0:00
0:00

0:00

Pod koniec lat 90. chodziłem do międzynarodowej szkoły średniej z internatem. Gdy pewnego dnia zachorowałem i zamiast pójść na lekcje zostałem w łóżku, mój kanadyjski współlokator rzucił, wychodząc: „take care of yourself”. Zadbaj o siebie. Bardzo mnie to zdanie zdziwiło. Mam zaopiekować się samym sobą? Bliższe było mi podejście, które zostało wyrażone w tekście piosenki popularnej w latach 80., gdy byłem chłopcem: „Zaopiekuj się mną, nawet gdy nie będę chciał”. Słowa te były skierowane oczywiście do kobiety. Bo to one są od dbania. Faceci nie cackają się ze sobą. Idea, że facet ma się o siebie samego troszczyć wydała mi się dziwnie narcystyczna.

Permanentny kryzys

Teraz wiem, że rada mojego kolegi nie przystaje do modelu męskości, w którym mnie wychowano. Faceci nie są od takich przyziemnych spraw jak opiekowanie się – oni przychodzą, rozglądają się i zdobywają. Jeśli przy okazji przy tym nieco ucierpią, to nie ma co się nad sobą rozczulać. Trzeba się otrząsnąć i iść dalej. Facet jest od spraw ważniejszych niż troska.

Idea, że mężczyzna jest „ponad” takie przyziemne sprawy sąsiaduje w męskiej duszy z przekonaniem, że facet na czułość nie zasługuje. Dlatego we wspomnianej piosence zespołu Rezerwat facet prosi, by kobieta zaopiekowała się nim wbrew jego woli.

To przedziwne przemieszanie wywyższania z deficytem własnej wartości jest kwintesencją współczesnego modelu męskości.

Efekt jest taki, że faceci faktycznie o siebie nie dbają. W każdym zakątku świata, mężczyźni żyją zdecydowanie krócej niż kobiety. Rzadziej niż kobiety chodzą do lekarza, rzadziej zapinają pasy samochodowe. Rzadziej proszą o pomoc, zarówno specjalistów jak i bliskich. Mają mniej przyjaciół, przez co są bardziej samotni. Częściej popadają w kryzys bezdomności, częściej wpadają w uzależnienia.

Nie dbają też o swoje otoczenie: rzadziej niż kobiety stosują recykling, częściej śmiecą. Gdy się zgubią, nie pytają o pomoc. Dlatego przeciętny (brytyjski) mężczyzna przejeżdża w swoim życiu półtora tysiąca zbędnych kilometrów. Kieruje nimi obawa, że pytając o drogę, przyznaliby się do tego, że ją zgubili – co mogłoby być odebrane jako słabość.

Przeczytaj także:

Mężczyzna nie słucha i nie prosi o pomoc

Te ostatnie dane pochodzą z książki kanadyjskiej dziennikarki Liz Plank pt. „Samiec alfa musi odejść” (2011, Wydawnictwo Czarne). Lektura Plank pokazuje, że kanadyjscy mężczyźni wcale nie dbają o siebie bardziej niż polscy. Mówiąc po polsku: „do widzenia” wcale nie musimy jednocześnie umawiać się na kolejne spotkanie, ani komunikować, że na nie czekamy. Równie dobrze rzucając „do widzenia” możemy cieszyć się z tego, że osoby, do której to mówimy, nigdy więcej nie zobaczymy.

Podobnie fraza take care of yourself, którą po raz pierwszy usłyszałem z ust mojego współlokatora, jest zwykłym zwrotem językowym, komunałem. Take care of yourself to dłuższa wersja zwykłego „do widzenia”, czyli take care. Dopiero uczyłem się angielskiego i radę mojego współlokatora odczytałem dosłownie. Stąd moje zdziwienie. Zwłaszcza, że sama sytuacja – w której jeden mężczyzna mówi drugiemu, by się o siebie zatroszczył – była i wciąż jest niecodzienna.

„Mężczyznom wolno dużo – pisze Plank – ale nie wolno im prosić o pomoc”. Bo w ten sposób okazują słabość, a to stanowi dla męskości największe zagrożenie. Dlatego mężczyźni sami budują wokół siebie mur milczenia. Jak pisze bell hooks, autorka książki „Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości”, (2022, Wydawnictwo Krytyki Politycznej) kolejnej wydanej ostatnio pozycji o męskości: „Zawsze szokuje mnie, kiedy w rozmowach ze mną mężczyźni wyznają, że gdy opowiadają swoim kolegom o silnych uczuciach, ci wchodzą im w słowo, żeby przerwać opowieść, nie reagują albo dystansują się od nich”.

W jednym z badań studentki, które otworzyły się przed koleżankami i opowiedziały o swoich problemach, zostały wysłuchane. Gdy analogicznie zachowali się mężczyźni, tj. chcieli współlokatorom opowiedzieć o swoich problemach z depresją, jak pisze Terrence Real we wznowionej ostatnio książce „Nie chcę o tym mówić. Jak poradzić sobie z męską depresją” (2020, Wydawnictwo Czarna Owca), „spotkali się z izolacją społeczną oraz z otwartą wrogością”.

Problematyczna „twarda” męskość

Facetom z trudem przychodzi przyznawanie się do słabości, gdyż doświadczenie nauczyło ich, że nie wolno im tego robić. Jednakże pod pancerzem twardej i nieomylnej męskości kryje się cierpienie. „To, co uznawałam dotąd za arogancję, może wyrastać z głębszego problemu” – przyznaje Plank. Tym problemem jest obowiązujący niemal na całym świecie model „twardej” męskości. Przyzwyczailiśmy się, że kategorię gender stosujemy głównie wobec kobiet. Ale w pewnym sensie idea płci kulturowej – tego, że płeć nie jest związana bezpośrednio z ciałem, ale ma społeczny charakter, jeszcze lepiej pasuje do męskości.

Jak zauważa Plank, męskość wcale nie jest „tożsamością, ile zadaniem do wykonania albo nagrodą za wyjście z jakiejś potwornie trudnej sytuacji”. Męskość nie jest dana raz na zawsze, ale trzeba ją nieustannie udowadniać. Dalej Plank: „Płeć może być konstruktem społecznym zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn, ale kobiecości nie traci się poprzez zachowania społeczne. Jej zyskanie lub strata zachodzi głównie przez zwykłe zmiany w organizmie, takie jak dojrzewanie lub menopauza. Nie istnieją czynności przywracające kobiecość, bo kobiecość nie jest czymś, na co trzeba zapracować. Dla mężczyzn jest odwrotnie”.

Permanentny kryzys

W mediach od czasu do czasu słyszymy o kryzysie męskości. Tymczasem męskość jest w kryzysie z definicji. W każdej chwili może być odebrana, dlatego trzeba o nią nieustannie walczyć. Widać to w sprawach zarówno istotnych, jak i trywialnych.

W jednym z badań przytaczanych przez Plank mężczyźni, jeśli znajdowali się w obecności kobiety, zjadali o 93 proc. więcej pizzy, niż gdy byli sami.

Sama obecność kobiet sprawiała, że czuli, że muszą udowadniać swoją męskość, nawet w tak przedziwny sposób. W innym cytowanym przez kanadyjską dziennikarkę badaniu najpierw mierzono mężczyznom siłę uścisku dłoni, a następnie pytano ich o ich wzrost. Jeśli powiedziano im, że siła ich uścisku jest mniejsza, niż była w rzeczywistości, to zawyżali swój wzrost bardziej, niż pozostali badani (inni mężczyźni też zawyżali swój wzrost, ale w mniejszym stopniu).

Ale podkopywana męskość potrafi być też śmiertelnie niebezpieczna: badania pokazują, że przestępcy seksualni oraz damscy bokserzy nie mają wyższego poziomu testosteronu niż inni mężczyźni. Natomiast, pisze Plank, „mężczyźni o chłopięcych rysach częściej zachowują się wrogo i popełniają przestępstwa” oraz chętniej „zachowują się agresywnie, molestują kobiety i upokarzają innych mężczyzn”.

Chłopaki nie płaczą, ale biją

Istnieje przekonanie, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus – nie tylko różnią się wyglądem genitaliów, ale też mają inne mózgi. Współczesna nauka nie potwierdza tego mitu. Mózg kobiety i mężczyzny, jak przypomina cytowana przez Plank profesor neurobiologii Lise Eliott, „nie różnią się od siebie dużo bardziej niż ich serca czy nerki”. Chłopcy nie są wyjściowo mniej empatyczni czy emocjonalni niż dziewczęta, ale od maleńkości powtarza się im, że „chłopaki nie płaczą”.

„Kobieta tłumi własne potrzeby – pisze Plank, bo nauczono ją, że cudze są ważniejsze – mężczyzna natomiast tłumi swoje, bo nauczono go, że ich nie ma”. W efekcie, jak ujęła to hooks, gniew jest jedyną emocją, którą wolno mężczyznom okazywać. I koniec końców sięgają po przemoc, bo tylko tak potrafią obronić swoje wiecznie zagrożone ja. Skoro męskość jest pod ciągłym ostrzałem, to że najlepszą obroną jest atak – to też jeden z klasycznych „męskich” komunałów.

Terrence Real, terapeuta par i autor książki „Jak mam do ciebie dotrzeć: dlaczego małżeńskie doświadczenia mężczyzn i kobiet są tak odmienne” (2007, wydawnictwo Jacek Santorski) twierdzi, że przemoc genderowa polega na tym, wszyscy zostaliśmy okradzeni z połowy tożsamości. Idea, że troska, opiekuńczość, empatia są żeńskie, a samodzielność, odwaga i asertywność męskie, to jego zdaniem gwałt na naturze ludzkiej.

Paradoksalnie, kobietom łatwiej jest sięgać po „męskie” atrybuty – począwszy od ubioru w spodnie czy krawat, aż po męskie zawody czy czynności – niż mężczyznom jest odkrywać swój „kobiecy” pierwiastek i włączać go do swojej tożsamości. Wynika to zdaniem Reala z patriarchalnej natury społeczeństwa, które wyżej wartościuje męskie cechy wobec żeńskich. „Kiedy kobieta przekracza granice domeny »męskości«, przywłaszcza sobie cechy, które cieszą się powszechnym uznaniem […] Ale decyzja mężczyzny o przekroczeniu granicy »żeńskości« oznacza odrzucenie tych wartości na rzecz cech postrzeganych jako drugorzędne czy wręcz otwarcie pogardzanych”.

Męska kobieta wzbudza respekt, kobiecy mężczyzna – tu słowa sypią się same – to „ciota”, „miękiszon”, „frajer”.

Patriarchat wyrywa mężczyznom serce

Nie oznacza to bynajmniej, że mężczyźni nie są beneficjentami patriarchatu – oczywiście są, ale straty często przewyższają zyski. O tym, jak patriarchat szkodzi kobietom, wiemy sporo. Omawiane tutaj książki pokazują, że patriarchat również szkodzi większości mężczyzn – choć mechanizm ten jest zgoła inny.

Caroll Gilligan we wpływowej publikacji „Innym głosem: teoria psychologiczna a rozwój kobiet”, (2015, Wydawnictwo Krytyki Politycznej), pokazuje, jak patriarchat zabiera kobietom asertywność, poczucie, że mają prawo mówić „własnym” głosem, wyrażać publicznie własne potrzeby. Proces ten odbywa się, gdy dziewczynki są we wczesnym wieku szkolnym. „Jeśli zapytasz ośmiolatkę, jaką chce pizzę – tłumaczy cytowana przez Reala Catherine Steiner-Adair z Uniwersytetu Harvarda – „dostaniesz odpowiedź w stylu: z serem i papryką. Ta sama dziewczynka w wieku jedenastu lub dwunastu lat już powie, że nie wie. A co powie, kiedy będzie miała lat trzynaście? Zapyta, jaką ty lubisz pizzę”.

W ten sposób dziewczyny uczą się, że bycie kobietą oznacza spełnianie potrzeb mężczyzn.

O ile patriarchat dziewczynkom zabiera głos, chłopcom, jak ujął to Real, wyrywa serce. Męskość przedstawiana jest im umiejętność odcięcia się od własnych emocji. Jak pisze Real, „większość mężczyzn ma trudności nie tylko z wyrażaniem, lecz nawet z identyfikowaniem własnych uczuć. W psychiatrii takie zaburzenie określane jest jako aleksytymia. Psycholog Ron Levant ocenia, że blisko 80 procent mężczyzn cierpi na jej łagodną lub poważną formę”.

Patriarchat dopada chłopców wcześniej niż dziewczynki. Badania chłopców z różnych środowisk wskazują, że „w wieku trzech, czterech, pięciu lat obserwuje się wyraźny, wymierny spadek ekspresyjności i skłonności do kontaktu. Większość chłopców, zanim trafi do przedszkola, przejawia istotny spadek gotowości do wyrażania silnych uczuć i otwartego okazywania swojej zależności. Zanim nauczą się czytać, nasi synowie nabywają umiejętność odszyfrowania kodu męskiego stoicyzmu”.

Walka z odrętwieniem

Stąd bierze się, opisywana przez Reala w książce „Nie chcę o tym mówić”, męska depresja. O ile kobiety doświadczają depresji jako złego (często koszmarnego) samopoczucia, mężczyźni doświadczają depresji jako odrętwienia, braku jakichkolwiek emocji. Dlatego Real odróżnia depresję jawną od ukrytej.

Męska depresja to zwykle ten drugi typ choroby, która może być „łagodniejsza”, ale zamiast tego często trwa latami, wręcz dekadami. „Nieraz rozstrój psychiczny przeżywają otwarcie nie oni, lecz ich najbliżsi”. Na przykład „wredna” żona, która ciągle „narzeka”. Dlatego Real w swojej praktyce terapeutycznej często musi zacząć „odmrażanie” męskich klientów poprzez taktyczny sojusz z ich partnerkami – na przykład idzie tropem „narzekania” żony lub problemów, które wyrażają „zbuntowane” nastoletnie dzieci. Mężczyźni w ukrytej depresji są często tak odklejeni od swoich emocji, że nie da się z nimi w ogóle pracować terapeutycznie, leczyć indywidualnie. Dopiero terapia par czy rodziny pozwala ich „odmrozić”, a wtedy depresja ukryta przeradza się w jawną.

Mężczyźni, którzy tkwią w stanie uczuciowego zamrożenia, próbują na własną rękę ożywić swoje okaleczone serce. Stąd tak często sięgają po stymulanty, które pozwalają im ocucić uśpione emocje.

W męskim uzależnieniu – od alkoholu, kokainy, hazardu czy przemocy – nie chodzi o uspokojenie, ale o podkręcenie, ożywienie stłumionych uczuć.

Stąd wielu mężczyzn „szuka wrażeń” i dąży do sytuacji krytycznych, nawet w tak pozornie neutralnych dziedzinach, jak sport czy praca. Wytworzenie sytuacji ekstremalnej, stres sprawiają, że ciało wytwarza endorfiny – naturalne opioidy oraz adrenalinę. Niwelują one wewnętrzne poczucie odrętwienia. Jak pokazują badania, więźniowie, którzy połykają żyletki czy wycinają sobie rany na skórze, tłumaczą, że te działania przynoszą im ulgę. Zdaniem Reala to ulga od cierpienia wywołanego odrętwieniem.

Jak hartował się Nelson Mandela

Real zauważa, że kobiece rytuały inicjacyjne zwykle oscylują wokół tematu niewoli: patriarchat uczy je podporządkowania. Rytuały przejścia od dziewczynki do kobiety cementują ich zależność od mężczyzn, podkreślają, że kobiety są ich własnością. Ekstremalnym tego przykładem jest gwałt.

Męskie rytuały inicjacji mają inny charakter, przeważa w nich motyw „hartowania”. Prawdziwy mężczyzna to twardziel – osoba, która potrafi zdystansować się wobec własnego doświadczenia, od bólu i cierpienia, by „zrobić to, co należy”.

Real przytacza m.in. wspomnienia Nelsona Mandeli, który jako chłopiec został rytualnie obrzezany. W chwili, gdy starszy mężczyzna obcinał napletek, chłopcy z jego plemienia mieli wykrzyknąć: „Jestem mężczyzną”. Mandela wspomina: „Poczułem, jakby w moje żyły wlano ogień. Ból był tak silny, że skurczyłem się w sobie […] Było mi wstyd, ponieważ wydawało mi się, że inni chłopcy okazali się twardzi i odważniejsi: ich okrzyki były bardziej donośne. Bałem się, że nie zostanę dopuszczony (…) i nie widziałem innego wyjścia jak skryć swoje załamanie. Chłopiec może płakać, mężczyźnie nie przystoi okazywać bólu”.

Wymuszona separacja od matki

Dziś tego rodzaju okaleczenie ma głównie psychiczny charakter. Mali chłopcy już w wieku trzech czy czterech lat uczą się, że męskości nie osiąga się drogą rozwoju, ale raczej negacji. Jak pisze Real, „Osiąganie poczucia męskości nie jest, jak w przypadku innych elementów tożsamości, dążeniem do czegoś cennego, lecz odcinaniem się od czegoś, czego się nie ceni. Rozwój męskiej tożsamości nie jest w gruncie rzeczy procesem rozwoju, lecz procesem eliminacji, stopniową utratą pewnych cech”.

Chłopcy robią to wbrew sobie, gdyż tak odczytują społeczne oczekiwania. W jednym z badań opisywanych przez Reala, nagrano dziewięciomiesięczne dziecko, które w pewnym momencie zaczyna płakać. Jednej grupie powiedziano, że to chłopiec, a drugiej grupie – że to dziewczynka. Ci, którzy myśleli, że to dziewczynka, uznali, że się wystraszyła. Ci, którzy myśleli, że oglądają chłopca, uznali, że dziecko się zezłościło. „Czy sądząc, że dziecko jest rozzłoszczone – pytają retorycznie autorzy tego badania – nie będziesz traktować jego inaczej, niż kiedy uważasz, że jest wystraszone? Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że dziecko wystraszone będzie częściej i chętniej przytulane przez rodziców niż to, w którym dostrzegają oni złość”.

Inne badania wskazują, że ojcowie częściej uśmiechają się do córek niż do synów, a samotne matki są surowsze wobec synów. Przyczyną obu postaw jest przekonanie, że z chłopcami nie wolno się „cackać”, gdyż może ich to „rozmiękczyć”. Gdy chłopcy osiągają wiek trzech do sześciu lat, często w ich otoczeniu pojawia się też przesąd, że należy ograniczyć ich kontakt z matkami, gdyż mogą stać się „mamisynkami”. Wpływ matki ma być w tym wieku regresywny, bo inaczej kobiety „ubiorą chłopców w sukienki”.

Tego mitu nie potwierdzają żadne badania: chłopcy wychowywani przez dwie kobiety wcale nie są mniej męscy.

Najpierw bliskość, potem samodzielność

Real pokazuje, że owo tradycyjne przekonanie mylnie identyfikuje dorastanie z zerwaniem więzi. Model rodzicielstwa bliskości, który na całym świecie zyskuje coraz więcej uznania, pokazuje, że dzieci (obu płci) najpierw muszą nasycić się bliskością z rodzicem, by potem być gotowe do samodzielności. Nie ma niebezpieczeństwa, że dzieci, które są „zbyt często” przytulane, nie będą samodzielne. Wręcz przeciwnie, zapewnienie dzieciom poczucia elementarnego bezpieczeństwa sprawia, że staną bardziej zdecydowanie na własnych nogach.

Niestety, w wychowaniu chłopców często dominuje przekonanie, że zerwanie więzi jest ceną, którą należy zapłacić za autonomię. Taka jest lekcja, którą wyciągnąć można m.in. z kultury masowej. Bardzo dużo napisano na temat tego, jak bajki (w stylu księżniczka, która czeka na uratowanie przez rycerza) kształtują wrażliwość dziewczynek. Ale mity popkulturowe też wpływają na męskość. Jak piszą cytowane przez Reala Diane Lewin oraz Nancy Carlson-Piege, w amerykańskich programach telewizyjnych dla dzieci „autonomia jest powszechnie utożsamiana z przemocą przeciwko innym, a więź z bezsilnością i uległością. »Być niezależnym« znaczy być mężczyzną silnym, uzbrojonym, beznamiętnym i samolubnym”.

Wyrzeczenie się kobiecości

O ile dziewczynki w wieku przedszkolnym utrzymywały silną więź z rodzicami, chłopców w tym wieku rzucano na głęboką wodę, zakładając, że sami powinni sobie poradzić z nurtem, a co „ich nie zabije, to ich wzmocni”. Efekt jest taki, że mężczyźni nie nabierają podstawowych kompetencji społecznych, które potem mogą przydać im się w dorosłym życiu. „Jeśli zerwanie więzi z matką ma być pierwszym krokiem na drodze ku męskości" – pisze Real – „to zerwanie więzi z samym sobą jest następnym.

Wyrzeczenie się przez chłopca obecnej w nim kobiecości’ zachodzi w dwóch sferach: odrzucenia emocjonalności i odrzucenia wrażliwości”. Kluczowa tutaj jest postawa ojców, którzy często „dla dobra synów” (w ich przekonaniu) zaczynają ich musztrować oraz/albo jednocześnie deprecjonować matkę. Synowie w ten sposób uczą się już od małego pogardy wobec kobiet.

„Pewien mężczyzna opowiedział mi koszmarną historię” – mówi Real w filmie dokumentalnym „Beyond Men and Masculinity”. „Poszedł na mecz hokejowy. Był tam też pewien ojciec, którego syn zaliczył dobry, choć nie rewelacyjny występ. Z tego powodu ojciec zaczął chłopaka ochrzaniać. Wrzeszczał na niego na całe gardło, w obecności stu, może dwustu osób. Syn popłakał się. Ojciec zaczyna krzyczeć na niego jeszcze bardziej, żeby się nie mazgaił. I ten chłopiec, miał może 13 do 14 lat, idzie na trybunę, gdzie siedzi jego matka. Siada koło niej, cały we łzach. Matka wyciąga w jego stronę ramię, żeby go pocieszyć. I on wtedy daje jej pięścią w twarz. Tak wygląda mechanizm przekazywania patriarchatu z pokolenia na pokolenie”.

Trujący sok z gumijagód

Nie ma chyba lepszego przykładu męskiej „nieprzysiadalności”, by użyć terminu ukutego przez poetę Marcina Świetlickiego. Refleksja feministyczna zwykle skupia się na samym końcu tego łańcucha wydarzeń – przemocy mężczyzn wobec kobiet. Ale patriarchat to też przemoc mężczyzn wobec innych mężczyzn.

Mechanizm, który ilustruje powyższy przykład, Real opisuje jako oscylowanie między dwoma skrajnymi biegunami – między wstydem i pychą, poczuciem niższości i poczuciem wyższości. Chłopak został poniżony przez ojca, publicznie zawstydzony i poniżony, więc aby pozbyć się tego poczucia, sięgnął po przemoc. Mężczyźni, którzy są sprawcami przemocy, często wspominają, że emocją, która ją poprzedza i która ją wywołuje, jest właśnie poczucie poniżenia. „Przemoc, podobnie jak alkohol czy narkotyki, podziałała na Jimmiego niczym magiczny eliksir, zamieniając jego wstyd w pychę, a poczucie beznadziejności w poczucie wszechmocy”, pisze Real.

Ilustruje to świetnie wiersz „Opluty” Marcina Świetlickiego. Podmiot liryczny chodzi po Krakowie zhańbiony („napluli mi na plecy, nic o tym nie wiem, chodzę po mieście”) i fantazjuje o zemście:

„Któregoś dnia rzeką Wisłą / Przypłynie statek piratów […] I zapytają który to Świetlicki / A ja wtedy stanę na samym środku rynku / I będę wskazywać /Tego, tamtą tego sprzątnąć, tamtą. Wszystkich”.

Ten motyw – transformacji beznadziei we wszechmoc – jest, jak pokazuje Real, wszechobecny w popkulturze. Taka jest historia Supermana – który najpierw jest zwykłym, podległym i poniżanym facetem, który nagle przeradza się w supermężczyznę, który wszystko może, ma nieprawdopodobne moce. Taka jest historia Rambo. Tak też działa na ludzi sok z gumijagód w bajce „Gumisie”: mężczyźni, którzy go wypiją, stają się nadprzeciętnie silni.

Złudne wzmocnienie

Innym powszechnym mechanizmem, który uczy chłopców, jak oscylować między poziomem „minus jeden” i poziomem „plus jeden” jest coś, co Real nazywa „złudnym wzmocnieniem”. To przeciwieństwo sytuacji z meczu hokejowego, w której ojciec za pomocą przemocy wbijał w chłopcu poczucie braku wartości, mimo że obiektywna sytuacja była inna. Chłopak zagrał przecież dobry mecz.

Złudne wzmocnienie to sytuacja, w której chłopiec przychodzi do szkoły z kiepską oceną. Ojciec, zamiast powiedzieć: widzę, że słabo ci poszło, zobaczmy, co można z tym zrobić, mówi: to nauczycielka jest głupia, to szkoła jest głupia, oni nie dorastają do twojego poziomu. Badania pokazują, że również i takie złudne wzmocnienie prowadzi do zaburzeń w ocenie własnej wartości.

„Kiedy wzmacniamy w chłopcu pychę, zachęcamy go, aby uciekał […] w uzależnienie lub iluzję dominacji”.

Mężczyźni do resocjalizacji

Jakie jest rozwiązanie tej sytuacji? Real zachęca do swoistej resocjalizacji mężczyzn. Widać to też w leczeniu uzależnień: nie wystarczy przestać pić, aby wyleczyć się z alkoholizmu. Jeśli używki są próbą samowyleczenia depresji, a ta wynika z wewnętrznego otępienia, z faktu, że mężczyznom patriarchat zabrał serca, to najważniejszym narzędziem jest pomoc mężczyznom w odbudowaniu ich relacji z bliskimi.

Nie jest to łatwe. Real przyznaje, że w swojej pracy terapeutycznej często musi zawieszać dogmat neutralności terapeuty i stawać po stronie kobiety. Dlaczego? Dlatego, że często mężczyźni są tak bardzo odwróceni od swoich emocji, że „narzekające” żony są jedynym głosem w rodzinie, który pokazuje, gdzie leży problem i pozwala do niego dotrzeć w trakcie terapii. Dlatego on w swojej pracy terapeutycznej często idzie za tym głosem. To właśnie on otwiera puszkę Pandory i pozwala dotrzeć do sedna sprawy, którym niejednokrotnie jest emocjonalne odrętwienie mężczyzny.

Kobietom, innymi słowy, łatwiej jest odzyskać utracony głos, niż mężczyznom jest odzyskać utracone serce. Ale w obopólnym interesie jest to, aby przerwać proces przemocy genderowej, której poddawani jesteśmy wszyscy i wszystkie. Jak postuluje bell hooks,

„Demontaż i przekształcenie kultury patriarchalnej to praca, którą mężczyźni i kobiety muszą wykonać wspólnie”.

Wszystkie badania przytaczane w niniejszym tekście opisywane są szczegółowo w omawianych tutaj książkach. Cytaty z książek Terrence’a Reala są często mojego tłumaczenia, gdyż polskie tłumaczenie tych książek jest niejednokrotnie niedokładne lub błędne.

;
Na zdjęciu Kacper Pobłocki
Kacper Pobłocki

antropolog społeczny, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książek „Kapitalizm. Historia krótkiego trwania” (2017, nagroda Economicus dla książki roku) oraz „Chamstwo” (2021, finał Nagrody Literackiej Nike)

Komentarze