0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto JOHN THYS / AFPFoto JOHN THYS / AFP

Po długich negocjacjach osiągnięto konsensus wokół pakietu reform polityki migracyjnej i azylowej UE. Bruksela świętuje, organizacje praw człowieka protestują, a politycy PiS wciąż straszą „relokacją”.

W środę 20 grudnia, po całonocnych negocjacjach, Rada Europejska, Parlament Europejski i Komisja Europejska ogłosiły osiągnięcie porozumienia w sprawie głównych założeń nowego unijnego paktu o migracji i azylu.

Po trzech latach sporów i blokowania części postanowień (m.in. przez Polskę) uzgodniono ostateczny kształt najważniejszych regulacji, dotyczących m.in. rozpatrywania wniosków o azyl, postępowania w przypadkach nagłych kryzysów migracyjnych, procedur na zewnętrznych granicach UE oraz „mechanizmów solidarnościowych”.

Przeczytaj także:

Przewodnicząca Parlamentu Europejskiego, Roberta Metsola ogłosiła ten dzień „historycznym”, a same reformy – „najważniejszym pakietem legislacyjnym tego mandatu”.

Pakt będzie jeszcze musiał przejść oficjalną ścieżkę ratyfikacji. Unijna komisarz ds. wewnętrznych Ylva Johansson zastrzegła też, że pewne rozwiązania zostaną wdrożone za jakiś czas, gdy kraje członkowskie uwzględnią je w swoim prawie.

Mechanizmy solidarnościowe, przyspieszone procedury azylowe i usprawnianie deportacji

Metsola podkreśliła, że nowe ramy prawne będą „humanitarne i sprawiedliwe względem poszukujących ochrony; zdecydowane wobec tych, którzy się do niej nie kwalifikują i bardzo surowe wobec tych, którzy wykorzystują najbardziej bezbronnych”.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała natomiast, że pakt „oznacza, że to Europejczycy, a nie przemytnicy będą decydować, kto przyjeżdża do UE i kto może w niej zostać. Oznacza ochronę tych, którzy tego potrzebują”.

Słowem – oprócz klasycznego postulatu walki z przemytnikami, tyleż słusznego, co trudnego w realizacji – istotą paktu jest zaostrzenie polityki azylowej, lepsze „odsiewanie” tych, którzy mają się do niej nie kwalifikować i usprawnienie ich wydalania z krajów UE.

Reformy mają umożliwić krajom na południowych granicach UE (Grecja, Włochy, Francja, Hiszpania) usprawnienie procedur azylowych i powrotowych.

Na przykład, będą mogły zdecydować, że wnioski o ochronę osób z tzw. krajów bezpiecznych (czyli takich, których obywatelom rzadko udziela się ochrony międzynarodowej, np. Tunezji, Indii, czy Egiptu) będą automatycznie odrzucane. Na czas trwania takich przyspieszonych procedur, osoby te przebywałyby w detencji przy granicy.

Pakt zakłada też usprawnienie mechanizmów identyfikacji osób wjeżdżających na teren Unii,

  • przyspieszenie wydawania decyzji azylowych do sześciu miesięcy;
  • ujednolicenie procedur pomiędzy poszczególnymi krajami członkowskimi,
  • a także cały zestaw rozwiązań, które mogą zastosować kraje poddane „presji migracyjnej” ze strony państw sąsiednich.

Pojawia się wiele głosów, że obecny kształt paktu pokazuje, że unijne podejście do imigracji i polityki azylowej skręca coraz mocniej w prawo. W rozmowach z dziennikarzami, po ogłoszeniu porozumienia, Metsola przyznała, że „pakt nie jest idealny”, ale zaprzeczyła, by miał prezentować postulaty skrajnej prawicy.

Podkreślała też, że jest to wspólne stanowisko proeuropejskich partii centrowych; nie tyle prawicowe, ile „pragmatyczne”.

Organizacje praw uchodźców: to katastrofalny dzień

Pakt był od dawna krytykowany przez wiele organizacji broniących praw człowieka. Zarówno międzynarodowe, jak i krajowe NGO-sy od miesięcy wyrażały sprzeciw wobec części reform, które w ich opinii są „krokiem wstecz” i doprowadzą do obniżenia standardów przestrzegania praw uchodźców.

Najczęściej krytykowano rozwiązania dotyczące tzw. siły wyższej,

  • rozporządzenie o instrumentalizacji migracji;
  • koncepcję przyspieszonych procedur granicznych i detencji na granicach,
  • a także uproszczone kryteria odrzucania wniosków o ochronę.

W przeddzień ogłoszenia konsensusu wokół reform Caritas opublikował list otwarty podpisany przez 50 europejskich organizacji praw człowieka, m.in. Amnesty International, OxFam, Save the Children oraz wiele organizacji pomagających ludziom na szlakach śródziemnomorskich i bałkańskich.

„Pakt przyjęty w obecnym kształcie znormalizuje arbitralnie stosowaną detencję, w tym detencję rodzin i dzieci; zwiększy profilowanie rasowe i wykorzysta tzw. procedury kryzysowe, by umożliwić odsyłanie ludzi do tzw. bezpiecznych krajów trzecich, gdzie wielu z nich grozi więzienie, przemoc i tortury”, piszą organizacje.

Od bezprawnej praktyki do unijnego prawa

Faktem jest, że niektóre przewidziane w pakcie rozwiązania de facto legalizują na poziomie unijnym pewne praktyki wprowadzane „bez żadnego trybu” podczas kryzysów migracyjnych.

Przykładem są zapisy w rozporządzeniu o instrumentalizacji migracji – np. pozwalające na zawieszenie przyjmowania wniosków azylowych na cztery tygodnie w przypadku „nagłej presji migracyjnej”. To rozwiązanie pojawiło się już w pierwszym projekcie paktu we wrześniu 2020 roku i już wtedy wzbudziło kontrowersje, jako niezgodne z Konwencją Genewską o uchodźcach.

Pomysł ten był niemal dokładną kopią procederu, który pół roku wcześniej zastosowała Grecja, gdy Turcja wysłała pod jej granicę lądową ok. 20 tys. uchodźców. Grecja po prostu przestała przyjmować wnioski o ochronę międzynarodową na miesiąc, większość osób brutalnie push-backowała, a co najmniej 100, którym udało się przekroczyć granicę, trafiło do aresztu (część z nich dostała kary grzywny i wyroki więzienia).

Komisja Europejska nie tylko poparła wtedy Grecję, ale jak wykazał później dziennikarz Apostolis Fotiadis, jej „twardogłowej” części spodobał się pomysł zawieszania przyjmowania wniosków o ochronę. Z jego rozmów z brukselskimi urzędnikami wynikało, że wiele krajów na wschodnich granicach Unii od dawna lobbowało za „większą elastycznością” w stosowaniu prawa azylowego.

Grecja przetarła tę ścieżkę, do tego stopnia, że pierwotnie bezprawne rozwiązanie jest teraz jednym z kluczowych zapisów dotyczących nagłej presji migracyjnej.

Część innych zapisów w tej najbardziej kontrowersyjnej, z punktu widzenia praw uchodźców, części paktu, pojawiła się w grudniu 2021 roku. Były propozycją rozwiązań w przypadku „presji migracyjnej stosowanej przez państwa trzecie” co odnosiło się wówczas do kryzysu wywołanego przez Białoruś na polskiej i litewskiej granicy.

Oprócz zawieszania przyjmowania wniosków azylowych są też zapisy o przyspieszonych procedurach granicznych, detencji ludzi na granicy i usprawnieniu procedur powrotowych, m.in. o rozpatrywaniu wniosków na granicy bez udzielenia zezwolenia na wjazd na terytorium kraju, na podstawie o tzw. fikcji prawnej. Od decyzji negatywnej można się odwołać – ale nie będzie to miało skutku jej zawieszającego.

W rozporządzeniu o instrumentalizacji migracji podkreślana jest konieczność „elastyczności” w stosowaniu prawa azylowego przez kraje, które doświadczają presji migracyjnej. Te zapisy były od dawna krytykowane przez europejskie i polskie organizacje praw człowieka.

PiS: trwa zamach na media, by przykryć wprowadzenie relokacji

Elementem paktu są też mechanizmy solidarnościowe, na podstawie których kraje „wewnętrzne” UE będą mogły wybrać między przyjęciem pewnych ilości uchodźców a ekwiwalentem finansowym. Czyli, dobrze znana z ostatnich miesięcy przed wyborami, „przymusowa relokacja” (w niektórych wersjach: „przymusowa relokacja nielegalnych migrantów”).

Politycy PiS miesiącami blokowali pakt, powołując się na powtarzane w kółko mity. W czerwcu rzecznik PiS Rafał Bochenek przekonywał, że „relokacja napędza migrację”, bo „za tymi migrantami, panami w kwiecie wieku, w pełnej sile, w wieku produkcyjnym, przybywają po kilku latach żony, kuzyni, dziadkowie, dzieci”.

Tę wizję rodzinnych zjazdów do Europy politycy PiS próbowali bezskutecznie odeprzeć za pomocą referendum.

Na czym polega mechanizm relokacji i z czym wiązałaby się ona dla Polski, tłumaczyła wówczas Marta Górczyńska, prawniczka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:

Jak można się było spodziewać, informacja o zawarciu paktu o polityce migracyjnej wywołała wśród polityków byłej ekipy w Polsce spore poruszenie.

Zdaniem Beaty Szydło, teraz Polska będzie zmuszona do „przyjmowania obowiązkowego kontyngentu migrantów” lub płacenia kwoty, którą była premierka oszacowała na „niemal 200 mln złotych”.

View post on Twitter

Sebastian Kaleta napisał, na portalu X (dawny Twitter): „W Polsce trwa zamach na media, abyście nie dowiedzieli się, że UE właśnie wprowadza pakt migracyjny, czyli przymusową relokację nielegalnych migrantów. Po to im wszystkie media, aby Polakom utrudnić dostęp do takich informacji. Po to był UE w Polsce Tusk”.

;

Udostępnij:

Małgorzata Tomczak

Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.

Komentarze