0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Marek Podmokly / Agencja Wyborcza.plMarek Podmokly / Age...

Być może takie oczekiwania od najważniejszego lidera opozycji są wygórowane? Może politycy ostatecznie uznali, że najważniejsza w tzw. komunikacji z wyborcami, jest gra na emocjach, a także rozbudzanie naiwnych nadziei?

A może dzisiejsza (2 lipca 2022) "Konwencja Przyszłości" Platformy Obywatelskiej w Radomiu odpowie na pytania, na które Tusk w omawianym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" nie odpowiedział? Ma służyć mobilizacji wyborczej, ale może obok oklasków i okrzyków oburzenia na rządy PiS usłyszymy coś o "projektach, programach, ideach", które poruszą naszą wyobraźnię? Bo wyborcy opozycji, jakby nie byli oburzeni poniewieraniem przez PiS demokracją i wpychaniem Polskę do narodowo-katolickiego skansenu, chcieliby zobaczyć konkurencyjne wizje swojego kraju, swojego życia.

Tekst publikujemy w cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Zacznę od tego, że nie jestem tzw. wyborcą Platformy Obywatelskiej, choć bywałem także nim. W 33 już wyborach i referendach w wolnej Polsce (nie głosowałem tylko w sprawie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych w 2015 roku., bo nie chciałem brać udziału w politycznej szopce prezydenta Komorowskiego) szukałem partii oraz polityków i chętniej polityczek, które wydawały mi się poważne i mądre, a przy tym miały dorobek wskazujący na to, że rozumieją, czym jest demokracja i nowoczesne państwo. Dlatego nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, by głosować na tzw. polską prawicę.

Druga uwaga. Uważam się za liberała, ale nie według rozpowszechnionej w III RP wersji rozumienia wolności jako samotnego wyzwania, społeczeństwa jako rywalizujących jednostek, a zaspokajania potrzeb społecznych jako rozdawania wędek, najlepiej na kredyt.

Liberalizm z ludzką twarzą

Bliski mi jest liberalizm w wersji publicysty "New Yorkera" Adam Gopnika*, który wierzy w "wielkie zadanie przeobrażenia świata przy pomocy upartych reform", tak, by na ile się da, zmniejszyć ludzkie cierpienia. Motorem nie jest tu "wolność" i "rywalizacja" ale "sympatia i życzliwość" (w nawiązaniu do XVIII wiecznego sceptyka-moralisty Davida Hume'a), a także "radykalny czy romantyczny realizm", jakim w swojej misji obalenia "Poddaństwa kobiet" wykazali się John Stuart Mill (1806-1873) i Harriet Taylor (1807-1858). Przy okazji - współpracownicy i kochankowie, żyjący w tolerowanym trójkącie, a po śmierci jej męża, na krótko małżonkowie.

"Zadaniem liberalizmu nie jest wyobrażenie idealnego społeczeństwa i prowadzenie nas w jego kierunku, ale wskazanie tego, co jest wypaczone w społeczeństwie, które teraz mamy i naprawienie tego, jeśli jesteśmy w stanie". Opiera się to na "idealistycznej wierze w możliwość choćby nieznacznej poprawy losu jak największej liczby ludzi".

Taki właśnie "liberalizm z ludzką twarzą" daje być może, choć pewności nie ma, szansę na uniknięcie katastrofy przed jaką stanęła ludzkość, w odróżnieniu od konserwatywnej reakcji, która ucieka od przyszłości, wracając do przeszłości. W polskiej kato-narodowej wersji przyjmuje ona formy wręcz karykaturalne, coraz bardziej oderwane od realnego życia.

Przeczytaj także:

Zasygnalizowane wyżej podejście do polityki jest - jak sądzę, także na podstawie sondaży - podzielane przez znaczną część wyborców prodemokratycznych partii opozycyjnych.

Ci wszyscy i wszystkie "my" jesteśmy zainteresowani zakończeniem rządów populistycznej prawicy, bo spychają Polskę w stronę tzw. autokracji wyborczej (electoral autocracy), chcąc z całej bogatej konstrukcji demokratycznego systemu zostawić tylko wybory, których wynik jest jednak przesądzony za sprawą kontroli mediów i sądów, ograniczania samorządności i niezależnej od władz aktywności społecznej, a także wykorzystywania bez żenady instytucji i pieniędzy państwa w służbie partii. To się już udało na Węgrzech w wersji soft i w Rosji - w wersji hard.

Jestem (jesteśmy?) zainteresowany głosowaniem na projekt Polski, która przywraca demokrację oraz przyspiesza unowocześnianie gospodarki i życia społecznego, idąc za szybko liberalizującymi się postawami, a zarazem wprowadza reformy, które popychając postawy do przodu.

Przepraszam za przydługie wprowadzenie, ale chodziło o to, by opisać powód rozczarowania, jakie budzi wywiad "Wyborczej" z Donaldem Tuskiem z 29 czerwca. Jest to przecież polityk o największym w Polsce dorobku i doświadczeniu, lider drugiej siły politycznej, która jest w sondażach dwa i pół raza silniejsza niż Polska 2050 czy Lewica, pięć razy silniejsza niż PSL. Siłą rzeczy to on rozdaje karty "na opozycji" i licytuje jako pierwszy. I to on będzie rozgrywał partię po wygranych przez opozycję wyborach 2023.

O ile opozycja wygra, ale każda inna kalkulacja - tu się z Tuskiem zgadzam - jest dziś postawą zarówno nieracjonalną, jak i niebezpieczną, bo może zadziałać jako samospełniająca się przepowiednia.

Co zatem mówi nam Donald Tusk? A czego nie?

Naprawdę wygramy, na pewno wygramy. Nadzieja zamiast depresji

"Składam publiczne przyrzeczenie, że my te wybory wygramy. Nowa władza nikomu niczego nie zabierze. Doprowadzi do tego, żeby to, co Polacy mają, nie traciło na wartości w tak kosmicznym tempie" - mówi Tusk. I dalej: "To, że dzisiaj Koalicja Obywatelska jest o krok za PiS, każe mi wierzyć, i to mówię z pełnym przekonaniem, że wygramy z PiS te wybory!". To jest pewne "niezależnie od tego, czy przekonam inne partie opozycyjne do pójścia jednym frontem, czy odpowiedzialność spadnie tylko na Koalicję Obywatelską".

I jeszcze raz: "Wszystkie badania, o których nikt nie pisze, bo to są badania wewnętrzne i dość skomplikowane, pokazują jedną rzecz: dla antypisowskiego wyborcy czy niepisowskiego wyborcy największym problemem jest poczucie niepewności, czy opozycja może być sprawcza.

Największą wadą opozycji, to niby tautologia, jest to, że jest słaba w oczach wielu wyborców".

Nie wiadomo, co to za "skomplikowane badania" (w naszych sondażach pytaliśmy o przewidywania, kto wygra wybory i opisywaliśmy potencjalne przepływy elektoratów a także sufity poparcia przede wszystkim dla PiS), nie wiadomo, na czym polega "tautologia", ale jedno jest pewne:

"Moim zadaniem jest przekonanie, że wygramy te wybory, że jesteśmy wystarczająco silni. I oczywiście łatwiej by było, gdybyśmy to robili jako zjednoczona lista".

Słowo zwycięstwo pojawia się w wywiadzie 5 razy. "Wygramy" (w różnych formach gramatycznych) - 17 razy, z tego 4 w pytaniach i 13 w odpowiedziach.

Nie jest to łatwe, bo trzeba zagrać - jak się mówi w tenisie - przeciwko stopom, skoro nastroje społeczne podążają w zgoła odwrotnym kierunku: "To, co mnie najbardziej uderzyło po powrocie [z Brukseli, gdzie do listopada 2019 roku Tusk był przewodniczącym Rady Europejskiej - red.], to niewiara ludzi, że ich wysiłek ma sens. Mówię o politykach i partiach opozycji. Przez tych ładnych kilka lat, od 2015 roku opozycja nauczyła się przegrywać.

To jest dewastujące, bo jak przyzwyczajasz się do przegranej, to nie wygrasz żadnych wyborów".

Tusk jako wystarczający argument

Jak zatem wygrać? Proste, uwierzyć Tuskowi.

Donald Tusk sięga po argument - nazwijmy go - żarliwej perswazji i osobistego zapewnienia. "Sto procent mojego czasu, no może nie sto, bo jednak 10 procent znajduję na rodzinę i wnuki, ale sto procent tak naprawdę poświęcam na myślenie o tym, jak wygrać te wybory".

Ta optymistyczna energia ma bić także z partii Tuska:

"W sobotę [2 lipca 2022] tysiące ludzi spotka się w Radomiu, ludzi, którzy tworzą i wspierają Koalicję Obywatelską, i myślę, że cała Polska zobaczy, że naprawdę po roku tej pracy powstała siła, która wierzy w swoje zwycięstwo, która wierzy w sens swego działania i która naprawdę jest w stanie pokonać PiS".

Słowo "naprawdę" powtarza się w wywiadzie sześć razy.

Oparcie przekazu na osobistym przywództwie i charyzmie lidera ma jednak słabą stronę. Donald Tusk jest postrzegany jako postać kontrowersyjna.

W czerwcowym Ibrisie ufa mu 31 proc., nie ufa 61 proc. osób badanych, co daje podobny profil jak Kaczyńskiego (34 do 58 proc.). W sondażu CBOS w czerwcu 2022 brak zaufania do Tuska (55 proc.) był na statystycznie takim samym poziomie jak do Kaczyńskiego (53 proc.) i Ziobry (52 proc.), ta trójka wypadła najgorzej.

W symulacji wyborów prezydenckich w sondażu Ipsos dla OKO.press z paździenika 2019 Tusk i Biedroń mieli największy elektorat negatywny ("nie dopuszczam możliwości głosowania na..."): 44 i 43 proc.

Czy to wina Tuska? Tylko do pewnego stopnia. Czy to sprawiedliwa ocena polityka? Częściowo tak, ale jest w znacznej mierze efektem osobistej obsesji Kaczyńskiego i zmasowanej propagandy polityków PiS i mediów publicznych, które pod hasłem "wina Tuska" tworzą wizerunek zarozumiałego i bezwzględnego "liberała", zdrajcy interesów "ludu" i narodu w relacji z Niemcami, Unią i Rosją. Ale czy eksponowanie takiego lidera zwiększa szanse na to, że "zwyciężymy"? Wątpliwe.

Wina Kaczyńskiego, po prostu

W stosunkowo krótkim wywiadzie nazwisko Jarosława Kaczyńskiego pada 15 razy, z tego 5 razy w pytaniu i 10 razy w odpowiedzi. Nazwa PiS - aż 20 razy z tego 5 razy w pytaniach i 15 razy w odpowiedziach. Pięć razy Tusk mówi o Morawieckim, cztery razy o Glapińskim, raz o Witek jako strażniczce zamrażarki.

"Morawiecki i Kaczyński nie zdają sobie sprawy, jak bardzo mnie komplementują, mówiąc codziennie pięć razy wina Tuska" - mówi Tusk, ale z wywiadu wyłania się symetria nienawiści podanej w tonie osobistym ("Kaczyńskim nie jestem zaskoczony. Znam go dobrze"). Oczywiście jest normalne, że opozycja buduje swoją pozycję na krytyce władzy, ale takie skupienie uwagi przesłania wątki programowe i utrudnia uprawianie polityki z partnerami w opozycji.

Tusk jako regułę krytykuje w czambuł wszystko, co robi PiS (czasem z przesadą, jak w ocenie madryckiego szczytu NATO), ale rysując potęgę zła PiS, może przy okazji paradoksalnie umacniać przekonanie, że ten straszny PiS jest nie do ruszenia.

W wywodzie lidera Platformy inne siły prodemokratyczne stoją gdzieś z boku sceny, główne światło pada na pisowskie bestie i samego Tuska z batem w ręku.

Społeczeństwo jest widzem, które ma podziwiać spektakl. Wizja polityki jest wąska: partie i wyborcy. Ani jednej wzmianki o organizacjach społecznych, mediach, poza ostrzeżeniem przed mediami PiS.

Jedna lista jako oczywista oczywistość, ale jak nie, to nie

"Wszystkie opcje trzeba pozostawić otwarte, będę namawiał Szymona Hołownię , Władysława Kosiniaka-Kamysza i Włodzimierza Czarzastego do współpracy, ale nic na siłę" - Tusk proponuje wspólną listę wyborczą z widocznym zniecierpliwieniem. Jest to jedyny moment, gdy padają nazwiska liderów opozycji (można sobie wyobrazić, jak skanują wzrokiem wywiad szukając: "co Tusk mówi o mnie?". Nie mówi nic)

"Rozpoczynamy w sobotę naprawdę marsz po zwycięstwo.

Zobaczycie, że to nie są słowa rzucane na wiatr i mam nadzieję, że inni pójdą po to zwycięstwo z nami. Jak nie, będziemy musieli to robić sami".

To nie brzmi jak zachęta, raczej jak polityczny szantaż.

Nazwy Polska 2050 czy PSL padają tylko raz... w pytaniu. Lewica dostała ni to komplement ni to nieprzyjemny wytyk: "Są gotowi współpracować, iść do wyborów, wygrać je i tworzyć rząd, żeby wyczyścić Polskę z tego, co PiS nabrudził. I że takie nie tylko mnie niepokojące sygnały, że Lewica może się stać partią obrotową , gotową do współpracy z każdym za jakieś profity, zostały na szczęście przycięte".

Pytany, czy zostanie premierem, znowu sięga po złośliwość wobec potencjalnych partnerów: "Najpierw trzeba wygrać. Tym bardziej, że ambitnych polityków po stronie partii opozycyjnych nie brakuje. Nie chcę być złośliwy, ale im mniejsza partia, tym więcej kandydatów na rozmaite urzędy".

Ani jednego słowa o tym, co robią inne partie opozycyjne, jakie są ich programy. Tylko mantra jednej listy wyborczej.

"Dalej się pan upiera przy jednej liście wyborczej?" - pyta Justyna Dobrosz-Oracz.

"Ja się przy niczym nie upieram" - mówi Tusk i natychmiast sobie zaprzecza.

Justyna Dobrosz-Oracz: "Pytam o sondaż Kantara dla " Wyborczej": najwięcej mandatów – 265 – opozycja zdobywa w wariancie dwóch list: KO i Lewica, Polska 2050 i PSL. To wchodzi w grę?".

"Nie. I nie bardzo wiem, dlaczego mielibyśmy się spierać o rzeczy oczywiste. Dla mnie rzeczą oczywistą jest to, że lista jednocząca wszystkie partie opozycyjne jest listą wygrywającą.

I mieliśmy nie jeden, nie dwa, tylko z dziesięć sondaży, które potwierdzają coś, co nie wymaga zresztą szczegółowego badania" - odpowiada Tusk, jakby chciał zostać zacytowany na stronie KwintesencjaDogmatyzmu.pl**.

Z pewnością jakaś forma współpracy wyborczej czterech partii jest konieczna, zwłaszcza, że zawsze jest możliwa powtórka z 2015 r, kiedy Razem i - osobno - Lewica otarły się o progi wyborcze, ale niestety od dołu.

Interesująca jest koncepcja Polski 2050, by najpierw pokazać jedność w rozmowach o przyszłych rządach. Ważnym gestem był Pakt z ruchem samorządowym "Tak dla Polski", podpisany 25 maja 2022 przez cztery partie opozycji, rysuje się kolejny "pakt dla edukacji", szykowany przez organizacje społeczne z samorządami i związkami nauczycielskimi i dyrektorskimi...

Z drugiej strony, wspólne pójście do wyborów może demobilizować części elektoratu lewicowego uczulonego na "liberałów" i - odwrotnie - konserwatywnych wyborców PO, czy PSL w reakcji na "tęczową Lewicę", nie mówiąc o wyborcach Polski 2050, którzy przebudzili się politycznie pod hasłem wyjścia z duopolu, który teraz Tuska wzmacnia.

Tusk używa argumentu, który daje do myślenia: "Oni [PiS] będą mieli media, stukrotnie lub tysiąckrotnie większe pieniądze, nie zawahają się użyć prokuratury, podsłuchów – tego wszystkiego, co robili przez ostatnie lata. I z drugiej strony musi być siła porównywalna (...) potencjałem, synergią. Wygra ten, kto przekona Polaków, że będzie można zbudować lepszą Polskę niż ta pisowska".

To trafna uwaga, ale ledwie punkt wyjścia do wyborczej współpracy i choćby ramowego dogadania się co do tej "lepszej Polski".

Obietnice i uspokojenia

Zamiast poważniejszej rozmowy pojawiają się populistyczne zapewnienia. Platforma poradzi sobie ze zmorą inflacji. "Napisaliśmy projekt, taki precyzyjny i prosty, jak obligacje antyinflacyjne, z takim podwójnym interesem. Zadziała antyinflacyjnie i jest to metoda, która chroni oszczędności obywateli".

Będzie dobrze, bo było dobrze: "Kiedy kończyłem swoją misję jako premier rządu, dzisiaj być może trudno w to uwierzyć, inflacja była na poziomie zero. To jest moje pierwsze zobowiązanie – wygrane przez Platformę wybory oznaczają powrót do takiej polityki, która uwolni Polaków od strachu, że każdego dnia będą w sklepach dowiadywali się, że chleb jest droższy i że płacą więcej za gaz".

Tusk dużo mówi o winach Glapińskiego i wytyka władzy, że sama sobie dała wysokie podwyżki. "Kiedy mówię o 20-proc. podwyżce dla nauczycieli , pielęgniarek czy generalnie dla sfery budżetowej, to proszę zauważyć, co to będzie oznaczało pod koniec roku. Ledwie waloryzację tego, co stracili ci najgorzej zarabiający i najciężej pracujący ludzie w Polsce wskutek inflacji".

Uspokaja, że "nie pozwoli nikomu wrócić do podwyższenia wieku emerytalnego, przymusowo. To musi być wybór każdego człowieka" i że nie odbierze 500 plus: "Czy się to komuś podoba, czy nie: to, co pisowska władza obywatelom dała, tego nikt nie zabierze".

To właściwie tyle w sprawie wizji gospodarki. Tusk obiecuje, że "jednym z priorytetów przyszłego rządu będzie, żeby Polacy poczuli się bezpiecznie i żeby byli w stanie planować swoją przyszłość, nowa władza nikomu niczego nie zabierze, natomiast doprowadzi do tego, żeby to, co Polacy mają, nie traciło na wartości w tak kosmicznym tempie".

Tusk mówi o Polakach ("Polek" nie ma, lider Platformy nie używa feminatywów, mówi np. o zarobkach "polskiego nauczyciela"), ale zwykle przedmiotem jego troski są "ludzie" (16 razy), z tego 12 razy w sensie "zwykli ludzie", którzy padają ofiarą rządów PiS. Słowo "obywatel" pada tylko trzy razy.

Tusk zapowiada ukaranie Kaczyńskiego: "W obronie ludzi trzeba być bezwzględnym. Kaczyński za to, co robi i zrobił, zapłaci naprawdę bardzo dużą cenę – i ja tego osobiście przypilnuję", ale nie sugeruje nawet, jak to zrobi.

Twierdzi, że odbije z rąk PiS instytucje czy sądy i uczyni je znowu niezależnymi, i to "bez długotrwałego procesu legislacyjnego, miesięcy, a może lat pracy nad nowymi ustawami, z tym ryzykiem, że będą one wetowane, bo "wszyscy wiemy, że po wyborach nadal będzie prezydent Duda, który będzie wetował" (nawiasem mówiąc takie ustawianie z góry Dudy nie musi być trafne, a na pewno nie jest taktyczne).

Ma prosty pomysł: "Jeśli chodzi o polskie sądownictwo, cały wymiar sprawiedliwości i instytucje, których zadaniem jest pilnowanie ładu konstytucyjnego, to większość tych zmian została wprowadzona nielegalnie. Ze złamaniem prawa. Jest więc możliwe przywrócenie stanu sprzed czasu, kiedy łamano prawo, bez konieczności pisania nowych ustaw".

Gdyby poszedł krok dalej w kierunku konkretu... Ale ogranicza się do deklaracji, że "do tego potrzebna jest i wyobraźnia, i determinacja, odwaga i siła".

A "jak się pani Przyłębska przykuje do fotela, to co?" - pyta dziennikarka

"To trzeba odkuć. Po prostu".

Kadencja Przyłębskiej kończy się w grudniu 2024, Piotrowicza jako sędziego TK w 2028, Glapińskiego - w 2028 roku.

Aż się prosiło o ten konkret

"Mój powrót do polskiej polityki jest przekierowaniem całej Koalicji Obywatelskiej w stronę przyszłości - powtarza Tusk. - Partie polityczne są od tego, żeby wygrywać wybory i przekonywać wyborców do własnych projektów, programów, idei".

W wywiadzie projektów, programów, a nawet idei (poza tym, żeby odsunąć PiS od władzy) jest na lekarstwo. A były miejsca, że aż się prosiło o jakiś konkret.

Jarosław Kaczyński drwi z osób transpłciowych. To szczucie mu się opłaci? - pyta Justyna Dobrosz-Oracz.

Tusk: "Ten obraz rechoczącego Kaczyńskiego... On chce nadać polskiej polityce rys takiej gry, gdzie przemoc, pogarda, szyderstwo, upokarzanie ludzi staje się, jeśli nie istotą, to istotnym elementem polityki. Coś naprawdę niewybaczalnego. Kiedy słyszę, że Kaczyński sobie wyliczył, że dzisiaj ataki związane z kwestią aborcji, czy nawet związków partnerskich mogą być nieskuteczne, więc sobie wybrał kolejną (...) mniejszość i być może z punktu widzenia konserwatywnej części społeczeństwa budzącą niepokój, niepewność, oczywiście to nie są łatwe tematy (...) W tej sprawie trzeba podnosić krzyk niezależnie od tego, jakie ma się poglądy, czy jest się progresywnym czy konserwatywnym. Muszę powiedzieć tak: żaden chrześcijanin w Polsce nie może milczeć i nie może przyzwalać na tego typu sytuacje i tego typu plucie w twarz ludziom, szczególnie ludziom słabszym".

Tusk demaskuje "szczucie" Kaczyńskiego, przy okazji zaznaczając, że "nie są to łatwe tematy". Dlaczego nie wspomniał, że większość PO-PSL tuż przed wyborami 2015 przegłosowała ustawę, która zmieniała sadystyczne wręcz prawo wobec osób trans, które każe im m.in. pozywać własnych rodziców, że źle rozpoznali ich płeć? O uzgodnieniu płci miał decydować sąd w postępowaniu nieprocesowym, na podstawie lekarskich opinii. Ustawa miała wejść w życie 1 stycznia 2016, ale zawetował ją - tuż po objęciu urzędu - prezydent Duda.

Byłaby to także okazja, by odwołać się do europejskiej perspektywy, bo odbieranie osobom LGBT fundamentalnego prawa do bycia sobą, jest w Unii Europejskiej postrzegane jako ustrojowy i moralny skandal. Byłaby okazja, by śmielej zabrać głos w obronie "tęczowej wolności", tak jak to robi Rafał Trzaskowski, a w 2017 roku we wspaniałym stylu zrobił Paweł Adamowicz, prowadząc Trójmiejski Marsz Równości.

Trudno uwierzyć, ale w całym wywiadzie byłego "prezydenta Europy", słowo "Europa" pojawia się tylko raz i to w kontekście tła dla sukcesu Tuska w Polsce.

"Proszę nie uznać tego za bufonadę czy nieskromność, ale jako premier przeszedłem taki test [kryzys gospodarczy 2008 roku]. On był trochę różny od obecnego, ale skala była podobna. Mówię o wyprowadzeniu Polski z kryzysu bez strat, i to w sposób najlepszy w Europie".

*Adam Gopnik, Manifest nosorożca. Rozprawa z liberalizmem, Liberte 2022 (A Thousand Small Sanities. The Moral Adventure of Liberalism, 2019)

**Na wszelki wypadek - nie ma takiej strony (a szkoda)

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze