0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jedrzej Nowicki / Agencja GazetaJedrzej Nowicki / Ag...

W rozmowach o węglu brunatnym ostatnio dominuje Turów. Bogatyńska odkrywka niespodziewanie trafiła na czołówki serwisów informacyjnych i do wielkiej polityki. O wiele ciszej jest o odkrywkach położonych 400 km dalej, W Wielkopolsce Wschodniej wydobycie prowadzi należąca do Zygmunta Solorza spółka ZE PAK (Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin).

Miliarder chce przestawić swój biznes na zielone tory, a do jego planów dopasowują się lokalne władze. Wychodzą z nie byle jakim planem: do 2040 roku Konin, Turek i inne miejscowości regionu mają stać się neutralne dla klimatu. Oznacza to, że powstanie tam co najwyżej tyle dwutlenku węgla, ile jest w stanie pochłonąć natura i ile będzie można wyeliminować dzięki technologii – o ile taka będzie dostępna.

Przeczytaj także:

Samorząd o dwa kroki przed rządem

Plany te w zeszłym roku ogłosili lokalni samorządowcy. W ten sposób wyszli przed szereg, bo polski rząd nie deklaruje jeszcze, kiedy dokładnie osiągnie klimatyczną neutralność. Samorządowcy pierwszy raz o swoich postanowieniach mówili w listopadzie 2020 roku. Zaledwie miesiąc wcześniej właściciel ZE PAK-u ujawnił, że spółka będzie odchodzić od „brudnej” energii.

Dziś przedsiębiorstwo nie jest zainteresowane otwieraniem kolejnych kopalni odkrywkowych. Chwali się za to budową elektrowni fotowoltaicznej, której moc ma w przyszłości sięgać 1 gigawata. W przyszłości energia ze słońca ma zasilać bezemisyjną produkcję „zielonego” wodoru. Budowę instalacji do jego wytwarzania Unia Europejska wsparła dotacją 4,5 mln euro.

To zwrot w strategii spółki. Jeszcze do niedawna jej władze utrzymywały, że trzymają się węgla. Dopiero dzień przed Wigilią 2020 zarząd przyznał, że rezygnuje z budowy nowej odkrywki na wielkopolskim złożu Ościsłowo.

Strona internetowa należącej do Solorza Kopalni Węgla Brunatnego „Konin” (to ona eksploatuje złoża Drzewce, Tomisławice i Jóźwin) nadal, pewnie omyłkowo, zachwala zalety wydobycia w nowym miejscu. „Uruchomienie odkrywki Ościsłowo jest niezbędne dla zapewnienia stałych dostaw węgla do Zespołu Elektrowni PAK. Ma to istotne znaczenie nie tylko dla zachowania potencjału gospodarczego regionu konińskiego, ale i dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju” - czytamy na witrynie KWB „Konin”.

Jeszcze 9 lat z węglem

Wydobycie miało trwać od 2024 do 2036 roku. Na absurd tej sytuacji zwracał uwagę w OKO.press Paweł Czyżak z think-tanku Instrat:

„Sam region już w październiku deklarował neutralność klimatyczną do 2040 roku, a spółka ogłaszała dekarbonizację do 2030 roku, ale to nie przeszkadzało w procedowaniu wniosków koncesyjnych” .

Przeciwko nowej kopalni protestowali mieszkańcy. Obawiali się przede wszystkim suszy – z otoczenia głębokiej odkrywki musi być wypompowywana woda, która w przeciwnym razie mogłaby zalać wyrobisko.

„Dwa lata przed powstaniem odkrywki montuje się pompy głębinowe, które dzień i noc osuszają teren. Co więcej, gdy teren już jest osuszony, woda jest potrzebna do chłodzenia turbin w elektrowni, więc znowu jest pobierana” - mówił działacz ekologiczny Józef Drzazgowski w rozmowie z OKO.press. W Wielkopolsce nada trwa wydobycie w złożach Jóźwin, Drzewce i Tomisławice. Kopalnie dostarczające surowiec do elektrowni w Pątnowie i Koninie obniżają poziom wody w pobliskich jeziorach o nawet kilka metrów. Ostatecznie cały kompleks wydobywczo-energetyczny ma być zamknięty do 2030 roku.

Zysk dla miliardera i dla regionu

Dlaczego spółka Solorza chce zerwać z węglową przeszłością? By mieć szansę utrzymania się na rynku – nie ma wątpliwości Agata Kuźmińska z Fundacji Instytut Zielonej Przyszłości z Konina.

„ZE PAK kieruje się swoim zyskiem, zaczął liczyć swoje pieniądze. Władze spółki stwierdziły, że nie warto pompować pieniędzy w technologie, które nie mają przyszłości” – podkreśla Kuźmińska. - „To oczywiście działa na naszą korzyść. Lokalna polityka podchwyciła ten temat. Z jednej strony dobrze, że się o tym mówi, z drugiej strony dojście do neutralności klimatycznej regionu nie będzie proste.”

Zdaniem aktywistki najtrudniej będzie rozstać się z węglem tym miejscom, które do tej pory najbardziej związane są z wydobyciem – jak gminie Wierzbinek, na której terenie znajduje się odkrywka Tomisławice.

Rozwód Turku z węglem

Rozwód z węglem przeżył już Turek. To tam znajdowała się elektrownia „Adamów”, w pobliskiej gminie Brudzew działała również odkrywka dostarczająca do niej węgiel. Ostatni blok „Adamowa” stanął z początkiem 2018 roku. Z wyburzania obiektów elektrowni show zrobiła telewizja Polsat. Na jednym z kanałów należących do Solorza można oglądać kilkuodcinkowy serial dotyczący przełomowych dla Turku wydarzeń.

„Transformacja tego miasta w mikroskali poszła łagodnie. Obyło się bez wielkiego tąpnięcia na rynku pracy, a nastroje wśród osób pracujących w ZE PAK-u nie były bojowe” – zauważa Kuźmińska. Rzeczywiście: bezrobocie w mieście po zamknięciu „Adamowa” jest niskie i wynosi zaledwie 3,5 proc.

„Na korzyść zadziałała sprzyjająca polityka powiatu i miasta, stawiających na rozwój małej przedsiębiorczości i wielojęzyczność uczniów. Trudno jednak zauważyć w tym spójną strategię, w ramach której rządzący przewidzieli efekty zamknięcia kopalni” - ocenia aktywistka. Czy taki sukces powtórzą inne miejscowości? Zdaniem Kuźmińskiej to trudne pytanie. Jej rodzinny region testuje odejście od węgla jako pierwszy w Polsce, a wszystkie efekty zupełnego zrezygnowania z węglowej gospodarki są niemożliwe do przewidzenia. Pomóc powinien plan dojścia do zerowych emisji, który musi pójść za politycznymi deklaracjami.

Plan transformacji

Dyskusję na jego temat rozpoczął Urząd Marszałkowski, publikując projekt Terytorialnego Planu Sprawiedliwej Transformacji. Z dokumentu dowiadujemy się, że transformacja ZE PAK-u to niejedyne wyzwanie dla regionu. Działają w nim przecież również inne emisyjne biznesy – jak huta aluminium w Koninie, przemysł papierniczy czy drzewny. Autorzy zwracają uwagę na wysokie bezrobocie. Dobra sytuacja w Turku to wyjątek na tle Konina (7,1 proc. osób bez pracy) czy powiatu słupeckiego (prawie 8 proc.). Wśród bezrobotnych najwięcej jest osób poniżej 30 roku życia (prawie jedna trzecia wszystkich osób bez zajęcia).

Dlatego szybka transformacja gospodarki może tu być szokiem. Niestety, projekt strategii nie daje wielu konkretów dotyczących nowych miejsc pracy. Jednym z niewielu jest budowa przez ZE PAK linii produkcyjnej dla autobusów elektrycznych (422 etaty) i elektrolizerów do produkcji wodoru (22 etaty). 50 osób ma znaleźć zatrudnienie w fabryce przetwarzania starych materacy. Autorzy strategii bez szczegółów piszą o inwestycjach w zielony wodór, OZE czy start-upy.

Konkretne za to są pieniądze, które Komisja Europejska oferuje odchodzącym od węgla regionom. W ramach Funduszu na rzecz Sprawiedliwej Transformacji (FST) Bruksela planuje do 2027 roku wydać aż 17,5 mld euro. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, środki te nie ominą również Wielkopolski Wschodniej.

„Dla naszego regionu przewidzianych jest około 400 milionów euro” – mówi w rozmowie z OKO.press prezydent Konina Piotr Korytkowski. - „Liczymy na to, że te pieniądze pomogą w łagodzeniu skutków transformacji”.

Konin stawia na wodór

Rządzone przez Korytkowskiego miasto już teraz inwestuje w geotermię. Nowa ciepłownia ma kosztować ok. 60 milionów złotych. Prezydent Konina ma też nadzieję, że wokół jego miasta powstanie tak zwana „dolina wodorowa”. Obszary te wyznacza Ministerstwo Klimatu i Środowiska – mają one być centrami badawczo-produkcyjnymi dla technologii bezemisyjnego wytwarzania wodoru.

"Mamy tylko nadzieję, że nic nie zagrozi europejskim pieniądzom, na które liczymy. Chodzi tu w końcu nie tylko o FST, ale i pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy" – dodaje prezydent miasta. Los tego ostatniego wisi na włosku – w tym momencie pieniądze z niego są zablokowane przez Brukselę, która spiera się z Polską o zasady praworządności.

22 tysiące nowych miejsc pracy

Optymistyczną, choć wymagającą inwestycji wizję dla regionu przedstawił Instrat, wspólnie z Fundacją WWF Polska. W raporcie dotyczącym sprawiedliwej transformacji Wielkopolski Wschodniej czytamy o nawet 22 tys. nowych miejsc pracy. Szansę na sprawną transformację ma dać między innymi niezależność właściciela kompleksu energetyczno-wydobywczego od Skarbu Państwa.

Autorzy raportu zauważają turystyczny potencjał regionu (Pojezierze Wielkopolskie, obszary Natura 2000). Przyciągać mają również zbiorniki wodne, powstałe w miejscu dawnych odkrywkowych wyrobisk.

W rozwoju innowacyjnego przemysłu mogą również pomóc przebiegające w pobliżu szlaki komunikacyjne łączące wschód z zachodem oraz północ z południem Europy.

Eksperci Instratu i WWF Polska twierdzą, że nowe miejsca pracy w sektorze OZE wystarczą „do skompensowania spadku liczby pracowników branży węgla brunatnego oraz powiązanych z nim sektorów”.

Jednym z największych zagrożeń jest brak pewności wypłat środków, o które ubiegają się włodarze. Chodzi nie tylko o zablokowane na razie przez KE środki z KPO, ale także stojące pod znakiem zapytania przelewy z FST. Jak czytamy, brak deklaracji osiągnięcia celu neutralności klimatycznej 2050 przez Polskę „może prowadzić do wstrzymania 50 proc. wypłat z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji”.

Koniec ery węgla

Mimo to w raporcie nie ma ani słowa o podtrzymaniu węglowej gospodarki przy życiu. Autorzy piszą o dwóch scenariuszach: bazowym i optymistycznym. W tym drugim moce wiatrowe zainstalowane w regionie osiągają w 2030 roku niemal gigawat (GW), fotowoltaika – ponad 1,8 GW, a węgiel znika z miksu energetycznego do 2025 roku.

Scenariusz bazowy zakłada, że za cztery lata w regionie zostanie prawie 0,5 GW mocy węglowych (będą zlikwidowane do końca dekady), a w 2030 roku elektrownie na wiatr i słońce odpowiadają za prawie 1 GW energii. W tym przypadku w Wielkopolsce Wschodniej ma powstać 12 tys. miejsc pracy. W ambitniejszym, droższym o ok. 5,4 mld złotych, scenariuszu przybędzie o 10 tysięcy więcej etatów.

Do mieszkańców regionu powoli docierają informacje o tym, że era węgla się kończy. Choć, jak przyznaje Agata Kuźmińska, „to też jest proces”:

„Po politykach i samorządowcach ta wiedza dotarła również do urzędników. My z kolei staramy się rozmawiać z górnikami. Stwierdziliśmy, że trzeba zaangażować też tych, których ta sytuacja najmocniej dotyczy” - mówi w rozmowie z OKO.press.

Aktywistka nie kryje, że wśród pracowników sektora wydobywczego panuje dwugłos.

Związkowcy chcieliby długiego okresu wygaszania kopalni i wysokich, bezpośrednich odpraw. Młodsi mówią za to o wsparciu dla lokalnych biznesów, gdzie mają nadzieję znaleźć w przyszłości pracę.

„Byliśmy w szoku, kiedy usłyszeliśmy takie słowa od górników. Dzięki temu mamy poczucie, że może nie będzie aż tak źle” - mówi Kuźmińska i dodaje: "W zaledwie kilka lat przeszliśmy długą drogę. Przecież jeszcze do niedawna w planie były nowe odkrywki, obawialiśmy się braku wody. Dziś rozmawiamy o transformacji, i to trzeba docenić”.

Tekst powstał we współpracy z Fundacją Greenpeace w ramach kampanii "Licznik dla klimatu". Więcej informacji o projekcie można znaleźć TUTAJ.

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze