0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Torsten BLACKWOOD / AFPFot. Torsten BLACKWO...

Za sprawą coraz wyższych temperatur poziom mórz na świecie wzrósł średnio o ponad 20 centymetrów od 1880 roku. Jeśli na poważnie nie zabierzemy się za ograniczanie emisji, do 2100 roku może sięgnąć ponad metr wyżej. Z Polski łatwo bagatelizować ten efekt globalnego ocieplenia.

3-4 milimetry czy nawet centymetr corocznego wzrostu poziomu mórz nie wydaje się przerażający z perspektywy kraju, którego większość terytorium położona jest ponad 100 metrów n.p.m.

Dla wyspiarskich narodów Oceanii to jednak egzystencjalne zagrożenie. Kiribati, Wyspy Salomona czy Tuvalu wznoszą się średnio ledwie metr nad poziomem morza. Ich mieszkańcy doskonale zdają sobie sprawę, że terytorium ich krajów za kilkadziesiąt lat albo zatonie, albo nie będzie się nadawało do życia. Toteż szukają ratunku.

Obywatelom ostatniego z tych państw Australia właśnie zaproponowała przełomowe na skalę światową rozwiązanie – tak zwane „wizy klimatyczne”.

Przeczytaj także:

Wioska na oceanie

Tuvalu to pyłek na mapie świata: trzy wyspy i sześć atoli (na zdjęciu u góry – atol Funafuti), z czego największy z nich zajmuje mniej niż 6 km2. Żadnych wzniesień, ponad tysiąc kilometrów oceanu do najbliższego sąsiada, Fidżi. Państwo utrzymuje się dzięki rybołówstwu, uprawie kokosów i warzyw pulaka oraz pomocy zagranicznej. A także dzięki licencjonowaniu krajowej domeny internetowej .tv. Amerykańskie korporacje – wcześniej Verisign, a dziś GoDaddy – płacą za nią miliony dolarów rocznie.

Tuvalu zamieszkuje 10 tysięcy ludzi, mniej, niż niektóre polskie wioski.

Na ich oczach podnoszące się wody Pacyfiku degradują grunty rolne. Przedostają się do rezerwuarów wody pitnej i wdzierają się w głąb lądu. Globalne ocieplenie intensyfikuje susze i cyklony, sprzyja rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych, ogranicza możliwości rybołówstwa.

Stąd też wielu ludzi upatruje swoją przyszłość w emigracji. Do niedawna jednak osoby, które chciałby przenieść się do Australii czy do Nowej Zelandii, musiały najpierw posiadać ofertę pracy, by móc otrzymać wizę.

Przenosiny do dobrego sąsiada

Pod tym względem Traktat Unii Falepili jest dokumentem przełomowym. Zbudowana w oparciu o tuvaluański koncept Falepili – tradycyjnych wartości dobrego sąsiedztwa, wzajemnej troski oraz szacunku – umowa została zawarta w listopadzie 2023 roku między Australią a Tuvalu.

Traktat zakłada przede wszystkim, że co roku określona liczba osób z tuvaluańskim paszportem będzie mogła przeniesieść się do Australii. Obecnie limit tzw. wiz klimatycznych to 280 osób, może jednak zostać zmieniony za porozumieniem obu stron.

"Te 280 miejsc dla obywateli Tuvalu to kolejna gałąź Pacific Engagement Visa. Oferuje ona już możliwość stałego pobytu dla maksymalnie 3000 osób (z krajów Oceanii i Timoru Wschodniego – dop. autora) rocznie” – tłumaczy OKO.press dr Abul Rizvi, były wicesekretarz australijskiego Departamentu Imigracji.

Osoby starające się o wyjazd do Australii za pośrednictwem Pacific Engagement Visa musiały wykazać, że mają ofertę pracy na miejscu oraz spełnić konkretne wymagania dotyczące stanu zdrowia. W umowie z Tuvalu podobnych wymagań nie ma.

"Biorąc pod uwagę bardzo niewielką populację Tuvalu, teoretycznie w ciągu 50 lat wszyscy mieszkańcy kraju mogliby dostać wizę stałego pobytu w Australii” – mówi dr Rizvi. „W tym sensie jest to droga ucieczki dla całego narodu Tuvalu, jeśli zmiany klimatyczne doprowadziłyby do najgorszego scenariusza dla archipelagu. Australia zezwala na podwójne obywatelstwo, więc te osoby stałyby się wówczas podwójnymi obywatelami”.

Wskazanie globalnego ocieplenia jako czynnika uzasadniającego poszerzone możliwości imigracji to kolejny przełomowy element Traktatu Unii Falepili.

Migracja lub uchodźstwo wymuszone kryzysem klimatycznym, choć już teraz dotykają miliony ludzi (głównie wewnątrz tego samego kraju), nadal nie są bowiem objęte szczególną ochroną prawną. „To pierwszy dwustronny traktat na świecie, zawierający zapisy o mobilności w kontekście zmian klimatu” – mówi OKO.press Jane McAdam, profesorka Uniwersytetu Nowej Południowej Walii w Sydney, specjalizująca się w międzynarodowym prawie uchodźczym.

Zgłoszenia do pierwszej loterii wizowej w ramach nowej umowy ruszyły w tym roku i cieszą się ogromną popularnością. O możliwość pobytu w Australii ubiega się ponad 80 proc. obywateli Tuvalu. 280 wybranych osób, które zdecydują się na wyjazd, otrzymają na obczyźnie taki sam dostęp do edukacji, ubezpieczenia, benefitów socjalnych oraz opieki zdrowotnej jak Australijczycy. Będą także miały opcję nieograniczonego podróżowania z i do Australii.

Neokolonialny posmak

To wyjątkowo dobry układ dla obywateli Tuvalu. Nawet jeśli nie chcą na razie na stałe przenosić się na kontynent, mogą na przykład wykorzystać „wizę klimatyczną” do uzyskania lepszej edukacji. Tym samym Australia jako pierwsze państwo na świecie postanowiła stworzyć dodatkową ścieżkę mobilności wyraźnie motywowaną kwestiami klimatycznymi. Jest to o tyle zaskakujące, że ponad połowa obywateli kraju uważa, że poziomy imigracji już teraz są zbyt wysokie.

Traktat Unii Falepili ma jednak także swoje drugie, bardziej pragmatyczne oblicze. „Umowa to częściowo odpowiedź na egzystencjalne zagrożenie, jakim jest dla Tuvaluańczyków katastrofa klimatyczna. Umotywowana jest jednak także strategicznymi względami Australii” – twierdzi 'Alopi Latukefu, dyrektor organizacji pozarządowej The Global Centre for Social Justice and Advocacy Leadership.

"Tajemnicą poliszynela jest, że chodzi o Chiny” – wyjaśnia prof. McAdam.

Pacyfik to strategicznie znaczący region. Władze Państwa Środka od lat próbują, z sukcesami zresztą, wzmacniać tam swoją obecność. Jednocześnie leżą tutaj aż trzy z dwunastu krajów na świecie, które utrzymują relacje dyplomatyczne z Tajpejem, ale nie z Pekinem. W przeszłości chińskie firmy kusiły Tuvalu m.in. obietnicą wybudowania sztucznych wysp za około 400 milionów dolarów. Oferta ta została jednak odrzucona. Podpisany w 2023 roku Traktat Unii Falepili stawia na strategiczne zbliżenie z Australią i to do poziomu, który przez niektórych komentatorów określany jest mianem neokolonialnego. W treści umowy znajduje się bowiem zapis:

Tuvalu uzgodni wspólnie z Australią jakiekolwiek partnerstwo, umowę lub współdziałanie z jakimkolwiek innym państwem czy podmiotem w kwestiach związanych z bezpieczeństwem i obronnością.

Kwestie te dotyczą między innymi

  • obronności,
  • nadzoru porządku publicznego,
  • ochrony granic,
  • cyberbezpieczeństwa
  • oraz infrastruktury krytycznej, w tym portów, infrastruktury telekomunikacyjnej czy energetycznej.

"Na Tuvalu było dużo obaw, kiedy ogłoszono tę umowę: czy stajemy się marionetką Australii? Czy tracimy swoją niepodległość?” – wspomina prof. McAdam. „Ale tak nie jest. Australia opublikowała memorandum do traktatu, wyjaśniające, że Tuvalu nie potrzebuje jej pozwolenia, zanim rozpocznie rozmowy z innymi potencjalnymi partnerami”.

Wspomniane memorandum doprecyzowuje, że istnieje “wąskie spektrum okoliczności”, w którym Australia mogłaby mieć zastrzeżenia. Jest ono ograniczone przede wszystkim do kwestii bezpieczeństwa całego regionu, w szczególności zaś ryzyka dla suwerenności i bezpieczeństwa obu państw-sygnatariuszy. Memorandum zakłada też, że „w zdecydowanej większości przypadków, problemy zostaną rozwiązane przez przyjacielską konsultację”.

Obywatele zatopionego kraju

Umowa podnosi także inną ważną kwestię: politycznego funkcjonowania Tuvalu jako kraju, który za kilkadziesiąt lat może nie mieć własnego terytorium. Posiadanie ziemi jest jednym z kryteriów państwowości. Tymczasem najbardziej zagrożone przez zmiany klimatu narody Pacyfiku już wkrótce mogą przestać je spełniać. W Traktacie Unii Falepili znajduje się jednak zapis:

Państwowość i suwerenność Tuvalu będzie trwać, a wynikające z niej prawa i obowiązki zostaną zachowane, niezależnie od wpływu podnoszenia się poziomu mórz związanego ze zmianami klimatu.

"Od jakichś dwudziestu lat toczy się na ten temat wielka akademicka debata. Przeważa obecnie opinia, że nawet jeśli terytorium przestaje istnieć, nie traci się państwowości. Poza tym na długo przed tym, zanim zniknie ziemia, ludzie się przeniosą. Pierwszą oznaką państwa są obywatele i rząd. A przecież mogą istnieć i działać gdzie indziej” – zaznacza prof. McAdam. I wskazuje: “To, co jest teraz ważne w prawodawstwie krajów takich jak Tuvalu, to zapewnienie, że obywatelstwo może zostać przekazane.

To nie utrata państwa czyni bowiem ludzi bezpaństwowcami, ale to, że prawo nie pozwala przekazać obywatelstwa potomkom, jeśli wyjadą”.

Poza niepokojami związanymi z zachowaniem państwowości i suwerenności, wizy klimatyczne potencjalnie przyniosą Tuvalu duże korzyści. Kluczowym aspektem umowy jest oczywiście to, że przy obecnych limitach wiz klimatycznych już niedługo każdy obywatel Tuvalu będzie miał „wyjście awaryjne” na wypadek, gdyby globalne ocieplenie uniemożliwiło życie na archipelagu. Dziś jednak to nie perspektywa podnoszącego się oceanu skłania do aplikowania o wizy. Dla wielu Tuvaluańczyków ważniejszym argumentem będzie np. możliwość zdobycia lepiej płatnej pracy.

To zaś oznacza, że kraj może mocno wspomóc swój budżet za pośrednictwem przekazów zagranicznych. „Nawet jeśli część ludzi wyjedzie, pieniądze, które będą zarabiać i wysyłać z powrotem na Tuvalu, mogą się okazać całkiem znaczącą sumą” – mówi prof. McAdam. „Wystarczy spojrzeć na państwa takie jak Tonga. Więcej obywateli tego kraju żyje poza jego granicami niż wewnątrz i duża część jego budżetu pochodzi właśnie z przekazów zagranicznych”.

Ważna jest także możliwość nieograniczonego podróżowania między Australią a Tuvalu. „Myślę, że wiele osób aplikuje teraz o wizę, żeby zagwarantować swoim dzieciom świetną edukację w Australii” – twierdzi prof. McAdam. „Potem mogą wrócić na Tuvalu lub nie – ale umiejętności, które nabędą, przydadzą im się wszędzie. Na Tuvalu są oczywiście szkoły, ale nie ma uniwersytetu”.

Dobrosąsiedzkie stosunki dla wybranych

Australia zobowiązuje się w umowie również do pomocy w przypadku katastrof naturalnych lub zagrożenia zdrowia publicznego na Tuvalu. A także do reprezentowania interesów adaptacyjnych swojego partnera na arenie międzynarodowej. Wcześniej, w 2024 roku, rząd Anthony’ego Albanese zapowiedział także, że wraz z Nową Zelandią sfinansuje drugą fazę TCAP-II, projektu umacniającego linię brzegową Tuvalu i chroniącego ją przed erozją brzegów, podtopieniami oraz podnoszącym się poziomem oceanu.

Jednocześnie Australia, mimo niedawnej zmiany w podejściu do polityki klimatycznej, nadal pozostaje jednym z największych emitentów gazów cieplarnianych na świecie. Jej emisje na osobę przewyższają te w Stanach Zjednoczonych. Bez bardziej ambitnych celów w uniezależnieniu się od paliw kopalnych, inwestycji w odnawialne źródła energii oraz pomocy na regionalną skalę, Traktat Unii Falepili może się okazać pojedynczym dokumentem.

Uspokoi sumienia Australijczyków, nie zmieni jednak sytuacji na większą skalę.

"Podnoszący się poziom mórz to tylko jeden symptom kryzysu klimatycznego oraz niesprawiedliwości. Doświadczają jej ci, którzy najmniej się do tego przyłożyli, ale ponoszą najgorsze konsekwencje” – pisze ‘Alopi Latukefu. „Dwustronne umowy są na pewno w interesie Australii w aspektach polityki zewnętrznej, imigracji oraz ochrony granic. Ale potrzebujemy raczej całościowego podejścia do regionu. Takiego, które

  • otworzyłoby bezwizowy ruch w Australii, Nowej Zelandii i innych krajach o dużym terytorium lądowym dla wszystkich obywateli Pacyfiku.
  • Oraz miało na uwadze ich mniejsze i już teraz zagrożone przez zmiany klimatu populacje”.
;
Na zdjęciu Jakub Mirowski
Jakub Mirowski

Magister filologii tureckiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, niezależny dziennikarz, którego artykuły ukazywały się m.in. na łamach OKO.Press, Nowej Europy Wschodniej, Balkan Insight czy Krytyki Politycznej. Zainteresowany przede wszystkim wpływem globalnych zmian klimatycznych na najbardziej zagrożone społeczności, w tym uchodźców i mniejszości, a także rozwojem i ewolucją skrajnie prawicowych ruchów i ideologii.

Komentarze