Niedawno rozmawiałam z doktorantką, która poszła na front. Strasznie się o nią boję. Strasznie się boję o wszystkich studentów - mówi prof. Ola Hnatiuk. Wyjaśnia, skąd tyle odwagi i determinacji w obronie Ukrainy. „Duch swobody wnutr nas rodyt’" - cytuje pieśń śpiewaną na Majdanie
Piotr Pacewicz, OKO.press: Kończy się pierwszy tydzień wojny. Trudno uwierzyć, zdaje się, że to trwa wieczność. Jak zmieniają się nastroje według Pani obserwacji, sygnałów, które do Pani docierają?
Ola Hnatiuk*, ukrainistka z Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Kijowsko-Mohylanskiej: Wszyscy, w tym i ja, patrzymy z podziwem na heroizm, jaki przejawiają Ukraińcy walcząc w obronie kraju. Ten niezwykły hart ducha i skuteczność oporu trudno zrozumieć, jeśli nie doświadczyło się tego wcześniej. Na naszych oczach dokonuje się też przemiana. Czasem jej ceną jest życie. Mieszkańcy miast i wsi na wschodzie Ukrainy wychodzą, by stanąć na drodze okupantom. Mówią tym samym językiem, co okupanci, każą im się zabierać do domu. Rosyjscy żołnierze nie mają oporu, by strzelać do bezbronnych ludzi. To są zbrodnie wojenne takie same, jak ataki rakietowe na szpitale położnicze, przedszkola, wieżowce w wielkich i małych miastach, uniwersytety.
Co tu dużo mówić, serce mi się ściska, kraje, bo to moja druga ojczyzna.
Mieszkam w Ukrainie od 16 lat i jestem pewna, że wrócę do Kijowa, nie wiem tylko, jak szybko to będzie możliwe i ile strat poniesie cały kraj.
Pani pracuje na stałe w Kijowie?
Urodziłam się w Warszawie, ukończyłam studia i wszystkie swoje tytuły uzyskałam na Uniwersytecie Warszawskim. W latach 2006-2010 pracowałam jako I radca w polskiej ambasadzie w Kijowie. Gdy Janukowycz doszedł do władzy w 2010 roku pomyślałam, że moje doświadczenie z okresu „Solidarności" i późniejsze może się Ukrainie przydać. Realizuję program Studium Europy Wschodniej UW w Akademii Kijowsko-Mohylańskiej, mam zajęcia w Kijowie i w Warszawie. Moja rodzina – mąż i syn, mieszkają w Warszawie, ja mieszkam w Kijowie.
Pochodzę z mieszanej rodziny, mam podwójną, polsko-ukraińską tożsamość.
Kiedy mnie pytają, kim ja właściwie jestem, to mówię, że jestem Polką i Ukrainką. Jak to? Tak to. Nic mi to nie przeszkadza.
Charakterystyczne, że bardziej o to pytają w Polsce, Ukraińcy uważają, że jestem ich częścią. Jestem, niezależnie od tego, co by się nie działo.
Miałam bilet powrotny do Kijowa na czwartek [24 lutego, tego dnia rano Rosja zaatakowała - red.], nie zdołałam wrócić, w tej chwili dwoję się i troję, żeby jakoś pomóc. Jak absolutna większość Ukraińców tutaj mieszkających i ogromne rzesze Polek i Polaków.
Wydawało się, że temperatura relacji między naszymi krajami ochłodła.
Na pewno zna pan opowieści o rzekomej niechęci w Polsce do Ukraińców, w związku z historyczną przeszłością, narracją o krzywdach na Wołyniu i Galicji Wschodniej w latach 1943-1944, wspieraną przez rządzącą w Polsce prawicę. Może i miało to wpływ na opinię publiczną, ale jak widać powierzchowny.
Ukraina walczy o swoją niepodległość. I okazuje się, że w Polsce znakomita większość popiera tę walkę, nawet ci, którzy krzyczeli, że z Banderą do Europy nie wejdziecie.
Nie chodzi o to, żeby brać Banderę na sztandary, pierwsza bym tego nie chciała.
Ale to są jakieś stare spory z czasów "Myśli nowoczesnego Polaka" polskiego narodowca Romana Dmowskiego z początku XX wieku.
Opisywała Pani kształtowanie tożsamości ukraińskiej. I przemianę tożsamości narodowej po Euromajdanie (2013 roku): z zamkniętej, etnicznej na otwartą, czyli naród polityczny składający się z różnych narodowości. Towarzyszy temu demokratyczny styl komunikacji z podkreśleniem roli jednostki, nawet teraz, w warunkach wojny. Czy to nie jest zaskakujące? Czy tak obywatelska postawa Pani nie zaskakuje, bo na pewno budzi podziw świata?
Każda tożsamość się kształtuje. Nie jest pan tą samą osobą, jaką pan był jako chłopiec, tak samo jest z każdą społecznością. Oczywiście to nie jest tak, że naród ukraiński był niedojrzały 20 czy 30 lat temu, czy sto lat temu, ale są określone warunki historyczne, w jakich naród istnieje. Choćby to, że komunizm trwał w Ukrainie prawie dwa razy dłużej niż w Polsce.
Procesy narodotwórcze rozpoczęły się i przebiegały w naszym regionie Europy w tym samym mniej więcej momencie, ale inny był punkt wyjścia. Polacy zdecydowali w XIX wieku, że są narodem szlacheckim, choć nie odpowiadało to stanowi faktycznemu. Natomiast Białorusini, Litwini i Ukraińcy uznali, że są narodami chłopskimi (czego nie sposób sprowadzić do mitu chłopa pańszczyźnianego jako niemalże niewolnika), a Czesi, że są narodem mieszczańskim. To były po prostu odmienne wybory, a nie zapóźnienia w procesie narodowotwórczym. Warunki były różne: naród ukraiński kształtował się w XIX w. w stokroć trudniejszych aniżeli polski. Zabory były tu i tu, ale nieporównywalnie bardziej surowe w Ukrainie, choć dwa z imperiów zaborczych były te same.
Rosja i Austro-Węgry.
Tak. Ale na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim czy austriackim znalazła się w absolutnej większości ludność niepolska, tylko zabór pruski dotyczył w absolutnej większości Polaków. W XIX wieku na terenach dawnej Rzeczypospolitej polska narracja historyczna dokonała "nacjonalizacji historii" I Rzeczypospolitej. Narracja ukraińska dopiero teraz odzyskuje tamtą epokę.
Rozmawiamy w momencie, kiedy Rosja rozpętała kolejną wojną przeciwko Ukrainie, nie jest to pierwsza wojna, chciałabym, żeby była ostatnia, ale ostatnia będzie pod warunkiem, że Rosja upadnie jako imperium, że zginie rosyjska tożsamość imperialna, a narodzi się nowa, powstanie nowe, wolne społeczeństwo rosyjskie.
Sama pani pisała, że po rozczarowaniu Euromajdanem 2013, po wojnie w Donbasie od 2014 roku, po zaborze Krymu, wszystko powinno sprzyjać odrodzeniu prawicowej nacjonalistycznej mentalności, zwłaszcza, że elity polityczne raczej zawodziły...
Elity polityczne mają to do siebie, że zbyt często zawodzą. Dokończyłabym jednak myśl – pisałam, że w Ukrainie, wbrew temu, co piszą prawicowe media w Polsce, do nie doszło do odrodzenia nacjonalizmu, wręcz przeciwnie. I temu właśnie był poświęcony mój tekst, do którego pan się odwołuje.
Zagrożenie zewnętrzne jest od 2014 roku ogromne, kraj rozwija się wolno, panuje korupcja. Jak w takich warunkach wykształciła się tak wspaniała nowoczesna, demokratyczna postawa?
Zgodzę się tylko z pierwszą częścią: zagrożenie było ogromne. Rozwój kraju to jest kwestia względna – w tych warunkach, jakie panowały w latach 2014-2021 – wskaźniki okazały się całkiem niezłe. Z korupcją nie poradzono sobie, to prawda, ale mamy już chyba świadomość, jak powszechna jest korupcja w świecie zachodnim z Rosją w tle. Przerażająca jest tu skala wpływów rosyjskich.
Tak jak po II wojnie światowej nastąpiła denazyfikacja, tak mam nadzieję, że zacznie się deputinizacja Europy i świata zachodniej demokracji.
Wróćmy jednak do demokratycznej formuły ukraińskiej tożsamości. Samo sformułowanie zwalczano w czasach sowieckich z największą zawziętością, dość wspomnieć o wyrugowaniu z podręczników historii Mychajła Hruszewskiego, ojca historiografii ukraińskiej, który ukuł to właśnie twierdzenie.
Współczesna tożsamość ukraińska jest zaskakująco podobna do amerykańskiej: nie ma szczególnego znaczenia skąd jesteś, jakie są twoje korzenie, ważna jest twoja lojalność wobec państwa. Szanujemy to, skąd jesteś, jaka jest twoja osobista ścieżka, ale stokroć ważniejsza jest dzisiejsza postawa.
Innymi słowy, jak powiadał Ernest Renan, naród to codzienny plebiscyt.
I to widać było bardzo dobrze już w trakcie obu rewolucji [Pomarańczowej 2004 i Rewolucji Godności, czyli Euromajdanu w 2013 - red.].
Wypominanie komuś innego pochodzenia byłoby absurdalne, niesmaczne, niemożliwe. Witalij Kliczko, były bokser, dziś zamożny człowiek, chwyta za broń. Chwytają za broń różne osoby, w tym wiele kobiet. Chwycili za broń także ukraińscy Żydzi. Podobnie było na Majdanie w 2014 roku. Wiemy o tym, bo wśród ofiar znaleźli się nie tylko Ukraińcy, ale i Ormianie, Białorusini, Polacy.
Poroszenko bierze karabin do ręki i chwali Zełenskiego, chociaż chwilę wcześniej mało nie trafił do więzienia. Następuje przekroczenie podziałów, napięć, rozczarowania. Jak to się dzieje?
Mam pokusę, żeby znowu wejść w trywialne porównania. Czy jeżeli przychodzi morderca, a pan się właśnie pokłócił z żoną, to będziecie się dalej kłócić, czy jednak rzucicie się razem do obrony?
Nie chcę przypisywać cech ludzkich narodowi, chciałam tylko użyć obrazowego porównania, żeby było jasne, jakiego rodzaju jest to zagrożenie. Jest powiedzenie, że nic bardziej nie jednocz niż wróg u bram. Co bywa wykorzystywane przez polityków, którzy kreują sztucznego wroga, robiąc z igły widły, jak to było w Polsce w 2021 roku.
Na granicy z Białorusią? Jakże inne doświadczenie niż dzisiejsze.
Niestety tak. Nie chcę teraz przypominać, co tam się działo, jak próbowali na tym zbijać polityczny kapitał i po jednej, i po drugiej stronie granicy, bo w tym momencie to tylko działa na szkodę Polski i Ukrainy. Teraz trzeba nieść pomoc dziesiątkom, setkom tysięcy ludzi. A jeśli o kapitale mowa, to Rosja straciła go do cna.
Rosja wróciła do azjatyckich granic. Nigdy już nie będzie w Europie traktowana jako część naszej wspólnej przestrzeni europejskiej.
Jak powiedział minister spraw zagranicznych Ukrainy Dymytro Kułeba, może i Piotr I przebił okno do Europy, ale Putin właśnie ponownie zabił je dla Rosji deskami.
Nie ma już europejskiej Rosji. I nie będzie, chyba że wyrzecze się swojej imperialnej tożsamości i zacznie być normalnym krajem normalnych ludzi, a nie agresywnym mocarstwem, które zagraża wszystkim wokół. Zgodnie z dowcipem z czasów ZSRR: z kim graniczy Rosja? Z kim chce. Dowcip z brodą, ale Putin wciela go w życie.
Zełenski to Zieliński, po polsku?
Zieliński a może Zieleński, automatyczny korektor Worda przerabia mi Zełenskiego na Żeleńskiego, Boya (śmiech).
Komik, wybitny satyryk zostaje prezydentem. Ludzie się dziwią, ale może niesłusznie, bo twórczość satyryczna to szkoła inteligencji, refleksu, łapania kontaktu z odbiorcami.
Byłam przerażona, kiedy w 2019 roku Zełenski został wybrany na prezydenta, bo wiedziałam, że wróg stoi u bram, a Zełenski zdawał się tego nie wiedzieć. Wydawało mi się, że to samobójczy wybór ukraińskiego narodu. Teraz patrzę z podziwem, jak działa minister obrony narodowej, minister spraw zagranicznych, prezydent też jest na miejscu. I Kliczko, choć bokserzy też nie są moimi bohaterami, staje na wysokości zadania, a mógłby uciec prywatnym samolotem, jak jeden czy drugi oligarcha. I to jest niesamowite.
Nie warto jednak przeceniać ich roli, bo kluczowa jest bohaterska postawa Ukraińców i Ukrainek, zarówno armii, jak cywilów.
Choć są to naczynia połączone: im bardziej wykazuje się jedna strona, tym bardziej dopinguje drugą. Trudno powiedzieć, kto kogo bardziej mobilizuje: liderzy społeczeństwo, czy społeczeństwo liderów.
Analizowałem dwa filmy, które zachęcają do wojska młodych ludzi, ukraiński i rosyjski. Są jak dzień i noc, jak demokracja i despotyzm, jak Zełenski i Putin. Rosyjski apel do poborowych podkreśla: "To, kim byłeś, nie ma znaczenia". Masz stać się maszyną do walki. Ukraiński zachęca do "walki o wolność" i szanuje tożsamości żołnierzy, którzy przedstawiają się: "jestem geolożką, kierowcą, jedynakiem, kibicem Szachtara...".
Tak, w Ukrainie podkreślamy ten ludzki wymiar, tożsamość każdego człowieka, mówimy o udziale mężczyzn i kobiet w obronie ojczyzny, w oficjalnych apelach brzmi to tak: obrońcy i obrończynie.
Zaskakująca jest ta wizja wojska obywatelskiego. "Żaden z nas nie urodził się dla wojny. Ale jesteśmy tu wszyscy, by bronić naszej wolności” – głosi puenta spotu.
Personalizacja, to jasne. Na tym polega fundamentalna przemiana tego społeczeństwa od 2014 roku i - jak się okazuje - zdolni ludzie potrafią tego typu zmiany wychwycić i wykorzystać w przekazie.
To jest w Ukrainie rzecz podstawowa - odrzucenie człowieka sowieckiego, homo sovieticus, ale i szerzej - odrzucenie tej całej kultury, cywilizacji, która wdeptuje człowieka w ziemię, nie uważa go za podmiot. A podmiotowość jest u nas najważniejsza i właśnie ona wyraża się w naszym umiłowaniu wolności. Dlatego w Polsce opór Ukrainy jest tak dobrze odbierany, umiłowanie wolności nas w stu procentach łączy.
W rosyjskim spocie największym wrogiem żołnierza jest "twój dawny ja".
Właśnie, to jest kultura totalitarna. Jeśli można tu użyć słowa "kultura".
Ukraina, kraj kojarzony z antysemityzmem, ma prezydenta i premiera z żydowskich rodzin. Nie wiem, czy Żyd mógłby w Polsce zostać prezydentem.
Ostatnio nikt nie próbował. Gabrielowi Narutowiczowi przypisywano żydowskie korzenie, zamordowano go jako „obcego”, to fakt.
Bronisław Geremek było przymierzany do kandydowania, i powiedział, że on dziękuje bardzo, bo to nie jest możliwe.
Wolałabym nie mówić o przywarach narodu polskiego, to nie jest czas na to. Jestem obywatelką polską i doskonale wiem, jakie są nasze wady, sama wielokrotnie pisałam o ksenofobii. Ale dzisiaj miejmy raczej nadzieję, że te dobre polskie cechy, powszechne dobre ludzkie uczucia, zostawią trwały ślad, że Polki i Polacy, którzy ulegali ksenofobii zmienią swoje spojrzenie.
Przecież pojawienie się tak ogromnej liczby kilkuset tysięcy ludzi, którzy dostają pomoc, oznacza, że wielokrotnie więcej osób jest w to zaangażowanych. Żeby pomóc jednej osobie trzeba całego łańcuszka ludzi dobrej woli. Ktoś znajdzie pracę, ktoś mieszkanie, ktoś da jeść i pić, ktoś odwiezie z granicy.
Można by szacować, jak wielkie grono obywateli polskich, a także Ukraińców zamieszkałych w Polsce jest w to zaangażowanych.
Może nawet kilka milionów.
Tak. To doświadczenie współpracy i wspólnoty jest niesamowite.
Tak samo w Ukrainie. Bez najmniejszego problemu odnawiam kontakty z ludźmi, z którymi byliśmy razem na Majdanie 2004 roku., prawie 20 lat minęło. To doświadczenia, które nas kształtują.
Pani pisała, że Polacy są bardzo lubiani w Ukrainie.
Nie musiałam o tym pisać, to są rzeczy oczywiste. Takie są wyniki sondaży, szkoda tylko, że w Polsce słabo znane. Od lat Polacy są najbardziej lubianym przez Ukraińców narodem i uważani są za najbardziej przyjazny kraj. W badaniach dystansu wobec innych narodów, najbliżsi Ukraińcom byli Białorusini, ale skoro Białoruś Łukaszenki dopuszcza się czynów haniebnych, to może się szybko zmienić. Mówię o tym z ubolewaniem, bo mam wielu białoruskich przyjaciół.
Właśnie zalewa mnie ich oburzone głosy w reakcji na post jednego z ukraińskich znajomych, „dlaczego śpicie Białorusi, dlaczego nie wychodzicie protestować przeciwko używaniu was i waszego terytorium do agresji na Ukrainę?”. Znajomi Białorusini tłumaczą, że po swojej rewolucji (2020-2021) zostali wdeptani w ziemię i tak to wyjaśniam ukraińskim przyjaciołom. Ale tłumaczenie tłumaczeniem, a w momencie, kiedy żołnierze białoruscy dostaną rozkaz, to już nie będzie żadnych tłumaczeń, tylko pójdą na wojnę. W Ukrainie w 2014 roku były wielkie akcje blokowania jednostek wojskowych, żeby nie mogli wyjść z koszar i pacyfikować Majdanu.
Zełenski miał w niedzielę 27 lutego dobre skojarzenie, kiedy zwrócił się do Białorusinów, że prawdziwe referendum jest inne niż to, w którym oni głosują nad zmianą konstytucji.
Tak, tak, znam ten apel.
Czy tej sympatii do Polek i Polaków nie narusza doświadczenie pracy w Polsce wielu Ukraińców i Ukrainek znacznie poniżej kwalifikacji? Kiedy pielęgniarka jest sprzątaczką, a inżynier pilnuje magazynów, nie powoduje to resentymentu?
Jakoś mi się nie wydaje. Nie miałam najmniejszych problemów, by mając tytuł profesorski jako wolontariuszka wykonywać proste czynności. W jakimś momencie trzeba było chwycić za łopatę do odgarniania śniegu i budowania barykad, to chwyciłam, choć tu moja wydajność pracy wyraźnie spada. Oczywiście jak ktoś się ze sobą obnosi, ma poczucie fałszywej dumy, to pewnie tak ma.
Ale jeżeli człowiek wybiera drogę zarobkowej emigracji, to waży na jednej szali większe zarobki, a na drugiej status.
Tak samo przecież Polacy wciąż jeżdżą na saksy zbierać truskawki w Hiszpanii albo na zmywak w Wielkiej Brytanii, to też nie są osoby, które ukończyły zaledwie szkołę podstawową. W Polsce pracują Ukraińcy z wykształceniem co najmniej średnim, bo takie wykształcenie absolutna większość Ukraińców miała już u progu niepodległości, a ludzi z wykształceniem wyższym było wówczas trzy razy więcej niż w Polsce.
A jednak to Polsce powiodło się w transformacji, a nie Ukrainie. Korupcja, taka a nie inna struktura przemysłu, homo sovieticus kształtowany przez 70 lat a nie czterdzieści parę, ale wszystkie te wyjaśnienia są o kant d... potłuc , jeśli nie rozumiemy, że największym ukraińskim balastem było imperium rosyjskie. I nie przez przypadek w książce „Pożegnanie z imperium” pisałam, jak próbujemy uciec z tych objęć imperialnych, i jak cały czas ten niedźwiedź próbuje dogonić.
Ale obecna sytuacja paradoksalnie pokazuje, że ucieczka się udała. Aż niedźwiedź wpadł w szał.
Nie ma już powrotu. I dlatego Putin prostu chce zniszczyć Ukraińców jako naród, nie zmienić nam tożsamość, tylko zniszczyć fizycznie.
Stąd coraz wyraźniejsze podobieństwo ludobójczej retoryki Putina do ludobójczej retoryki Hitlera.
Może on jest sam zaskoczony reakcją Ukrainy, bo wierzył we własną propagandę?
Nie mówmy o Putinie, mnie nie interesuje, co się dzieje w jego głowie... Przychodzą mi na myśl same przekleństwa, może pan wybrać do wyboru, do koloru, ale ja nie przeklinam, więc mielę słowa.
Putin jest zbrodniarzem wojennym. Od tego zaczął swoje rządy, od aktów terrorystycznych, czyli wysadzenia w 1999 roku wieżowców w Moskwie i na prowincji, o czym wiadomo z „Wysadzić Rosję” Jurija Felsztynskiego i Aleksandra Litwinienki (skrytobójczo zamordowanego w 2006 roku przez FSB). Był to pretekst do najazdu na Czeczenię, zrównania z ziemią Groznego. Potem w sierpniu 2008 roku była Gruzja, potem Krym i Donbas w 2014, a teraz wojna na pełną skalę przeciwko Ukrainie. Czego jeszcze trzeba, żeby nie zrozumieć, co się dzieje w głowie tego mordercy?
W książce o wojennym Lwowie pod sowiecką okupacją śledziła Pani losy Polaków, Ukraińców i Żydów. Jakie były wtedy i jakie są granice heroizmu? Czy Polakowi wypada pomóc młodemu człowiekowi, który chce uciec z Ukrainy, bo nie chce walczyć, boi się walczyć? Miałem ostatnio taki dylemat.
Pytanie trudne, bo zawsze jest groźba, jeżeli pan takiej osobie nie pomoże i ona zginie, to będzie pan miał do końca życia wyrzuty sumienia. A z drugiej strony wiemy doskonale, że tylko dzięki ludziom można wygrać tę wojnę. Bez ludzi się jej nie wygra. To straszne. Mam takich znajomych, którzy nie kwapią - może to nieodpowiednie słowo - żeby chwycić za broń. Z drugiej strony, są i takie osoby, które już to zrobiły, niezależnie od statusu, od wieku i od płci. Jedna z naszych studentek w Kijowie w Akademii Mohylańskiej w 2014 roku zakończyła studia na poziomie licencjackim i nie zaczęła magisterskich, została właśnie ochotniczką na froncie w Donbasie, choć jest już weteranką wojny 2014-2015. Takich kobiet jest sporo. Kobiet weteranek, które są młodsze od mojego syna. Można było je podziwiać w trakcie defilady w Kijowie.
Zna pani kobiety, które w tej chwili walczą?
Tak. Wolałabym o tym jak najmniej mówić, bo to są dramatyczne historie, jak się skończy ta wojna, to będę mogła więcej powiedzieć. Młode dziewczyny, kobiety w średnim wieku, aktywne społecznie, od zawsze pomagające ludziom, wrażliwe, inteligentne, a przy tym ostrzelane, nie w sensie przenośnym.
Bo walczyły wcześniej?
Nie, przeszły trening wojskowy. Na własny koszt. Szkolenia medyczne na własny koszt, szkolenia strzeleckie na własny koszt. Niedawno rozmawiałam z taką dziewczyną. Doktorantką. Strasznie się o nią boję. Strasznie się boję o wszystkich doktorantów i studentów.
Jak to się dalej potoczy?
Racjonalnie? Bez naprawdę poważnego wsparcia trudno się przeciwstawić największej armii, nie w całym świecie, bo Chińczycy mają większą, ale najpotężniejszej armii w Europie. Z drugiej strony, są rzeczy nie do policzenia, wymykają się racjonalnym rachubom. Kiedy bronisz swojego domu, to masz sto razy więcej siły, aniżeli ktoś, kto został wysłany, popchnięty kopniakiem, pozbawiony własnej tożsamości i ma zapomnieć, kim był wczoraj, ma zapomnieć, że ma rodziców, że ma ukochaną. Trudno, żeby wykrzesał z siebie wolę walki.
To paradoks, że ludzie, którzy mają wrażliwość i kulturę demokratyczną są zdolni do takiego niezwykłego poświęcenia.
Nie, to nie jest paradoks. Właśnie się dziś dowiedziałam o kolejnej osobie. Pan sześćdziesiąt parę lat, zostawił rodzinę i poszedł walczyć.
Jest w Kijowie?
Nie mogę powiedzieć gdzie jest. Oni od czasu do czasu dają znaki życia, że żyją, ale nie mówią gdzie są. Trudniej jest ich namierzyć, trudniej ustalić, jakie zadania wykonują.
Dlatego wierzę w zwycięstwo ukraińskie, tak jak pisała poetka Lesia Ukrainka (literacki pseudonim Larysy Kosacz) „Contra spem spero”, czyli mam nadzieję bez nadziei.
Wbrew nadziei, mam nadzieję
Tak, w polskim brzmieniu, jak u Konopnickiej – "wbrew nadziei, mam nadzieję".
Wbrew cyfrom, kalkulacjom, wierzę w zwycięstwo.
Mam też w głowie cytat z XVIII-wiecznego kantu, z „Ogrodu pieśni nabożnych” Hryhorija Skoworody, którego trzechsetlecie w tym roku obchodzimy: „duch swobody dziś nas rodzi”.
Jak to brzmi po ukraińsku?
Duch swobody wnutr nas rodyt’ - Дух свободи внутрь нас родить.
Weselitesia, jako z namy Boh - Веселитеся, яко с нами бог**.
To pieśń, która zabrzmiała na Majdanie w 2014 roku w wykonaniu charyzmatycznego Tarasa Kompaniczenki.
*Ola Hnatiuk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Kijowsko-Mohylanskiej w Kijowie, wiceprezes Ukraińskiego PEN-Clubu. Autorka m.in. "Odwaga i strach" (2015), "Pożegnanie z imperium. Ukraińskie dyskusje o tożsamości" (2003). W latach 2006-2010 I Radca Ambasady RP w Kijowie. Tłumaczka i popularyzatorka literatury ukraińskiej.
**W wolnym przekładzie brzmi to inaczej: "Duch wolności przeobraża nas wewnętrznie, radujcie się, bo z nami Bóg".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze