0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Iga Kucharska/OKO.pressil. Iga Kucharska/OK...

Siedzimy w kręgu, czternaście kobiet w różnym wieku.

– Wszystko ma zostać w tych ścianach – prosi trenerka, z pochodzenia Rosjanka, z którą od razu wiadomo, że nie ma żartów.

Nie mogę zdradzać, jak wyglądały ćwiczenia, jakie miały imiona, ani dlaczego niektóre płakały, a inne, po zajęciach nie mogły spać.

Przyszły do Fundacji Centrum Praw Kobiet, do starej kamienicy ze skrzypiącymi schodami, rzeźbionymi wnękami i malowanym sufitem, z powodu przemocy.

Przemocy, jakiej doświadczyły i doświadczają, w swoich domach, na ulicach, w przestrzeni publicznej. Niechciane komentarze, pocałunki, seksizm w pracy, macanie w tramwajach. O biciu przez partnerów mówią te, które już z tego wyszły, wcześniej się wstydziły. Nastolatki zwierzają się z przekraczania wobec nich granic w mediach społecznościowych i w szkołach.

Często pojawia się słowo patriarchat, „nieprzepracowany patriarchat”, który nadal tak dobrze ma się w naszej kulturze, w naszych korzeniach. „I jest powodem opresji”.

Dopiero na WenDo część z nas orientuje się, że doświadczamy nadużyć. Pytamy: „Mój partner tak i tak się zachowuje, czy to jest przemoc?”.

Niektórym zapala się czerwona lampka, że my same pozwalamy na przemoc, bo tak głęboko tkwi w nas patriarchat: „Facet musi sobie powrzeszczeć”, „On już taki jest”, „Musi się wyładować”, „To przeze mnie”, „Lepszego nie znajdziesz”…

Na WenDo dociera do nas, że kobiety też potrafią być przemocowe. Nadopiekuńczość na przykład to też agresja…

Przeczytaj także:

Zastrzyk pewności siebie

– Czy masz włączony radar, kiedy oglądasz filmy, wiadomości, jesteś ze znajomymi; czy wyłapujesz te patriarchalne przekonania wciskane dziewczynom? – pytam Jolę Gawędę, doświadczoną trenerkę WenDo i wiceprezeskę Feminoteki (organizacja pozarządowa działająca w obszarze przeciwdziałania przemocy wobec kobiet i wspierania równości różnych płci).

– No pewnie! Tego jest mnóstwo, od rodzinnego stołu, po TV i jak oceniane są fryzury czy ubrania posłanek; albo w popkulturze, która można powiedzieć, jest bagnem. Czasami odpuszczam, czasami obejrzę film, w których widać seksizm, czy dyskryminację. Wiele kobiet dopiero po WenDo zaczyna to zauważać.

– A jak reagują faceci?

– Uczestniczki warsztatów często żalą się na swoich partnerów, którzy szydzą: „O, teraz muszę się ciebie bać”, „Teraz mnie pobijesz, będę musiał się bronić”. Skąd u nich to poczucie zagrożenia? To jest właśnie narzucona społecznie rola mężczyzn, że muszą dominować, a gdy kobieta emancypuje się w jakikolwiek sposób, najlepiej ją usadzić na miejsce.

WenDo narodziło się w Kanadzie w 1964 roku, kiedy media obiegła wiadomość o zamordowaniu młodej barmanki Kitty Genovese w Nowym Jorku. Wielu świadków słyszało jej wołania, ale nikt nie zadzwonił po policję. Incydent ten skłonił do badań nad tym, co stało się znane jako efekt biernego świadka, czyli „syndrom Genovese". Zaszokowani tą historią doktor Ned Paige i jego żona Anna, doświadczeni w jujutsu, karate i judo, opracowali nowy rodzaj samoobrony dla kobiet, do którego dodali techniki oparte na prostych ciosach wynikających z motoryki ciała, a także pracę z głosem i asertywność. Do Polski WenDo przywędrowało z Niemiec na początku lat dwutysięcznych z inicjatywy fundacji Efka z Krakowa.

WenDo to samoobrona feministyczna, która ma różne odłamy, ale wszystkie nurty opierają się na założeniu, że nierówność płci wynika z trwającego setki lat patriarchatu, z wychowania, z tego, co kobiety oglądają w mediach, w popkulturze, z tego, co dzieje się w szkołach i na arenie politycznej.

Ta nierówność sprawia, że dziewczyny potrzebują wsparcia, samoobrony fizycznej i psychicznej.

– To był strzał w dziesiątkę – cieszy się Jolanta – life changer! Robię tych warsztatów bardzo dużo, nie nudzę się, nie wypalam, ponieważ widzę, że ta metoda daje szybki zastrzyk wzmocnienia. Już po pierwszym dniu kobiety wyznają, że czują się pewniejsze siebie, niektóre wracają do mnie po latach, przysyłają maile, piszą komentarze na mediach społecznościowych, publikują zdjęcia z deskami, które przełamały. Opowiadają, jak wyszły z toksycznych relacji, zmieniły pracę, zaakceptowały siebie.

Ale zdarzają się osoby, które mówią: „Dla mnie to nie było przełomowe”. A inne musiały długo odsypiać, bo to emocjonująca praca. I wszystkie reakcje są OK.

WenDo rozpowszechnia się pocztą pantoflową, warsztaty odbywają się we wszystkich zakątkach Polski. Po WenDo dzwonią matki dla swoich córek, firmy i banki dla swoich pracownic, domy kultury, Koła Gospodyń Wiejskich. Są też warsztaty WenDo skierowane do społeczności LGBT+, na przykład dla osób transpłciowych socjalizowanych jako kobiety.

Trenerki pracują też z Ukrainkami, które zostały zgwałcone w czasie wojny, albo doświadczają przemocy od partnera, który wrócił z frontu i sobie nie radzi. Pracują też z Białorusinkami uciekającymi przed reżimem.

– Te migrantki nie mają pieniędzy, mieszkania, nie znają języka, a często wspierają Polki, które przychodzą na zajęcia z codziennymi problemami, albo na przykład z tym że mąż je zdradza – opowiada trenerka z Gdańska Anna Urbańczyk.

Sekret tkwi w wizualizacji

Pierwszego dnia uczymy się krzyczeć, bo krzyk był tłumiony w nas od małego. Ten pierwszy raz jest cholernie trudny. No jak to? Tak po prostu stanąć w środku kręgu i z całych sił wrzeszczeć?

A potem rozwalamy dłonią sosnową deskę, aż lecą drzazgi.

Sekret tkwi w wizualizacji, myśleniu, że to nie drewno mam przełamać, ale to coś za, pod deską. Trenerka ustawia, sprawdza, czy dobrze zaciskamy dłoń, koncentracja i bach! To ćwiczenie daje nam świadomość ogromnej siły, którą mamy, z której nie zdajemy sobie sprawy.

Dziewczyny, które nie podeszły do łamania deski, bo się bały, bo nie mogą z powodów urazów czy uszkodzeń – też są chwalone, bo potrafiły odmówić.

Potem uczymy się technik samoobrony fizycznej. To proste uderzenia, które pozwolą jak najszybciej uwolnić się i zwiać, bo główne założenie WenDo to: „jeśli masz możliwość – uciekaj”.

A gdyby zaatakowała cię grupa? Nie ma jednej odpowiedzi, ważna jest kondycja psychiczna osoby broniącej się, okoliczności. W WenDo chodzi przede wszystkim o to, żeby zrobić coś zaskakującego, krzyk, szybki ruch, coś dziwacznego, ale z pewnością siebie.

Dzień drugi – samoobrona w przemocy psychicznej. Jak zakomunikować, że nie chcesz, nie życzysz sobie, że dość, że wystarczy, stop!

Odgrywamy scenki rodzajowe oparte na konkretnych przypadkach z naszego życia, zastanawiamy się wspólnie: co mogłam zrobić inaczej?

„Cokolwiek zrobisz w tym momencie, to będzie dla ciebie najlepsze, bo taką podjęłaś decyzję”.

„Mamy prawo mieć życie, na jakie zasługujemy”.

„Nie poświęcaj się tak dla dzieci, dla bliskich, postaw siebie w centrum, nie kosztem innych, to się proporcje wyrównają”.

„Nie tłumacz faceta, że on już taki jest. Trzeba nazwać przemoc przemocą. Wtedy można zacząć stawiać granice. Nie czekaj, aż on się zmieni, ale zmień swoje życie. Jeśli zostajesz – godzisz się na przemoc”.

„Jeśli w domu jest przemoc fizyczna, to szukajmy alternatyw, aby podjąć decyzję i odejść”.

Te dwa dni z innymi kobietami i rozmowy o trudnościach, o których się zazwyczaj nie mówi, bez oceniania, bez niechcianych rad, bezpiecznie i spokojnie – to było dla większości najważniejsze.

Dobra wola dyrektorki

– Ludzie żałują, że nie ma tego w naszych placówkach edukacyjnych, tak jak w niektórych niemieckich landach, gdzie WenDo jest częścią WF-u jako obowiązkowe zajęcia – mówi trenerka WenDo Anna Urbańczyk z Gdańska.

WenDo dla dziewczynek już od szóstego roku życia prowadzone jest poprzez zabawy i gry; jest sporo o bezpieczeństwie w miejscach publicznych i autonomii cielesnej, żeby miały świadomość, że nikt nie może dotykać bez ich zgody. Dla dziesięciolatek tematem przewodnim jest grupa, relacje z innymi. Nastolatki – tu rozmowy wchodzą w pierwsze kontakty seksualne, komunikowanie swoich granic.

– Już dziewczyny w wieku szkolnym doskonale widzą, że są inaczej traktowane niż chłopcy, że mają być cichsze, grzeczniejsze, ustępliwsze – mówi trenerka Jola Gawęda – To one będą decydować w przyszłości o tym, w jaki sposób będą odpowiadać na te patriarchalne oczekiwania, które będą trwały jeszcze setki lat. Chcemy, aby dziewczyny wychodziły z zajęć z przeświadczeniem, że mają takie same prawa jak chłopcy, że przestrzeń szkoły nie musi być miejscem dyskryminacji.

– „Nie krzyczymy, nie złościmy się” – taki komunikat często słyszą dzieci od dorosłych. Natomiast złość jest potrzebną emocją, informuje nas o tym, że nasze granice prawdopodobnie zostały naruszone.

Dzieci w toku rozwoju potrzebują się nauczyć, jak okazywać złość w sposób akceptowany, nie dać się jej ponieść i krzywdzić innych – tłumaczy doktorka Izabela Chojnicka, psycholożka od wielu lat pracująca z osobami w spektrum autyzmu. – Moja córka ma jedenaście lat, od małego próbowaliśmy uczyć ją okazywania silnych emocji, także krzyku, co od początku przychodziło jej z trudnością. Chciałam nauczyć ją czegoś odwrotnego niż dyscyplina, aby w sytuacji naruszania jej granic potrafiła uruchomić krzyk, żeby nie obwiniała się, że to ona coś źle zrobiła, że coś jej się wydawało.

– Chcę nauczyć moją córkę, dziewięciolatkę, fizycznej samoobrony – opowiada doktorka Joanna Kwasiborska-Dudek, neurologopedka i pedagożka specjalna, od dwudziestu lat pracująca z dziećmi z zaburzeniami rozwojowymi o różnej etiologii. – Córka znajomej jechała kilka przystanków, kompletnie zamrożona, z łapą obcego faceta na piersi, bo zupełnie nie wiedziała, jak zareagować. Pragnę, aby moje dziecko, gdy będzie w trudnej relacji w pracy, czy w związkach, nie zachowywało się jak matka Polka, która wszystko musi zrobić sama.

Dlatego matki napisały do dyrekcji szkół swoich córek z prośbą o organizację warsztatów WenDo.

U Joanny dyrekcja się na razie na WenDo nie zgodziła, jednak wspiera inicjatywę, proponuje, aby matki zorganizowały się same, poza szkołą. Placówka, do której uczęszcza dziecko Izabeli, podjęła pomysł i WenDo będzie.

– Jednak są podstawówki i szkoły średnie, które cyklicznie organizują WenDo, aby wyposażyć dziewczyny w pakiet zachowań ułatwiających życie w szkołach, bo placówki edukacyjne w naszym kraju są jednak opresyjne – mówi trenerka Jola Gawęda.

Na przykład szkoła podstawowa w Milanówku, gdzie warsztaty odbywają się co dwa lata, tylko dla chętnych z 6. i 7. klasy, w weekendy.

– Pierwsze WenDo, rok 2017, trzeba było rodziców namawiać, ale teraz ci bardziej świadomi chętnie zapisują dzieci – mówi nauczycielka historii i WOS Agata Markiewicz. – Nie jest to wdrożenie, jakie mi się marzy, chciałabym, żeby to było w ramach programu; bo dziewczynki, które powinny WenDo robić, nie chcą chodzić w weekendy. To są najczęściej osoby, które czują się odrzucone w towarzystwie, Boją się zrobić kolejny krok, wyjść z domu w soboty, niedziele, bo nie chcą znowu być same. Jednak siostrzeństwo wzmacnia się przy tym łamaniu desek. Wysłałam nastolatkę, która miała ogromne problemy z samoakceptacją, gdy zobaczyłam, jak to zadziałało, jak uwierzyła w siebie, to mnie zafascynowało! Zawsze czekam na te deski, czekam, aż one je połamią.

Za każdym razem, gdy Markiewicz przy wsparciu dyrekcji szkoły organizuje WenDo dla dziewczyn, są też zajęcia dla chłopaków, które promują inne modele męskości, wykraczające poza stereotyp macho.

– WenDo jest trzy razy tańsze niż zajęcia dla chłopców. Mężczyźni, którzy prowadzą warsztaty, cenią swoje usługi wyżej – zdradza nauczycielka. – W dodatku częściej muszę namawiać rodziców chłopców do udziału w tych zajęciach niż rodziców dziewczyn. Dlaczego? Bo znacznie rzadziej spotykamy facetów z niską samooceną w porównaniu do kobiet, które tak często wątpią w siebie.

Jak Markiewicz zachęca rodziców chłopców? Wyjaśnia, że mężczyźni są zdezorientowani w dzisiejszym świecie, brakuje im umiejętności rozpoznawania i mówienia o emocjach, co często powoduje rozwiązania agresywne, problemy z zachowaniem.

A jakby pani Agata przekonywała do WenDo ministerstwo edukacji? Powiedziałaby, że dziewczynki skupiają się w grupach, patrzą, kto ma jakie buty, jaki pasek, nie ma solidarności. WenDo jest narzędziem do rozbrajania takich dziewczęcych grupek, spowodowania, żeby wspierały się nawzajem, a nie rywalizowały.

W szkole podstawowej numer 60 w Gdańsku dyrektorka Beata Wołkanowska również udostępnia salę na warsztaty WenDo.

Jakby przekonała inne dyrektorki, dyrektorów?

– To nie wyjdzie od strony rządowej, musimy mieć więc zaufanie do organizacji pozarządowych.

– A gdy szefowie placówek obawiają się o fundusze?

– U mnie w szkole uczennice nic nie musiały płacić, a ja zjechałam do absolutnego minimum za wynajem sali, za przygotowanie obiektu, sprzątanie i tak dalej. Koszt WenDo pokrywa organizacja pozarządowa. Trenerki kasę dla siebie pozyskują z różnych miejsc, z różnych grantów.

– Jak pokonać barierę dyrektorek, które mówią: „Ale to jest tylko dla dwunastu uczestniczek?”.

– Nie wszyscy chcą brać w tym udział, bo WenDo wymaga chęci i zaangażowania.

Dyrektorka z Gdańska marzy: – Żeby tak zaprosić na WenDo dyrektorki, żeby mogły sobie powrzeszczeć z głębi duszy…

Pokazuje na przełamaną deskę, która wisi oprawiona w jej gabinecie – Jest moim wsparciem w trudnych chwilach.

– Czyli w tym wszystkim chodzi o dobrą wolę dyrektorki? – dopytuję.

– Dobrą wolę i otwartość. Tylko że ja nie chcę wyjść na taką, która się panoszy, nie bierze pieniędzy, bo pieniądze trzeba brać. Wiele też zależy od lokalizacji. Gdańsk jest mądrym miastem, tutaj można zrobić więcej.

Trudne rejony

Na Podhalu wnioski o dotację przepadają jak kamień w wodę. Ewa Kruchowska, psycholożka i trenerka WenDo, nie pochodzi spod Tatr, więc po kilku latach bezowocnego promowania warsztatów w terenie, mówi, że brakuje jej wiatru w żagle…

– Z różnych powodów moje podania, żeby robić WenDo w szkołach, były odrzucane – opowiada – Na przykład odpowiedź była taka, że wybór dziewczynek na warsztaty ze środowisk, w których doświadczają przemocy, może być dla nich stygmatyzujący. Pieniądze szły na dofinansowanie chóru, przechodzą rzeczy niekontrowersyjne, często związane z kościołem.

Miała prowadzić WenDo w Czarnym Dunajcu, razem z prelekcją filmu „Delikatnie nas zabijają” o seksualizacji kobiecego ciała w reklamie. Zajęcia zostały odwołane dzień przed, uzasadnienie: „WenDo jest antykościelne”.

– Patriarchat splata się z kościołem, którego rola na Podhalu jest ogromna. No i przemocy tu niby nie ma. Brakuje też zaufania, to małe społeczności, być może na WenDo przyjdzie koleżanka, nie ma bezpieczeństwa, aby się otworzyć, pogadać – tłumaczy trenerka. – Dochodzi kwestia wolnego czasu, opieki nad dziećmi, dwie godziny to jeszcze tak, kobiety były chętne, ale na dłuższe warsztaty już nie.

Udało się przeprowadzić WenDo w technikum w Nowym Targu, tylko raz. Kiedyś w pewnej szkole średniej w tym miasteczku ułożono wierszyk: „Nie ubieraj się wyzywająco, bo dla innych wyglądasz zbyt kusząco” – To pokazywało, jak są utrwalane stereotypy, jak stygmatyzuje się ofiary – wkurza się trenerka.

Jazda bez trzymanki

– Ściąganie WenDo na wieś? Ja to już tak mam, że wszędzie gdzie mieszkam, to działam – śmieje się Anna Wróblewska, która w wiosce ma opinię pozytywnej wariatki, społeczniczki, a jak przychodzi na imprezę, to jej koledzy puszczają piosenkę Łydki Grubasa „Gender ”:

Za górami, za lasami, żyją baby z kutasami, zamiast grzecznie brać nasienie, wolą równouprawnienie.

– Do miejscowości 25 kilometrów od Bydgoszczy, Złotnik Kujawskich, przeprowadziłam się do domu po dziadkach. Wieś cicha, spokojna, a ja miałam doświadczenie aktywistyczne: manify, studia genderowe, feminizm. Na początku działałam w przedszkolu, gdzie chodziły moje dzieci, przemycałam rzeczy równościowe, ściągnęłam zajęcia przeciwko przemocy, stereotypach płci, pisałam granty i założyłam biblioteczkę równościową. Na Dzień Kobiet zorganizowałam w OSiR darmowe warsztaty WenDo prowadzone przez Feminotekę, było zainteresowanie, lista szybko się wypełniła, przyszły przedszkolanki, nauczycielki, sołtyska, emerytki. Dużo było pozytywnych komentarzy, a także głosy, żeby zrobić WenDo dla córek.

– To normalna wieś – twierdzi Anka – nie jakaś progresywna, otwarta – Organizujemy z Kołem Gospodyń Wiejskich warsztaty na temat molestowania seksualnego, zapraszamy wszystkich. Ciekawe ilu mężczyzn przyjdzie? Kolejna sprawa: aby zorganizować WenDo, potrzebna jest kasa, bo nie ma opcji, żeby kobiety płaciły dwieście, trzysta złotych. Więc Anna potrzebuje dofinansowania, a żeby napisać podanie o dotację, musi mieć czas, dużo czasu.

– Samo pisanie tych grantów, rekrutacja, obdzwanianie, czy na pewno przyjdą – wylicza działaczka – wysyłanie formularzy, bo jak jest grant, to musi być formularz, odesłanie, załatwianie noclegu trenerce, załatwianie sali, pisma do wójta, pilnowanie, żeby pieniądze przyszły na konto… Wokół tego, żeby to dwudniowe WenDo się zadziało, jest kilka dni mojej darmowej pracy. Już byłam w sytuacji, gdy płaciłam opiekunce do dzieci, żebym mogła robić aktywizm. To nie było w porządku, zagalopowałam się, teraz staram się dbać o balans.

Trenerka Jola Gawęda z Feminoteki mówi, że warto inwestować w WenDo na wsiach. Objeździła z warsztatami cały kraj, najdalsze rubieże. Warsztaty w Kołach Gospodyń Wiejskich nazywa jazdą bez trzymanki.

– Te babki są superaktywne, mają wiele do powiedzenia. Przychodzi wiele starszych pań, bardzo często mówią: „Czemu tego nie wiedziałam wcześniej? Zupełnie inaczej bym reagowała. Nie wiedziałam, że mogę sobie dać prawo odejść, albo zmienić pracę, albo nie poświęcić się dziecku”.

– Seniorki mają najwięcej energii – mówi Anna Urbańczyk trenerka z Gdańska – chcą na przerwie ćwiczyć uderzenia, kopniaki w swoim gronie. Żartuję czasem: „Nie bądźcie jak panie seniorki, to może być niebezpieczne

Fajnie, fajnie, ale dlaczego nie pracujecie też z chłopakami

Trenerki WenDo twierdzą, że najlepiej jest, gdy szkoły zamawiają WenDo dla dziewczyn i jednocześnie warsztaty dla chłopców, takie jak na przykład Sztama.

– Sztama powstała z potrzeby zaopiekowania się chłopakami – wyjaśnia trener Patryk Moszka – Dziewczynki często na WenDo mówiły: „Fajnie, fajnie, ale dlaczego nie pracujecie też z chłopakami?”. To w końcu od nich kobiety najczęściej doświadczają przemocy. Z czasem okazało się, że mężczyzn trenerów jest za mało, więc stworzono roczną szkołę tejże metody.

Zajęcia Sztamy odbywają się najczęściej w placówkach edukacyjnych w dużych miastach: Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie. Był też realizowany projekt skierowany do chłopaków z Ukrainy, którzy pojawili się w Polsce z powodu wojny.

Jak wyglądają zajęcia?

Sztama jest dla chłopaków do dwudziestego roku życia, na zajęciach może być maksymalnie dwanaście, szesnaście osób, podobnie jak WenDo są to warsztaty dwudniowe. Pierwszy dzień poświęcony jest „chłopackości” i męskości, temu, jaki jest społeczny wizerunek męskości, jak chłopcy sami rozumieją bycie chłopakiem i mężczyzną. Jest wątek antydyskryminacji i przywileju – czym on jest, jak się ma do koloru skóry, nierówności płciowych. Drugi dzień poświęcony jest przemocy i asertywności, rozumieniu przemocy i tego, skąd ona wynika, przeciwdziałaniu przemocy, także wobec mężczyzn, często psychicznej, o której się społecznie nie mówi.

– Unikamy haseł „toksyczna męskość”, budujemy pozytywne wzorce – mówi trener – No i nie mamy elementu samoobrony fizycznej.

Chłopaki pytają „A czemu nie rozbijamy desek jak dziewczyny?” Ale chłopcy są naturalnie socjalizowani do takiej roli, są też do nich adresowane oferty komercyjne różnych walk.

Wychodzimy więc z założenia, że potrzebują innych narzędzi, żeby się przed przemocą obronić.

Patryk był ze Sztamą w ośrodkach resocjalizacyjnych, był też w dwudziestu szkołach. Zdradza, że najczęściej są dwie grupy „najtrudniejszych” i „najlepszych” chłopaków, którymi placówki chcą się pochwalić.

– W jednej z poznańskich liceów wybrano elitę, chłopaków z samorządu, grzeczni, uważający na słowa i mocno ze sobą rywalizujący. W tych „trudnych” klasach chłopaki otwierają się bardziej, ci z łatką „trudny” zazwyczaj super odbierają warsztaty.

Podobnie jak w przypadku WenDo, uczestnicy warsztatów dla chłopców najbardziej cenią, że mogli usiąść w kręgu i porozmawiać ze sobą.

– Bo najistotniejsza jest demokracja, nieważne czy to elitarne liceum, czy szkoła w małej gminie, gdzie trzeba wyjaśniać podstawowe pojęcia, bo nikt z nimi o tym nie rozmawiał. Oni wszyscy wspominają to, że pierwszy raz ktoś potraktował ich poważnie, poznali siebie, swoje poglądy, widzenie świata.

Przemoc nikogo nie omija

Jak pokazuje raport „Nastoletni chłopacy o dyskryminacji i swojej codzienności. Wskazówki dla edukacji równościowej” opracowany w 2023 roku na podstawie badań z udziałem chłopaków w wieku 14-16 lat:

„W szkołach brakuje edukacji równościowej. Podczas badań szybko dowiedziałyśmy się (piszą autorki reportu Katarzyna Chajbos-Walczak i Zofia Małkowicz), że w szkołach, które odwiedziłyśmy, nie prowadzono żadnych prewencyjnych działań antyprzemocowych. Przeciążenie kadry szkolnej powoduje, że temat przemocy staje się przedmiotem rozmów dopiero wtedy, kiedy dochodzi do (zauważalnych) jej aktów. Kluczowe jest, by tematyka działań antydyskryminacyjnych i antyprzemocowych nie dotyczyła jedynie sprawców i ofiar, ale także całego ekosystemu szkoły: wszystkich osób pracujących w szkole, rodziców i opiekunów/ek, grup rówieśniczych”.

Jak wynika z tych badań, przemoc rówieśnicza i dyskryminacja są palącymi problemami polskich nastolatków.

„Przemoc nikogo nie omija”. Dręczenie, wyśmiewanie, wykluczanie z grup rówieśniczych, bycie obiektem plotek, przemoc fizyczna i psychiczna, przemoc w mediach społecznościowych.

A dodatkowo, niesprzyjający równowadze psychicznej polski system szkolny: obciążenie obowiązkami edukacyjnymi, brak zaufania do szkolnych pedagogów i psychologów, różnice w podmiotowości uczniów w szkole podstawowej i ponad podstawowej, dyskryminacja i przemoc ze strony nauczycieli i faworyzowanie dziewcząt, dyskryminacja infrastrukturalna, przemoc w wydaniu dziewcząt.

To wszystko tworzy świat współczesnych polskich chłopaków.

Czy między innymi dlatego patriarchat nadal trwa i ma się dobrze?

Hasło WenDo i Sztamy: „Tworzenie sztamy mężczyzn i kobiet na rzecz świata bez przemocy”, to szczytny cel, ale czy możliwy do zrealizowania w obecnym systemie polskiej edukacji?

;
Na zdjęciu Agnieszka Burton
Agnieszka Burton

Publikuje reportaże i artykuły w mediach polskich i zagranicznych. Od 2003 roku mieszka w Melbourne, gdzie pracuje dla polskiej sekcji radia SBS, na studiach doktoranckich, Monash University, zajmuje się polskim reportażem literackim. Książka "Ozland. Przestrzeń jest wszystkim", Wydawnictwo Dowody, to jej debiut reporterski.

Komentarze