PiS od sześciu lat blokuje energetykę wiatrową na lądzie, między innymi przez rzekomy hałas, który ma uprzykrzać życie mieszkańcom okolic farm. Naukowcy wykazują, że po 500 metrach dźwięk turbiny w najgorszym wypadku zlewa się z tłem. Mimo to wokół wiatraków trwa polityczny pat
Rządzący obiecują, że odblokują wiatraki na lądzie. Na pytanie dziennikarzy: "kiedy?", zazwyczaj odpowiadają "Trudno powiedzieć, ale już niedługo". A przedstawiciele obozu rządzącego dodają nieraz "Trwają rozmowy, ale w sprawie tak zwanej ustawy 10H jest wiele obaw". W tym samym czasie naukowcy obalają jeden z największych, chętnie powtarzanych przez rządzących mitów na temat wiatraków.
PiS zablokował rozwój tego źródła energii ustawą 10H w 2016 roku. Według ustawy odległość elektrowni od zabudowań musi równać się przynajmniej 10-krotności wysokości instalowanych wiatraków (wraz z łopatą stojącą na sztorc), to może być nawet 2 km. W związku z tym farm nie można stawiać na 99,7 proc. powierzchni naszego kraju. Rząd w lipcu przyjął projekt nowelizacji restrykcyjnego prawa, którego zmiana mogłaby pomóc w opanowaniu kryzysu energetycznego.
Prąd z wiatru mógłby stać się poważną alternatywą dla drożejącego węgla, szczególnie że energetyka oparta na tym surowcu jest objęta unijnymi opłatami za emisję CO2 (EU ETS). Według zapewnień rządu z lipca "wprowadzenie proponowanych rozwiązań umożliwi powstanie nowych instalacji wiatrowych o łącznej mocy 6-10 gigawata (GW), przyczyniając się do wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski". Przy sprzyjającej pogodzie i maksymalnym wykorzystaniu ich możliwości, moc farm wiatrowych mogłaby więc znacznie przewyższać tę osiąganą przez Elektrownię Bełchatów (5,12 GW).
Projekt nowelizacji ustawy wiatrakowej znalazł się jednak w sejmowej zamrażarce. Przedstawiciele obozu rządowego pytani o jej losy nie wskazują konkretnej daty przyjęcia zmian w prawie.
"Pojawiają się wątpliwości co do finalnych rozwiązań poszczególnych przepisów" - mówił jeszcze w sierpniu rzecznik rządu Piotr Müller. Od tamtego czasu sprawa nie ruszyła do przodu, a pod koniec października szefowa resortu klimatu Anna Moskwa przekonywała, że wewnątrz rządu wciąż trwa "dialog wewnętrzny". "De facto to jest kwestia dogrania kilku szczegółów, które mielibyśmy przedyskutować" - mówiła. Hamulcowymi mają być przedstawiciele Solidarnej Polski.
Dowodzeni przez Zbigniewa Ziobrę koalicjanci PiS-u, chcieliby ustalić minimalną dopuszczalną odległość farmy od najbliższych zabudowań na 1000 metrów - co w niektórych przypadkach nie odbiega znacząco od obecnych wymogów. Pytany o stanowisko "ziobrystów" Piotr Müller stara się unikać konkretów, ale przyznaje: rząd ma problem z Solidarną Polską.
Dlaczego odległość jest tak ważnym tematem w dyskusji o wiatrakach? Chodzi nie tyle o metry, ile o decybele. To hałas - oprócz drgań terenu czy kwestii zaburzenia krajobrazu - ma według rządzących być koronnym argumentem przeciwko lądowej energetyce wiatrowej.
Od ponad dekady z wiatrakami walczy była ministra edukacji, teraz europosłanka PiS Anna Zalewska. Według jej wypowiedzi sprzed kilku lat do Polski trafiają "zużyte turbiny, które Niemcy i Duńczycy wymieniają na nowe modele. One hałasują i zatruwają ludziom życie".
Między innymi o hałasie wpływającym na "różnego rodzaju stany chorobowe” mówił w 2016 roku poseł PiS Bogdan Rzońca, wówczas sprawozdawca ustawy wiatrakowej, dziś europarlamentarzysta. Jarosław Kaczyński jeszcze w 2014 roku nazywał wiatraki "przekleństwem polskiej wsi".
Argument o nadmiernym hałasie solidnie przyczynił się do zablokowania rozwoju wiatrowej energetyki w Polsce, choć był zwyczajną bzdurą. Wskazuje na to najnowszy raport wydany przez Komitet Inżynierii Środowiska Polskiej Akademii Nauk.
Bezpieczną granicę - zamiast dzisiejszego kilometra lub nawet dwóch kilometrów - można wyznaczyć już na 500 metrze od najbliższej turbiny.
”Turbiny wiatrowe wydają charakterystyczny dźwięk. Z naszych badań wynika jednak, że w odległości 500 metrów nie oddziałuje on na zdrowie człowieka” - przekonuje jeden z autorów raportu, prof. Piotr Kacejko z Politechniki Lubelskiej. - „Na duże odległości migrują tylko infradźwięki (fale akustyczne na tyle niskie, że niesłyszalne dla ludzkiego ucha - przyp. aut.), ale nie ma jednoznacznych dowodów na ich negatywny wpływ na zdrowie ludzi” - dodaje naukowiec.
Skąd więc tak zła sława wiatraków? Według profesora Kacejki może chodzić o elementy turbin montowane w Polsce w poprzednich latach, jeszcze przed wejściem ustawy 10H. Bardzo często rzeczywiście nie były one cudami techniki.
”Opinia o tym, że wiatrak oznacza hałas, może brać się z tego, że w przeszłości wiele z elementów turbin przyjeżdżało do nas z Europy Zachodniej, po dłuższym okresie pracy na tamtejszych farmach. One mogły być akustycznie gorsze, szczególnie że były produkowane na przykład 20 lat temu. Zdarzały się też przypadki, że turbiny wiatrowe stawiano w nieprzyzwoitej odległości od zabudowań - na przykład stu metrów. Zdarzają się jednak też opinie niemające związku z rzeczywistością. Niektórzy twierdzą na przykład, że dźwięk wiatraka niesie się nawet przez trzy kilometry” - mówi w rozmowie z OKO.press profesor Kacejko.
Według autorów badania już w odległości około 85 metrów od turbiny poziom hałasu wynosi około 50 decybeli (dB). To wartość mieszcząca się w limitach dopuszczalnego hałasu na terenie zabudowanym w godzinach dziennych (w dzień wynoszą one 60, w nocy- 50 dB).
W odległości ok. 500 metrów natężenie dźwięku spada do poniżej 40 dB, a często nie przekracza 35 dB. „Taki poziom hałasu nie powinien powodować negatywnych skutków zdrowotnych, również w przypadku osób wrażliwych” - twierdzą naukowcy z Politechniki Lubelskiej. W swoich badaniach wzięli pod uwagę nie tylko dane dotyczące odległości turbin od zabudowań, ale i natężenie siły wiatru czy wpływ ukształtowania terenu na rozchodzenie się fal akustycznych.
Rzecz jasna różni ludzie mogą odmiennie odbierać wpływ działania wiatraków na ich życie. „Niektórych może drażnić powtarzalność ruchu łopat - w podobny sposób, jak na niektórych działa powtarzający się dźwięk kropli spadającej z cieknącego kranu. Można mieć też wątpliwości co do zaburzania krajobrazu” - mówi nam prof. Kacejko. - „To jednak kwestia osobistej wrażliwości. Według projektu nowelizacji ustawy takie opinie też muszą być brane pod uwagę. Ona zakłada, że lokalne społeczności i rady gmin mają prawo decyzji o budowie farmy wiatrowej na swoim terenie” - twierdzi naukowiec. - „Oceniając wpływ działania wiatraków na warunki życia ludzi trzeba się też odnosić do opartych na nauce polskich i międzynarodowych norm. Te nie są przekroczone w odległości powyżej 500 metrów od turbiny” - zaznacza Kacejko.
„W takich warunkach można zauważyć, że odgłosy pochodzące z farmy wiatrowej zlewają się z tłem. Na Zachodzie turbin jest dużo więcej, a nie zaobserwowano negatywnych zjawisk, negatywnego wpływu na zdrowie ludzi lub zwierząt” - mówi nam Piotr Czopek, dyrektor ds. regulacji Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Przedstawiciele branży podkreślają, że nowelizacja ustawy odległościowej jedynie rozluźnia działanie zasady 10H, która de facto zostaje utrzymana. Farma wiatrowa na terenie danej gminy będzie mogła powstać jedynie na wyraźne życzenie lokalnych radnych. To oni, za pomocą miejscowego planu zagospodarowania, mogą wyznaczyć na danym terenie "strefę bez 10H".
”To jest kompromis, nie jest on idealny, ale idzie w dobrym kierunku.
Uchwalenie tych przepisów nie oznacza, że nagle wyrośnie nam las wiatraków. Proces inwestycyjny to od 3 do 5 lat, dlatego musimy podejmować te decyzje już dziś, żeby w przyszłości zapewnić sobie dostępność do taniej energii, której nam nie zabraknie” - mówi Czopek w rozmowie z OKO.press
Rzecznik rządu Piotr Müller ma nadzieje, że tarcia w rządzie ustaną w przyszłym tygodniu. Wtedy Rada Ministrów ma po raz kolejny podjąć trudny temat nowelizacji ustawy 10H, choć nie wiadomo, czy dyskusja nad nowelizacją nie opóźni się po eksplozji zabłąkanego pocisku w Przewodowie blisko polsko-ukraińskiej granicy. We wtorek (15 listopada) Müller po raz kolejny potwierdził, że kwestią sporną jest odległość wiatraków od zabudowań.
”Zakładam, że dojdziemy do porozumienia. Porozumiemy się co do tego, jaka to miałaby być odległość” - mówił rzecznik rządu.
Tym zapewnieniom nie dowierza Piotr Czopek: "Bardzo trudno pokusić się o prognozę dotyczącą tego projektu" - mówi zapytany o to, czy kolejne miesiące przyniosą przełom w sprawie 10H.
Gospodarka
Jarosław Kaczyński
Piotr Müller
Zbigniew Ziobro
Prawo i Sprawiedliwość
10h
OZE
wiatraki na lądzie
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze