Posty o milionowych zasięgach i urzędniczka ONZ mówią nam o 680 tys. ofiar śmiertelnych w Strefie Gazy. Nie mówią nic o źródłach tego szacunku. „To w ogóle nie jest poważna praca” – mówi nam specjalista, prof. Michael Spagat
W mediach społecznościowych można natrafić na przerażającą informację: 680 tys. mieszkańców Strefy Gazy zostało już zabitych przez Izrael.
Posty, w których pada ta liczba, mają ogromne zasięgi. Tweeta użytkowniczki @sahouraxo widziało już 4 mln użytkowników, polubiło go ponad 100 tys.
Instagram nie podaje publicznie danych o zasięgu czy liczbie polubień posta. Ale pod infografiką profilu eye.on.palestine pojedyncze komentarze mają tysiące polubień, co pokazuje, że post widziało bardzo dużo osób. Komentujący nie kwestionują tej liczby, przyjmują ją za pewnik. A w postach tych informacja, że zginęło przynajmniej 680 tys. osób, jest podawana jako niepodważalny fakt.
15 września Francesca Albanese, specjalna sprawozdawczyni ONZ do spraw Okupowanych Terytoriów Palestyńskich powiedziała na konferencji prasowej:
„Powinniśmy zacząć myśleć o 680 000, ponieważ to jest liczba, którą niektórzy naukowcy podają jako prawdziwą liczbę ofiar śmiertelnych w Strefie Gazy”.
Albanese użyła później trybu warunkowego. Mówiła, że „jeśli ta liczba się potwierdzi, to 380 tys. ofiar to dzieci poniżej piątego roku życia”. Nie mówi jednak nic o pochodzeniu tych liczb.
Tymczasem jest to szacunek opracowany w bardzo wątpliwy sposób przez dwie osoby, w tym biochemika bez kompetencji statystycznych czy ekonomicznych.
Nie ma żadnych wątpliwości, że to nieprawda, co za chwilę pokażemy. Najpierw jednak ważne zastrzeżenie: to, że ofiar jest mniej, w żaden sposób nie umniejsza skali tragedii i zbrodni w Strefie Gazy. Szacunek dla ofiar izraelskich działań wymaga jednak, by mówić o faktach. I nie pozwolić, by na tej tragedii promowali się hochsztaplerzy.
Kto jest autorem tych liczb?
To dr Gideon Polya i prof. Richard Hil. Swoje ustalenia opublikowali 11 lipca w artykule „Wyszywanie historii: obrzydliwa polityka liczenia zgonów w Gazie” na stronie internetowej australijskiego lewicowego magazynu online „Arena”. Nie jest to publikacja naukowa, nie podlega rygorom recenzji naukowej. Nie wiemy, czy tekst przeszedł proces redakcji merytorycznej. Ani czy redakcja zdecydowała się opublikować tekst w całości, bazując na tytułach naukowych autorów.
Jeśli tak było, był to spory błąd. Szczególnie kompetencje dr. Polji budzą tutaj wątpliwości. Liczenie ofiar w konfliktach zbrojnych to jednak delikatna sprawa, wymagająca kompetencji także w obszarze np. socjologii i statystyki. W tym przypadku nic nie wskazuje na to, bo Polya przez dekady zajmował się biochemią. Najpewniej jego najpełniejszym osiągnięciem naukowym była obszerna książka pod tytułem „Cele biochemiczne roślinnych związków bioaktywnych. Przewodnik farmakologiczny po miejscach działania i efektach biologicznych”, wydana przez amerykańskie wydawnictwo naukowe CRC Press. Jest autorem lub współautorem dziesiątek artykułów naukowych w temacie biochemii.
Tę działalność trzeba wyraźnie oddzielić od jego działalności pozanaukowej. A do niej trzeba zaliczyć artykuł na temat liczby ofiar w Strefie Gazy.
Polya wydał kilka książek wokół konfliktów zbrojnych, pisanych w duchu obnażania kłamstw mainstreamowych narracji. To między innymi książka „Body Count” o nadmiarowych zgonach od 1950 roku. Twierdzi w niej, że mamy do czynienia z Holokaustem nadmiarowych zgonów. Książkę wydało Korsgaard Publishing, mające w portfolio także książkę pod tytułem „Covid-19: największe oszustwo w historii” dr. Vernona Colemana, który uważa, że covid nie istnieje, szczepionki są niebezpieczne, a noszenie maseczek powoduje raka. W jego szerokiej działalności blogerskiej można znaleźć między innymi posty rozpowszechniające teorie spiskowe na temat zamachów z 11 września 2001 roku.
Richard Hil wygląd na mniej doświadczonego naukowca. Jego dostępne w sieci artykuły dotyczą potencjalnych reform uniwersyteckich w duchu sprawiedliwości społecznej. Według biogramów dostępnych w sieci jest profesorem adiunktem na australijskim Griffith University, choć na stronie uniwersytetu jego nazwiska nie znajdziemy.
To wszystko nie znaczy, że osoby bez wieloletniego doświadczenia w wąskiej dziedzinie nie mogą dokonywać interesujących odkryć lub konkluzji w danej dziedzinie.
Krótka analiza ich artykułu wskazuje jednak, że to nie jest ten przypadek.
„To w ogóle nie jest poważna praca” – komentuje dla OKO.press prof. Michael Spagat, profesor ekonomii na Royal Holloway, University of London . – „Głównym problemem tego tekstu, jest to, że autorzy przyjmują założenie listu do »The Lancet«, który stwierdzał, że na każdą śmierć z powodu przemocy przypadają cztery śmierci pośrednio spowodowane wojną. To bzdura i mówiłem to już wtedy”.
Chodzi o opublikowany w lipcu 2024 roku w prestiżowym „The Lancet” list. Autorzy konkludowali w nim, że ówczesna liczba ofiar może osiągać nawet 186 tys. osób. Mieliśmy wówczas do czynienia z podobnym przeinaczaniem konkluzji: liczba również stała się wiralowa, podawano ją jako konkluzję artykułu z „The Lancet”, a nie list opublikowany na stronie internetowej, liczbę podawano jako fakt, a nie górny przedział szacunku.
Według prof. Spagata tamten szacunek również był wadliwy z powodu założenia, o jakim wspomniał wyżej. Prof. Spagat jest współautorem unikatowego badania wykonanego na podstawie ankiet przeprowadzonych w Strefie Gazy między 30 grudnia 2024 roku a 5 stycznia 2025. Było to możliwe dzięki współpracy z Palestyńskim Centrum Badań Politycznych i Społecznych i jego dyrektorem, profesorem Chalilem Szikakim, palestyńskim socjologiem.
Na tej podstawie stwierdzono, że od 7 października 2023 roku do 30 grudnia 2024 roku w Strefie Gazy 75,2 tys. osób zginęło w wyniku przemocy. Jednocześnie naukowcy uznali, że z 95-procentową pewnością można stwierdzić, że ówczesna liczba ofiar mieści się między 63,6 tys. a 86,8 tys.
O metodologii i ustaleniach w szczegółach prof. Spagat opowiadał w wywiadzie dla OKO.press.
Prof. Spagat przypomina dziś w rozmowie z nami, że wiemy dziś, że przynajmniej w okresie do końca 2024 roku zgony z powodu przemocy znacznie przewyższają te z innych powodów.
Prof. Spagat: „To mniej istotnie dla ostatecznej konkluzji Polyi i Hila, ale manipulują także liczbami dotyczącymi śmierci z powodu przemocy. Biorą badanie Zeiny Jamaluddine z zespołem, które, tak jak moje, wykazało, że Ministerstwo Zdrowia w Gazie znacznie zaniża liczbę zgonów. Jeśli weźmie się szacowany procent zaniżenia (który wynosił 41 proc. i był dość bliski naszemu szacunkowi) i zastosuje go do obecnej liczby podawanej przez Ministerstwo Zdrowia (a to duże nadużycie, ponieważ nie ma powodu, by zakładać stały poziom zaniżenia), to otrzymalibyśmy około 100 000 śmierci z powodu przemocy”.
W konkluzji Polyi i Hila ostateczna liczba zgonów z powodu przemocy wynosi jednak 136 tys.
„Domyślam się, że robią to, zakładając, że tempo zabijania pozostało stałe po zakończeniu okresu objętego badaniem Jamaluddine, czyli do końca czerwca 2024 roku. Ale to sugerowałoby, że procent zaniżenia przez Ministerstwo Zdrowia znacznie wzrósł z czasem. Oznaczałoby to również, że podczas zawieszenia broni tempo zabijania trwało bez zmian. W każdym razie ich zawyżenie liczby śmierci z powodu przemocy, choć ogromne, to nic w porównaniu z tym, co robią z liczbą śmierci niebędących wynikiem przemocy. Po prostu mnożą śmierci z powodu przemocy przez cztery, choć podstawy ku temu są nikłe”.
Mamy więc dziś bardzo mocne podstawy, by sądzić, że dane podawane przez Ministerstwo Zdrowia Gazy są znacząco niższe niż faktyczna liczba zgonów. Nie z powodu złej woli czy metodologii. Ministerstwo liczy zgony, które jest w stanie potwierdzić. Publikuje też co kilka miesięcy listę zmarłych wraz z numerem ich dokumentu identyfikacyjnego, imieniem z nazwiskiem i wiekiem. Najnowsza lista pochodzi z końca lipca i dane można znaleźć np. tutaj.
Nie wszystkie zgony są odnotowywane przez dramatyczne warunki – część ciał leży zakopana pod gruzami.
Jednocześnie to, że liczby te są zbyt małe, nie oznacza, że powinniśmy wierzyć w każdy szacunek. W warunkach nieustannie trwających działań militarnych dokładne policzenie zmarłych jest ekstremalnie trudne. W przypadku budzącego ogromne emocje ludobójstwa w Gazie chęć światowej opinii publicznej, by poznać dokładne liczby, jest ogromna.
Nie warto jednak przez to poddawać się dezinformacji. Mamy naukowców, którzy robią to w sposób rzetelny, jak wspomnieni prof. Spagat czy dr Jamaluddine. Dane izraelskiej armii, do których dotarli dziennikarze w międzynarodowym śledztwie, sugerują, że w maju 2025 roku odsetek cywilnych ofiar w Strefie Gazy wynosił 83 proc. Oznacza to dziesiątki tysięcy cywilnych ofiar i odsetek znacząco wyższy niż w większości nowoczesnych konfliktów zbrojnych. A to oznacza w najlepszym wypadku bardzo niski szacunek dla życia palestyńskich cywilów ze strony izraelskiej armii i dokonanie wielu zbrodni.
Nie warto banalizować tych dramatycznych zdarzeń przy pomocy głęboko nierzetelnych i niewiarygodnych badań.
Zastanówmy się jeszcze nad powodem, dla którego tego rodzaju dezinformacja zdobywa tak dużą popularność. Izraelskie zbrodnie w Strefie Gazy są trudne do zrozumienia dla większości osób, które z perspektywy bezpiecznych domów w zamożnych krajach oglądają codziennie na telefonach zdjęcia z eksplozji, przesiedleń, zdjęcia głodujących i płaczących ludzi. Jednocześnie obserwujemy indolencję społeczności międzynarodowej, która nie potrafi zatrzymać izraelskich zbrodni. Informacja, że faktyczna liczba ofiar jest znacznie większa, może dawać paradoksalną nadzieję. Bo jeśli liczba ta byłaby prawdziwa, to oznaczałoby, że rozmiar dramatu jest znacznie większy, niż sądziliśmy. A to, można pomyśleć, zmusiłoby polityków do działania.
Niestety, rzeczywistość jest dużo bardziej ponura.
Faktyczne liczby zabitych, choć znacząco niższe, świadczą o ogromnej skali tragedii. Mimo tego najważniejszy gracz polityczny, który może coś zmienić – Stany Zjednoczone – stoi murem za Izraelem. Na dziś szansa, że Izrael wstrzyma swoje operacje w Gazie, jest nikła.
To nie znaczy, że trzeba poddać się bezsilności. Można na przykład wesprzeć finansowo jedną z organizacji pomocowych, które wciąż mają dostęp do mieszkańców Strefy Gazy – jak np. World Food Programme, Palestine Children Relief Fund czy Medycy bez Granic, lub znaleźć wiarygodne (niestety również tutaj działają oszuści) zbiórki organizowane przez konkretne osoby na miejscu.
A jeśli widzimy kolejną wybuchową informację z Gazy o liczbie ofiar lub innym zdarzeniu – warto zatrzymać się na chwilę przed jej udostępnieniem i zastanowić się nad jej źródłem i wiarygodnością. Warto zrobić to z szacunku dla ludzi na miejscu, dla ofiar. I po to, by nie szerzyć dezinformacji.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Komentarze