„Jeśli byśmy korzystali z węgla, to energia w Polsce byłaby nawet sześć razy tańsza, a nasza gospodarka byłaby superkonkurencyjna” – przekonuje europoseł Patryk Jaki, wiceprezes PiS. I w jednym zdaniu mija się z rzeczywistością aż trzykrotnie
Zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA sprawiło, że konserwatyści w różnych państwach poczuli wiatr w żaglach. Niedawna rozmowa Patryka Jakiego w Radiu Zet pokazuje, że dotyczy to również Polski. Według europosła PiS to dowód na to, że gospodarkę naszego kraju należy oprzeć na własnych surowcach.
„Trump chce korzystać z naturalnych surowców, które posiadają USA. Jeśli my byśmy korzystali z węgla, to energia w Polsce byłaby nawet sześć razy tańsza, a nasza gospodarka byłaby superkonkurencyjna” – powiedział Jaki w Radiu Zet.
W ten oto sposób w jednym zdaniu pojawiły się trzy informacje, które mijają się z rzeczywistością. Przyjrzyjmy się im po kolei.
Po pierwsze: wykorzystywania węgla w Polsce nie należy rozpatrywać w kategorii teorii, tylko praktyki.
Nasz kraj opiera produkcję energii elektrycznej przede wszystkim na węglu. Jak podaje portal Wysokie Napięcie, w 2023 roku z tego źródła pochodziło 63 proc. wytworzonej w naszym kraju energii elektrycznej. Kolejne 10 proc. wygenerował gaz ziemny, a 27 proc. – odnawialne źródła energii (głównie wiatr i słońce).
Z pewnością krajobraz polskiej energetyki uległ jednak znacznemu przeobrażeniu. Przez długie dekady udział węgla w produkcji energii utrzymywał się na podobnym poziomie. Pierwszą odczuwalną zmianę przyniósł zapoczątkowany ponad dekadę temu rozwój energetyki wiatrowej (zasługa rządu PO i PSL), a drugą – rozwój przydomowej fotowoltaiki (zasługa rządu Zjednoczonej Prawicy).
Prawdziwą rewolucję sprowadził jednak dopiero poprzedni rok. Dynamiczny rozwój OZE w połączeniu z mniejszym zapotrzebowaniem na prąd zaowocowały spadkiem aż o 10 proc. udziału węgla w wytwarzaniu energii – z 73 do wspomnianych 63 proc. Jak pisaliśmy w OKO.press, takiego spadku próżno szukać w jakiejkolwiek innej rozwiniętej gospodarce.
W tym roku transformacja nie zwalnia tempa. Niedawno po raz pierwszy w historii Polski odnotowaliśmy miesiąc z udziałem węgla na poziomie poniżej 50 proc. We wrześniu wygenerowano z udziałem węgla zaledwie 48 proc. energii elektrycznej, a OZE – rekordowe 37 proc.
Mimo że zmiana jest ogromna, polska energetyka wciąż wyraźnie odstaje na tle innych unijnych państw. Jak wynika z raportu energetycznego think tanku Ember, Polska to jedyny kraj, który w 2023 roku wytworzył ponad połowę prądu z węgla. W naszym państwie odsetek ten wyniósł 61 proc. (nieco mniej niż w analizie Wysokiego Napięcia), podczas gdy w Czechach 40 proc., w Bułgarii 29 proc., a w Niemczech – 21 proc.
Polska jest też druga pod względem zarówno wielkości wytworzonej energii (za Niemcami), jak i przeliczeniu wytworzonych kilowatogodzin na mieszkańca (za Czechami).
Można przyjąć, że europoseł Jaki wie, że Polska wciąż stoi węglem. Dlaczego z jego ust padły więc takie słowa? Najbardziej prawdopodobne wyjaśnienia są trzy. Albo chodziło mu o to, że spalanego w elektrowniach węgla powinno być znacznie więcej, albo o to, by poprzez przesadzoną narrację wzmocnić niechęć odbiorców do transformacji energetycznej. Lub jedno z drugim.
Zajmijmy się teraz kolejnym stwierdzeniem europosła PiS: „Jeśli my byśmy korzystali z węgla, to energia w Polsce byłaby nawet sześć razy tańsza”.
W rzeczywistości, w takiej sytuacji energia elektryczna w Polsce byłaby nie sześć razy tańsza, lecz jeszcze droższa.
Trudno znaleźć jakiekolwiek dane dotyczące sześciokrotnego obniżenia cen prądu dzięki „przestawieniu wajchy” z zielonej na czarną. Nie brakuje natomiast analiz wręcz odwrotnych.
„Odejście od paliw kopalnych w energetyce staje się koniecznością zarówno z przyczyn środowiskowych, jak i ekonomicznych. Gdyby Polska pozostała przy węglu, cena energii elektrycznej na rynku hurtowym w latach 2030-2060 byłaby wyższa średnio o nawet 120 proc. w porównaniu do scenariusza przyspieszonego rozwoju OZE” – informował w grudniu 2023 roku Polski Instytut Ekonomiczny.
„Energia z polskiego węgla kamiennego wcale nie jest tania. Wręcz przeciwnie: jest ekstremalnie droga. Surowiec ten stał się wręcz kulą u nogi w rozwoju Polski” – dodaje w swej analizie Jakub Wiech, ekspert ds. energetyki i redaktor naczelny serwisu Energetyka24.
Koszty wydobycia węgla kamiennego są w przypadku niektórych polskich kopalni jednymi z najdroższych na świecie. Odpowiada za to m.in. utrzymywanie ogromnej liczby pracowników i liczne przywileje płacowe, którymi cieszą się górnicy. Do tego węgiel trzeba wydobywać z coraz głębszych złóż, a ten najlepszej jakości został spalony już dawno temu. W rezultacie, jak wylicza PIE, w latach 2016-2023 koszt wydobycia węgla kamiennego wzrósł aż o 283 proc.
Wiech zwraca uwagę, że w związku z tym górnictwo jest mocno nierentowne – w tym roku otrzyma od państwa 7 mld zł, a w przyszłym kolejne 9 mld. Łącznie od 1990 roku było to prawie 300 mld zł, a do połowy wieku może być kolejne 150 mld (jeśli rząd nie zmieni podejścia).
„Te miliardy złotych, które polscy podatnicy oddają kopalniom, nie są żadną inwestycją; służą jedynie byletrwaniu całej branży” – komentuje Wiech.
Do tego dochodzą koszty emisji CO2. Polska, będąc częścią unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS), musi płacić za te emisje, co znacząco podnosi koszty produkcji energii z węgla. Opłaty te ponoszą emitenci, a więc głównie przedsiębiorstwa z sektora energetyki i przemysłu. Trafiające do budżetu państwa pieniądze powinny zaś wspierać transformację energetyczną.
Niedawny raport Najwyższej Izby Kontroli wykazał jednak, że latach 2013-2023 (do 30 maja) bezpośrednio na cele związane z redukcją emisji przekazano zaledwie 1,3 proc. pozyskanej kwoty. A chodzi o ogromne pieniądze, bo o blisko 94 mld zł.
Co z resztą tej kwoty? Ponad 63 proc. uzyskanych dochodów „rozpłynęło” się w ogólnym budżecie, a prawie 25 proc. przekazano do funduszy pozabudżetowych, które nie muszą prowadzić osobnej księgowości i rozliczać przekazanych środków. Były to fundusze związane m.in. z wyrównywaniem cen za prąd i przeciwdziałaniem COVID-19.
Po trzecie: nie ma możliwości, by dzięki węglowi polska gospodarka stała się superkonkurencyjna. Jeśli już, to bardziej grozi jej superzacofanie. Dlaczego?
Część odpowiedzi stanowią wspomniane już rosnące koszty wydobycia i rosnące opłaty za emisje CO2. Ale argumentów za tym przemawiających jest więcej.
Jednym z nich jest fakt, że zagraniczne rynki coraz bardziej preferują produkty o niskim śladzie węglowym. Jeśli Polska będzie nadal opierać swoją gospodarkę na wysokoemisyjnej energetyce opartej na węglu, popyt na polskie produkty wyraźnie spadnie. Gdyby naszymi głównymi partnerami handlowymi były kraje niezaangażowane w ochronę klimatu, sytuacja być może wyglądałaby inaczej. Ale naszym głównym rynkiem zbytu są państwa UE, a zwłaszcza Niemcy.
„Polski biznes staje w obliczu konieczności dostosowania się i transformacji porównywalnej do tej po 1989 roku. Strategie klimatyczne, ślad węglowy i redukcje emisji – to czynniki składowe konkurencyjności klimatycznej, które stawiają dziś ją na równi z innymi aspektami decydującymi o powodzeniu i przetrwaniu biznesów, takimi jak jakość czy koszty produkcji” – mówi Łukasz Dobrowolski, autor raportu „Lepiej późno niż później”, który poświęcono zapóźnieniu polskich firm w dekarbonizacji.
Jeżeli Polska nie postawi na transformację energetyczną i dekarbonizację, nasz kraj stanie przed ryzykiem utraty dziesiątków miliardów euro z funduszy unijnych przeznaczonych na te cele.
Przede wszystkim jednak to OZE, a nie węgiel, otwierają nowe szanse dla gospodarki. Jak wykazał PIE, każdy dolar przeznaczony na odnawialne źródła energii oznacza ok. 150 proc. zysku dla gospodarki. Czyli trzykrotnie więcej niż w przypadku inwestycji w obszarze paliw kopalnych.
„Stosowanie paliw kopalnych jest ekonomicznie nieoptymalne. Z jednej strony zwrot z inwestycji jest niższy niż w przypadku OZE, a banki w coraz większym stopniu rezygnują z dotowania przedsięwzięć wysokoemisyjnych. Z drugiej strony, energetyka konwencjonalna wymaga wysokich dopłat i wpływa na wzrost cen energii elektrycznej, co ogranicza konkurencyjność i atrakcyjność inwestycyjną gospodarki węglowej” – wyjaśnia Maciej Miniszewski, ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
„Postęp transformacji energetycznej wynika zarówno z korzyści środowiskowych, jak i ekonomicznych. W obecnych warunkach wysokich wahań cen surowców i rosnących cen uprawnień do emisji CO2 na całym świecie coraz popularniejsze są inwestycje w technologie niskoemisyjne, by zapewnić tanią energię elektryczną dla firm, zwiększyć konkurencyjność gospodarki i lokalną atrakcyjność inwestycyjną” – uzupełnia Adam Juszczak, kolejny z ekspertów PIE.
„Kolejne [polskie] rządy, zamiast optymalizować wydatki na energetykę i w imieniu podatników zająć się opracowaniem planu inwestycji w nowe moce i infrastrukturę przesyłową, skupiają się na wsparciu sektora węglowego. A ten za 10 lat będzie miał znikome znaczenie w wytwarzaniu energii. Jest to najdroższy z możliwych scenariuszy transformacji” – komentuje w październikowej analizie Forum Energii.
Jeśli byśmy korzystali z węgla, to energia w Polsce byłaby nawet sześć razy tańsza, a nasza gospodarka byłaby superkonkurencyjna
Patryk Jaki w Radiu Zet powoływał się na przykład USA. Kraj ten faktycznie ma niższe ceny energii. Warto mieć jednak na uwadze, że jest to coś jak najbardziej naturalnego – na terenie Stanów znajduje się po prostu wystarczająco dużo surowców energetycznych, by kraj ten był niezależny energetycznie. Polska takiego luksusu nie ma, więc musi importować większość gazu, ropy i coraz więcej węgla.
Jak w osobnej analizie zauważa Jakub Wiech, to właśnie cena gazu jest „absolutnie kluczowa” dla zrozumienia różnicy w kosztach energii między USA i UE. „Jak się bowiem okazuje, to właśnie ekstremalnie drogi gaz, a nie np. koszty uprawnień do emisji, podbiły unijną cenę energii elektrycznej” – pisze Wiech.
I powołując się na dane Ember, wyjaśnia, że w szczycie kryzysu energetycznego (w sierpniu 2022 roku) za 1 MWh energii elektrycznej wygenerowaną z gazu w UE płaciło się 661,5 euro, z czego 628 euro to były koszty paliwa, a 33,5 euro – koszty emisji. Choć później ceny spadły i względnie ustabilizowały się, wciąż nie ma możliwości, by były niższe niż w niezależnych energetycznie Stanach.
„Jeśli chodzi o energię elektryczną, to UE może konkurować z USA mocami bezemisyjnymi, które mają bardzo niski koszt generacji energii. Są to zarówno źródła odnawialne (odpowiadające w tym roku za ok. 50 proc. unijnej produkcji energii elektrycznej), jak i atom (w Unii Europejskiej działa obecnie 100 reaktorów jądrowych o łącznej mocy ok. 97 GW, czyli więcej niż w USA, gdzie pracują 94 reaktory o łącznej mocy 96 GW)” – pisze Wiech.
„Być może Trump wymusi na UE, żeby ta wróciła do swoich korzeni. Jeśli my nic nie zrobimy, to Europa stanie się skansenem” – przekonywał Jaki w Radiu Zet. I zaznaczał, że celem Polski powinno być wycofanie się z Europejskiego Zielonego Ładu.
Jeśli taka byłaby polityka rządu, skansenem stałaby się Polska.
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Komentarze