0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Nie tylko atak na LGBT. PiS w kampanii wyborczej wykorzystuje również tragedię lokatorów reprywatyzowanych kamienic. Cztery lata od wybuchu afery reprywatyzacyjnej, trzy od powołania Komisji Weryfikacyjnej, na niecałe dwa tygodnie przed wyborami prezydenckimi, otrzymujemy ustawę, która rozwiązuje tylko część problemów. Nie jest to też zapowiadana już trzy lata temu „duża ustawa reprywatyzacyjna”.

Ustawa ma dwa główne założenia:

  • zakaz oddawania nieruchomości z lokatorami
  • usprawnienia w wypłacaniu odszkodowań.

To rozsądne pomysły, ale w szczegółach sprawa jest bardziej skomplikowana.

"Zapisy projektu ograniczają możliwości zwrotów nieruchomości, ale nie określają sposobu określania wartości odszkodowań. Jeżeli zachowamy obecny patologiczny model wyceny w tym zakresie to takie regulacje są na rękę »biznesowi« reprywatyzacyjnemu" - komentuje dla OKO.press dr Andrzej Luterek, autor książki „Reprywatyzacja. Źródła problemu”.

Dlaczego przez cztery lata zrobiono tak niewiele? Dlaczego ustawa trafia do Sejmu dopiero teraz? Sprawdzamy, czy pomysł PiS może realnie pomóc lokatorom i ile jest w tym kampanii wyborczej.

Od Bieruta...

Skąd wziął się problem z reprywatyzacją? W 1945 roku ówczesny prezydent Bolesław Bierut wydał dekret, na mocy którego znacjonalizowano grunty w Warszawie. Miało to usprawnić - a raczej w ogóle umożliwić - odbudowę stolicy. Po 1989 roku uznano nacjonalizację za bezprawną i rozpoczął się proces zwracania działek wcześniejszym właścicielom. Przez lata inicjatywy, które chciały się problemem zająć nie miały wystarczającej siły politycznej. Do wybuchu afery prób uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej było 20. Siedem projektów zostało odrzuconych w pierwszym czytaniu sejmowym, osiem nie wyszło poza prace w komisjach. Cztery zostały wycofane, zanim posłowie zdążyli się nimi zająć. W 2001 roku zawetował ustawę prezydent Aleksander Kwaśniewski uznając, że państwa na nią nie stać.

A im dłużej się zwleka, tym problem jest trudniejszy do rozwiązania. Wielu dawnych właścicieli już nie żyje, ich miejsce pobytu jest trudne do ustalenia lub nie chcą się tym zajmować.

W tych warunkach powstał rynek handlu roszczeniami. Ich właściciele sprzedawali je za bezcen a nowi właściciele roszczeń zdobywali warte miliony złotych nieruchomości. Aby podnieść ich wartość, często nielegalnie pozbywali się lokatorów. Najbardziej drastycznym przykładem jest sprawa Jolanty Brzeskiej, która walczyła o prawo do swojego mieszkania i została zamordowana w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach w 2011 roku.

Długo temat nie interesował nikogo poza aktywistami, którzy pomagali wyrzucanym z kamienic lokatorom. Działalność Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów i Ruchu Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza działali na rzecz mieszkańców dotkniętych reprywatyzacją nieruchomości przez lata. Nie mogli jednak zatrzymać dzikiej reprywatyzacji.

...do Kalety

Po serii publikacji „Gazety Wyborczej” w 2016 sprawa reprywatyzacji trafiła do medialnego mainstreamu. Dziennikarki "Gazety", Iwona Szpala i Małgorzata Zubik opisały nieprawidłowości reprywatyzacji w Warszawie i związki warszawskiego Ratusza i ekipy Hanny Gronkiewicz-Waltz z nowymi właścicielami roszczeń. W jednym z tekstów autorki opisały sprawę działki przy Chmielnej 70, która trafiła do kupców roszczeń, chociaż po wojnie została spłacona i nie powinna podlegać reprywatyzacji.

W 2015 roku koalicja PO-PSL uchwaliła tzw. małą ustawę reprywatyzacyjną. Prezydent Komorowski skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, dlatego weszła w życie dopiero w 2016 roku. Na jej podstawie miasto ma prawo odmówić zwrotów budynków wykorzystywanych na cele publiczne jak przedszkola, parki i szkoły. Dzięki ustawie. Łatwiej też umorzyć postępowania, w których poszukiwania właścicieli są bezowocne. Według prof. Łętowskiej ustawa jedynie "gasiła pożary, które rozpaliły się w ciągu ostatnich 10 lat".

PiS powołał Komisję Weryfikacyjną, najpierw pod przewodnictwem Patryka Jakiego a następnie Sebastiana Kalety. W ocenie aktywistów i specjalistów wciąż nie udało się jednak prawnie uregulować reprywatyzacji tak, aby chronić lokatorów przed wyrzucaniem z reprywatyzowanych kamienic.

Duda ułaskawia Śpiewaka, Kaleta uderza w Trzaskowskiego

5 czerwca 2020 roku prezydent ułaskawił Jana Śpiewaka, aktywistę walczącego m.in. z dziką reprywatyzacją.

Aktywista został prawomocnie skazany za zniesławienie mecenas Bogumiły Górnikowskiej. W październiku 2017 r. Śpiewak napisał na Twitterze: " Córka ministra Ćwiąkalskiego przejęła w 2010 roku metodą na 118-letniego kuratora kamienicę na Ochocie".

Sąd stwierdził: "W rzeczywistości Górnikowska została ustanowiona kuratorem dla osoby nieznanej z miejsca pobytu, której daty urodzenia nie znała. Nigdy też nie przejęła na własność kamienicy ani nie czerpała z niej żadnych korzyści"

Śpiewak musiał zapłacić grzywnę i nawiązki - 15 tysięcy złotych. Sprawa wywołała wiele kontrowersji, bo w sprawie reprywatyzacji nie padły prawie żadne wyroki. W 2019 roku Marek Mossakowski, który w roszczenia inwestował od lat 90., został skazany na grzywnę i 1,5 roku pozbawienia wolności za nieprawidłowości przy przejęciu kamienicy przy Targowej 66.

Tak czy inaczej, sprawy reprywatyzacji są dalekie od rozstrzygnięcia i m.in dlatego wyrok Śpiewaka budził ogromne emocje.

Przeczytaj więcej o sprawie Jana Śpiewaka:

Sprawa Śpiewaka. Pięć odpowiedzi

Mec. Górnikowska: Nie przejęłam kamienicy metodą na kuratora. Zarobiłam może 150 zł

Obrońca Śpiewaka polemizuje: Źle powołany kurator, niepotrzebne utajnienie, nieuzasadniony zarzut

Prezydent na spotkaniu wyborczym w Stalowej Woli mówił o ułaskawieniu tak:

„Zdecydowałem się skorzystać z prawa łaski wobec Jana Śpiewaka, bo chciałem pokazać wszystkim ludziom odważnym, młodym, ludziom dobrej woli, żeby się nie cofali i żeby się nie bali, kiedy walczą w dobrej sprawie”.

Sam Śpiewak przyznał, że jego ułaskawienie wpisuje się w kampanię wyborczą:

„Chciałbym wierzyć, że miał dobre intencje, ale też na pewno chciał pokazać, po której stronie jest i wykorzystać to do walki politycznej” – komentował aktywista.

Sebastian Kaleta tłumaczy, że ustawa jest potrzebna, bo Ratusz nie wypłaca odszkodowań lokatorom. To prawdziwy zarzut. Według warszawskich urzędników dlatego, że potęgowałoby to chaos prawny.

Wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej bronił się w "Gazecie Wyborczej", że ustawa o komisji weryfikacyjnej jest dziurawa a zwracanie pieniędzy na jej podstawie to dokładanie sobie problemów w przyszłości. Według Rabieja można było to załatwić dużo wcześniej, a ustawa pojawia się teraz, bo pomaga atakować Trzaskowskiego w kampanii wyborczej.

W tym kontekście dostajemy ustawę, która ma pomóc lokatorom. Wielu aktywistów wkazuje - nie bez racji, biorąc pod uwagę niechęć władz do systemowego podjęcia tematu - że skoro ustawa może pomóc lokatorom, to jej wyborczy kontekst jest nieistotny.

"Nie było woli politycznej"

PiS miało pięć lat na załatwienie tej sprawy. Jak wykorzystało ten czas?

„Podstawowy problem jest taki, że nie ma tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej. Ewidentnie nie było ku temu woli politycznej” – mówi OKO.press Mikołaj Paja ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. – „Nie chodzi o kwestie finansowe. Oficjalnym uzasadnieniem było to, że nie środków na odszkodowania. Ale przecież to właśnie obecny model reprywatyzacji sądowej jest najdroższy. Zakłada zwroty w naturze, czyli oddawanie nieruchomości właścicielom roszczeń a dodatkowo odszkodowania".

Ten temat był instrumentalnie wykorzystywany przez PiS, ale ciężko na to, co działo się w ostatnich latach, patrzeć stuprocentowo krytycznie. Komisja Weryfikacyjna była platformą, która umożliwiała pokazanie tego problemu od strony lokatorskiej. W 2016 opinia publiczna widziała to przede wszystkim jako problem oddawanie budynków użyteczności publicznej czy placów miejskich. Mała ustawa reprywatyzacyjna rozwiązywała ten problem, ale nie wszystkie, bo dalej można było zwracać budynki mieszkalne. A to była i jest najgorsza konsekwencja stosowania modelu zwrotów w naturze”.

Komisja Jakiego i Kalety

PiS w maju 2017 roku powołał Komisję Weryfikacyjną, aby w uproszczony sposób przyznawać pokrzywdzonym lokatorom odszkodowania. Pierwszym przewodniczącym został Patryk Jaki. Ponad rok po jej powołaniu, w październiku 2018, Beata Siemieniako, ekspertka w kwestii prawa lokatorskiego i reprywatyzacji, pisała na naszych łamach:

„Komisja Jakiego zbadała zaledwie 0,5 proc. decyzji reprywatyzacyjnych, a odszkodowania dla lokatorów okazały się wielkim niewypałem. Polityków obu opcji – tak PiS, jak i opozycji – nie obchodzi to, czy lokatorom wynagrodzi się krzywdy. Interesuje ich wojna polityczna i wynik zbliżających się wyborów”.

Tymczasem zapowiedzi były zupełnie inne. W 2017 roku zapowiedź dużej ustawy dała nadzieje wszystkim zainteresowanym, że być może uda się problem rozwiązać. Pisaliśmy o tym w październiku 2017 roku w tekście "Koniec gehenny? Ustawa reprywatyzacyjna może przywrócić normalność po latach krzywd i niepewności"

Obszerna ustawa zakładała:

  • Koniec zwrotów w naturze.
  • Objęcie nie tylko Warszawę, ale i cały kraj.
  • Rekompensaty pieniężne wysokości 20 proc. wartości nieruchomości.
  • 20 procent wartości nieruchomości rozliczane ze Skarbem Państwa poprzez nieruchomość zamienną; 25 proc. jeśli spadkobierca przyjmie obligację zamiast pieniędzy.
  • Naliczanie rekompensat od wartości nieruchomości w dniu jej nacjonalizacji, a nie wartości obecnej (ta druga jest z reguły wielokrotnie wyższa).
  • Uniemożliwienie zwrotu na reaktywowane przedwojenne spółki akcyjne.
  • Nieruchomości opuszczone przechodzą po 1 roku na własność Skarbu Państwa.
  • Jeśli w przypadku zwrotu jakiejś nieruchomości będą dowody na naruszenie prawa, postępowanie w takiej sprawie będzie można wznowić. W efekcie nowy właściciel będzie mógł stracić odzyskaną nieruchomość.
  • 12 miesięcy na składanie wniosków od dnia wejścia w życie ustawy. Po tym czasie roszczenia będą wygasały.
  • Zakaz ustanawiania kuratorów (ta możliwość była nagminnie wykorzystywana przez oszustów, którzy rzekomo działali w interesie spadkobierców).
  • O zadośćuczynienie będą mogły ubiegać się wyłącznie osoby fizyczne, obywatele Polski, małżonkowie właścicieli i spadkobiercy w pierwszej linii.

„To koniec gehenny lokatorów ze zreprywatyzowanych kamienic” – komentowała na Facebooku Agata Nosal-Ikonowicz. Ustawa do dziś nie trafiła do Sejmu.

15 czerwca, 13 dni przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, na stronie Sejmu pojawia się natomiast inna ustawa autorstwa posłów PiS, Sebastiana Kalety – przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej po wyjeździe Patryka Jakiego do Brukseli i Pawła Lisieckiego z PiS, członka Komisji.

Propozycje dobre, ale to nie jest kompleksowe rozwiązanie

Mikołaj Paja:

„To, że kontekst jest wyborczy jest zupełnie oczywiste. MJN składało projekt ustawy zakazującej zwrotów budynków mieszkalnych do komisji sejmowej trzy lata temu. Nikt nie był zainteresowany jego uchwaleniem. Konstrukcja ustawy Kalety jest podobna do tego, co proponowaliśmy. Czyli uzupełnienie przesłanek do wydania odmowy zwrotu nieruchomości wprowadzonych przez małą ustawę reprywatyzacyjna o zakaz zwrotów budynków z mieszkaniami wchodzącymi w zasób miasta.

Ale projekt Kalety zawiera też dodatkowe przesłanki do odmowy, czyli np. remont po wojnie budynków zniszczonych w więcej niż 50 proc. (aktualnie to 66 proc.). Jest też n.in. przesłanka odmowy dla terenów zielonych, obiektów oświatowych i przeznaczonych na cele kultury".

Aktywista MJN jest zadowolony z głównych założeń ustawy: zakazu zwrotu kamienic z lokatorami i usprawnień w wypłacaniu odszkodowań. Ma jednak ważne zastrzeżenie:

"Można się przyczepić do tego, że nie jest to kompleksowe rozwiązanie całego problemu – w szczególności nie jest to rozwiązanie problemu w skali całego kraju. Po ewentualnym wejściu ustawy Kalety w życie wciąż można sobie wyobrazić sytuację, że miasto będzie samodzielnie opróżniało budynki z lokatorów i przeznaczało je następnie do zwrotu”.

"Biznes" reprywatyzacyjny sobie poradzi

Wobec projektu autorstwa posłów PiS krytyczny jest dr Andrzej Luterek:

„Od przewłaszczeń nacjonalizacyjnych minęło już ponad 70 lat, dlatego nie powinno być mowy o żadnych zwrotach. To są nieodwracalne skutki prawne, powinna zadziałać instytucja dawności” – komentuje Luterek dla OKO.press. „Zaprezentowany projekt ustawy to przede wszystkim zwiększenie kompetencji komisji reprywatyzacyjnej i polepszenie sytuacji materialnej jej członków. Zapisy projektu ograniczają możliwości zwrotów ale nie określają sposobu określania wartości odszkodowań. Jeżeli zachowamy obecny patologiczny model wyceny w tym zakresie to takie regulacje są na rękę »biznesowi« reprywatyzacyjnemu.

W tej chwili znaczna część atrakcyjnych nieruchomości jest już „wyczyszczona” a lokatorzy wypędzeni albo spaleni. Dlatego zostały nieruchomości niezabudowane albo z trudno usuwalną, wyjątkowo oporną »wkładką ludzką«. W takim wypadku wypłaty odszkodowań dla „biznesu” reprywatyzacyjnego na poziomie dzisiejszej wartości a nie tej z 1945 są dla niego korzystnym rozwiązaniem.

Proszę spojrzeć np. na zmiany zaproponowane w art. 214a. Ustawy o gospodarce nieruchomościami: „1. Odmawia się oddania gruntu … ze względu na zabudowę przez Skarb Państwa lub jednostkę samorządu terytorialnego dokonaną po dniu wejścia w życie dekretu z dnia 26 października 1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy, której wartość przenosi znacznie wartość zajętego na ten cel gruntu.” Dzisiejszą wartość czy wartość z 1945 r.? To może być różnica stukrotna!

Ten projekt odwołuje się do „filozofii” reprywatyzacyjnej tzw. „małej ustawy reprywatyzacyjnej” z 2015 r. Mamy tutaj podobny sposób patrzenia na problem, skupianie się na wygaszaniu problemów „biznesu” reprywatyzacyjnego i zachowania jego podstaw. Tamta regulacja miała 4 artykuły i była nazywana małą, ta ma 10 więc chyba należy ją określać mianem „dużej ustawy reprywatyzacyjnej”. Co znamienne tamta ustawa była formalnie autorstwa PO a ta PiS. To pokazuje, że w obszarze reprywatyzacji barwy klubowe mają absolutnie wtórny charakter, ośrodek decyzyjny jest ponadpartyjny”.

Propozycja Lewicy

Swoją propozycję ma też Lewica. Projektu ustawy pojawił się na stronie Sejmu 16 czerwca. Na konferencji prasowej 15 czerwca posłanka Magdalena Biejat z Lewicy mówiła:

"Zgadzam się z lokatorami, że kwestia bezpieczeństwa własnego domu, kwestia prawa do mieszkania, to jest po prostu prawo człowieka i nie powinno to podlegać logice żadnej kampanii wyborczej. Dlatego uważamy, że choć projekt zaprezentowany przez ministra Kaletę ma swoje wady, to oczywiście jest to krok w dobrym kierunku. W związku z tym Lewica poprze ten projekt, bo każdy krok, który pomaga ochronić lokatorów i zadbać o ich prawa, jest dobrym krokiem".

Posłanka partii Razem uważa jednak, że projekt Kalety i Lisickiego jest mało odważny. Dlatego Lewica składa ustawę, w której zapewni ochronę budżetowi Warszawy, aby wyeliminować sytuacje, gdzie miasto odmawia odszkodowań ze względu na zbyt wysokie koszty. Według projektu można to osiągnąć zmieniając sposób wyceny kamienic, uwzględniając wartość nieruchomości w momencie przejęcia, zamiast skupiać się na realiach historycznych.

Komitet Ochrony Praw Lokatorów napisał w oświadczeniu na Facebooku:

„Założenia projektu Lewicy wydają się nam warte wsparcia i mamy nadzieję, że powstanie w ich oparciu projekt, który będziemy mogli wspierać. Projekt Zjednoczonej Prawicy zaprezentowany przez posłów Sebastiana Kaletę i Pawła Lisieckiego zawiera kilka dobrych punktów, ale w paru kwestiach można by jednak posunąć się dalej”.

Na razie na stronie sejmu nie ma informacji, kiedy projekty ustaw będą procedowane.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze