Czy Polska poradzi sobie bez pieniędzy z USAID? Co powinien zrobić rząd wobec ruchów Trumpa? Dlaczego Amerykanie wspierali rozwój demokracji w kraju należącym do Unii Europejskiej? Choć sąd federalny zablokował dziś decyzję USA o wstrzymaniu pomocy zagranicznej, dyskusji o roli i finansowaniu trzeciego sektora zatrzymać się nie da
Jak poinformowało Politico, 13 lutego 2025 federalny Sąd Okręgowy dla Dystryktu Kolumbii uniemożliwił administracji Donalda Trumpa anulowanie kontraktów pomocy zagranicznej świadczonej przez USAID, Amerykańską Agencję Rozwoju Międzynarodowego.
To największy donator pomocy rozwojowej i humanitarnej na świecie, w 2023 dysponował ponad 40 mld dolarów.
Memorandum Trumpa ws. wstrzymania pomocy na 90 dni i decyzja o zamknięciu agencji sparaliżowała sektor pomocowy w najbardziej newralgicznych miejscach na świecie. Najwięcej środków z programów USAID trafiało do Ukrainy, Etiopii, Jordanii, Demokratycznej Republiki Konga, Somalii, Jemenu, Afganistanu, Nigerii, Sudanu Południowego i Syrii.
Ale USAID to nie tylko interwencje humanitarne, walka z głodem, wsparcie edukacji, czy rolnictwa, ale także rozwój demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. I dlatego pieniądze straciły również polskie organizacje społeczne, o czym pisaliśmy w OKO.press. Jak na decyzję sądu federalnego zareaguje Donald Trump? Nie wiadomo. Ale sama informacja o tym, że w ostatnich latach do Polski płynęły dolary na rozwój demokracji i wsparcie społeczeństwa obywatelskiego, wywołała burzliwą debatę.
Na zdjęciu u góry – demontaż napisu nad wejściem do Agencji Rozwoju Międzynarodowego USAID w Waszyngtonie 7 lutego 2025. Fot. Kayla Bartkowski/Getty Images/AFP
Anton Ambroziak, OKO.press: Wstrzymanie amerykańskiej pomocy rozwojowej i humanitarnej oraz wizja likwidacji agencji USAID wywołała ogromny chaos na całym świecie, szczególnie w regionach dotkniętych kryzysami i konfliktami. Czym dla Polski historycznie była amerykańska pomoc rozwojowa?
Ewa Kulik-Bielińska, dyrektorka Fundacji im. Stefana Batorego: W latach 90. to była niezwykle ważna pomoc dla budowania zrębów społeczeństwa obywatelskiego, które po pięćdziesięciu latach komunizmu po prostu nie istniało.
W okresie „Solidarności” był oczywiście wielomilionowy wybuch wielkiego społecznego ruchu, a po wprowadzeniu stanu wojennego powstawały niezależne struktury – organizacje i media – solidarnościowego społeczeństwa podziemnego. Bezpośrednich wzorców, do których moglibyśmy się odwołać, w latach 90. nie było jednak wiele. Można było wracać do tradycji bardzo żywego ruchu społecznikowskiego okresu przedwojennego, ale minęło przecież 50 lat, to była przerwana tradycja, z innej epoki. Z tego powodu i z powodu dużego zainteresowania rządu i społeczeństwa Stanów Zjednoczonych przemianami w Polsce, wzorce tworzenia i działania organizacji społecznych, które zostały tu wdrożone, pochodziły głównie z USA.
Bardzo ważne było to, że polskie organizacje przejęły amerykański model działania, dużo bardziej przejrzysty wówczas niż działanie organizacji i fundacji w Europie. Wymóg transparentności w USA polega na tym, że organizacje muszą przekazywać informacje o swoich dochodach i wydatkach zarówno do International Revenue Service, jak i podawać je do publicznej wiadomości. Sposób, w jaki działa Fundacja Batorego, wiele zawdzięcza Fundacji Forda, która miała bardzo ustrukturyzowane, przemyślane i przejrzyste procedury funkcjonowania.
Ale oczywiście oprócz wzorców, były też duże pieniądze. W Polsce od początku transformacji działała USAID, czyli agencja pomocy zagranicznej, o której tak dużo dziś mówimy. Pieniądze płynęły np. do wsi, czy mniejszych miejscowości.
W zasadzie pierwsza fundacja, która powstała w Polsce, to była Fundacja Zaopatrzenia Wsi w Wodę, która powstała dzięki pomocy finansowej Kongresu amerykańskiego.
Amerykańskie pieniądze rządowe wspierały rozwój kanalizacji na obszarach wiejskich. Formalnie założycielem fundacji był prymas Glemp jako przedstawiciel najwyższej hierarchii kościelnej, ale to nie była organizacja religijna. To była fundacja użyteczności publicznej, pierwsza fundacja z kapitałem wieczystym w Polsce. Dopiero po niej powstała np. Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej założona ze środków skarbu państwa.
Amerykańskie pieniądze wspierały też działania prowadzone przez ministerstwo polityki społecznej. Powstawały wówczas programy, które promowały oddolną aktywność, pokazywały, jak się organizować.
W kilku krajach Europy Środkowej funkcjonował finansowany przez USAID amerykański program Democracy Network (DemNet), który mobilizował ludzi do działania na rzecz rozwoju demokracji lokalnej i lokalnych społeczności. Na bazie tego programu powstało w krajach Europy Środkowej wiele cennych projektów i organizacji pobudzających aktywność lokalną i lokalną filantropię.
To dzięki amerykańskiemu podejściu wprowadzono model finansowania projektów społecznych w oparciu o tzw. matching funds, czyli my dajemy wam połowę potrzebnych wam środków, drugą połowę musicie zebrać sami.
To był świetny „mobilizator” dla powstających w Polsce organizacji do poszukiwania różnorodnych źródeł finansowania, nieuzależniania się od jednego darczyńcy, ale traktowania otrzymanych od niego środków jako bodźca do pobudzenia energii i ofiarności lokalnej.
Także model funduszy lokalnych „community foundations”, promowany przez Akademię Rozwoju Filantropii, powstałą na bazie programu DemNet, został przeszczepiony z Ameryki, nie tylko w Polsce, ale także starych krajach członkowskich.
A co się dzieje w XXI wieku? Polska dostała rozwojowego kopa, ale zbliżała się akcesja do Unii Europejskiej.
Amerykańscy darczyńcy, zarówno rządowi, jak i prywatni uznali, że ich misja wspierania rodzącej się demokracji w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, w tej części świata się skończyła. Amerykańska fundacja National Endowment for Democracy, która utworzona została przez Kongres USA w końcówce lat 80., z misją wzmacniania instytucji i wartości demokratycznych na świecie, zasilana była głównie z rządowych pieniędzy. W latach 80-90. wspierała nie tylko kraje, w których upadał reżim komunistyczny, ale także całą Amerykę Południową, gdzie obalano autorytarne dyktatury wojskowe.
Na początku XXI wieku amerykański kongres, ale i organizacje takie jak Fundacja Forda, Fundacja Rockefeller Brothers Fund, czy Fundacja Motta, uznały, że Polska, dołączając do Unii Europejskiej, dostosowała się – na poziomie standardów, procedur i reguł – do wymogów wspólnoty demokratycznych państw. Że stała się krajem demokracji i rządów prawa i nie ma powodu, aby dalej wspierać społeczeństwo obywatelskie i procesy demokratyczne w Polsce z pieniędzy amerykańskiego podatnika, skoro może korzystać ze środków europejskich.
Od 2004 roku pieniędzy amerykańskich, szczególnie z amerykańskiego rządu, w tym USAID czy NED, było w Polsce bardzo mało.
Jeśli pojawiały się programy wsparcia dostępne dla organizacji z Polski, to na działania prowadzone przez nie w krajach byłego bloku radzieckiego, które nie miały szans przystąpić do wspólnoty europejskiej.
Sytuacja się zmieniła podczas drugiej kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości, gdy zagrożenie osunięciem się Polski w reżim „demokracji nieliberalnej” à la Victor Orbán, stawało się coraz bardziej realne.
Mam na myśli taki system, w którym utrzymujemy pozory demokracji, ale to, co jest fundamentem demokracji konstytucyjnej, czyli trójpodział władzy między legislatywą, egzekutywą i judykatywą, przestaje funkcjonować. A partia rządząca zagarnia i podporządkowuje sobie coraz większe obszary.
Tak właśnie działał PiS w Polsce: podmywał fundamenty praworządności, lekceważył procedury demokratyczne, łamał Konstytucję, przejmował publiczne instytucje, uzależniał sądy.
I wtedy, w drugiej kadencji PiS, instytucje amerykańskie zmieniły priorytety i włączyły kraje UE do priorytetów środków pomocowych w ramach programów przeciwdziałania tendencjom autorytarnym i wzmacniania fundamentów demokracji. To były pieniądze z USAID, których operatorami były instytucje prywatne takie NED, DEXIS czy German Marshall Fund. Jeśli jednak mielibyśmy porównać je z innym środkami przekazywanymi organizacjom społecznym w Polsce na wspieranie demokracji i praw człowieka przez amerykańskie czy europejskie fundacje prywatne, a także programy unijne, to powiedziałabym intuicyjnie, bo nie znam dokładnych danych, że stanowiły jakieś 10-15 proc. Innymi słowy, nie było to dużo pieniędzy.
Ogromne pieniądze zagraniczne, w tym z rządu USA, pojawiły się w momencie pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę.
I tu musimy powiedzieć szczerze, takich pieniędzy w Polsce nigdy wcześniej nie było. Środki te płynęły do Polski przez agendy międzynarodowe, przede wszystkim agendy ONZ. Udział środków amerykańskiego rządu w pomocy finansowej na wsparcie uchodźców z Ukrainy i społeczeństwa w Ukrainie był bardzo znaczący.
Środki rządu USA w 2024 roku stanowiły ponad 40 proc. środków pomocowych agend ONZ.
Tylko że pieniądze na pomoc uchodźcom, których na początku było bardzo dużo, zaczęły z Polski znikać już rok temu.
One wciąż tu były, może nie w takiej skali jak na początku wybuchu wojny, ale były. Organizacje, które prowadzą bezpośrednią pomoc dla uchodźców z Ukrainy, dostały lub miały obiecane otrzymanie środków na działania w 2025 roku z IOM, UNHCR, UNICEF, WHO, Save the Children etc. Wycofanie tych pieniędzy z dnia na dzień to jest dla nich armagedon.
Wiele organizacji musi zwolnić ludzi, bo nie ma im z czego zapłacić. Nie mają środków na opłatę rachunków za bardzo konkretne rzeczy: media, energię, wynajem powierzchni.
A przypominam, że mówimy tu o zadaniach publicznych, pomocy, którą organizacje te świadczą, wyręczając państwo. Chodzi np. o prowadzenie ośrodków zakwaterowania dla osób z Ukrainy, pomoc wszystkim tym osobom, które nie mogą odnaleźć się na rynku pracy, bo nie są już w wieku produkcyjnym, bo są osobami z niepełnosprawnościami, bo sprawują funkcje opiekuńcze – i nawet jeśli pracują – to to, co zarobią, nie wystarcza, żeby utrzymać siebie i rodzinę, wynająć pokój czy mieszkanie. Jeśli te osoby nie będą miały miejsca, w którym mogą się zatrzymać, to trafią na bruk.
Mówimy tu też często o grupach wrażliwych, narażonych na dyskryminację, np. ukraińskich Romach, samotnych matkach i samotnych kobietach narażonych na przemoc, osobach innej narodowości, które uciekły z Ukrainy przed wojną, osobach LGBT+, dzieciach i młodzieży szkolnej uczących się w szkołach prowadzonych przez organizacje społeczne.
Ucięcie z dnia na dzień środków na pomoc humanitarną najmocniej i najboleśniej dotyka. Powiedzmy sobie szczerze, Amerykanie nie muszą dziś wspierać demokracji w Polsce.
Demokracja w Polsce obroniła się 15 października. Wczesną jesienią, zanim doszło do wyborów w Ameryce, wiadomo było, że pula środków w budżecie USAID na naszą część świata zostanie radykalnie zmniejszona. Na całą Europę miało być jakieś 2-3 miliony USD, z czego 200-300 tys. USD miało iść do Polski.
I to nie dlatego, że Trump doszedł do władzy czy że przewidywali zwycięstwo Republikanów, tylko uznali, że misja w Polsce jest zakończona.
Powiedziałabym prowokacyjnie, że wycofanie pieniędzy amerykańskich na wsparcie demokracji w Polsce nie jest wynikiem zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich 2024 roku, ale zwycięstwa Donalda Tuska w wyborach 2023 roku,
kiedy 77 proc. wyborców w Polsce poszło do urn i pokazało, że w demokratycznym procesie można zmienić władzę. Chciałam tutaj podkreślić, bo coraz częściej się o tym zapomina, przypisując zwycięstwo 15 października geniuszowi Donalda Tuska, że rola Tuska jest nie do przecenienia w konsolidacji i zmobilizowaniu swojej partii politycznej i partii koalicyjnych. Ale ten zryw społeczny, ta wielka mobilizacja wyborcza, nie byłaby możliwa bez systematycznej, pełnej determinacji i poświęcenia, żmudnej pracy i aktywności organizacji społecznych i społeczeństwa obywatelskiego, które przez 8 lat przeciwstawiały się próbom rozmontowania praworządności i demokracji, mobilizowały do oporu elity polityczne, przygotowując i proponując też konkretne rozwiązania na wybory i na dzień po wyborczym zwycięstwie.
Reasumując – planowane przekierowanie środków na wsparcie demokracji i praworządności z Polski w inne, bardziej zagrożone regiony świata po wyborach 2023 można jakoś rozumieć (choć jak widzimy, zagrożenie nie minęło i polska demokracja nadal jest krucha i wymaga wsparcia). Problem polega na tym, że to ucięcie środków stało się z dnia na dzień, w trakcie realizacji zaplanowanych działań, a w przypadku pomocy humanitarnej i wsparcia dla uchodźców z Ukrainy, mówimy o stratach sięgających nawet 100 proc. budżetu organizacji.
Pojawiają się postulaty, żeby te straty uzupełnił albo polski rząd, albo Bruksela w ramach mechanizmu solidarnościowego. A jeśli tak miałoby się stać, to do kogo powinno takie wsparcie popłynąć?
Postulaty jak najbardziej słuszne. Nie możemy liczyć na ofiarność ludzi w przypadku wsparcia uchodźców z Ukrainy. Mówimy tu o takich środkach, których nie da się zebrać od osób indywidualnych czy biznesu. A pomoc tym ludziom to kwestia bezpieczeństwa państwa. Jeśli osoby, które wymagają pomocy i opieki, jej nie dostaną, to znajdą się na ulicy. A my będziemy mieć poważny kryzys społeczny, kryzys bezdomności.
Rolą i zadaniem państwa jest wypełnienie tej luki, jaka powstała na skutek zamrożenia pomocy z agend międzynarodowych i znalezienie środków: z rezerwy budżetu, z przekierowania funduszy KPO czy funduszy europejskich, z innych środków z budżetu Unii Europejskiej, choćby na okres przejściowy, które pozwolą tę niezbędną dla bezpieczeństwa państwa działalność kontynuować. Być może po 90 dniach środki na pomoc humanitarną dla uchodźców z Ukrainy zostaną przez rząd USA odblokowane.
Nieoficjalnie słyszymy, że premier Donald Tusk niechętnie ogłosi, że rząd wjeżdża na białym koniu i wspiera organizacje, które straciły amerykańskie finansowanie, bo to zły chwyt PR-owy i dyplomatyczny.
Zupełnie tego nie rozumiem. Przecież od dłuższego czasu wiadomo jest, że Europa musi polegać przede wszystkim na sobie. Europa musi znaleźć zasoby, żeby budować swoje bezpieczeństwo ekonomiczne i militarne, budować odporność swoich społeczeństwa na kryzysy i wyzwania, budować odporność swojej europejskiej demokracji. Ameryka nie będzie ratowała europejskiej demokracji. Europa musi ją uratować sama, a żeby ją uratować, musi włączać społeczeństwo obywatelskie, bo bez aktywnego, autonomicznego społeczeństwa obywatelskiego nie ma demokracji.
Widzieliśmy, że momentach kryzysu państwo polskie bez społeczeństwa obywatelskiego i organizacji społecznych po prostu nie funkcjonuje.
Mogłabym jeszcze długo wyliczać. To w dużej mierze organizacje społeczne uruchomiły i zagospodarowały energię społeczną i zasoby, swoje umiejętności, struktury i procedury. To one były na pierwszym froncie i do dziś to one świadczą często wysoko wyspecjalizowaną pomoc.
Dlatego rząd: ministra ds. społeczeństwa obywatelskiego, przedstawiciele ministerstwa spraw wewnętrznych, rodziny i polityki społecznej, edukacji, zdrowia, spraw zagranicznych powinni spotkać się z przedstawicielami sektora pozarządowego: organizacjami świadczącymi pomoc i innymi darczyńcami instytucjonalnymi, żeby zastanowić się nad możliwymi rozwiązaniami, w tym nad planem ratunkowym.
A jeśli polski rząd powie, że się poddaje?
To znaczy, że my sami, jako członkowie Unii Europejskiej, a polski rząd dodatkowo jako kraj pretendujący do przewodzenia UE, pokażemy swoją niemoc i słabość. Mówiąc o kiepskim chwycie dyplomatycznym, czym jest taki komunikat? Dla administracji Trumpa to potwierdzenie, że Polska i Europa bez amerykańskiej pomocy nie istnieje i można jej dyktować własne warunki. Jeśli nie jesteśmy w stanie wspólnie jako Europa odpowiedzieć na nasze problemy, to po co nam europejski projekt?
Dziś potrzeba nam wspólnej obrony demokracji, nowych europejskich priorytetów, które ochronę demokracji postawią na pierwszym miejscu, rozumianą szerzej niż bezpieczeństwo militarne i informatyczne, choć oba, a szczególnie to drugie są bardzo ważne. Ale jako budowanie odporności naszych społeczeństw na manipulacje, kłamstwa, populizm i autorytaryzm.
Trump, wyklinając USAID od bandy radykalnych świrów, nakręcił też europejską prawicę. Viktor Orbán uznał, że pomoc, która płynęła z Ameryki, była zagrożeniem dla suwerenności kraju. Gruzińskie Marzenie wykorzystuje zamieszanie, żeby wprowadzić zakaz finansowania mediów przez zagraniczne podmioty. W Polsce prawica „tropi” powiązania, pisząc, że ze środków USAID korzystały nieprzychylne PiS media i NGO'sy, a stąd już prosta droga do uznania, że ktoś obcy miał wpływ na przegraną obozu politycznego Kaczyńskiego w wyborach. A polaryzacja działalności trzeciego sektora kwitnie.
Myślę, że ten trend polaryzacyjny nigdy się nie skończył. Prawica nim żyje, szczególnie w okresie gorącej kampanii, gdy może tym grać i konsolidować własny obóz. Ale prawda jest taka, że tu nie ma co tropić i odkrywać. Wystarczy potrafić czytać. Organizacje w Polsce muszą podawać do urzędu skarbowego i informacji publicznej każde otrzymywane środki od podmiotów prawnych przekraczające 25 tys. zł. Publikują te informacje na swoich stronach internetowych oraz w sprawozdaniach. To wszystko jest absolutnie jawne.
Nie zapominajmy też, że mówimy o okresie, gdy wiele organizacji w Polsce działających na rzecz demokracji, praworządności, równych praw, klimatu i wspierania rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, nie miało szans na pieniądze publiczne, czyli pieniądze z naszych podatków.
Za czasów PiS rządząca partia wspierała i tworzyła nowe organizacje, które miały być pasem transmisyjnym jej politycznej agendy, a odcinała od środków wszystkich, których uważała za swoich wrogów i którzy nie mieli chrześcijańsko-katolickiej i prawicowej proweniencji. Robili to często z pogwałceniem prawa czy ustalonych przez siebie procedur.
W Narodowym Instytucie Wolności toczy się dziś śledztwo w sprawie nieprawidłowości byłego kierownictwa w wydatkowaniu pieniędzy w programach NIW. Ciągle dochodzą na nowe rewelacja o przekrętach w Funduszu Sprawiedliwości, gdzie ludzie rozdający pieniądze zachowywali się jak przestępcy, mówiąc, że jak cię złapią za rękę, nie przyznawaj się, że to twoja. Głośnym echem odbiła się afera Willa Plus z Ministrem Czarnkiem, który rozdawał nieruchomości po uważaniu.
Ktoś mógłby powiedzieć, że jak nie ma środków publicznych, to idźcie do biznesu. Ale przez te osiem lat mieliśmy efekt mrożący. Polski biznes, często powiązany z firmami państwowymi i zależny od politycznych decyzji, z obawy przed szykanami nie chciał się narażać, wspierając inicjatywy i organizacje krytyczne wobec działań rządu.
Całe szczęście przed przyjściem do władzy PiS udało się uwolnić zbiórki publiczne, które dzięki zmianie ustawy można było prowadzić bez rządowej koncesji. Pozwoliło to wielu organizacjom uruchomić fundraising od osób indywidualnych, w tym w systemie zbiórek wpłat online, który stał się dla nich ważnym niezależnym źródłem finansowania działalności, a przede wszystkim budowania wiarygodności i bazy sojuszniczek i sojuszników. Nie były to jednak środki wystarczające do sfinansowania w 100 proc. prowadzonych działań. Dlatego środowisko organizacji skupione na ochronie praw człowieka, praworządności, rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, antydyskryminacji musiało finansowo polegać na wsparciu organizacji grantodawczych z zagranicy.
Ale od ponad roku żyjemy w nowej rzeczywistości politycznej, więc organizacje, które nie zajmują się pomocą humanitarną, mogły przesiąść się na bardziej zdywersyfikowany model biznesowy. A mimo to po decyzji o wstrzymaniu funduszu z USAID wiele z nich było zaskoczonych.
Organizacje działające na rzecz demokracji i praw człowieka musiały wiedzieć, że kwestia wycofania się USAID jest przesądzona, ale na pewno nikt nie spodziewał się, że wydarzy się to z dnia na dzień, w trakcie realizacji projektu. Było wiele sytuacji, że podpisano już umowę, pierwsza transza pieniędzy została wypłacona, są prowadzone działania, zatrudniono ludzi, a nagle słyszysz, że od jutra nie możesz wydać żadnej złotówki i nic więcej nie dostaniesz. To jest kuriozalne.
Jeśli chodzi o urozmaiconą dietę finansową trzeciego sektora w Polsce, to z tym mamy problem od lat. Można mówić, że to „wina” organizacji, ale prawda jest taka, że w Polsce wciąż nie ma wielu darczyńców prywatnych, którzy przekazują swoje własne środki na działania prodemokratyczne. A państwo polskie nie robi nic, żeby wzmacniać zachowania filantropijne.
Odkąd jestem aktywna w sektorze pozarządowym, każde nasze działanie na rzecz zachęt filantropijnych i promocji działalności dobroczynnej natrafia na niezrozumienie, jeśli nie opór rządzących.
W ramach działalności Forum Darczyńców pokazywaliśmy jak na świecie i w innych krajach Europy działania pro-filantropijne władz państwowych uruchomiły środki na cele pożytku publicznego, powstanie nowych fundacji za kapitałem wieczystym finansujące zadania w ważnych dla państwa obszarach: edukacji, zdrowiu, badaniach.
Walka o uwolnienie zbiórek publicznych trwała siedem lat. I zakończyła się sukcesem tylko dlatego, że Michał Boni, ówczesny minister cyfryzacji, osobiście podjął decyzję, że doprowadzi ją do końca zgodnie z ustaleniami z sektorem pozarządowym i wbrew pomysłom suflowanym przez ministerstwo spraw wewnętrznych.
Wcześniej prowadzona przez nas w ramach Forum Darczyńców przez trzy lata kampania na rzecz zwolnienia z opodatkowania SMS-ów charytatywnych zakończyła się klęską z powodu braku zrozumienia i nieustępliwości ministerstwa finansów. Do dziś poziom zwolnień podatkowych darowizn przekazywanych przez osoby fizyczne jest w tym samym miejscu i wynosi dla osób fizycznych 6 proc. a dla osób prawnych – 10 proc.
Organizacje społeczne wykonały też w ostatnim okresie bardzo dużo wysiłku, żeby pozyskiwać środki od indywidualnych darczyńców. W tym pomogły oczywiście media społecznościowe i rozwój technologii.
Kiedyś pieniądze trzeba było zbierać na ulicy i mógł to skutecznie na dużą skalę robić Owsiak ze swoją infrastrukturą WOŚP. Albo wolontariusze WWF, Greenpeace, czy Amnesty International. Teraz crowdfunding jest powszechny i wyspecjalizowany. Duży sukces w tej dziedzinie osiągnęło np. OKO.press, które dużą część budżetu zbiera właśnie od czytelników. Świetnie radzi sobie też Akcja Demokracja. W takim rodzaju finansowania najlepsze jest to poczucie poparcia, legitymacji, uwiarygodnienia działań. Ale wiadomo, że większość organizacji musi szukać pieniędzy w różnych źródłach.
Jednak wciąż ta nasza filantropia, szczególnie na cele bardziej ambitne niż – oczywiście wciąż potrzebna i nielekceważona przeze mnie, działalność wspierająca niedoinwestowaną służbę zdrowia, osoby cierpiące na wymagające długotrwałego i drogiego leczenia, edukację i stypendia dla dzieci, ochronę zwierząt – nawet w porównaniu z sąsiadami z regionu, jest stosunkowo słabo rozwinięta.
Coś się zaczęło ruszać rok przed wyborami. Uwolniła się pewna energia oporu, która uruchomiła także hojność ludzi biznesu, którzy włączyli się w finansowanie kampanii edukacji obywatelskich, kampanii świadomościowych i kampanii profrekwencyjnych.
Dla organizacji strażniczych pieniądze publiczne zawsze będą problemem. Kiedy po nie sięgają, pojawia się pytanie, czy aby nie tracą niezależności. Choćby w oczach odbiorców. Np. Fundacja Helsińska nigdy nie brała publicznych pieniędzy na działalność w kraju, uważając, że to podważa wiarygodność jej działań, bo ma patrzeć władzy na ręce. Ja rozumiem te dylematy, bo odbiór społeczny i wizerunek niezależnej od władz organizacji jest dla organizacji strażniczych szczególnie ważny. Na pewno pomogłoby, gdyby był zewnętrzny nierządowy operator, który w sposób przejrzysty i niezależnie rozdzielałby środki publiczne w oparciu o jasne kryteria i równy dostęp.
Ale dla mnie kwestie wizerunkowe nie są najważniejsze. Nie uważam, że jeśli organizacja bierze środki od X, to znaczy, że się od niego uzależnia. Jeżeli biorę środki na swoją agendę, na swoje działania przedstawione we wniosku i otwarcie i transparentnie o tym informuję, to nie widzę nic złego w tym, że biorę je z programu rządowego finansowanego z naszych podatków. Ważne jest to, że startuje się o środki w otwartym konkursie, w którym znane są priorytety i kryteria przyznawania dotacji, które są dostępne dla każdego, kto spełnia kryteria formalne i w których jest otwarta i jasna konkurencja, bez faworyzowania i rozdawania po uważaniu.
Prawa człowieka
Świat
Władza
Donald Trump
Fundacja Batorego
organizacje społeczne
USAID
wojna w Ukrainie
zbiórki publiczne
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze