0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Louisa GOULIAMAKI / AFPFot. Louisa GOULIAMA...

– Nasz telefon jeszcze działa, ale opcja zakwaterowania już nie – mówi Anna Kłos, koordynatorka Domu Matki z ramienia Fundacji Inna Przestrzeń.

Przykro czuję się z tym, że dzwonię do Anny w przededniu Dnia Matki. Dom Matki na warszawskiej Białołęce jest zagrożony zamknięciem. Mają miesiąc na przywrócenie budynku do stanu sprzed dwóch lat.

Miejsce dla najbardziej potrzebujących

Po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę Anna pomagała jako wolontariuszka w punktach recepcyjnych. Te miejsca nie nadawały się dla kobiet w ciąży i matek maluszków. W punktach zbiorowego zakwaterowania pojawiały się różne choroby, na przykład rotawirus.

Anna zaczęła szukać miejsca, gdzie uchodźczynie czułyby się bezpieczne i miały zapewnione odpowiednie dla nowo narodzonych dzieci warunki.

Udało się. W tym samym czasie z podobną inicjatywą chciała ruszyć firma Provident Polska.

Powstał dom dla samotnych kobiet w ciąży lub niemowlętami, które uciekają przed wojną i potrzebują wsparcia.

W ciągu dwóch lat Dom Matki działał nie tylko na rzecz uchodźczyń z Ukrainy, a też innych migrantek i osób, które są wykluczone z polskiego systemu pomocy społecznej.

– Wydawałoby się, że w Polsce, jeśli ktoś już ma prawo legalnego pobytu, powinien mieć zapewnione wsparcie. Otóż niestety jest wiele wyjątków, które dotykają właśnie kobiety w ciąży i mamy maluszków – mówi Anna. – Mieliśmy dziewczynę, która była niesłusznie pozbawiona statusu uchodźcy. Mieliśmy dziewczyny, które otrzymały prawo czasowego pobytu, czyli nie są objęte polską ustawą o pomocy społecznej, a jednocześnie nie mogą korzystać z przywilejów dla uchodźców wojennych z Ukrainy. Pomagaliśmy także dziewczynom z Filipin czy Zimbabwe.

W budynku na Białołęce długoterminowe schronienie mogło znaleźć 9-10 rodzin w zależności od tego, jak były liczebne.

W ciągu dwóch lat mieszkało tam 150 osób.

Z czasem Dom Matki zaczął zaspokajać nie tylko potrzeby matek z niemowlętami, ale też osób zagrożonych niedożywieniem, ubóstwem czy pozbawionych podstawowej opieki. Dzięki współpracy z innymi organizacjami, w ciągu roku Dom Matki pomógł prawie 20 tys. osób. Wolontariusze rozprowadzili ponad 90 ton żywności. Wydawali też wyprawki dla kobiet w ciąży, zimowe ubrania, zestawy szkolne dla dzieci.

Przeczytaj także:

„Codziennie wspieraliśmy system”

Niedawno główny sponsor poinformował, że nie będzie kontynuował finansowania Domu Matki.

– Jesteśmy bardzo wdzięczni za te dwa lata – mówi Anna. – Natomiast walczymy o to, żeby przetrwać. Osób, którym pomagamy, z dnia na dzień jest coraz więcej.

W związku z nowelizacją ustawy o pomocy uchodźcom z Ukrainy kończy się program, w ramach którego organizacja i osoby prywatne mogły otrzymywać 40 zł dziennie na zakwaterowanie uchodźców.

– Wiele z osób z naszej grupy, czyli kobiety w ciąży, matki z noworodkami, już nie będą mogły korzystać z prywatnego zakwaterowania w ramach programu [od lipca 2024] – tłumaczy Anna. – Pomijam to, że według raportu NIK 95 proc. skontrolowanych ośrodków pomocy społecznej niewłaściwie funkcjonowało w zakresie zapewnienia matkom z dziećmi opieki. Nawet ten „zwykły” system, który obejmuje Polaków, jest niewydolny.

Codziennie wspieraliśmy system, a teraz jesteśmy zagrożone likwidacją.

– W Polsce polskiej kobiecie w ciąży nikt nie wynajmie mieszkania, nikt jej nie zatrudni. Migrantka, która często słabo mówi po polsku, nie zna swoich praw i możliwości systemu, jest w jeszcze gorszej sytuacji. Ukraińskie matki zaadoptują się do naszego społeczeństwa, będą efektywne, zostaną w naszym kraju i będą pracowały na swoje świadczenia. Nastąpi to dopiero w momencie, kiedy udzielimy im pierwszego wsparcia w okresie, kiedy nie są w stanie się samodzielnie adaptować.

Błędne koło

Sytuacja z uchodźcami w Polsce w ciągu dwóch lat się zmieniła. Nowe osoby, które przyjeżdżają, często (chociaż nie zawsze) mają już kogoś, kto mógłby im pomóc. Na dworcach nie widzimy tłumów zagubionych ludzi.

– Ale to nie jest tak, że nie ma komu pomagać – mówi Anna. Świadczy o tym częstotliwość, z jaką dzwoni telefon w Domu Matki. Wolontariuszka opowiada o osobach, które ze względu na różne okoliczności są ponownie w potrzebie. Na przykład, przebywając już w Polsce, uchodźczynie zachodzą w ciążę.

– Takie kobiety natychmiast tracą pracę, bo najczęściej są zatrudnione na umowę zlecenie. Tracą możliwość zamieszkania tam, gdzie mieszkały, tracą środki do życia. Bywają wśród nich także ofiary przemocy domowej, która niestety nasila się z powodu napięć, stresu, problemów osobistych. Część kobiet została skrzywdzona lub poszkodowana, na przykład przez nieuczciwych właścicieli mieszkań. Zaczynają szukać wsparcia, chociaż wcześniej przez jakiś czas funkcjonowały w pełni samodzielnie, jak każdy i każda z nas, czyli mając pracę, odprowadzając składki, wysyłając starsze dzieci do szkoły – mówi koordynatorka.

– Życie każdego z nas mogłoby się skomplikować, gdybyśmy stracili z dnia na dzień pracę i miejsce zamieszkania. Nasz system niestety tych osób nie zauważa. System nie zgłasza zapotrzebowania na dodatkową pomoc, ponieważ nikt się nie zgłasza po pomoc. A nikt się nie zgłasza po pomoc, ponieważ nie wie, że może ją otrzymać i w jaki sposób. Błędne kolo się zamyka.

Polkom również brakuje pomocy

– W którymś momencie nasze działania już nie były skierowane tylko do uchodźców czy migrantów, ale także do Polaków. Współpracujemy z dwunastoma OPS-ami na terenie aglomeracji warszawskiej. Stąd wysyłano do nas osoby potrzebujące wyżywienia, ubrań, podstawowych rzeczy dla dzieci czy mleka modyfikowanego – opowiada koordynatorka.

Do Domu Matki dzwonią Polki z całego kraju.

– Mówią: mąż mnie bije, muszę uciekać z domu, nie wiem, gdzie mam pójść; zostałam na ulicy z małym dzieckiem, nie wiem, co mam robić – opowiada Anna, dodając, że numer ich telefonu pojawia się wysoko na liście w internetowej wyszukiwarce. – Dzwonią do nas z Gdańska, z Ostrołęki, z lubelskiego i lubuskiego. Szukamy miejsc, gdzie te kobiety mogą się zgłosić. Czasami jest tak, że w zasięgu 150-200 km nie ma żadnego miejsca, które mogłoby im udzielić interwencyjnego wsparcia. Wtedy nasi wolontariusze przywożą je do nas.

Nigdy nie pozwoliliśmy na to, żeby dziewczyna w ciąży czy z maluszkiem została na noc na ulicy.

To nie jest kraj dla matek

Dom Matki nie jest obojętny dla ludzi, którzy na co dzień go tworzyli. Wolontariuszy, pracowników, darczyńców. Ale też jest ważny dla osób niezwiązanych bezpośrednio z jego działalnością. Zrzutkę na Nowy Dom Matki udostępniono ponad 400 razy.

– Mamy poczucie, że te kobiety są ważne w Polsce do momentu, kiedy dziecko ma się urodzić. Kiedy już się pojawia, kiedy kobieta potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, wtedy te kobiety przestają być zauważane – mówi Anna. – Mieliśmy sytuacje, kiedy w zimie dziewczyna z maluszkiem spała w kontenerze albo w jakimś opuszczonym ogródku działkowym. Nie może tak być w cywilizowanym kraju w XXI wieku.

– Polska ma najniższy wskaźnik urodzeń od II wojny światowej. Jeśli popatrzymy na to z naszej perspektywy, widać powody niskiego przyrostu naturalnego. Kobieta, decydując się na dziecko, widzi, jak wygląda realnie jej sytuacja. Jeśli będzie samotną matką, wsparcie dla niej będzie tylko pozorem. Będzie się mierzyć z problemami na każdym kroku. Chociażby ze znalezieniem pracy w godzinach, w których jest czynny żłobek czy przedszkole. Jeśli nie daj Boże dziecko urodzi się z niepełnosprawnością, nie ma szansy na pomoc. Prawie nie ma domów samotnej matki, w których może zostać zakwaterowana kobieta z dzieckiem z niepełnosprawnością.

Jak w tej sytuacji mamy się decydować na rodzenie dzieci?

Nowy Dom Matki

Dzięki zaprzyjaźnionym fundacjom koordynatorki zakwaterowały sześć mam z dziećmi w innych ośrodkach. Anna podkreśla, że te miejsca nie są przygotowane dla kobiet w ciąży, dla niemowląt, nie ma tam specjalistycznego wsparcia. W Domu Matki otrzymywały pomoc we wszystkim: od monitorowania stanu kobiety w ciąży czy noworodka, wsparcia z badaniami, pierwszej pomocy medycznej, po mleko modyfikowane czy suplementy.

– Liczymy na to, że uda nam się otworzyć Nowy Dom Matki i że nasze mamy będą mogły do nas wrócić. Dalej korzystać z naszej pomocy w usamodzielnieniu się, aktywizacji zawodowej, znalezieniu pracy. Chcemy pomóc ułożyć ich życie na następne lata. To nasz cel, a nie pomoc na 5 minut – mówi Anna.

Koordynatorki znalazły nowe miejsce, gdzie mogliby przenieść swoją działalność. Brakuje pieniędzy na wynajem (najkrótszy okres umowy to rok), na opłacenie mediów, wypłaty wykwalifikowanemu personelowi. Wyżywienie i ubrania Dom Matki ma zapewnione dzięki współpracy z wieloma firmami i organizacjami.

„Miłością i dobrym sercem za wodę nie zapłacimy”

Mimo apeli do tej pory jedyną państwową samorządową instytucją, która wyraziła chęć wsparcia Domu Matki, jest dzielnica Białołęka w Warszawie. Samorząd dzielnicy nie jest w stanie samodzielnie utrzymać takiej instytucji.

Potrzebne jest półtora miliona złotych.

– Nasza działalność dalej jest pod ogromnym znakiem zapytania. Z wyjątkiem prywatnych środków, które otrzymaliśmy na zrzutce i poza nią, nie mamy żadnych konkretnych deklaracji wsparcia. A te środki są zbyt małe, żebyśmy byli w stanie kontynuować działalność, chociażby w minimalnym zakresie – mówi Anna.

– Jedna osoba czy organizacja świata nie zmieni. Jeśli jednak się łączymy, jeśli każdy i każda z nas ma swój wkład w pomoc, z tych puzzli tworzymy razem obraz pomocy.

Zmian systemowych nie da się dokonać w ciągu jednego dnia, a nawet w ciągu dekady. Organizacje pozarządowe mają tę elastyczność i mobilność, żeby reagować na różne potrzeby dużo szybciej, niż państwo. Aby jednak reagować na te potrzeby, muszą mieć możliwości działania.

Nowy Dom Matki można wesprzeć tutaj.

;

Udostępnij:

Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze