0:000:00

0:00

W poniedziałek, 25 maja, liczba wszystkich ofiar koronawirusa w Polsce przekroczyła tysiąc. Dziś Ministerstwo Zdrowia poinformowało o śmierci kolejnych 11 osób.

Odnotowano 341 nowych zakażeń, w tym najwięcej na Śląsku (158), Mazowszu (66) i Dolnym Śląsku (37). Za to w Wielkopolsce, która po serii zakażeń w fabryce mebli w Kępnie była drugim ogniskiem zakażeń w kraju, dziś przybyło tylko 18 przypadków.

Wzrost zakażeń w woj. mazowieckim to najprawdopodobniej w większości przypadki ze Szpitala Wolskiego w Warszawie, ogniska zamkniętego i stosunkowo łatwego do opanowania.

Liczba aktywnych przypadków wciąż jest wyższa niż suma wyzdrowień i zgonów. Dziś przybyło ich 212, najwięcej od 12 maja. Od początku epidemii dni na "minusie" było zaledwie sześć. Co najlepiej pokazuje, że krzywa wciąż nie opada.

OKO.press ujawnia: R powyżej 1

Jak dowiaduje się OKO.press, eksperci doradzający rządowi wyliczają obecnie bazowy współczynnik reprodukcji dla całego kraju na 1,25, co oznaczałoby, że epidemia nie tyle jest w stagnacji, ile znowu przyśpiesza.

Jedna osoba zaraża przeciętnie 1,25 osób, więc 100 osób przekaże zakażenie 125 osobom.

Jak informowało ministerstwo zdrowia pod koniec kwietnia, współczynnik R wynosił wtedy 1,13. Czyli mniej niż teraz.

Przeczytaj także:

Jednak sytuacja epidemiczna jest bardziej skomplikowana. Poziom zakażeń w całej populacji wciąż jest niski: 571 wykrytych przypadków na milion mieszkańców. Co lokuje nas w siódmej dziesiątce krajów na świecie i niżej niż średnia dla wszystkich państw, w których wykryto przypadki koronawirusa (712).

Na górkę ostatnich dni wpływ miały głównie zamknięte ogniska zakażeń na Górnym Śląsku i w Wielkopolsce, gdzie przeprowadzono celowane badania przesiewowe. Na Śląsku przeprowadzono aż 36 tys. testów. Wyłapano 3,6 tys. zakażonych, czyli co 10 badany miał wynik pozytywny. W fabryce mebli w wielkopolskim Kępnie przebadano 966 pracowników, z których 297 okazało się zakażonych.

Rzecznik ministerstwa zdrowia Wojciech Andrusiewicz zapewniał w poniedziałek, że te dwa wielkie ogniska są już opanowane. Tak naprawdę najbliższe dni przyniosą odpowiedź na pytanie, czy wirus się z nich nie wymknął i czy rząd nie uprawia przedwczesnej propagandy sukcesu.

Kilka innych wskaźników wciąż jest optymistycznych. Na przykład odsetek testów pozytywnych maleje – co wiemy dzięki Michałowi Rogalskiemu, który prowadzi bazę danych o koronawirusie:

Może to potwierdzać słowa Andrusiewicza, że te duże ogniska udało się opanować – gdyby tak nie było, odsetek by rósł.

Kolejny ważny wskaźnik, czyli liczba hospitalizacji utrzymuje się na stałym poziomie od czterech dni, po wcześniejszym spadku o 500 w ciągu dwóch tygodni. Gdyby ta liczba zaczęła się podnosić, niepokojące trendy z ostatnich dni potwierdziłyby się.

Tymczasem wyraźnie poniżej 5 proc. spadł też odsetek śmierci. Najnowsze dane ministerstwa zdrowia mówią również o zaledwie 88 osobach pod respiratorem — poprzednie dane mówiły o 140.

Premier dał przykład

Mimo tych wszystkich dobrych wiadomości, może okazać się, że wirusa szybko się nie pozbędziemy. Spada bowiem społeczna dyscyplina dotycząca zasad dystansowania się.

Czekają nas też egzaminy w szkołach, a po nich wybory - ogólnonarodowa okazja do wymiany płynów ustrojowych na skalę kilkunastu milionów obywateli, którzy ruszą do urn. A jeszcze później wakacje, czyli powód do zwiększenia mobilności, którą zahamowała epidemia koronawirusa.

Do spadku dyscypliny zachęcają zresztą sami rządzący, którzy - jak premier Mateusz Morawiecki - nie stosują się do własnych zaleceń wydanych w formie rządowych rozporządzeń.

W sieci karierę zrobiło zdjęcie, na którym widać jak szef rządu je obiad w restauracji z osobami, które nie są jego domownikami. Nie ma zasłoniętych ust i nosa. Nie zachowuje też dystansu.

25 maja po południu minister Łukasz Szumowski potwierdził też, że nowa decyzja dotycząca obowiązku noszenia maseczek zostanie przekazana jutro, 26 maja.

I tu pojawia się problem. Najpierw maski były zbędne, później mieliśmy w nich zostać aż do wynalezienie szczepionki, a dziś po miesiącu obowiązkowego noszenia słyszymy, że zalecenia - przynajmniej dla większości regionów - zostaną zdjęte już niedługo. Nic dziwnego, że wielu z nas, już dawno przestało poważnie traktować obowiązek zakrywania ust i nosa na ulicach.

Po co jednak było to wszystko? W OKO.press, posiłkując się badaniami, przypominamy, że maseczki służą temu, żebyśmy my nie zarazili innych, ale nie chronią nas samych przed wirusem. Jest więc strategią społecznej odpowiedzialności, nosząc maskę na ulicach czy w transporcie zbiorowym możemy uchronić tych, którzy są najbardziej podatni na ciężki przebieg choroby. Ale na świeżym powietrzu maski faktycznie można zdjąć.

Szpitale coraz bezpieczniejsze

Z dobrych informacji warto jeszcze odnotować, że od 4 maja w liczbie dziennych zakażeń spada udział tych, które generuje ochrona zdrowia. Na początku epidemii informowaliśmy, że głównymi ogniskami zakażeń są szpitale, w których zarażają się nie tylko pacjenci, ale i personel medyczny.

Teraz, jak widać na wykresie niżej, autorstwa zespołu ekspertów z Państwowego Instytutu Higieny i z Uniwersytetu Warszawskiego jest ich coraz mniej.

Wykres dziennej liczby przypadków z uwzględnieniem źródeł zakażeń. Kropkami zaznaczono znane liczby przypadków, a wykreskowana jest prognoza od 22 maja do 21 czerwca

Znów mniej testów

Dziś wieczorem sytuacja według informacji ministerstwa zdrowia wyglądała tak:

  • zakażonych od początku epidemii było 21 631 z tego:
  • umarło 1 007 ;
  • wyzdrowiało 9 276;
  • choruje 11 348, z czego w szpitalach przebywa 2 268 osób.

Ministerstwo Zdrowia poinformowało dziś o 34 zdublowanych zakażeniach w woj. wielkopolskim oraz dwóch zmienionych wynikach w zachodniopomorskim. W sumie odjęło więc 36 przypadków z wczorajszej liczby zakażeń.

Jak widać na wykresie rośnie liczba osób, które wyzdrowiały (zielony pasek), ale wciąż nowych przypadków jest więcej.

Drugi dzień z rzędu liczba testów spadła, prawdopodobnie dlatego, że skończyły się już badania przesiewowe na Górnym Śląsku i w Wielkopolsce.

Jak pokazał sondaż OKO.press, tylko 27 proc. Polaków uważa, że oficjalne statystyki zakażeń i zgonów oddają prawdziwy skalę epidemii w Polsce.

Większość badanych jest zdania, że za mało testujemy, by wiedzieć, gdzie na krzywej znajduje się Polska (47 proc.), ale aż 17 proc. badanych jest przekonanych, że rząd fałszuje dane.

Na świecie: 4 tys. zgonów w Szwecji, Hiszpania i Grecja zapraszają turystów

Gdy wieczorem wrzucaliśmy do sieci ten tekst, sytuacja w statystykach wyglądała następująco:

  • 5 563 260 przypadków koronawirusa od początku epidemii (68 805 nowych zakażeń w ostatniej dobie)
  • 346 680 osób zmarło (246 w ostatniej dobie)
  • 2 334 790 osób wyzdrowiało
  • 2 881 790 wciąż choruje, z czego 53 085 jest w stanie poważnym lub krytycznym.

Za wzrost nowych przypadków odpowiadają przede wszystkim największe kraje Ameryki Południowej i Azji (oprócz Chin), w których zakażenia zaczęły gwałtownie przyrastać. Brazylia w poniedziałek informowała o 16,2 tys. nowych przypadków, Indie o 7,1 tys. Leżąca w przeważającej części na terytorium Azji Rosja miała 8,5 tys. nowych zakażeń. Niechlubne rekordy biją jednak nadal Stany Zjednoczone, które miały powyżej 19 tys. nowych przypadków.

Hiszpania - od 1 lipca turyści mile widziani

Hiszpańskie władze ogłosiły, że od lipca przyjeżdżający do kraju cudzoziemcy nie będą już musieli przechodzić dwutygodniowej kwarantanny i w związku z tym międzynarodowy sezon turystyczny będzie można uznać za otwarty.

Od poniedziałku otwarte są również w Hiszpanii bary i restauracje, choć obostrzenia pozwalają przyjąć tylko połowę dotychczasowych klientów. Z tego powodu niewielu właścicieli otworzyło swoje lokale i martwią się o ten połowiczny sezon. „Nie uratujemy sezonu, jeśli nie przyjedzie wystarczająco dużo cudzoziemców" – mówił agencji Reuters Alfonso Gomez, właściciel barcelońskiej restauracji.

Mieszkańcy Barcelony i Madrytu od poniedziałku mogą również znów wchodzić do miejskich i podmiejskich parków. Nie dostąpili tego szczęścia paryżanie – władze centralne uznały, że w stolicy to wciąż zbyt niebezpieczne. Bohaterem Paryża i mediów stał się więc niejaki José, który pod osłoną nocy wyłamuje zamki z bram parków i ogrodów. Jego zdaniem zakaz jest bezsensowny i trudno się z nim nie zgodzić, bo wirus na świeżym powietrzu i na dużej przestrzeni nie jest bardzo niebezpieczny.

Hiszpania ma jeszcze 58 685 aktywnych przypadków koronawirusa, Francja - 89 311 i o ile w Hiszpanii wyraźny jest już trend spadkowy, to Francji na razie nie udało się wypłaszczyć krzywej aktywnych zakażeń.

Grecja - ruszają promy i tawerny

Po prawie trzech miesiącach ruszyły wreszcie promy pasażerskie pomiędzy stałym lądem a greckimi archipelagami, otworzone zostały również bary i restauracje. W połowie czerwca czas na następny krok, czyli otwarcie hoteli dla turystów. 1 lipca mają zaś ruszyć loty do popularnych turystycznych destynacji. Turystyka odpowiada za jedną czwartą greckiego PKB, dlatego tak ważne dla tego borykającego się z problemami od kryzysu w 2008 roku kraju było szybkie opanowanie epidemii.

Na tym polu Grecy są dumni ze swoich sukcesów: w tej chwili mają już tylko 1,3 tys. aktywnych przypadków, a wszystkich mieli niewiele ponad dwa razy więcej. Zmarły tam 172 osoby.

Szwecja - 4 tys. zgonów

Porównywalna z Grecją, jeśli idzie o liczbę mieszkańców – 10 mln – i nieporównanie mniej gęsto zaludniona Szwecja wybrała „szwedzką drogę", czyli rezygnację z lockdownu i w poniedziałek przebiła granicę 4 tys. zgonów i 33 tys. zarejestrowanych przypadków.

Na Szwecję jedni patrzą z zazdrością, inni uważają, że niepotrzebnie naraża swoich seniorów - duża część ofiar to pensjonariusze domów opieki. Główny epidemiolog kraju Anders Tegnell uważa jednak, że koszty lockdownu byłyby nieporównanie większe - i te gospodarcze, i te społeczne, a także epidemiologiczne, bo wzrośnie zachorowalność na inne choroby.

Większość Szwedów popiera strategię Tegnella, jednak część jest zaniepokojona tak dużym „kosztem ludzkim". W niedzielę w centrum Sztokholmu zebrała się niewielka grupa demonstrantów z transparentami, by zaprotestować przeciwko szwedzkiej „koronapolityce".

View post on Twitter

Indie - brak miejsc również w prywatnych szpitalach

Jak pisze Reuters, w dużych indyjskich miastach jak Bombaj czy Kalkuta trudno nawet zamożniejszym chorym na COVID-19 znaleźć miejsce w jednym z licznych prywatnych szpitali. W indyjskim systemie ochrony zdrowia spełniają one ważną rolę, dysponując 55 proc. łóżek. Uboższa część ludności ma do dyspozycji gorzej wyposażoną publiczną służbę zdrowia.

W Indiach zanotowano już 144 tys. przypadków i 4,1 tys. zgonów, wciąż niewiele na populację 1,374 mld. Jednak trend jest ciągle wzrostowy. Według indyjskich ekspertów do lipca zakazi się koronawirusem pomiędzy 630 tys. a 2,1 mln ludzi.

Według OECD Indie mają zaledwie 0,5 łóżka szpitalnego na tysiąc osób. Dla porównania w Chinach jest to 4,3, a w USA 2,8.

Japonia - Abe znosi stan wyjątkowy

Pięć prefektur - w tym Tokio - w których obowiązywał do tej pory stan wyjątkowy, może już powrócić do w miarę normalnego życia. Premier Shinzo Abe ostrzegł, że może on być przywrócony, jeśli wirus znowu podniesie głowę, ale na razie sytuacja nie jest zła.

Liczba aktywnych przypadków spadła w Japonii do 2,3 tys. z ponad 11 tys.

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze