Dla Bidena Tusk i Duda mieli służyć jako przykład zgody ponad podziałami i wywrzeć presję na Republikanów. Tusk podjął zadanie, szantażując moralnie spikera Johnsona, Duda wymieniał z nim uśmiechy. Podsumowujemy wizytę polskiego premiera i prezydenta w USA
To Mark Brzeziński – ambasador USA w Polsce – miał wymyślić, by do Białego Domu pojechali jednocześnie polski prezydent i premier. Donosił o tym m.in. „Dziennik Gazeta Prawna”. Ten zaskakujący pomysł miał początkowo nie budzić entuzjazmu administracji w Waszyngtonie – powiedział OKO.press jeden z ważnych polskich polityków znający kulisy tych ustaleń.
„Dziś wydarzyło się coś niezwykłego” – powiedział telewizji CNN Mark Brzeziński, który siedział po amerykańskiej stronie stołu w Białym Domu.
„Polski premier i polski prezydent, którzy są po przeciwnych stronach politycznego spektrum, podróżują do Waszyngtonu, by solidarnie stanąć wraz z amerykańskim prezydentem Joe Bidenem i zaapelować do Kongresu o przyjęcie pakietu pomocy dla Ukrainy” – tłumaczył dziennikarzowi CNN.
Ambasador Brzeziński nadał wizycie Tuska i Dudy wręcz filmowy sznyt.
To opowieść o dwóch politycznych wrogach, zwalczających się zacięcie, którzy chowają w kąt dzielące ich różnice, bo ich sąsiad i przyjaciel znalazł się w sytuacji egzystencjalnego zagrożenia. Wybierają się razem w podróż za ocean, stają u boku najpotężniejszego polityka na Zachodzie. I apelują do serc, i rozumów tych, którzy odmawiają pomocy zagrożonemu przyjacielowi.
Dlaczego? „Bo dla Polaków to jest rok 1939. Europa Centralna została zaatakowana przez podstępnego napastnika z zagranicy. Polska ma za sobą historię bycia porzuconą przez aliantów, którzy obiecali, że będą ją wspierać i tego nie zrobili. Dlatego Polska jest zaniepokojona ” – mówił Brzeziński.
Opowieść chwytająca za serce, być może propagandowo przydatna. Jednak ma potężną dziurę: Polska nie jest dziś samotnym białym żaglem. Zresztą Brzeziński o tym powiedział: dziś różnica z 1939 rokiem jest taka, że Polacy mogą coś zrobić.
Najważniejszy ogólny wniosek z tej wizyty jest taki, że polskich polityków wciąż stać na działania ponad podziałami. A „racja stanu” nie jest pustym sloganem. Po ośmiu latach głębokiego sporu politycznego dotyczącego fundamentów polskiego państwa mogłoby się wydawać, że nic i nikt nie jest w stanie przerzucić kładki nad obozami PiS i demokratów. Okazało się jednak, że bezpieczeństwo – w tym bezpieczeństwo naszego regionu – może przełamać podziały.
„Spotkanie prezydenta Joe Bidena z dwoma przywódcami Polski w Białym Domu we wtorek ma na celu zarówno uzyskanie większej pomocy dla Kijowa, jak i
próbę pokazania, że nawet rywale polityczni mogą zjednoczyć się w obronie Ukrainy”
– zaczyna tekst na temat wizyty polskich polityków portal Politico. To sugestia, że Amerykanie też mogliby wyciągnąć z tej wizyty lekcję dla siebie.
Donald Tusk pojechał do Waszyngtonu nie tylko jako polski premier, ale też jako jeden z europejskich liderów. Swoje związki z Europą Tusk bardzo podkreślał w publicznych wystąpieniach. Często prezentował nie tylko polski, ale też właśnie europejski punkt widzenia (coś, co było kompletnie nieobecne w wystąpieniach Andrzeja Dudy).
To zresztą może być jednym z powodów zaproszenia Donalda Tuska przez Biały Dom. Co do Dudy administracja Bidena może mieć pewność, że kierunek amerykański jest dla niego najważniejszy. A Tusk? Raczej orientuje się na Europę. Może nie będzie tak chętny, by sprzyjać amerykańskim inwestycjom w Polsce?
Można też odnieść wrażenie, że polski premier nie jest wyznawcą „religii amerykańskiej”. Trudno sobie wyobrazić, żeby z jego ust padły słowa, które wypowiedział Andrzej Duda: że Polsce potrzeba „więcej amerykańskiego ducha w myśleniu i działaniu”.
„Nie może być bezpiecznej Europy bez silnej Polski i nie może być sprawiedliwej Europy bez wolnej oraz niezależnej Ukrainy” – mówił Tusk.
Prezentował się jako lider, który rozumie wagę amerykańskiego zaangażowania militarnego w Europie, ale jednocześnie jest patriotą Europy.
Z punktu widzenia Amerykanów może to być jednak jego przewaga. Osobiste dobre relacje Tuska z obecną i prawdopodobnie przyszłą szefową Komisji Europejskiej, Ursulą von der Leyen, poważanie wśród europejskich przywódców, jakie zdobył, pokazując, że można wygrać z radykałami podważającymi projekt unijny, osobiste doświadczenie we współtworzeniu polityki na ponadnarodowym poziomie – to atuty Tuska. Zwłaszcza w sytuacji, gdy amerykańskie wsparcie dla Ukrainy stanęło pod znakiem zapytania i być może to Europa będzie musiała wziąć na siebie większy ciężar.
„Coraz częściej będzie się patrzyło na ten trójkąt Paryż, Berlin i Warszawę” – mówił Tusk w wywiadzie dla TVP. „W Europie można nadawać ton różnym sprawom, jeśli te trzy stolice się dogadają i będą działać razem. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze, by zrewitalizować Trójkąt Weimarski, by miał realny wpływ na decyzje europejskie”.
Jeszcze w trakcie wizyty w Waszyngtonie Donald Tusk poinformował o zwołaniu nadzwyczajnego szczytu Trójkąta Weimarskiego. Zapowiedział, że złoży sprawozdanie z wizyty kanclerzowi Scholzowi i prezydentowi Macronowi. Być może wyjaśnienie tego ruchu jest takie, jak to interpretuje szef German Marshall Fund East Michał Baranowski: „Polski premier Tusk dostrzegł, że Kongres USA nie podejmie wystarczająco szybko działań w sprawie Ukrainy, a administracja Bidena ma ograniczone narzędzia – więc Europa musi wkroczyć i zwiększyć pomoc wojskową dla Ukrainy w najbliższej przyszłości – zanim będzie za późno”.
Tusk był kurtuazyjny wobec Dudy, ale oczywista była przewaga jego pozycji politycznej. Komu bowiem Duda miałby przedstawić efekty wizyty w Waszyngtonie? Już chyba nie PiS-owi. Tym bardziej, że przed wyjazdem Jarosław Kaczyński wbijał mu szpilki, mówiąc, że Lech Kaczyński nie zgodził się na wspólne spotkanie z prezydentem Barackiem Obamą i Tuskiem.
Może o efektach wizyty podyskutować z Marcinem Mastalerkiem, którego usadził na eksponowanym miejscu, po swojej lewej stronie, niemal naprzeciwko Bidena. Dopiero dalej znaleźli się współpracownicy prezydenta, których można uznać za merytorycznych – szef Biura Spraw Międzynarodowych Mieszko Pawlak, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera czy minister Wojciech Kolarski.
Inaczej Tusk: przy sobie miał ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego, a nie speca od PR-u.
Tusk odgrywał też rolę złego policjanta. O ile Andrzej Duda rozmawiał z Republikanami, o tyle Tusk wytoczył ciężkie retoryczne działa.
To polski premier wypowiedział najostrzejsze słowa pod adresem republikańskiego speakera Izby Reprezentantów Mike'a Johnsona, który blokuje głosowanie nad pakietem pomocowym dla Ukrainy.
„Od jego indywidualnej decyzji zależy los milionów ludzi” – powiedział Tusk. „To nie jest jakaś polityczna potyczka, która ma znaczenie tylko na amerykańskiej scenie politycznej” – podkreślał polski premier. „Brak pozytywnej decyzji pana Johnsona będzie kosztował tysiące istnień ludzkich, on bierze za to osobistą odpowiedzialność”.
Tusk wskazał palcem winnego. Biuro speakera Johnsona odmówiło amerykańskim mediom komentarza na temat słów Tuska. Natomiast Demokraci zaczęli we wtorek 12 marca zbiórkę podpisów pod petycją o odwołanie Johnsona ze stanowiska speakera.
Andrzej Duda groził, wchodził w buty Donalda Trumpa, ale nie wydaje się, żeby miał pomysł, który przekona Amerykanów.
Z pewnością tym, co przebiło się do międzynarodowej opinii publicznej, był apel prezydenta o zobowiązanie członków NATO, by przeznaczali na obronność co najmniej 3 proc. PKB. Dużą ekspozycję temu postulatowi zapewnił artykuł polskiego prezydenta w amerykańskim dzienniku „Washington Post”.
Trzech procent dotyczyło jedno z trzech pytań dziennikarza CNN do ambasadora Brzezińskiego w krótkiej przecież, niespełna czterominutowej rozmowie. „Washington Post” zatytułował swoją relację: „Podczas wizyty w Białym Domu polski prezydent naciska na NATO, by zwiększyło wydatki i wzywa USA do finansowania Ukrainy”.
W stylu Donalda Trumpa Andrzej Duda powtarzał, że „wsparcie dla Ukrainy jest tanie”. „Gdyby doszło do wojny, amerykański żołnierz musiałby stanąć do walki”, a teraz chodzi tylko o pieniądze – powtarzał polski prezydent podczas każdego wywiadu i każdego publicznego wystąpienia.
„Policzcie koszty!” – zdawał się mówić Andrzej Duda. I podobnie jak Donald Trump ostrzegał: nie możecie jeździć na gapę!
To przekaz znany już amerykańskiej opinii publicznej.
Być może właśnie ze względu na opinię polskiego trumpisty, który złego słowa nie powiedział na temat byłego prezydenta USA, to Duda wykonywał misję rozmowy z kluczowym decydentem – Mikem Johnsonem.
Pytanie, na ile przekonujące są tego rodzaju apele polityka, który nie ma za sobą nawet najkrótszej historii w biznesie i kto jednocześnie emanuje zachwytem dla Stanów Zjednoczonych.
„Washington Post” powołuje się na członków administracji Bidena, którzy nazwali propozycję Dudy „nadmiernie ambitną”.
Duda uderzał też w typową dla prawicy narrację o kochających się dwóch wielkich narodach.
Dla Amerykanów co najmniej równie ważny jak wojna jest biznes. Albo i ważniejszy.
Amerykański prezydent tradycyjnie aktywnie promuje amerykańskie firmy na świecie. Między innymi firmę Westinghouse, która buduje elektrownie atomowe.
W 2022 roku to właśnie firmę Westinghouse wybrał polski rząd – ma zbudować u nas elektrownię jądrową. Sekretarz stanu Anthony Blinken tak komentował wtedy tę decyzję w oficjalnym piśmie do rządu Mateusza Morawieckiego: „Umowa ta zapewni trwające dziesięciolecia strategiczne partnerstwo energetyczne między Stanami Zjednoczonymi a Polską i jest przełomowym momentem w zwiększaniu europejskiego bezpieczeństwa energetycznego”.
Pod koniec stycznia 2024 roku Westinghouse odpadł z przetargu na budowę elektrowni atomowej w Czechach. „Gdyby również u nas doszło do europeizacji wartego miliardy dolarów projektu, z pewnością zaszkodziłoby to kampanii prezydenckiej Bidena jesienią tego roku. Republikanie wykorzystaliby jego problemy. Polska jest postrzegana jako motor inwestycji w Europie Środkowo-Wschodniej” – powiedział informator z kręgów polskiej dyplomacji reporterom „Dziennika Gazety Prawnej”.
Dla Amerykanów inwestycja w polską energetykę jądrową ma pierwszoplanowe znaczenie. Chcieliby, żeby druga elektrownia w Polsce także była amerykańska.
Śledząc we wtorek amerykańskie media, można było odnieść wrażenie, że wizyta polskich przywódców przeszła w USA kompletnie bez echa. Amerykańskie telewizje i portale żyły tego dnia trzema innymi tematami.
Najwięcej uwagi przyciągnęło przesłuchanie przed Kongresem specjalnego prokuratora Roberta K. Hura. W 350-stronicowym raporcie na temat nieprawidłowego traktowania ściśle tajnych dokumentów przez Joe Bidena, Hur nazwał prezydenta „starszym człowiekiem o słabej pamięci”.
Amerykańscy dziennikarze pisali też o możliwości zakazu korzystania z TikToka w USA oraz o oficjalnym ogłoszeniu startu kampanii prezydenckiej Bidena.
Czy to znaczy, że ta wizyta miała znaczenie dla Polaków, a dla Amerykanów – nie?
Jeśli okaże się, że republikański speaker Johnson jednak podda pakiet pomocowy dla Ukrainy pod głosowanie, zarówno Tusk, jak i Duda ogłoszą sukces, a także Biden. Jeśli Johnson nie poradzi sobie z presją trumpistów, okaże się, że to Tusk obrał najlepszą ścieżkę, szukając pomocy dla Ukrainy w Europie.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze