To jedna z najbardziej malowniczych rzek Mazowsza, przyciągająca wielbicieli kajakarstwa. Od połowy sierpnia o Wkrze mówi się jednak przede wszystkim z powodu „fali śmierci”. Ta płynie w kierunku Narwi, zabijając coraz więcej ryb.
O setkach martwych ryb na rzece w połowie sierpnia zaczęli alarmować mieszkańcy mazowieckiego Lubowidza, Brudnic i Poniatowej na Mazowszu. Mówili też o gęstej, brunatnej cieczy w wodzie, którą niesie Wkra. W weekend 16-17 sierpnia zaczęły spływać relacje o potężnej liczbie martwych ryb. Zareagowała straż pożarna, a sobotę 16 sierpnia w gminie Lubowidz zebrał się sztab kryzysowy. Po ponad tygodniu od pierwszych relacji nie widać jednak końca katastrofy ekologicznej.
Służby podały, że na rzece wystąpiło zjawisko przyduchy, czyli braku tlenu w wodzie. Wskazywała na to powiatowa Kontrola Nadzoru Wody w Żurominie. Od początku mówiło się, że przyczyną katastrofy są nawozy spływające po ulewnych deszczach z okolicznych pól. Do wystąpienia przyduchy dokładają się między innymi nawozy azotowe oraz fosforowo-potasowe, a także obornik. Obniżają one utlenienie wody. W wyniku procesu eutrofizacji na morzu i w zbiornikach wodnych mogą powstawać martwe strefy, a w rzekach następować zjawiska masowej śmierci ryb. Na rzece pracują między innymi strażacy wyposażeni w aeratory, czyli urządzenia natleniające wodę. To jednak plaster na otwarte złamanie, który pozwala przetrwać jedynie części z ryb znajdujących się w zasięgu beztlenowej fali.
Wkra wciąż nie jest wolna od zanieczyszczeń. Od pracujących na miejscu społeczników usłyszeliśmy, że w piątek (22.08) fala może dotrzeć do Strzegowa. Dalej na trasie ma między innymi Glinojeck, Sochocin i okolice Nowego Dworu Mazowieckiego. W końcu może wpaść do Narwi. Do tego czasu śmiercionośna beztlenowa plama może rozmyć się w toni na tyle, że nie będzie już stanowiła zagrożenia, ale to nic pewnego — słyszymy od Strażników Rzek WWF.
Wody Polskie podały we wtorek 19 sierpnia, że suma masy zebranych martwych ryb sięgnęła niemal tony.
To zupełnie inna sytuacja niż katastrofa odrzańska z 2022 roku. Wtedy do masowej śmierci ryb doprowadziły toksyny uwolnione przez złotą algę. Do jej rozwoju doprowadziły zrzuty zasolonej wody z zakładów przemysłowych i wydobywczych, niski poziom wody i wysoka temperatura. Tam, gdzie płynie Wkra, wystarczył ulewny deszcz, który zasilił rzekę wodą pozbawioną tlenu.
„Główny Inspektorat Ochrony Środowiska oraz lokalne wojewódzkie inspektoraty codziennie pobierają próbki i badają wodę w wielu miejscach” – mówi nam wiceministra klimatu i środowiska, Urszula Zielińska. – „Ze wszystkich dotychczasowych analiz wynika, że można wykluczyć zanieczyszczenie ściekami i substancjami ropopochodnymi. Wszystko wskazuje na to, że są to wody spływające z pól i torfowisk tam, gdzie rzeka wezbrała po ostatnich ulewnych deszczach, z dużą zawartością tzw. substancji humusowych. Ich rozkład prowadzi do odtlenienia wody, zwłaszcza w wysokich temperaturach” – wyjaśnia Zielińska.
Substancje humusowe zawarte są zarówno w środkach użyźniających glebę, jak i torfie. Zwróciło na to uwagę Centrum Ochrony Mokradeł, które wskazuje na możliwość napływu torfu do rzeki. Jak tłumaczą eksperci Centrum, rolnicy wchodzą coraz dalej na torfowiska pozbawione wody przez suszę. Kiedy przyszły większe deszcze, woda mogła bez trudu zmyć torf do rzeki. „Proces rozkładu materii organicznej, którą jest torf, przebiega przy pomocy tlenu. Duża ilość okruchów torfu nagle znalazła się w rzece i jego rozkład wykorzystał cały dostępny w wodzie tlen” – wyjaśniało Centrum Ochrony Mokradeł.
Na razie nie możemy mieć całkowitej pewności co do przyczyn katastrofy. Wciąż nie ma szczegółowych wyników badań wody, które prowadzi Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (WIOŚ). Wstępna diagnoza wskazuje na połączenie działania spływu torfu oraz substancji z rolniczych nawozów. Badająca Wkrę w trakcie katastrofy dr Alicja Pawelec-Olesińska z WWF Polska przychyla się jednak do hipotezy o tym, że przyduchę musiały wywołać spływające nawozy.
„Wkra jest rzeką torfową, ale podobnie jest z innymi ciekami w okolicy. Jej dopływ, Szkotówka, płynie przez tereny torfowe, a tam cały czas mamy bardzo dobre natlenienie. Natomiast nawozy, gnojowica wysypana w dużej ilości, spływy ścieków z ferm drobiu wydają się bardziej prawdopodobnymi przyczynami tej sytuacji” – mówi nam hydrobiolożka. W powiecie żuromińskim, którego mieszkańcy w pierwszej kolejności zauważyli martwe ryby, działa ponad 400 ferm drobiu. Region jest też zagłębiem mleczarskim.
„Ważne dla diagnozy sytuacji jest też zbadanie martwych ciał ryb. Do tej pory Państwowa Inspekcja Weterynaryjna nie chciała tego robić. Po naszych apelach i nacisku ze strony mieszkańców Powiatowa Inspekcja w Żurominie zgłosiła się do naszego Strażnika Rzek WWF i poprosiła go o zachowanie ciał martwych ryb do przebadania. To jest krok w bardzo dobrą stronę” – mówi nam Pawelec-Olesińska.
Dodaje, że poziom tlenu wciąż jest niewystarczający. Na rzece widać „dziubkujące” ryby, poszukujące tlenu nad powierzchnią wody. Lokalne służby starają się pomóc aeratorami, ale to misja ratunkowa, a nie sposób na naprawę sytuacji. „To pozwoli rybom przetrwać do momentu, kiedy fala przejdzie i będą mogły wrócić do czystej wody” – twierdzi naukowczyni.
Wiceministra Zielińska wyjaśnia, że przeciwdziałanie spływom z pól uprawnych jest trudne, ale działa na przykład retencjonowanie wody w polach. W tym roku rolnicy mogą ubiegać się o ok. 3 mld na utrzymanie oczek wodnych czy stawów w ramach tak zwanych ekoschematów i z wartego 11 mld funduszu przeciwpowodziowego utrzymywanego ze środków UE. Dzięki retencji można zatrzymać wodę w miejscu opadu na dłużej.
„Z kolei ograniczanie wpływu nawozów do rzek reguluje tzw. dyrektywa azotanowa i wynikający z niej Program azotanowy. Nakłada ona pewne obowiązki na rolników i dotyczy m.in. przechowywania i stosowania nawozów na polach, czy też tworzenia barier między polem a zlewnią rzeki, tak, aby podczas ulewnego deszczu to, co znajduje się na polu, nie spływało wprost do najbliższej rzeki i nie powodowało zanieczyszczenia czy dramatycznych spadków tlenu” – mówi nam Zielińska, zapowiadając, że resort klimatu wystąpi do ministerstwa rolnictwa o przegląd wdrażania dyrektywy.
Problem w tym, że rząd wprowadził wyjątki od stosowania reguł dyrektywy dla hodowców, i dał im więcej czasu na dostosowanie miejsc do przechowywania obornika i gnojowicy. Niewielkie gospodarstwa, utrzymujące do 20 krów, mają na to czas do końca 2027 roku. Te utrzymujące od 20 do 210 krów — do końca 2025. Oceniające wdrażanie dyrektywy ministerstwo infrastruktury podało, że przez ostatnie cztery lata rolnicy nie ustrzegli się błędów. Bywało, że nie przygotowali wystarczającej powierzchni do przechowywania nawozów, nie prowadzili ewidencji, zdarzały im się też błędy w opracowywaniu planu nawożenia azotem. W końcu występowały również „trudności w prowadzeniu kontroli gospodarstw rolnych”.
Być może więc na Wkrę zadziałały rolnicze zanieczyszczenia, być może chodziło o torf, być może zadziałały obie te przyczyny – 0 tym rozstrzygną wyniki badań WIOŚ. Na pewno jednak widać, że w obliczu ekologicznej katastrofy na Mazowszu zawiodło państwo.
„Instytucje działają zgodnie z protokołem dnia codziennego, a nie zarządzania kryzysowego. Mam wrażenie, że nie odrobiliśmy lekcji po Odrze” – mówi nam Pawelec-Olesińska. – „Niestety mamy do czynienia z brakiem przepływu informacji między instytucjami. Organy takie jak WIOŚ, Państwowa Inspekcja Weterynaryjna, Wody Polskie ze sobą nie rozmawiają. Natomiast na miejscu bardzo prężnie działa społeczność lokalna, lokalne organy. Bardzo dobrze działa lokalny zarząd zlewni Wód Polskich. Panowie osobiście podkasają rękawy i wyławiają ryby. W wyławianie włączają się wójtowie, burmistrzowie, pomaga prezes lokalnego Polskiego Związku Wędkarskiego. Mieszkańcy organizują się bardzo dobrze, ale brakuje koordynacji na wyższym poziomie” – zauważa naukowczyni. Podobne błędy wpłynęły na rozwój wydarzeń na Odrze w 2022 roku.
Kuleje też informacja — brakuje choćby alertów RCB, które ostrzegałyby przed falą zanieczyszczeń mieszkańców kolejnych miejscowości.
„Mieszkańcy miejscowości takich jak Glinojeck czy Nowy Dwór Mazowiecki nie wiedzą, że przez ich teren przejdzie fala. Ostrzegają ich znajomi z sąsiednich miejscowości” – mówi nam ekspertka WWF.
Wkra nie będzie drugą Odrą — rozmiar rzeki, a zapewne i skala oraz rodzaj zanieczyszczeń nie doprowadzą do rozlania się katastrofy na tak duży obszar. Trzy lata po odrzańskiej tragedii nie udaje się jednak zapobiec śmierci ryb. Rzekami, mimo zapowiedzi, wciąż zarządza nie ministerstwo środowiska, a infrastruktury. A rzeki to przecież przede wszystkim przyroda, nie infrastruktura, czego władza widocznie musi jeszcze się nauczyć.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.
Komentarze