W poniedziałek, 25 maja, liczba wszystkich ofiar koronawirusa w Polsce przekroczyła tysiąc. Dziś Ministerstwo Zdrowia poinformowało o śmierci kolejnych 11 osób.
Odnotowano 341 nowych zakażeń, w tym najwięcej na Śląsku (158), Mazowszu (66) i Dolnym Śląsku (37). Za to w Wielkopolsce, która po serii zakażeń w fabryce mebli w Kępnie była drugim ogniskiem zakażeń w kraju, dziś przybyło tylko 18 przypadków.
Wzrost zakażeń w woj. mazowieckim to najprawdopodobniej w większości przypadki ze Szpitala Wolskiego w Warszawie, ogniska zamkniętego i stosunkowo łatwego do opanowania.
Liczba aktywnych przypadków wciąż jest wyższa niż suma wyzdrowień i zgonów. Dziś przybyło ich 212, najwięcej od 12 maja. Od początku epidemii dni na „minusie” było zaledwie sześć. Co najlepiej pokazuje, że krzywa wciąż nie opada.
OKO.press ujawnia: R powyżej 1
Jak dowiaduje się OKO.press, eksperci doradzający rządowi wyliczają obecnie bazowy współczynnik reprodukcji dla całego kraju na 1,25, co oznaczałoby, że epidemia nie tyle jest w stagnacji, ile znowu przyśpiesza.
Jedna osoba zaraża przeciętnie 1,25 osób, więc 100 osób przekaże zakażenie 125 osobom.
Jak informowało ministerstwo zdrowia pod koniec kwietnia, współczynnik R wynosił wtedy 1,13. Czyli mniej niż teraz.
Jednak sytuacja epidemiczna jest bardziej skomplikowana. Poziom zakażeń w całej populacji wciąż jest niski: 571 wykrytych przypadków na milion mieszkańców. Co lokuje nas w siódmej dziesiątce krajów na świecie i niżej niż średnia dla wszystkich państw, w których wykryto przypadki koronawirusa (712).
Na górkę ostatnich dni wpływ miały głównie zamknięte ogniska zakażeń na Górnym Śląsku i w Wielkopolsce, gdzie przeprowadzono celowane badania przesiewowe. Na Śląsku przeprowadzono aż 36 tys. testów. Wyłapano 3,6 tys. zakażonych, czyli co 10 badany miał wynik pozytywny. W fabryce mebli w wielkopolskim Kępnie przebadano 966 pracowników, z których 297 okazało się zakażonych.
Rzecznik ministerstwa zdrowia Wojciech Andrusiewicz zapewniał w poniedziałek, że te dwa wielkie ogniska są już opanowane. Tak naprawdę najbliższe dni przyniosą odpowiedź na pytanie, czy wirus się z nich nie wymknął i czy rząd nie uprawia przedwczesnej propagandy sukcesu.
Kilka innych wskaźników wciąż jest optymistycznych. Na przykład odsetek testów pozytywnych maleje – co wiemy dzięki Michałowi Rogalskiemu, który prowadzi bazę danych o koronawirusie:
Może to potwierdzać słowa Andrusiewicza, że te duże ogniska udało się opanować – gdyby tak nie było, odsetek by rósł.
Kolejny ważny wskaźnik, czyli liczba hospitalizacji utrzymuje się na stałym poziomie od czterech dni, po wcześniejszym spadku o 500 w ciągu dwóch tygodni. Gdyby ta liczba zaczęła się podnosić, niepokojące trendy z ostatnich dni potwierdziłyby się.
Tymczasem wyraźnie poniżej 5 proc. spadł też odsetek śmierci. Najnowsze dane ministerstwa zdrowia mówią również o zaledwie 88 osobach pod respiratorem — poprzednie dane mówiły o 140.
Premier dał przykład
Mimo tych wszystkich dobrych wiadomości, może okazać się, że wirusa szybko się nie pozbędziemy. Spada bowiem społeczna dyscyplina dotycząca zasad dystansowania się.
Czekają nas też egzaminy w szkołach, a po nich wybory – ogólnonarodowa okazja do wymiany płynów ustrojowych na skalę kilkunastu milionów obywateli, którzy ruszą do urn. A jeszcze później wakacje, czyli powód do zwiększenia mobilności, którą zahamowała epidemia koronawirusa.
Do spadku dyscypliny zachęcają zresztą sami rządzący, którzy – jak premier Mateusz Morawiecki – nie stosują się do własnych zaleceń wydanych w formie rządowych rozporządzeń.
W sieci karierę zrobiło zdjęcie, na którym widać jak szef rządu je obiad w restauracji z osobami, które nie są jego domownikami. Nie ma zasłoniętych ust i nosa. Nie zachowuje też dystansu.
25 maja po południu minister Łukasz Szumowski potwierdził też, że nowa decyzja dotycząca obowiązku noszenia maseczek zostanie przekazana jutro, 26 maja.
I tu pojawia się problem. Najpierw maski były zbędne, później mieliśmy w nich zostać aż do wynalezienie szczepionki, a dziś po miesiącu obowiązkowego noszenia słyszymy, że zalecenia – przynajmniej dla większości regionów – zostaną zdjęte już niedługo. Nic dziwnego, że wielu z nas, już dawno przestało poważnie traktować obowiązek zakrywania ust i nosa na ulicach.
Po co jednak było to wszystko? W OKO.press, posiłkując się badaniami, przypominamy, że maseczki służą temu, żebyśmy my nie zarazili innych, ale nie chronią nas samych przed wirusem. Jest więc strategią społecznej odpowiedzialności, nosząc maskę na ulicach czy w transporcie zbiorowym możemy uchronić tych, którzy są najbardziej podatni na ciężki przebieg choroby. Ale na świeżym powietrzu maski faktycznie można zdjąć.
Szpitale coraz bezpieczniejsze
Z dobrych informacji warto jeszcze odnotować, że od 4 maja w liczbie dziennych zakażeń spada udział tych, które generuje ochrona zdrowia. Na początku epidemii informowaliśmy, że głównymi ogniskami zakażeń są szpitale, w których zarażają się nie tylko pacjenci, ale i personel medyczny.
Teraz, jak widać na wykresie niżej, autorstwa zespołu ekspertów z Państwowego Instytutu Higieny i z Uniwersytetu Warszawskiego jest ich coraz mniej.

Znów mniej testów
Dziś wieczorem sytuacja według informacji ministerstwa zdrowia wyglądała tak:
- zakażonych od początku epidemii było 21 631 z tego:
- umarło 1 007 ;
- wyzdrowiało 9 276;
- choruje 11 348, z czego w szpitalach przebywa 2 268 osób.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało dziś o 34 zdublowanych zakażeniach w woj. wielkopolskim oraz dwóch zmienionych wynikach w zachodniopomorskim. W sumie odjęło więc 36 przypadków z wczorajszej liczby zakażeń.
Jak widać na wykresie rośnie liczba osób, które wyzdrowiały (zielony pasek), ale wciąż nowych przypadków jest więcej.
Drugi dzień z rzędu liczba testów spadła, prawdopodobnie dlatego, że skończyły się już badania przesiewowe na Górnym Śląsku i w Wielkopolsce.
Jak pokazał sondaż OKO.press, tylko 27 proc. Polaków uważa, że oficjalne statystyki zakażeń i zgonów oddają prawdziwy skalę epidemii w Polsce.
Większość badanych jest zdania, że za mało testujemy, by wiedzieć, gdzie na krzywej znajduje się Polska (47 proc.), ale aż 17 proc. badanych jest przekonanych, że rząd fałszuje dane.
Na świecie: 4 tys. zgonów w Szwecji, Hiszpania i Grecja zapraszają turystów
Gdy wieczorem wrzucaliśmy do sieci ten tekst, sytuacja w statystykach wyglądała następująco:
- 5 563 260 przypadków koronawirusa od początku epidemii (68 805 nowych zakażeń w ostatniej dobie)
- 346 680 osób zmarło (246 w ostatniej dobie)
- 2 334 790 osób wyzdrowiało
- 2 881 790 wciąż choruje, z czego 53 085 jest w stanie poważnym lub krytycznym.
Za wzrost nowych przypadków odpowiadają przede wszystkim największe kraje Ameryki Południowej i Azji (oprócz Chin), w których zakażenia zaczęły gwałtownie przyrastać. Brazylia w poniedziałek informowała o 16,2 tys. nowych przypadków, Indie o 7,1 tys. Leżąca w przeważającej części na terytorium Azji Rosja miała 8,5 tys. nowych zakażeń. Niechlubne rekordy biją jednak nadal Stany Zjednoczone, które miały powyżej 19 tys. nowych przypadków.
Hiszpania – od 1 lipca turyści mile widziani
Hiszpańskie władze ogłosiły, że od lipca przyjeżdżający do kraju cudzoziemcy nie będą już musieli przechodzić dwutygodniowej kwarantanny i w związku z tym międzynarodowy sezon turystyczny będzie można uznać za otwarty.
Od poniedziałku otwarte są również w Hiszpanii bary i restauracje, choć obostrzenia pozwalają przyjąć tylko połowę dotychczasowych klientów. Z tego powodu niewielu właścicieli otworzyło swoje lokale i martwią się o ten połowiczny sezon. „Nie uratujemy sezonu, jeśli nie przyjedzie wystarczająco dużo cudzoziemców” – mówił agencji Reuters Alfonso Gomez, właściciel barcelońskiej restauracji.
Mieszkańcy Barcelony i Madrytu od poniedziałku mogą również znów wchodzić do miejskich i podmiejskich parków. Nie dostąpili tego szczęścia paryżanie – władze centralne uznały, że w stolicy to wciąż zbyt niebezpieczne. Bohaterem Paryża i mediów stał się więc niejaki José, który pod osłoną nocy wyłamuje zamki z bram parków i ogrodów. Jego zdaniem zakaz jest bezsensowny i trudno się z nim nie zgodzić, bo wirus na świeżym powietrzu i na dużej przestrzeni nie jest bardzo niebezpieczny.
Hiszpania ma jeszcze 58 685 aktywnych przypadków koronawirusa, Francja – 89 311 i o ile w Hiszpanii wyraźny jest już trend spadkowy, to Francji na razie nie udało się wypłaszczyć krzywej aktywnych zakażeń.
Grecja – ruszają promy i tawerny
Po prawie trzech miesiącach ruszyły wreszcie promy pasażerskie pomiędzy stałym lądem a greckimi archipelagami, otworzone zostały również bary i restauracje. W połowie czerwca czas na następny krok, czyli otwarcie hoteli dla turystów. 1 lipca mają zaś ruszyć loty do popularnych turystycznych destynacji. Turystyka odpowiada za jedną czwartą greckiego PKB, dlatego tak ważne dla tego borykającego się z problemami od kryzysu w 2008 roku kraju było szybkie opanowanie epidemii.
Na tym polu Grecy są dumni ze swoich sukcesów: w tej chwili mają już tylko 1,3 tys. aktywnych przypadków, a wszystkich mieli niewiele ponad dwa razy więcej. Zmarły tam 172 osoby.
Szwecja – 4 tys. zgonów
Porównywalna z Grecją, jeśli idzie o liczbę mieszkańców – 10 mln – i nieporównanie mniej gęsto zaludniona Szwecja wybrała „szwedzką drogę”, czyli rezygnację z lockdownu i w poniedziałek przebiła granicę 4 tys. zgonów i 33 tys. zarejestrowanych przypadków.
Na Szwecję jedni patrzą z zazdrością, inni uważają, że niepotrzebnie naraża swoich seniorów – duża część ofiar to pensjonariusze domów opieki. Główny epidemiolog kraju Anders Tegnell uważa jednak, że koszty lockdownu byłyby nieporównanie większe – i te gospodarcze, i te społeczne, a także epidemiologiczne, bo wzrośnie zachorowalność na inne choroby.
Większość Szwedów popiera strategię Tegnella, jednak część jest zaniepokojona tak dużym „kosztem ludzkim”. W niedzielę w centrum Sztokholmu zebrała się niewielka grupa demonstrantów z transparentami, by zaprotestować przeciwko szwedzkiej „koronapolityce”.
From today's protest in Stockholm against Sweden's corona policy. The CNN and media from Germany, France and Radio Sweden were there reporting the event.
So thankful to those who attended! 🌹❤👏👏👏 Photos by Déborah Siqueira de Oliveira and Maria Rydberg – thank you! pic.twitter.com/smPhkYyCJC
— Ina Hallström (@killedbyproxy) May 24, 2020
Indie – brak miejsc również w prywatnych szpitalach
Jak pisze Reuters, w dużych indyjskich miastach jak Bombaj czy Kalkuta trudno nawet zamożniejszym chorym na COVID-19 znaleźć miejsce w jednym z licznych prywatnych szpitali. W indyjskim systemie ochrony zdrowia spełniają one ważną rolę, dysponując 55 proc. łóżek. Uboższa część ludności ma do dyspozycji gorzej wyposażoną publiczną służbę zdrowia.
W Indiach zanotowano już 144 tys. przypadków i 4,1 tys. zgonów, wciąż niewiele na populację 1,374 mld. Jednak trend jest ciągle wzrostowy. Według indyjskich ekspertów do lipca zakazi się koronawirusem pomiędzy 630 tys. a 2,1 mln ludzi.
Według OECD Indie mają zaledwie 0,5 łóżka szpitalnego na tysiąc osób. Dla porównania w Chinach jest to 4,3, a w USA 2,8.
Japonia – Abe znosi stan wyjątkowy
Pięć prefektur – w tym Tokio – w których obowiązywał do tej pory stan wyjątkowy, może już powrócić do w miarę normalnego życia. Premier Shinzo Abe ostrzegł, że może on być przywrócony, jeśli wirus znowu podniesie głowę, ale na razie sytuacja nie jest zła.
Liczba aktywnych przypadków spadła w Japonii do 2,3 tys. z ponad 11 tys.
Należy przyznać, że pan Anton jest BARDZO sprawnym dziennikarzem, któremu do pięt nie dorasta właściwie cała redakcja Oka. Gratuluję. Mimo moich konserwatywnych poglądów bardzo Pana szanuję i uważam, że jest Pan bardzo dobrą reklamą swojego środowiska.
.
Pozdrawiam
No to co Anton proponujesz. Nadal mrozić, nosić maseczki, luzować czy zaostrzać? Czy tak sobie pitolisz?
Wyjasnienie dla prostych o maseczkach. Maseczki nie obronia przed wirusem bo oprocz specjalnych nie maja filtru ktory wirus potrafi zatrzymac. : Zegar na pol zbity. Maseczki chronia osobe noszaca tylko na pare minut. Maseczka robi sie mokra a wirus sie klei na niej i w karzdym momencie dotykania ciala mozna sie zarazic od wlasnej maseczki. ALE! Kiedy nosimy WSZYSCY maseczki wirus kleji sie TYLKO na naszych maseczkach!!! (Wirus zaraza w kropelkach, a te kleja sie do wlasnej maseczki przy wydychaniu, dlatego maseczka chroni innych, nie zararzamy juz przez oddech a tylko dotyk) Zarazliwosc dla wszystkich spada ogromnie! Nie wiem czy ktos to rozumie bo jestescie debilami. Pozdrawiam. Chodzi za duzo zararzonych osob w twoim otoczeniu bez maseczki to nawet ona ci nic nie pomoze jak opisalem. Zalerzy od was.
Zaczynam rozważać, czy nie archiwizować Pana wpisów na wypadek gdybym musiał tłumaczyć kiedyś dzieciom dlaczego warto przykładać się do nauki…
No to niech pan sie nauczy, bo czas najwyzszy!
Jak pan chce uczyc swoje dzieci podam adres. Na pewno i chetnie panu pomoge.
Poniza mie bardzo pisac z czlowiekiem ktory stara sie robic z wlasnych dzieci debilow.
Do problemu z nauka pan nic nie napisal, i przypuszczam ze tylko puste gacie.
OK, przepraszam. Teraz sobie myślę, że mój poprzedni post był zdecydowanie nie na miejscu. Życzę Panu bardzo dużo zdrowia.
.
Mam nadzieje, że przewijająca się od czasu do czasu na tym serwisie postać pana CIA FSB stanie się dla Redakcji istotnym memento podnoszącym jakość publikowanych tekstów. Odpowiedzialność autorów (nie tylko Oka, dotyczy to wszystkich ośrodków medialnych) za własne słowa jest wbrew pozorom dużo większa niż mogłoby się wydawać.
.
Raz jeszcze pozdrawiam!
Jestem odpowiedzialnym za kazde slowo w przeciwienstwie do pana. Nie zaluje ani 20 cm.
I jeszcze jedno. Chce pan uczyc swoje dzieci na wlasnych kleskach? Bo nic innego pan tutaj nie pokazal. Odwarzne i moze nawet sluszne ale szacunku do pana nie beda mieli.
Przepraszam za niepotrzebną złośliwość. Proszę się już na mnie nie gniewać.
Scierewstwo bez sumienia ma problem kiedy g.wno leci w wiatrak i udaje kulturalnosc.
Do Pana "CIA FSB" w reakcji na to zdanie: "Odwarzne i moze nawet sluszne ale szacunku do pana nie beda mieli." Otóż rzadko tutaj zabieram głos, lecz zawsze reaguję natychmiast na poważne niedostatki w umiejętności używania języka polskiego. Jestem emerytowanym nauczycielem akademickim i zawsze brzydziłem się (i nadal brzydzę) osobami piszącymi po polsku niechlujnie i z błędami. Taki przypadek to właśnie Pan. Tylko w tym jednym zdaniu zrobił Pan aż cztery błędy językowe – wyliczam je po kolei – od początku zdania:
(1) Odwarzne – powinno być "Odważne",
(2) moze – powinno być "może",
(3) sluszne – powinno być "słuszne",
(4) beda – powinno być "będą".
Ponadto, w języku polskim przyjęta jest forma grzecznościowa "Pan" (z dużej litery) nawet w środku zdania, chyba że ktoś celowo poniża takiego człowieka.
Zwróciłem także uwagę na kolejny pański wpis rozpoczynający się od utworzonego przez Pana wyrazu "Scierewstwo". Pomijając na moment kolejny błąd (powinna być duża litera "Ś") pragnę poinformować, że taki wyraz w ogóle nie istnieje w naszym języku. Istnieje podobny (ścierstwo), lecz przypuszczalnie tego Pan nie wie.
Pozwalam sobie podsumować wszystkie pańskie wypowiedzi (pod tym artykułem oraz innymi): Nie posługuje się Pan językiem polskim w sposób poprawny i obnaża się jako prostak. Byłoby dobrze dla Pana i wrażliwych czytelników, aby zaprzestał Pan tej swojej nieudolnej działalności na tym forum. Przynosi Pan bowiem wstyd sobie oraz zaniża poziom kultury tutaj obowiązujący (i na ogół przestrzegany przez innych). Nie sądzę, aby był Pan w stanie zareagować na te moje uwagi w sposób rzeczowy i kulturalny. Zachęcam: niech Pan się ukryje lub zniknie. Pozdrawiam,
dr inż. Włodzisław Kostecki
(Emerytowany nauczyciel akademicki w dziedzinach technicznych – nie polonista)
Panie Włodzisławie, zacząłem odnosić przykre wrażenie, że braki w kulturze i ortografii pana CIA FSB to pokłosie zdecydowanie głębszych problemów.
.
Dostrzegam tutaj pewien dylemat – nie jestem pewny czy powinno się go piętnować, ignorować i tolerować, czy może (taka opcja byłaby najlepsza ale mam poważne wątpliwości, czy to w ogóle możliwe) starać się pomóc i zachęcać do szukania wsparcia u specjalistów…
.
Ech, ta wczorajsza wymiana "komentarzy" była dla mnie dość przygnębiająca.
.
Pozdrawiam
Zrozumiał ile potrafił. Plus za to, że próbował. A że wyszło jak zawsze, cóż…
Wskaźnik \"odsetku śmierci\" informuje wyłącznie o wysyceniu testami, choć i tak odnosi się do śmierci \"oficjalnych\". Minister Szumowski wygadł się, że mamy wysycenie odpornością na poziomie +/_1,5%. Dzięki temu wiemy, że koronwirusem zakaziło się do tej pory o 500 000 tys. Polaków (ponad 80% przeszła zakażenie ozywiscie bezobjawowo) a co za tym idzie ok 5000 osób zmarło, bo wskaźnik umieralności w pastwach, które mogą się zaopiekawać chorymi wynosi (według danych WHO) około 1%.
Kompletnie nie rozumiem, czemu informacja ministra Szumowskiego została tak kompletnie olana.
Pewnie dlatego, że minister nie może tego wiedzieć, więc sobie dywagował. Żeby mniej więcej wiedzieć ile osób przeszło wirusa, trzeba robić testy przesiewowe na przeciwciała na losowej grupie, na razie takich testów było jedynie kilka w Polsce i wykazały przestrzał między 0% do 2% w Krakowie, problem w tym że czułość tych testów, możliwość fałszywego wyniku to właśnie 2%, więc na tę chwilę nie ma sensu ich w Polsce robić. Acha, żadne badanie do tej pory nie wykazało, żeby bezobjawowe przejście dotyczyło więcej niż 40% zakażonych.
Same sukcesy. Wskaźnik reprodukcji wzrasta, saldo aktywnych przypadków nawet nie ma zamiaru zbliżyć się do zera, jak już parę razy było. Do tego zbliżające się wydarzenia, które mogą dalej aktywizować epidemię. To główne powody do zdjęcia maseczek, które raz są pożyteczne, raz zbędne. Nawet premier zapomniał, która wersję ogłosił. Spadek liczby testów o prawie 50%. Brak wykresów obrazujących funkcje przypadków aktywnych, zaprzeczających bzdurnemu optymizmowi. To jest chwalebne dziennikarstwo, zwane słusznie, pitoleniem.
PS: w pogardzanej Bułgari, gdzie utknęłem dzięki pandemi, liczba dziennych ozdrowien zaczyna przekraczać liczbę zakażeń, śmiertelność spada do zera. Maseczki obowiązują w pomieszczeniach zamkniętych, członkowie rządu i parlamentarzyści służą przykładem.
Po dobowym udziale testów pozytywnych (najlepiej liczyć średnią z 5-7 dni, bo raporty mogą być spóźnione) oraz po wykresie ilości śmierci uśrednionych też z tygodnia – krocząco – widać, że epidemia ustaje. Oba wykresy mają tendencję spadkową. Jest to przewidywalne bowiem koronawirusy są aktywne głównie od października do kwietnia.
Trwają strajki a wirus jakoś tak bardzo nie chce się dalej rozprzestrzeniać, mimo że policja zaciska kordonem.
Wiarygodnym wskaźnikiem skali epidemii jest ilość pacjentów, która przebywa w szpitalu w stanie ciężkim, ilość osób pod respiratorem oraz ilość śmierci. Ilość osób pozytywnych nie ma tu właściwie sensu przy osobach bezobjawowych lub przechodzących infekcję jak przeziębienie, bowiem też same testy dają fałszywe wyniki dodatnie – testy te wykrywają części wirusa, nie zaś wirusa w stanie zakaźnym. Wirus poszatkowany nie jest zakaźny a test go wykaże jako dodatni.
Służbę zdrowia obciążają przecież nie dodatnie testy, ale pacjenci wymagający pomocy.
Niestety dezinformacja związana z wirusem (śmierć w Polsce jedynie 0.0026% populacji a nie 5%) spowodowała, że ludzie boją się zgłaszać do szpitala i umierają z powodu zawałów serca, zapalenia wyrostka czy woreczka żółciowego i innych. Panika dodatkowo obniża odporność – To skutki tego, że rząd podjął złe decyzje, nie wspominając już o stanie gospodarki. A dlaczego nie zgłaszają się w tym stanie do szpitala – bo boją się że złapią śmiertelnego wirusa prawie że Ebolę – bo tak im to wszyscy malują.
Od kwietnia wirus idzie na urlop. W szpitalach zakaźnych pojawiają się, chorują i umierają miliony nawiedzonych nosicieli maseczek. Produkuje je i sprzedaje niejaki Soros.
Pani Joanno, miło się czyta rzeczowe wpisy inteligentnych ludzi. Pozdrawiam
To nie powinieneś czytać swoich.
o, hejter
Co za sens ma podawanie śmiertelności dla całej populacji, skoro ona dotyczy zakażonych? No fakt, rząd podjął złe decyzje, nie przygotował szpitali w odpowiedni sposób, tak by zapewnić opiekę zarówno chorym na COVID, jak i pozostałym, no ale w takich warunkach, gdzie za ponad 30% zakażeń odpowiadają szpitale, trudno się dziwić że ludzie się boją. Szczególnie, że akurat ci którzy wymagają leczenia, mają też znacznie większe szanse na śmiertelny przebieg zakażenia.
Rosnący współczynnik reprodukcji oraz liczba aktywnych przypadków świadczą o wygasaniu epidemii, bo u osób z pozytywnym wynikiem testu wirus jest poszatkowany (przez kogo, co i w jaki sposób – nie wiadomo). Z każdym wpisem wchodzi Pani na nowe wyżyny absurdu. Muszę pogratulować, bo coraz trudniej jest przebić kolejne Pani komentarze, a jednak się udaje.
To strasznie trudna wypowiedź, więc nie dziwię się, że Pan nie zrozumiał. Postaram się wyjaśnić – pozytywne testy nie są zagrożeniem dla zdrowia. Niewydolność systemu i śmierci są – a hospitalizacje i śmierci spadają.
To nie jest trudna wypowiedź, Pani Joanna uskutecznia bezsensowny bełkot próbując brzmieć mądrze. Ale jeśli dla Pana to brzmi mądrze, polecam TVP Info, podobny poziom i będzie mógł Pan się chwalić że zrozumiał "skomplikowany" wywód 🙂
Wszystko ładnie opisane, tylko kto wie, ilu zarażonych w Polsce mamy? A ta informacja jest potrzebna, żeby wyliczyć współczynnik R. Nie wiemy, jaka jest liczba zakażonych. Wiemy, ile jest wykrytych zakażonych. A ta liczba jest pochodną liczby wykonanych testów. Załóżmy że współczynnik R=1, że jest stały w badanym okresie. To co się stanie jak zaczniemy zwiększać liczbę testów? Wykryjemy większą liczbę zakażonych. Jeżeli na podstawie liczby wykrytych a nie rzeczywistych zakażonych wyliczymy współczynnik R to wyjdzie nam, że jest wyższy niż 1. Jak wykonamy mniej testów to R bedzie mniejszy od jeden. A jak się ma sytuacja w Polsce? Od 2 miesięcy liczba testów systematycznie rośnie. Jeżeli na to weźmiemy poprawkę to może się okazać, że współczynnik R jest jednak mniejszy od jeden.
No i kolejna kwestia. W materiale mamy zdanie "Liczba aktywnych przypadków wciąż jest wyższa niż suma wyzdrowień i zgonów." A ile mamy wyzdrowień? Przeprowadziliśmy badania przesiewowe. W Krakowie 2% badanej populacji przesło zakażenie bezobjawowo, na Podlasiu 1,5%. Uprawnione może być zatem twierdzenie, że w Polsce mamy ponad 0,5 mln ozdrowieńców. Nie wiem jaka jest prawda, brakuje wiarygodnych informacji. Odnoszę tylko wrażenie że wyliczenia prowadzone są "na kolanie" w celu udowodnienia takiej a nie innej tezy. I jeszcze dwie liczby mi się nie zgadzają. Skoro współczynnik R jest większy od 1, to dlaczego z tygodnia na tydzień spada liczba hospitalizacji i zgonów? Te liczby nie powinny rosnąć skoro epidemia się rozwija?
Odnośnie maseczek: "W OKO.press, posiłkując się badaniami, przypominamy, że maseczki służą temu, żebyśmy my nie zarazili innych, ale nie chronią nas samych przed wirusem." Można jakiś link do tych badań?