0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Niedziela 10 stycznia 2021 przyniosła informację ministerstwa zdrowia o szokująco małej liczbie szczepień etapu "0" (grupy „medyków”), które trwają w 509 szpitalach węzłowych (ministerstwo zdrowia informuje też o „624 punktach medycznych”).

Według Narodowego Programu Szczepień etap 0 (Zero) obejmuje:

  • pracowników sektora ochrony zdrowia (w tym wykonujących indywidualną praktykę),
  • pracowników Domów Pomocy Społecznej i pracowników Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej,
  • personel pomocniczy i administracyjny w placówkach medycznych, w tym w stacjach sanitarno-epidemiologicznych.

NFZ precyzuje, że możliwość zaszczepienia mają mieć także:

  • diagności laboratoryjni,
  • farmaceuci,
  • psycholodzy kliniczni i inni,
  • włącznie z pracownikami prywatnych podmiotów świadczących usługi zdrowotne.

Szczepieniami objęci zostaną również:

  • pracownicy techniczni i administracyjni podmiotów leczniczych, laboratoriów diagnostycznych, transportu medycznego oraz
  • nauczyciele akademiccy uczelni i studenci kierunków medycznych.

Potwierdziły się obawy, o których pisaliśmy w kilku ostatnich tekstach, że szczepienia medyków idą powoli.

Wynik z soboty 9 stycznia - 1 235 dawek - oznacza, że średnia dziennych zaszczepień w ostatnich 6 dniach spadła poniżej 25 tys. Dane z niedzieli, które poznamy w poniedziałek 11 stycznia, będą prawdopodobnie na podobnym poziomie co w sobotę, co oznacza, że średnia z pierwszego tygodnia wyniesie ok. 21,5 tys. dawek.

Jeżeli do 14 stycznia 2021 zgłosi się - jak oczekiwał rząd - 700 tys. "medyków" ich szczepienia potrwają aż 65 dni, czyli do połowy marca. Chyba, że rząd naprawi obecny system.

Dlaczego tak mało szczepień? Winny rytm tygodnia. Może go zmienić?

Dlaczego szczepień w niedzielę będzie równie mało, co w sobotę? Nie tylko dlatego, że system opieki zdrowotnej działa w weekendy na pół gwizdka.

Od czwartku 7 stycznia ministerstwo zdrowia podaje informację o „liczbie dawek dostarczonych do punktów". I ta liczba się nie zmienia, wynosi 204 375.

Tweet z 10 stycznia:

Tweet z 7 stycznia

Dynamika szczepień jest bowiem pochodną systemu zamówień, przed czym przestrzegaliśmy już 4 stycznia. Cytowaliśmy dr. Pawła Grzesiowskiego, eksperta Naczelnej Izby Lekarskiej ds. COVID, który tłumaczył, że szpitale zamawiają szczepionki w Agencji Rezerw Materiałowych raz na tydzień – w czwartek, co oznacza dostawę rozmrożonych fiolek dopiero w poniedziałek. „Trudno zaplanować i zrealizować harmonogram dla kilkuset osób w 4 dni”.

Widać to także na następnym wykresie, który pokazuje sumę wykonanych szczepień (użytych dawek) w porównaniu z liczbą dostarczonych do Polski szczepionek.

Jak widać, liczba osób zaszczepionych szybko rośnie wg informacji z 5 i 6 stycznia (dane z poniedziałku i wtorku), kiedy szpitale intensywnie zużywają otrzymane dawki, potem zwalnia 7 i 8 stycznia (dane ze środy i czwartku) i gwałtownie spada 9 i 10 stycznia (dane z piątku i soboty), kiedy szpitale zużyły już prawie wszystkie dawki.

Informacji o większej liczbie szczepień należy oczekiwać dopiero we wtorek 12 stycznia, kiedy ministerstwo poda dane z poniedziałku.

Oczywistą rekomendacją byłaby zmiana systemu i dostarczenia porcji szczepionek np. dwa razy w tygodniu, co - jak się wydaje - logistycznie nie oznaczałoby dużych komplikacji.

Preparat Pfizera trzeba przechowywać w temperaturze minus 70 stopni. Po rozmrożeniu można go trzymać w zwykłej lodówce nie dłużej niż 5 dni. Władze zdecydowały, że wszystkie punkty szczepień w Polsce będą dostawać szczepionkę już rozmrożoną. To także można poprawić.

Zdaniem dr. Grzesiowskiego, są szpitale węzłowe, które mają odpowiedni sprzęt do bezpiecznego przechowywania preparatu Pfizera, mogłyby bezpiecznie zamawiać większe dawki szczepionki.

Zapewne w poniedziałek 11 stycznia dostaniemy kolejną dawkę obiecanych z UE 360 tys. dawek szczepionki Pfizera (w poprzednie dwa poniedziałki było to 300 tys. sztuk i prawie 388 tys. sztuk).

I cały cykl się powtórzy: dużo szczepień w poniedziałek i wtorek (dane dzień później), potem mniej, na koniec tygodnia tyle co nic.

„Żeby się nie zmarnowało”, czyli strach paraliżuje zamówienia

O tym zjawisku pisaliśmy też szerzej opisując je jako „błąd systemowy". Chodzi o obawę szpitali przed zamówieniem zbyt dużej liczby szczepionek, bo obowiązują sztywne zasady, że można szczepić wyłącznie „medyków".

Inicjatywy w rodzaju zaszczepienia „grupy Jandy” mogą się dla szpitala fatalnie skończyć, a rząd rozdął aferę z grupą aktorów i aktorek do niebywałych rozmiarów. Swoje dołożyły też tabloidy, a „Super Express” podał służbowy telefon do aktorki i dał tytuł „Chcesz się zaszczepić, zadzwoń do Jandy”.

To dodatkowo skłania szpitale do ostrożnego zamawiania, bo nie wiedzą co zrobić za ewentualnym nadmiarem szczepionki, gdyby zabrakło chętnych z grupy „zero”.

Przeczytaj także:

Nie obowiązuje już bowiem zarządzenie NFZ o „Wykorzystaniu szczepionek w okresie świąteczno-noworocznym”, które miało ograniczać ten efekt: „Oprócz szczepienia pracowników szpitali, dopuszczalne jest także szczepienie członków ich rodzin oraz pacjentów, którzy w tym czasie przebywają w szpitalu, a których stan zdrowia na to pozwala”.

NFZ podkreślał, że „dzięki tej możliwości szpitale węzłowe maksymalnie wykorzystają dawki szczepionki". Ale tej możliwości już nie ma, a NFZ ostrzega używając drukowanych liter:

„Szczepienia mogą być realizowane dla innych osób TYLKO I WYŁĄCZNIE w przypadku ryzyka zmarnowania szczepionki poprzez brak stawiennictwa osób uprawnionych.

NFZ zażąda pilnych wyjaśnień od podmiotów, w których pojawiły się uzasadnione wątpliwości co do złamania tych zasad”.

Może - narzuca się rekomendacja - należałoby przywrócić zarządzenie i dać szpitalom większą elastyczność?

Jeszcze gorsza hipoteza: medycy się nie zgłaszają

Nie ma żadnych oficjalnych danych na temat aktualnej liczby chętnych na szczepienia „medyków".

Jak informował 29 grudnia 2020 Michał Dworczyk, „pełnomocnik rządu ds. narodowego programu szczepień ochronnych przeciwko wirusowi SARS-CoV-2” (na zdjęciu z ministrem Niedzielskim), na szczepienia grupy zero zgłosiło się [do 28 grudnia] ok. 400 tys. z miliona uprawnionych osób.

Termin zapisów został przedłużony do 14 stycznia. Rząd zakłada osiągnięcie 70 proc. szczepień w tej grupie, czyli ok. 700 tys. osób.

Na razie są tylko doniesienia z placówek. W Narodowym Instytucie Onkologii zapisało się 1 680 osób na 2 850 (czyli 59 proc.). Placówka zamówiła 1 800 dawek, dotarły w poniedziałek 4 stycznia. „W trzy dni zaszczepiliśmy 1 800 osób. Jest więcej chętnych, będziemy prosili o dosyłanie następnych!” – informują na FB.

Mniejsza liczba zgłoszeń „medyków” skróciłaby czas szczepień etapu zero, ale byłaby to najgorsza z możliwych wiadomości, bo ludzie, którzy ratują zdrowie i życie osób zakażonych, powinni być najlepiej zabezpieczeni. Także dlatego, że każde ich zachorowanie zmniejsza wydolność systemu opieki zdrowotnej.

Jak 30 grudnia podała PAP za ministerstwem zdrowia, w 2020 roku na COVID-19 zmarło 66 lekarzy, 48 pielęgniarek, 10 dentystów, 4 farmaceutów, 5 ratowników, 4 położne.

W tych grupach zawodowych (a nie są to wszyscy z etapu 0) zakażonych zostało 81 910 osób. To pokazuje skalę problemu i potrzebę wyszczepienia jak największej liczby "medyków".

Co to oznacza dla kolejnych szczepień? Niewiele, ale podważa zaufanie

Niska wydajność szczepienia medyków nie musi przekładać się na następne etapy.

Kolejna fala szczepień, z etapu 1, ma się zacząć w połowie stycznia. Liczba osób uprawnionych (jak wyliczaliśmy, ok. 10,5-10,6 mln) jest dziesięciokrotnie większa niż „medyków”, punktów szczepień też jest prawie 10 razy więcej: 5 956 na liście (z podziałem na województwa), w porównaniu z 624 punktami medycznymi w 509 szpitalach węzłowych.

Na razie wiadomo, że w I kwartale główną barierą dla szczepień będzie liczba szczepionek dostarczonych do Polski. Minister Dworczyk 7 stycznia podał, że będzie to 5,8 mln dawek, co pozwala zaszczepić 2,9 mln osób. Z rachunków OKO.press wynika, że może ich do końca marca być nieco więcej: 6 mln 140 tys. dawek dla 3 mln 70 tys. osób.

Już wiadomo, że do końca kwartału z etapu 1 będą szczepieni tylko 70-latkowie, a z wyliczeń OKO.press wynika, że szczepionki starczy dla około dwóch trzecich chętnych (przy założeniu, że zgłosi się 70 proc.), czyli ok. 2,3 mln seniorów.

Nawet niezbyt sprawny system powinien sobie poradzić z tym zadaniem.

Przebieg szczepień etapu zero może jednak budzić generalne wątpliwości co do sprawności osób i instytucji odpowiedzialnych za cały proces. Można mieć obawy, czy w II kwartale, gdy Polska zacznie dostawać przydział szczepionek z kolejnej porcji 300 mln zamówionej dla wspólnoty przez Unię Europejską, sprostamy temu wyzwaniu.

W tej sytuacji deklaracje ministra Niedzielskiego, że zaszczepimy wszystkich chętnych, 21-22 miliony osób (przy założeniu 70 proc. zgłoszeń) do września 2021, brzmią niewiarygodnie. Zwłaszcza, że Niedzielski deklaruje zaszczepienie już w I kwartale „łącznie 5 mln osób”, co wymagałoby blisko 10 mln dawek (o tej wypowiedzi napiszemy osobno).

A tymczasem epidemia hula w najgorsze

Jak podano w niedzielę, jest 9 410 nowych zakażeń SARS-CoV-2 i 177 zgonów.

Liczba aktywnych przypadków, która spadała z prawie 440 tys. osób (25 listopada) do 227 tys. (29 grudnia), nieco wzrosła i zatrzymała się na poziomie ok. 230 tys. - w niedzielę podano, że wynosi 231 015 osób. Epidemia stanęła w miejscu, wciąż groźna, a jej skala jest z pewnością znacznie większa, bo Polska przeprowadza mało testów.

Na stałym poziomie utrzymuje się też liczba zajętych łóżek covidowych - 16 364 (poprzedniego dnia 16 543) i osób ciężko chorych, które wymagają respiratora - 1 602 (poprzedniego dnia 1 596).

Poniższa mapa ze stron rządowych pokazuje intensywność epidemii w 16 województwach (liczba zakażeń na 10 tys. mieszkańców). Jak widać, Polska północno-zachodnia jest bardziej zakażona niż południowo-wschodnia.

Pokrywa się to z rozkładem wielu innych zjawisk, a także... mapą zaborów przed odzyskaniem niepodległości w 1918 roku. Tzw. Ziemie Odzyskane i tereny dawnego zaboru pruskiego są pod wieloma względami bardziej zmodernizowane i bliższe Europie Zachodniej pod względem postaw i stylu życia, co może mieć tutaj znaczenie.

Podobnie rozkładają się też postawy polityczne, co widać m.in. w wynikach wyborów prezydenckich 2020.

Działanie czynnika kulturowo-mentalnego może łączyć się z prawidłowością epidemiologiczną: następuje wyrównanie, bo wiosną bardziej ucierpiała Polska południowo=wschodnia. Epidemia przenosi sie tam, gdzie ma większe możliwości, bo mniej osób uodpornionych przez wcześniejsze zakażenie.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze