Przed Ukrainą i państwami NATO, ze szczególnym uwzględnieniem Stanów Zjednoczonych, stoi obecnie historyczne i skrajnie trudne zadanie znalezienia właściwej odpowiedzi na ultimatum nuklearne Władimira Putina
Nad frontami wojny w Ukrainie zawisł rosyjski szantaż nuklearny – ultimatum pod adresem Ukrainy i Zachodu sformułował 21 sierpnia Władimir Putin. Towarzyszy temu „częściowa mobilizacja” w Rosji i zapowiedź błyskawicznej aneksji okupowanych ziem Ukrainy (po serii rozpoczętych dziś pseudoreferendów). Wszystko to razem dzieje się tuż po tym, jak ukraińska armia odbiła do 10 tysięcy kilometrów okupowanego dotychczas przez Rosję terytorium w obwodzie charkowskim. I w chwili, gdy Ukraina robi kolejne postępy w obwodzie chersońskim, zaś kolejne rosyjskie zgrupowanie na północy w Donbasu – w Łymanie nad Dońcem – znalazło się co najmniej na granicy okrążenia.
A zatem, gdy w oczy Rosjan zajrzało widmo klęski w wojnie prowadzonej przeciwko Ukrainie.
Rosyjski dyktator w środowym orędziu zapowiedział, że po wcieleniu do Rosji okupowanych ziem Ukrainy wszelka próba ich odbicia – czyli, jak to ujął „naruszenia integralności terytorialnej Federacji Rosyjskiej”, spotka się z odpowiedzią w postaci „użycia wszelkich dostępnych środków”. Jest przy tym całkowicie czytelne, że „wszelkie dostępne środki” oznaczały tu broń jądrową, ze szczególnym uwzględnieniem tak zwanego „ograniczonego użycia” taktycznej broni nuklearnej w ramach rosyjskiej doktryny „eskalacji dla deeskalacji” – o której pisaliśmy już obszernie w OKO.Press.
„To nie jest blef!” – dodał na zakończenie swych nuklearnych gróźb Putin, co nadało całej wypowiedzi dość desperacki ton. Sytuacja na frontach wojny w Ukrainie jest jednak powodem do desperacji. Władimir Putin wybrał eskalacyjną „ucieczkę do przodu” – co przewidywała jeszcze na długo przed orędziem rosyjskiego dyktatora część ekspertów i wojskowych - m.in. gen Stanisław Koziej w wywiadzie dla OKO.press.
O ile jednak pseudoreferenda będą nieuznawaną przez świat propagandową fikcją, a mobilizacja najwcześniej po miesiącu wzmocni wykrwawione na froncie jednostki nowymi rekrutami , to nuklearne ultimatum zacznie obowiązywać już za kilka dni.
Wykracza daleko poza dotychczasowe groźby użycia broni nuklearnej. Zawiera konkretne, nawet całkiem precyzyjne warunki, w których Rosja miałaby użyć „wszelkich dostępnych środków”. Sprowadza się do żądania, by Ukraina zrzekła się praw do walki o własne terytorium.
Tym samym ultimatum z 21 września jest nie tylko najdalej idącą atomową groźbą Władimira Putina, lecz także tym najdalej idącym w całej historii szantażem nuklearnym.
Nawet w trakcie kryzysu kubańskiego z 1962 roku John F. Kennedy i Nikita Chruszczow posługiwali się raczej omówieniami i ogólnymi groźbami. To, że kryzys może skończyć się wymianą nuklearnych ciosów, tylko dorozumiewano. Stawką było zaś wtedy to, czy Związek Sowiecki rozmieści na Kubie rakiety z głowicami atomowymi (co przed erą pocisków międzykontynentalnych zachwiałoby globalną równowagę sił). Obie strony się cofnęły (był to remis ze wskazaniem na Stany Zjednoczone). Nie wnikając w szczegóły, ZSRR zrezygnował z rozmieszczania swych rakiet na Kubie, zaś USA zabrały swoje z Turcji (i częściowo z Włoch).
Teraz groźba użycia broni jądrowej miałaby być narzędziem zaboru części terytorium niepodległej – i do tego zaczynającej zwyciężać – Ukrainy.
Choć stale wydłuża się lista powodów, by Władimira Putina traktować mniej poważnie niż w swoim czasie Chruszczowa, takie ultimatum trudno zlekceważyć – zarówno Ukrainie i krajom NATO, jak i głównej atomowej potędze, czyli Stanom Zjednoczonym.
Jednak akceptacja wymuszanych atomowymi groźbami żądań terytorialnych Putina tworzyłaby niebezpieczny precedens i zachętę zarówno dla Rosji jak i innych dysponujących bronią jądrową państw o zbójeckich zapędach. Dlatego rosyjski dyktator najprawdopodobniej usłyszy „sprawdzam”.
Przed przywódcami Ukrainy, państw NATO i Stanów Zjednoczonych stoi więc teraz skrajnie trudne zadanie – stworzenia takiej odpowiedzi na nuklearny szantaż Putina, by z jednej strony nie poddać się terrorowi Rosji, a z drugiej - nie doprowadzić do eskalacji konfliktu nuklearnego.
Nie można wykluczać, że do sformułowania takiej odpowiedzi dojdzie – a może już doszło – na poziomie dyplomatycznym. Choć pierwsza publiczna odpowiedź Joego Bidena na groźby Putina wygłoszona na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ wydawała się zachowawcza, nie wiemy, jak wygląda niepubliczny dyskurs Waszyngtonu (a także Brukseli) i Moskwy.
Teoria – bo w tej materii istnieje na szczęście dla świata jedynie teoria – zakłada, że tzw. adekwatna odpowiedź na ewentualne „ograniczone użycie” broni nuklearnej powinna być co najmniej równie kosztowna dla agresora jak jego własny ruch, jednak lepiej by była o co najmniej jeden stopień mocniejsza. Wśród możliwych odpowiedzi na tzw. uderzenie demonstracyjne wymienia się więc na przykład
Generał Ben Hodges, były główny dowódca sił lądowych USA w Europie, wspomniał w tym kontekście o możliwości zniszczenia Floty Czarnomorskiej lub nawet rosyjskich baz na Krymie – co mogłoby zostać dokonane nawet za pomocą broni konwencjonalnej.
Licząc na rozwiązanie tego problemu poniżej progu konfliktu atomowego przerwijmy te rozważania, pozostawiając je w sferze zastrzeżonej do dziś dla specyficznej twórczości Hermana Kahna, amerykańskiego teoretyka wojny atomowej lat 60. -80. i twórcy pojęcia „megadeath” (hipotetycznej jednostki miary siły uderzenia atomowego oznaczającej milion ofiar) albo dla dzieł filmowych w rodzaju „Dr Strangelove” Stanleya Kubricka.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że właśnie w taką sferę pcha świat Putin.
W tej chwili rusza kolejna mobilizacji operacja Putina. W okupowanych częściach obwodów ługańskiego, donieckiego, chersońskiego i zaporoskiego 23 września rozpoczęły się zwołane przez okupacyjne władze pseudoreferenda w sprawie przyłączenia ich do Rosji.
Referenda zakończą się we wtorek 27 września – ich znane z góry „wyniki” zostaną ogłoszone – jak zapowiada rosyjska propaganda – po pięciu dniach. "Po pozytywnej decyzji w referendach nastąpią działania parlamentu i prezydenta Rosji. Wszystko odbędzie się szybko" - powiedział dziś rzecznik Putina Dmitrij Pieskow.
W okolicy następnego poniedziałku-wtorku może zatem nastąpić zapowiedziana już jasno przez Władimira Putina aneksja do Rosji.
Już dziś rosyjska propaganda głosiła, jakoby frekwencja w pseudoreferendum w obwodzie chersońskim przekroczyła 15 procent, a w obwodzie ługańskim nawet 22 procent (nie wiadomo, od czego te procenty są liczone, nie wiadomo bowiem o istnieniu spisów wyborczych). Pierwsza faza pseudoreferendów polega na obnoszeniu urn przez siły okupacyjne po domach. Telewizja rosyjska pokazywała dziś ludzi, którzy na ulicach i klatkach schodowych na oczach innych posłusznie zaznaczali "TAK" na kartach do głosowania (patrz - zdjęcie na górze). Zaś w urzędach, na targowiskach i innych publicznych punktach agitatorzy stali koło urn z flagami Rosji i też pokazywali, że głosować należy na "TAK". Po czterech dniach takiego głosowania we wtorek głosowanie odbędzie się w punktach wyborczych.
Rosja twierdzi, że wyniki "referendów" dotyczyć będą całych obwodów.
Tyle że żaden z czterech obwodów, w których odbywają się pseudoreferenda, nie jest już pod kontrolą Rosji w granicach administracyjnych. Od lipca do września było tak z obwodem ługańskim, jednak po wyzwoleniu i objęciu kontrolą przez ukraińską armię miejscowości Biłohoriwka na zachód od Łysyczańska Ukraińcom udało się naruszyć ten stan rzeczy. Trwające od sierpnia działania kontrofensywne w obwodzie chersońskim odebrały zaś Rosjanom kontrolę nad kilkoma istotnymi fragmentami jego prawobrzeżnej części. Ukraina nieprzerwanie kontroluje też niespełna połowę powierzchni obwodu donieckiego i nieco mniejszą cześć obwodu zaporoskiego.
Rosyjska hucpa z pseudoreferendami nie zostanie uznana przez demokratyczny świat – co zresztą zapowiedzieli już przywódcy Unii Europejskiej i jej państw członkowskich oraz m.in. Stany Zjednoczone. Jedynym ich celem jest głoszenie przez Kreml, że walka o odzyskanie zagrabionych ziem będzie „naruszeniem integralności terytorialnej” Federacji Rosyjskiej. Co w świetle rosyjskiej doktryny wojennej i narracji propagandowej byłoby wystarczającym powodem do eskalacji konfliktu.
Co tymczasem działo się na polu walki – czyli na frontach wojny w Ukrainie? Ukraińska presja wywierana na Rosjan nadal nie osłabła. W ciągu ostatnich dni największą intensywność miały będące efektem ukraińskich działań kontrofensywnych walki na wschodnim brzegu Oskiłu na wschód od Kupiańska, na północnym brzegu Dońca – szczególnie w rejonie Łymania – oraz w kilku punktach w obwodzie chersońskim. Ukraińcy uzyskali istotne postępy na północnym brzegu Dońca.
A oto, jak dokładnie wyglądała sytuacja na frontach wojny w Ukrainie w trakcie jej 212. doby. Podsumowanie obejmuje stan sytuacji do piątku 23 września do godziny 19:00.
O mapie: Mapa jest aktualizowana w rytmie odpowiadającym publikacji kolejnych analiz z cyklu SYTUACJA NA FRONCIE – za każdym razem przedstawia zatem ten względnie* bieżący stan działań wojennych, nie zaś ten historyczny zgodny z datami publikacji poszczególnych odcinków. Dla wygody korzystania mapę zdecydowanie warto rozwinąć – służy do tego przycisk w jej lewym dolnym rogu.
Odwzorowany przebieg linii frontu ma charakter mniej lub bardziej przybliżony – zwłaszcza w rejonach, gdzie biegnie ona wzdłuż krętych meandrów rzek Doniec i Ingulec.
*Musimy pamiętać, że część informacji trafia do nas z dobowym (lub i dłuższym) opóźnieniem, część zaś wymaga weryfikacji – aktualizując mapę korzystamy wyłącznie z potwierdzonych danych, choć w analizach wspominamy i o tych nie w pełni jeszcze zweryfikowanych.
Trwa konsolidacja terenów odbitych z rąk Rosjan w wyniku wrześniowej kontrofensywy oraz tworzenie nowych linii obronnych przebiegających w przybliżeniu wzdłuż granicy państwowej z Rosją. Na wschodzie obwodu charkowskiego ukraińska armia ugruntowuje i rozbudowuje swoje przyczółki na wschodnim brzegu rzeki Oskił. Na przyczółku na wschód od Kupiańska ukraińska armia zdobyła dwie kolejne wsie – Kuczeriwkę i Kuryliwkę – walki trwają w rejonie sąsiedniej Petropawliwki. Rosjanie nie porzucili nadziei na likwidację przyczółku – miały miejsce ich kontrataki na obie odbite wsie, jednak zostały one odparte przez Ukraińców.
Ukraińska armia uzyskała istotne postępy w operacji okrążania rosyjskiego zgrupowania w Łymanie. Według części źródeł pierścień okrążenia został już domknięty – według innych Rosjanie wciąż mogą jeszcze przemieszczać się na północ od miasta, jednak ta droga objęta jest już w pełni ukraińskim ostrzałem.
Ukraińcom udało się też odbić szereg kolejnych miejscowości w rejonie na północ od Dońca i na wschód od ujścia Oskiłu – są to między innymi Rubci, Korowi Jar, Karpiwka i prawdopodobnie Ripkodub.
Razem z działaniami pod Łymanem oznacza to kolejne pogorszenie sytuacji Rosjan na północnym brzegu Dońca – i tym samym w całej północnej części Zagłębia Donieckiego. Ewentualne opanowanie przez Ukraińców Łymanu będzie bowiem stanowić dogodny punkt wyjścia do kontynuowania kontrofensywy na północnym brzegu Dońca np. w kierunku Kreminnej, Rubiżnego i Siewierodoniecka.
Rosjanie z kolei przeprowadzili serię zakończonych niepowodzeniem ataków na przedpolach Bachmutu – z kilku różnych kierunków. Prowadzili również natarcia na zachód i północny zachód od Doniecka – one również zostały odparte przez Ukraińców.
W obwodzie chersońskim nie doszło do znaczących zmian przebiegu linii frontu – choć Ukraińcy kontynuują ataki na rosyjskie pozycje i ostrzał obiektów na tyłach wroga – także z użyciem HIMARS-ów. Za ich sprawą zniszczone zostały po raz kolejny magazyny m.in. w rejonie Nowej Kachowki w obwodzie chersońskim i Melitopola na Zaporożu.
Odessa a także kilka innych miast Ukrainy zostały zaatakowane z użyciem dronów-samobójców irańskiej produkcji dostarczonych Rosji przez irański reżim. Choć niektóre z nich uderzyły w swe cele, większość została dość łatwo zniszczona przez ukraińską obronę przeciwlotniczą.
Stosunek w pełni udokumentowanych zdjęciowo i fotograficznie strat sprzętowych armii rosyjskiej i ukraińskiej po raz kolejny wzrósł i wynosi obecnie 3,9:1 (wyższego dotychczas nie zaobserwowaliśmy!). Rosjanie stracili dotąd 6339 egzemplarzy sprzętu, a Ukraińcy 1627 – wciąż trwa inwentaryzowanie rosyjskich strat w wyniku kontrofensywy w obwodzie charkowskim. Do wszelkich danych o stratach przeciwnika podawanych oficjalnie przez obie strony należy podchodzić z ostrożnością i krytycyzmem.
O ile nie należy przeceniać rosyjskich zdolności do przeprowadzenia efektywnej mobilizacji - a obecnie podjęte działania zaowocują w pierwszej kolejności (nie wcześniej niż za około miesiąca) przede wszystkim dopływem słabo przeszkolonych rekrutów jako uzupełnień jednostek na froncie, o tyle sformułowany przez Władimira Putina szantaż nuklearny razem z działaniami mającymi stanowić dla niego "uzasadnienie" - czyli przede wszystkim odbywającymi się na okupowanych ziemiach pseudoreferendami - to działanie, które może mieć krytyczny wpływ na przebieg tej wojny.
Rosyjski dyktator sięgnął po nuklearne ultimatum chwilę po tym, jak szala zwycięstwa w tej wojnie przechyliła się na stronę Ukrainy. Pozostaje mieć nadzieję, że skończy się to dla niego tak samo, jak wszystkie poprzednie działania wymierzone w niepodległą i walczącą w obronie swego terytorium Ukrainę.
Wszystkie dotychczasowe teksty z cyklu SYTUACJA NA FRONCIE, w których relacjonujemy przebieg działań wojennych w Ukrainie, znajdziesz TUTAJ.
Świat
Władimir Putin
Wołodymyr Zełenski
NATO
agresja Rosji na Ukrainę
mobilizacja
Sytuacja na froncie
Ukraina
wojna w Ukrainie
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze