałek 6 kwietnia, zajmie się nim Sejm (wznowienie obrad o 18:30) – głosowanie o wprowadzenie nowego projektu do porządku obrad będzie testem dla Jarosława Kaczyńskiego.
Przypominamy też: choć Sejm pracuje, od trzech dni (piątek 3 kwietnia) nie zajmuje się żadnym projektem, który mógłby poprawić sytuację pracowników, pracodawców, bezrobotnych, personelu medycznego. Zajmuje się tylko wyborami.
Nie trzeba Gowinowi wierzyć. I tak zdestabilizował układ władzy
W południe Jarosław Gowin wykonał przedziwną figurę gimnastyczną: poinformował, że:
- podaje się do dymisji,
- jego partia w rządzie zostaje,
- on sam nie poprze ustawy o głosowaniu korespondencyjnym,
- posłowie z jego partii mogą ustawę poprzeć.
Wyglądało to jak zwielokrotnione „za, a nawet przeciw”. Próba zadowolenia wszystkich – i Jarosława Kaczyńskiego, i opozycji, i opinii publicznej niechętnej wyborom, i partyjnych kolegów, którzy żyją z posad w spółkach skarbu państwa. Bez względu na to, jakie jest wytłumaczenie tego zachowania Gowina, efekt polityczny jest jasny: rząd PiS-u stanął na granicy kryzysu.
Można Jarosławowi Gowinowi nie wierzyć, nieufność ze strony opozycji jest usprawiedliwiona jego wieloletnim i wielokrotnym wspieraniem rządu PiS-u w działaniach na szkodę państwa prawa.
Ale to właśnie Jarosław Gowin stworzył sytuację, w której każdy ruch ma wagę ocalenia lub obalenia większości sejmowej i rządowej.
Kiedy PiS-owi puszczają nerwy
Gdy ostatnio opozycja wygrała ważne głosowanie, PiS popadł w największy w tej kadencji kryzys wizerunkowy, o którym dziś nie pamiętamy tylko dlatego, że nadeszła epidemia koronawirusa. Wtedy chodziło o miliardy dla TVP. Opozycja wygrała głosowanie w komisji kultury. Małe zwycięstwo, a miało wielkie konsekwencje. Na komisję paru posłów PiS się spóźniło, a z opozycji wszyscy przyszli na czas, niektórzy jak posłanka Lewicy Paulina Matysiak, mimo gorączki.
PiS się wściekł, a najbardziej wściekła się posłanka Joanna Lichocka. Dzięki proceduralnym trikom PiS następnego dnia i tak przegłosował, co chciał, ale dzięki temu, że nie było łatwo, posłanka Lichocka nocą 13 lutego 2020 popadła w nastrój triumfalistyczny. Popełniła gigantyczny błąd: pokazała opozycji środkowy palec. Opozycja zyskała wzmocnienie dla swojej opowieści o miliardach dla TVP. Miało to później znaczenie w rozgrywce między Jarosławem Kaczyńskim i Jackiem Kurskim a Andrzejem Dudą.
Nasuwa się analogia z 1993 rokiem. To wtedy upadł rząd Hanny Suchockiej, bo poseł ZChN utknął w toalecie. Planu odwołania rządu nie było, tak wyszło. Nieoczekiwanie wniosek o wotum nieufności poparło Porozumienie Centrum Jarosława Kaczyńskiego i SLD. Lech Wałęsa rozpisał wtedy wybory, które wygrało SLD.
Gowin być może chciał czegoś innego, może chodziło mu tylko o posady dla własnych ludzi i poszerzenie strefy wpływów w Zjednoczonej Prawicy, ale uruchomił siły, które rozpoczynają nową dynamikę polityczną. A ta zawiśnie na drobnych ruchach i przypadkach.
Opozycja głosem poszkodowanych
Już wcześniej tego dnia opozycja wypadła w Sejmie bardzo dobrze. Sejmowy dzień zaczął się od przemówienia Mateusza Morawieckiego, który w triumfalistycznym tonie znów opowiadał, że Polska robi w porównaniu z innymi krajami najwięcej testów na tym etapie epidemii.
Opozycja odpowiedziała na to nie tylko krytyką tzw. tarczy antykryzysowej i własnymi rozwiązaniami. Przede wszystkim politycy opozycji wystąpili jako głos pokrzywdzonych.
Z sejmowej trybuny upominali się o najbardziej poszkodowanych w trakcie epidemii. Tu najmocniej wypadł Władysław Kosiniak-Kamysz, który powiedział, że oddaje dziś swój głos na trybunie tym, którzy piszą do niego mejle. I zaczął je odczytywać. Jednak historie bezrobotnych, poszkodowanych przedsiębiorców i lekarzy pojawiały się właściwie we wszystkich wystąpieniach posłanek i posłów opozycji.
„Dzisiaj mówicie o porozumieniu? Tak, jesteśmy do tego gotowi. Każdego dnia przychodzimy do Sejmu z propozycjami, a wy zamiast rozmawiać o tych propozycjach chcecie zmieniać kodeks wyborczy” – mówił Borys Budka (KO).
Lewica zaproponowała świadczenie kryzysowe dla każdego, kto stracił pracę albo zamknął biznes, w wysokości płacy minimalnej. Krzysztof Gawkowski zapowiedział też, że Lewica będzie prowadzić „białą księgę zaniedbań i nieprawidłowości w czasie zarazy”.
Gowin jest barometrem całej tej atmosfery. Pływak jakich mało, ale "Szeryf" ma teraz problem. Musi kupić posłów Gowina. Cena będzie wysoka, bo czasu na "ucztę" mało.
Już kupił. Bo kolejne głosowanie nad odrobinę zmienionym projektem (swoją drogą – to kpina z Sejmu!) PiS wygrał. I pewnie jeszcze dzisiaj odbędą się wszystkie 3 czytania nowej ustawy i w głosowaniu ostatecznym ustawa przejdzie.
Coraz bardziej widać rozpaczliwe parcie przez PiS, a konkretnie przez prezesa partii do zmuszenia Polaków do głosowania 10 maja. Powyższe wynika z oceny, że to ostatni moment, aby kandydat zjednoczonej prawicy mógł wygrać. Bo nie ulega wątpliwości, że z chwilą ustąpienia epidemii i trwającego wciąż kryzysu gospodarczego, rządzący będą się musieli wytłumaczyć z coraz bardziej widocznych zaniedbań na polu ochrony zdrowia, jak i braku adekwatnej do sytuacji reakcji ratującej upadający system gospodarczy. Większe wsparcie dla gospodarki mogłoby być tylko wtedy, gdyby dawało PiSowi wyraźne efekty sondażowe i wyborcze. Jednak beneficjentem tego wsparcia byłaby głównie klasa średnia (10-12 mln obywateli) dotychczas dojona i poniewierana przez PiS. Natomiast wyprodukowana przez rządzących armia ok 5 mln nieaktywnych zawodowo plus część emerytów (ok7 mln) niewiele by na tym bezpośrednio skorzystało, bo żyje z "plusów" i zasiłków, a to są głosy wyborcze. I co ważne kasa państwa pusta i nijak nie można dać żadnego plusa więcej, a dało się 13 emeryturę. Dlatego PiS tak wzbrania się przed wprowadzeniem stanu nadzwyczajnego, który by spowodował, że zapominamy na czas trwania o wyborach. Reasumując celem PiS jest zadziałać tak, aby władzy nie utracić, a za szkody i złe przygotowanie państwa do walki z epidemią i zapaścią gospodarczą obarczyć możliwie jak najbardziej opozycję.
Dodatkowo bałagan i niedopracowane procedury głosowania korespondencyjnego organizowanego ad-hoc umożliwią dodanie co najmniej kilkuset tysięcy „korespondencyjnych” głosów na Dudę, pochodzących prosto z drukarni MSW! Wymiana szefa Poczty Polskiej na jeszcze bardziej zaufanego – to nie jest przypadek.
Jak całość tego posiedzenia oraz uchwalonej ustawy ma się do konstytucji?
Artykuł 17 zmieniono przyjmując poprawki 1-3.
Interesuje mnie czy można skreślić kandydata, sporządzić u Notariusza (a jeżeli nie u niego to gdzie?) kopię notarialną dokumentu lub protokół z dokumentu, celem dalszego udowodnienia fałszerstw? Karty mają być identyfikowalne, skoro mają być zabezpieczone przed podrobieniem.
Czy opcją jest pozostawienie karty u Notariusza aby później udowodnić, że się nie glosowało, gdy po zapytaniu PKW "gdzie głosowałam" otrzymam odpowiedź że głosowałam mimo, że nie glosowałam?
Jak udowodnić na kogo się głosowało i że doszło do fałszerstwa mojego głosu, który przecież jest w innej kopercie?