0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Gość sobotnich (10 lutego 2018) "Wiadomości" TVP Michał Wójcik, nie byłby złotoustym ziobrystą, gdyby nie dodał od siebie paru stwierdzeń - pomimo powagi tematu - niemal komicznych.

Wiceminister sprawiedliwości, zalał potokiem słów telewidzów oraz zaproszoną także marszałek Barbarę Dolniak z Nowoczesnej. Generalnie mówił przekazem dnia, że ustawa o IPN ma przywracać prawdę historyczną i jest dawno oczekiwaną polską wersją walki z kłamstwem oświęcimskim.

Kluczowy punkt rządowej nowelizacji ustawy o IPN stanowi, że

„Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie (…) lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega karze grzywny lub karze pozbawienia wolności do trzech lat. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości”.

Taka infamia nie spotka sprawcy, który „działał nieumyślnie”, ale i on podlega "karze grzywny lub ograniczenia wolności".

Wójcik urządza Żydom catharsis

Wiceminister pisowskiej sprawiedliwości ocenił, że ustawa o IPN będzie w relacjach polsko-żydowskich "catharsis", czyli oczyszczeniem, bolesnym dotarciem do prawdy poprzez przeżycie wstrząsu, trwogi, cierpienia. Oznajmił urbi et orbi, że:

Ta ustawa [o IPN] to takie catharsis, oczyszczenie, uwolnienie pewnych myśli, jeśli odetniemy bardziej radykalne reakcje z jednej i drugiej strony, to będziemy budować relacje z Izraelem na nowych podstawach
Ta ustawa jest trudnym do odwrócenia zanieczyszczeniem relacji z Żydami
Gość Wiadomości TVP,10 lutego 2018

Interesujące, że można na serio tak mówić o gwałtownym kryzysie relacji polsko-izraelskich, jaki wywołała ustawa o IPN. Żydzi na całym świecie widzą w niej zamach na świętą dla nich prawdę o Zagładzie, nacjonalistyczne w zamyśle wybielanie "Polskiego Narodu", a wszystko to budzi usypianego po 1989 roku demona polskiego antysemityzmu.

Wójcik sobie wyobraża (lub udaje, że sobie wyobraża), że "po odrzuceniu stanowisk skrajnych"

Żydzi odreagują i w końcu przyznają PiS rację, że szmalcownicy i uczestnicy pogromów nie mieli nic wspólnego z Narodem Polskim, który był równie nieskazitelnie niewinną ofiarą jak naród żydowski. I razem będziemy bronić wspólnej prawdy o Zagładzie.

OKO.press już parokrotnie demaskowało tę narrację w tekstach Adama Leszczyńskiego, Krzysztofa Pacewicza czy moich. Jej szczególnie spektakularnym wyrazem była propozycja obu Morawieckich - Mateusza i Kornela, by uhonorować tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata "cały polski naród".

Przeczytaj także:

Wójcik chwali kanclerz Merkel, czyli radość nad Renem

Wypowiedź Angeli Merkel, że "Niemcy brały i biorą odpowiedzialność za Holocaust i przejmuje ją każdy kolejny rząd" Wójcik ostrożnie chwali (wszak mówi to Niemka). Podkreśla, że osobiście takich słów od kanclerz oczekiwał (co musiało wywołać radość w Niemczech). Słowa Merkel uznał za sukces polskiej polityki historycznej. Jednocześnie zaskakująco szczerze wyznaje:

Doszliśmy w ostatnich kilkunastu tygodniach do sytuacji absurdalnej wręcz, że naród polski zaczął być oskarżany o Holocaust. Dzisiaj najważniejszy polityk niemiecki mówi: "Nie, to Niemcy odpowiadają za Holocaust"
Tak, ale ten absurd zrodziła ustawa o IPN. Niemcy nie zmienili stanowiska
Gość Wiadomości,10 lutego 2018

Jeżeli deklaracja kanclerz gasi jakiś pożar, to ten, który wzniecił PiS ustawą o IPN. Już sam fakt wprowadzania represji karnej jako formy kontroli debaty czy nauczania w szkole, musi budzić podejrzenie, że chodzi o korektę historii. PiS tego nie ukrywa: ogłasza koniec "pedagogiki wstydu". Polscy pisarze określili to jako reakcję bezwstydną, bo oznacza zaprzeczanie zbrodniom przedstawicieli własnego narodu i uznanie na zasadzie pars pro toto, że tylko nieliczni bohaterowie, którzy ratowali Żydów, reprezentują "Polski Naród".

Paradoksem stało się "wypromowanie" w globalnej sieci pojęcia "polskie obozy śmierci", podobnie jak wcześniej "szmalcowników" przez Ryszarda Czarneckiego. Media całego świata - nie tylko izraelskie - w odruchu polemiki, przypominają o polskim antysemityzmie - silnym w Polsce przedwojennej, nasilonym w wojennej i przywołanym do życia przez obecną awanturę z Żydami.

"Absurdalna wręcz sytuacja", o której mówi jak o dopuście Bożym Wójcik, to własne dzieło PiS.

Polska jak Belgia? Tak, ale na odwrót

Aby dodatkowo uzasadnić ustawę o IPN, wiceminister Wójcik sięgnął po ulubiony - nie tylko tutaj- argument PiS: przecież takie same zapisy obowiązują w wielu krajach. Na przykład w Belgii.

Jest przepis w ustawodawstwie belgijskim, który przewiduje kary, jeśli ktoś chciałby obniżać odpowiedzialność Niemców. To jest ustawodawstwo z lat 90.
Jest taki zapis, ale jego sens jest odwrotny niż ustawy o IPN
Gość Wiadomości TVP,10 lutego 2018

Wójcik ma rację o tyle, że rzeczywiście 23 marca 1995 roku parlament belgijski przyjął ustawę, która zakazuje:

  • negowania;
  • minimalizowania;
  • usprawiedliwiania;
  • lub wyrażania aprobaty

dla ludobójstwa popełnionego przez niemiecki reżim narodowo-socjalistyczny w czasie II wojny światowej".

"Loi tendant a réprimer la négation, la minimisation, la justification ou l’approbation du génocide commis par le régime national-socialiste allemand pendant la Seconde Guerre mondiale

Grozi za to od ośmiu dni do roku więzienia oraz grzywna.

Intencją prawa z 1995 roku było powstrzymanie rodzimych negacjonistów Holocaustu oraz belgijskich inicjatyw neofaszystowskich.

Przykład belgijski jest o tyle ciekawy, że od ponad 20 lat podejmowane są próby, by zapis rozszerzyć na inne akty ludobójstwa, np. rzezi Ormian przez Turków czy zbrodni wojennych w byłej Jugosławii; w lutym 2018 centroprawicowy Ruch Reformatorski (Movement Reformateur) zaproponował, by objąć nim także ludobójstwo w Rwandzie. Ale takie rozszerzenie napotyka na "bariery polityczne".

Podobne przepisy - jak pisała w OKO.press Anna Wójcik - wprowadzono najpierw w Niemczech w 1985 roku, aby walczyć z tzw. kłamstwem oświęcimskim. Prawo francuskie przewiduje karę do trzech lat więzienia za negowanie i umniejszanie ludobójstw i zbrodni przeciwko ludzkości. Podobne regulacje ma Grecja, Cypr, Szwajcaria, Litwa, a poza Europą – Australia.

Zakazy pochwalania i nawoływania do ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości zawiera podpisany przez Polskę w 2001 roku Rzymski Statut Międzynarodowego Trybunału Karnego. Wprowadzanie tego typu regulacji do ustawodawstwa krajowego popiera Unia Europejska.

Szukanie analogii - przez wiceministra Wójcika i innych polityków PiS - między zakazem negowania lub umniejszania zbrodni nazistowskich (i innych form ludobójstwa) a wprowadzoną 26 stycznia 2018 roku nowelą do ustawy o IPN opiera się na zasadniczym fałszu.

Różnice są zasadnicze. Porównując z belgijskim zapisem:

Tam chodzi o ofiary, a tu o sprawców

Celem polskiej ustawy jest ochrona dobrego imienia bliżej niezdefiniowanego "Narodu Polskiego", wbrew wielu dowodom, że jego członkowie brali udział w zbrodniach Holocaustu. W argumentacji pojawiają się wymienione w belgijskim prawie sposoby umniejszania polskiej odpowiedzialności: negowania, minimalizowania, a także usprawiedliwiania np. demoralizacją czasów wojny.

Dla żydowskich ofiar i ich dzieci czy wnuków ustawa niesie zagrożenie, że przeszłość wojenna zostanie poddana korekcie, zafałszowana, wybielona, że

powstanie historyczna bajka o dzielnych Polakach gotowych na wszystko, by pomóc - jak lubi powtarzać premier Morawiecki - "naszym żydowskim braciom i siostrom".

Ofiary i ich krewni odczuwają moralny sprzeciw wobec takiej idealizacji, bo okupacyjne realia były zupełnie inne. Jak w styczniu 1943 roku Żegota (Rada Pomocy Żydom) informowała Pełnomocnika Rządu na Kraj:

"Życie tych resztek ludności żydowskiej - w większości pozbawionych mienia i dachu nad głową i tropionych jak dzikie zwierzęta - upływa pod znakiem głodu i zimna,

w ustawicznym lęku o życie i w konieczności obrony przed plagą nikczemnych jednostek dopuszczających się szantażu".

W kwietniu 1944 roku Żegota pisała, że "szerzy się szantaż w sposób potworny, zarówno pod względem rozmiarów, jak i formy. Nie ma dnia, by nie obrabowano ofiary z ostatniego grosza i dobytku (...) Te nagminnie grasujące zbrodnie przekreślają, uniemożliwiają jakąkolwiek akcję pomocy Rady, a z drugiej strony są przejawem szerzącej się gangreny demoralizacji" (cytat za Anna Bikont, Sendlerowa. W ukryciu, Warszawa 2017, s. 211)

Tam chodzi o ukazanie ludobójstwa, a tu o zamazywanie jego granic

Cel prawodawstwa chroniącego prawdę o ludobójstwie jest także edukacyjny - chodzi o tworzenie atmosfery potępienia także współczesnych form ksenofobii i rasizmu, wszelkich aktów agresji wobec jednostek i grup zgodnie z ich przynależnością rasową, etniczną, narodową, czy religijną. W przypadku polskiej ustawy, która wyklucza przyjęcia do wiadomości cząstki polskiej współodpowiedzialności, ten wymiar jest z definicji utracony.

Nie chodzi przy tym o bezpośrednie obarczanie współczesnych winą (w czym jesteśmy winni temu, co robili nasi dziadkowie), ale o zrozumienie, że degradacja moralna dotyczyła też części ludności polskiej.

Otwiera to refleksję na temat stereotypów wciąż obecnych w polskiej kulturze, co potwierdziła fala antysemickiego hejtu po awanturze z Izraelem.

Tam chodzi o zablokowanie rewizjonizmu historycznego, tu o jego propagowanie w wersji narodowej

Znowelizowana ustawa o IPN stwarza warunki do propagowania wersji przeszłości bez polskich działań, które sprzyjały nazistowskiemu ludobójstwu lub przyjmowały wprost zbrodniczą formę. Zwłaszcza, że ustawa wyłącza odpowiedzialność karną za działalność naukową i artystyczną, ale już nie publicystyczną, polityczną czy edukacyjną.

Praktyka prokuratorów i sądów, działających ze wsparciem prawicowych organizacji pozarządowych, może ograniczać szerzenie prawdy o udziale polskiej ludności w Holocauście, a przede wszystkim tworzyć klimat zastraszenia w debacie publicznej czy edukacji. Szczególnie, że ustawa przewiduje też odpowiedzialność karną za ... działania nieumyślne.

Historia II wojny światowej zostanie w ten sposób zrewidowana.

Tam chodzi o prawdę, tu o "godność narodu"

Jak powiedział wiceminister Wójcik: "Jest coś takiego jak godność narodu i my tej godności bronimy". Nie do pogodzenia z takim rozumieniem "obrony godności" jest uznanie współudziału polskiej ludności w Holocauście i próby oszacowania skali tego zjawiska. Naród Polski ma zostać obroniony przed pomówieniami.

Stwierdzenie faktu uczestnictwa części polskiej ludności w polowaniu na Żydów, a nawet pojedyncze akty przemocy i mordów, oznaczałoby według PiS ograniczenie odpowiedzialności Niemców. To absurdalne rozumowanie, skala tych zbrodni jest nieporównywalna.

Holocaust był dziełem niemieckim. Współpraca ludności w okupowanych krajach, a w niektórych (Francja) także władz państwowych, w najmniejszym stopniu nie zdejmuje z nazistowskich Niemiec odpowiedzialności (co potwierdziła zresztą kanclerz Merkel), a w jakimś sensie nawet zwiększa niemieckie winy.

Żeby nie idealizować przykładu belgijskiego, warto zwrócić uwagę, że nie było prób objęcia ustawową ochroną zapomnianego ludobójstwa etnicznego popełnionego przez kolonialną administrację belgijską w Kongo w latach 1885-1908, której ofiarą padły miliony ludzi. Nie tylko Polska ma problemy z rozliczeniem się z ciemnymi kartami swej przeszłości.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze