Dick Cheney: wiceprezydent USA w czasach George'a Busha. Konserwatysta, cichy dyrygent za plecami prezydenta, odpowiedzialny za porażkę wojny w Iraku i wszystkie jej niesprawiedliwości, zwolennik tortur w Guantanamo, a jednocześnie żarliwy przeciwnik Trumpa (wbrew własnej partii) i sojusznik małżeństw jednopłciowych
W tekście „The Tragedy of Dick Cheney” Ron Suskind pokazuje, że Cheney nie był potworem z kreskówki ani jedynie „złym duchem” George’a W. Busha. Był architektem systemu, który uznał, że prawo to narzędzie, nie granica. Wymyślił sposób, w jaki można rządzić, nie pytając o zgodę — wystarczy ogłosić „stan wyjątkowy” i wszystko staje się dozwolone.
I my dzisiaj żyjemy w świecie Dicka Cheneya. W świecie, w którym teoria jednolitej egzekutywy stała się praktyką, a zasada „jednoprocentowej pewności” – moralnym alibi dla niekończącego się stanu wyjątkowego. Obama był próbą oddechu po tej epoce, Trump – jej zemstą.
O zmarłym 3 listopada wiceprezydencie USA pisze Radosław Korzycki.
Richard Bruce Cheney przyszedł na świat 30 stycznia 1941 roku w Lincoln, w stanie Nebraska – w domu, w którym pracowitość łączyła się z ambicją, a zwyczajność z cichym poczuciem – jak to w Ameryce – do robienia rzeczy wielkich. Jego ojciec, Richard Herbert Cheney, był urzędnikiem federalnym – specjalistą od ochrony gleb w Ministerstwie Rolnictwa. Matka, Marjorie Lorraine z domu Dickey, była w latach trzydziestych gwiazdą lokalnych rozgrywek softballowych. Dick to jedno z trojga dzieci w rodzinie, której pozycja – choć nie arystokratyczna – dawała mu coś w rodzaju bezpiecznego gruntu: świadomość, że start w dorosłość nie zaczyna się od zera. Uczył się w Calvert Elementary School w Lincoln, a potem w Natrona County High School w Casper, w stanie Wyoming, dokąd rodzina przeprowadziła się w połowie lat czterdziestych.
Richard Bruce Cheney przyszedł na świat 30 stycznia 1941 roku w Lincoln, w stanie Nebraska – w domu, w którym pracowitość łączyła się z ambicją, a zwyczajność z cichym poczuciem – jak to w Ameryce – do robienia rzeczy wielkich. Jego ojciec, Richard Herbert Cheney, był urzędnikiem federalnym – specjalistą od ochrony gleb w Ministerstwie Rolnictwa. Matka, Marjorie Lorraine z domu Dickey, była w latach trzydziestych gwiazdą lokalnych rozgrywek softballowych. Dick to jedno z trojga dzieci w rodzinie, której pozycja – choć nie arystokratyczna – dawała mu coś w rodzaju bezpiecznego gruntu: świadomość, że start w dorosłość nie zaczyna się od zera. Uczył się w Calvert Elementary School w Lincoln, a potem w Natrona County High School w Casper, w stanie Wyoming, dokąd rodzina przeprowadziła się w połowie lat czterdziestych.
Miał wszystkie cechy dziecka przywileju: wczesny dostęp do edukacji, znajomości, które otwierały drzwi, i świadomość, że świat – choć niekoniecznie przyjazny – jest stworzony po to, by go ujarzmić. Ale jego młodość nie była wolna od potknięć. Po rozpoczęciu nauki w Yale nie potrafił się odnaleźć. Sam później mówił, że „nie dojrzał jeszcze do tamtego świata” i że musiał odejść. Wspominał profesora H. Bradforda Westerfielda, który nauczył go postrzegać politykę zagraniczną jako „sztukę zimnej kalkulacji”, co – jak sam Cheney przyznał – miało wpływ na jego późniejsze decyzje.
Po nieudanej przygodzie z Ivy League wrócił na prowincję. W Wyoming ukończył studia licencjackie i magisterskie z nauk politycznych na tamtejszym uniwersytecie, a potem rozpoczął doktorat na University of Wisconsin–Madison, którego jednak nie ukończył. W tym czasie dwa razy został zatrzymany za prowadzenie samochodu po alkoholu – w 1962 i 1963 r. Po latach wspominał, że te incydenty „zmusiły go do zastanowienia się, dokąd zmierza”.
Były korespondent polskich mediów w USA, regularnie publikuje w gazeta.pl i Vogue, wcześniej pisał do Polityki, Tygodnika Powszechnego, Gazety Wyborczej i Dwutygodnika. Komentuje amerykańską politykę na antenie TOK FM. Oprócz tego zajmuje się animowaniem wydarzeń kulturalnych i produkcją teatru w warszawskim Śródmieściu. Dużo czyta i podróżuje, dalej studiuje na własną rękę historię idei, z form dziennikarskich najlepiej się czuje w wywiadzie i reportażu.
Były korespondent polskich mediów w USA, regularnie publikuje w gazeta.pl i Vogue, wcześniej pisał do Polityki, Tygodnika Powszechnego, Gazety Wyborczej i Dwutygodnika. Komentuje amerykańską politykę na antenie TOK FM. Oprócz tego zajmuje się animowaniem wydarzeń kulturalnych i produkcją teatru w warszawskim Śródmieściu. Dużo czyta i podróżuje, dalej studiuje na własną rękę historię idei, z form dziennikarskich najlepiej się czuje w wywiadzie i reportażu.
Komentarze